Muzyka to coś więcej...

Muzyka to coś więcej...Lokal spowiła ciemność, w raz z nią nastała grobowa cisza. Spojrzał w stronę sceny delikatny błękit jej włosów mienił się magicznie pośród mroku. Wraz z jej krokami stopnie schodów zapalały się tym samym niezwykłym światłem. Uśmiechnął się pod nosem, scena była jej światem miała tam całkowitą władzę. Stanąwszy na szczycie sceny wykonała skromny gest, wraz z nim scena rozbłysła niebieskim światłem. Razem z jej unoszącą się dłonią, z pod sceny wyłonił się kokpit. Rozbrzmiały pierwsze wiwaty. Wykonała w powietrzu niewielki ruch dłonią, po którym na moment pozostała błękitna łuna. Głośne oklaski publiki zagłuszyła muzyka której pierwsze uderzenie wstrząsnęło salą. Wtedy Sona całkowicie zatraciła się w muzyce. Miał ochotę zostać tu i dołączyć do widowni patrzącej na nią zahipnotyzowany. Miał jednak swoje zadanie. Wiedział że po jego wykonaniu, z władczyni sceny stanie się na powrót tą którą kocha, oraz tą którą z nikim nie musi się dzielić. Włożywszy niewielkie słuchawki, nasunął na głowę kaptur wychodząc w zimną noc. Spojrzał w niebo, jak zawsze gdy słyszał jej muzykę czuł jak gdyby gwiazdy świeciły mocniej. Zapalił papierosa zaciągając się mocno. Wyczuł karcącą zmianę w muzyce, nienawidziła gdy palił. Zignorowawszy to po chwili wyrzucił niedopałek. Kiedy tylko żarząca się resztka dotknęła wilgotnego asfaltu muzyka znów stała się czysta. Nic nie było w stanie przerwać ich połączenia. Właśnie tym drzemała ich siła. Nocna niebo przecięła czerwona raca. Znak był jasny, rozpoczęto polowanie. Zawsze tego samego dnia, o tej samej porze. Ruszył biegiem w stronę powoli gasnących iskier. Rytm w słuchawkach nieco przyspieszył pozwalając mu przekroczyć swoje limity. Wskakując na jeden z dachów jego uszu dobiegł pierwszy krzyk, nie miał wiele czasu. Przyspieszył na ile pozwalała mu zwiększona siła, kątem oka dostrzegł szamotaninę. Zwróciwszy się w tamtą stronę wyskoczył przygotowując się do uderzenia. Wzmocnione basy podwoiły siłę jego ciosu, trzask łamanej szczęki stłumił krzyk bólu. Nie dając dwóm pozostałym towarzyszom zaatakowanego zareagować rzucił się w ich stronę. Złapawszy jednego z nich za kurtkę przeskoczył przez jego ramie, następnie ciskając nim w drugiego. Po uderzeniu w nieustępliwy mur nieprzytomni osunęli się na ziemie. Spojrzał na ich niedawny cel, zapłakana kobieta tuląca do piersi dziecko kuliła się w cieniu zaułka. Patrzyła na niego oczami pełnymi przerażenia. Wskazał jej drogę do lokalu, wiedział że będzie tam bezpieczna. Nie musiał się martwić czy da radę tam dotrzeć, łowcy na pewno nie zdołali jeszcze dotrzeć tak daleko. Nie patrząc już na nią ruszył biegiem dalej. Gnany muzyką nie potrzebował nawet chwili by znaleźć się w samym środku terenu łowów. Nic jednak nie słyszał, żadnych krzyków, lamentu, wyzwisk. Zupełna cisza. Stał tak kilka minut starając się zrozumieć co się dzieje. Prawda jednak szybko się dla niego odsłoniła. Usłyszał rumor kilkunastu silników. Spojrzał w