Materiał zarchiwizowany.

Miłosne trele-morele - Skok w bok cz. 3 +DEDYKACJA

Tą część dedukuję Koteczka. Dziękuję!  
*************************
Chwile potem otrzęsłam się z stanu zawieszenia. Spojrzałam w te jego piękne, błękitne oczy. Poczułam że się w nich rozpływam.  
- Skończyłaś, czy jeszcze chcesz popatrzeć? - zaczyna się śmiać gdy widzi że spuszczam wzrok - no dobra wstawaj - pomaga mi wstać na nogi. Cała byłam ubrudzona błotem. W tym momencie podbiegł mój tata.  
- JEZU! CO CI SIĘ STAŁO ARIANE?! - te wrzaski ściągnęły ojca chłopaka.  
- Edward co ty tu robisz?! - krzyknął.  
- PATRZ CO TWÓJ SYNALEK ZROBIŁ MOJEJ CÓRCE! Taki sam jak ojciec! - wrzeszczy tata.  
- To nie on! Ja sama... - zaczynam chcąc przerwać tą kłótnie.
- AKURAT. CHODZI JAK TY. - odkrzykuje tata chłopaka. Mam już dość. Obydwaj mężczyźni zajęci swoją nienawiścią nie zauważyli, że odeszłam z pola walki. Chłodny wiaterek chłodził moją twarz. Zaczęłam się zastanawiać nad wrogością naszych rodzin. Mojej i tego chłopaka... Przystojnego i... STOP. Ariane to wróg. Nie możesz go kochać. A jednak... Może to tylko zauroczenie??? Oby...  
- Heeej... - odwracam się gwałtownie. To był ten chłopiec. Patrzył na mnie nie pewnie. Miał rozczochrane czarne włosy. Delikatne rysy ale stanowcze. - Jestem Ricky. - podaje mi dłoń. Waham się. Nie powinnam. Ale jednak uściskam.  
- Ariane.
- Masz - podaje mi chusteczki nawilżające. - Pomóc Ci?  
- Tak - poprosiłam. Obydwoje zabraliśmy się za, , mycie " mnie. Kiedy już skończyliśmy, ruszyliśmy spowrotem. Ojcowie akurat skończyli swoją potyczkę. Tata odwrócił się do mnie. Z wściekłej miny na zdziwioną. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć. W końcu wydukał:
- Aleee... Jak... Ty byłaś... - i znów otworzył usta.  
- Ricky mi pomógł się ogarnąć. - kątem oka widzę że ojciec Rickiego wyglądał jakby go szlak trafił. - Tato jedźmy już - poprosiłam.  
- Dobrze. - i rusza w stronę auta.  
- Pa Ariane - żegna się Ricky.  
- Pa Ricku - czuję że wciska mi w dłoń karteczkę. Gdy już wyszłam z stadniny zauważyłam że to numer telefonu. Zapewne Rickiego. Droga samochodem nie była już taka przyjemna. Dłużyła się bardzo. Po jakiś 12 min tata przerywa ciszę:  
- Czemu mu pozwoliłaś by Ci pomógł. - spytał na poważnie.  
- Teraz to lepiej wygląda. Mama by mnie zabiła gdybym wróciła tak jak wcześniej. - staram się zapanować nad trzęsieniem się strun głosowych. Tatę taka odpowiedź uspokoiła. Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Obserwowałam obrazy migające w rekordowym tempie za oknem. Gdy dojechaliśmy do stadniny mama już czekała. Oczywiście dostałam opiernicz za ubrudzenie ciuchów ale tata coś jej szepnął i przestała. Zapewne powiedział jej że to syn wroga. Zamiast ciągnąć monologu mama okazała mi współczucie i spytała się czy nie mam obrażeń. Gdy już się uwolniłam wcześniej z paczką chipsów ruszyłam do pokoju. Później postanowiłam się przejechać na Silverze. Ledwo zdążyłam na niego wejść a nagle... Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Ktoś strzela z pistoletu. Pies szczeka. Silver wystraszył się. Ja spadam w bok.  
- ARIANE! ŻYJESZ - krzyczy ktoś z daleka... Jakby ze studni.  
- Skok w bok - mruczę bez sensu. Wszystko znika...

Zaslodko

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 603 słów i 3286 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Koteczka

    Super cześć! Pisz i nie przestawaj nigdy :) Dziękuję za dedykacje, czuje się zaszczycona :)

    4 lis 2016