stronę portu. W odległości zaledwie kilkuset metrów zaczął odpływać statek. Więc tym razem łowy rozpoczęto wcześniej. Oznaczało to że gonił go czas. Pogłośniwszy muzykę upewnił się, że nie grozi mu ryzyko odcięcia go od muzyki. Rytm mocno przyspieszając umożliwił mu dobiegnięcie na pomost. Wyskoczył chcąc złapać krawędzi pokładu uciekającego statku, przeklnął kiedy jego palce milimetrami minęły się z celem. Wyciągnąwszy miecz wbił go w tył statku. Podciągając się na rękojeści wszedł na pokład. Przez głośną muzykę przedarł się huk, nie zdążył się w porę uchylić. Pocisk wbił się w jego ramie, spowolniony przez skurzaną kurtkę nie uszkodził nerwów ani kości. Siła uderzenia była jednak na tyle duża by cisnąć nim na pokład. Przeturlawszy się, schował za najbliższą osłoną. Dysząc ciężko zdołał chwycić palcami wystający pocisk. Zacisnąwszy zęby szarpnął mocno wyrywając kule. Muzyka wyrażając przejęcie, zwolniła przyspieszając gojenie się rany. Odetchnął głęboko czując jak krwawienie ustaje. Czyli na statku był snajper, oznaczało to że póki tam jest nie może nic swobodnie zdziałać. Rozejrzał się szukając rozwiązania. Zobaczył stojącą obok niego metalową beczkę, umieszczony na niej znak wyraźnie pokazywał że była to benzyna. Złapawszy ją przyciągnął do siebie, używając miecza przekuł ją tworząc spory otwór. Schowawszy ostrze lekko wyjrzał zza osłony, na statku był tylko jeden punkt dobry dla strzelca. Była to umieszczona dość blisko niego niewielka platforma. Pozostało mu mieć nadzieje, że da radę dorzucić. Wstając rzucił w kierunku platformy, odczekawszy chwilę wyciągnął pistolet strzelając w nią. Wybuch podpalił snajpera którzy chwilę później rzucił się do wody. On sam natomiast ruszył biegiem do sterowni, nie umknęło jego uwadze że minął przynajmniej dziesięć kontenerów pełnych ludzi. Na szczęście pod argumentem siły udało mu się przekonać kapitana by zawrócił. Kiedy tylko dobili na powrót do brzegu, pokierował wszystkich porwanych do azylu Sony, tam uzyskali potrzebną pomoc. Czuł radość bijącą z muzyki. Znów im się udało, teraz musiał tylko odegrać do końca tą szopkę.
Podjechał samochodem pod tył lokalu. Ochroniarze utworzyli pomiędzy fanami przejście prowadzące od tylniego wyjścia. Sona, ignorując nadchodzące zewsząd wiwaty i pogwizdania powoli podeszła wsiadając do otwartego samochodu. Zamknąwszy drzwi ściągnęła słuchawki połączone z maską, po czym zaczęła wyglądać przez okno. Nie odzywał się, obrał kurs na ich skromny dom. Droga mimo że w milczeniu minęła im szybko i bez dodatkowych wrażeń. Stanął na podjeździe spoglądając na nią.
-Jesteśmy.- powiedział lekko zachrypnięty.
Lekko skinęła głową nie ruszając się z miejsca. Stłumił westchnienie, wysiadł z samochodu obchodząc go i otwierając jej drzwi. Odtrąciła jego dłoń, po czym wysiadła stając naprzeciw niego. Stali tak przez chwilę w ciszy. Spoliczkowała go, zapiekło mocno. Nie przypuszczał, że ma tyle siły.
-Wiem że miałem na siebie uważać ale dobrze wiesz że…- nie dokończył.
Rzuciła mu się na szyje. Poczuł jak jej łzy moczą mu koszule. Sam lekko posmutniał, objął ją gładząc delikatnie po głowie. Czuł jak jej niewielkie smukłe ręce zaciskają się mu na szyi. Chciałby wiedzieć co ona teraz czuła, niestety bez muzyki nie był w stanie odczytać jej uczuć. Pocałował ją lekko w czubek głowy czule gładząc po włosach. Po chwili zaczęła się uspokaja, puściła go i wytarłszy oczy uśmiechnęła do niego delikatnie. Weszli do domu, był on zaprojektowany w ten sam sposób w jaki stworzona była scena Sony. W raz z postawieniem w nim przez nią pierwszego kroku, ożył rozświetlając się błękitnym światłem. Dante wsłuchał się w brzmienie które wypełniło dom. Wyczuwał w nim zmęczenie, lekką nutę rozdrażnienia która najpewniej oznaczała głód oraz jeszcze coś. Szczególna melodia którą znał tak dobrze, była jego ulubioną. Mimo tego będzie musiał chwilę poczekać na tą magiczną chwile. Spojrzał w stronę błękitnowłosej, wykonując nieznaczny ruch dłonią włączyła piekarnik z przygotowanym wcześniej jedzeniem. Nigdy nie lubiła ani nie umiała gotować, dlatego oboje zasmakowali w Fastfoodach. Nie minęła chwila a pomieszczenie wypełniło się zapachem pieczonej pizzy. Sona zaczęła swój rytuał powrotu dostrajając światła jak i muzykę willi. Wiedząc, że w tej chwili nie należy jej przerywać, zajął się nakrywaniem do stołu. Rozstawiwszy sztućce i talerze rozejrzał się szukając jej wzrokiem. Zobaczył ją stojącą nad basenem, zawsze kiedy wracali to tam spędzała najwięcej czasu. Unosząc się lekko nad powierzchnią wody kołysała się skromnie w echo otaczającego ją rytmu. Myśląc że nikt jej nie widzi stawała się niesamowita. Stanął na krawędzi basenu, zamarł w bezruchu czekając. Błękitno włosa cofając się wolno oparła się o niego plecami. Reakcja była gwałtowna, cały otaczający ich płynący błękit zapulsował mocną czerwienią. Jej włosy również przybrały tą samą barwę. Obróciła się do niego twarzą zaczerwienione, straciła koncentracje przez co groziło jej niechybne wpadnięcie do wody. Chwycił ją w tali przyciągając lekko do siebie, chroniąc tym samym przed zmoczeniem. Tłumiąc uśmiech odstawił ją na stały grunt. Widząc że twarz jego towarzyszki zaczyna kolorem przypominać dojrzałego pomidora, odwrócił się szybko kierując do nakładania kolacji…
Posprzątawszy po jedzeniu Sona ruszyła schodami na górę. Trzymając dystans poszedł za nią, uśmiechnął się lekko widząc że kieruje się ona do sypialni. Nie umknęło też jego uwadze iż z każdym jej krokiem, światła lekko przygasały. Zatrzymał się przed drzwiami, odczekał pięć wdechów po czym wszedł do środka. Efekt był taki jak zawsze. Zwyczajnie, nadzwyczajny. Stała na środku pokoju wiedział to tylko dzięki jej błyszczących włosów, nie tylko znów stały się błękitne, gdzie nigdzie widział przebłyski purpury. Zbliżył się do niej, dotknął dłonią jej policzka. Obdarzyła go spojrzeniem błękitnych oczu które zabłyszczały. Pocałował ją, dotyk tych nieziemskich warg jak zawsze wywołał u niego dreszcz. Starała się oddać jego pocałunek, podniecenie było dla niej jednak zbyt silne. Drżała mocno z trudem utrzymując się na uginających się kolanach. Objąwszy ją posadził na krawędzi łóżka. Jego pocałunki zeszły na jej szyję pieszcząc każdy milimetr skóry. Otaczająca ich muzyka zaczęła się z wolna zmieniać. Ta noc jeszcze długo się nie skończy…

Dodaj komentarz