Łowczyni z nad Jeziora "Epizod 1"

Łowczyni z nad Jeziora "Epizod 1"Las był gęsty, korony wysokich drzew skutecznie zasłaniały ziemię przed promieniami słońca. W tym lesie nigdy nie gościło światło słońca. Jedynym światłem któremu dane było rozjaśnić tajemnice spowite mgłą był blask księżyca. Biały blask bez przeszkód oświetlał skrywane przez gaj tajemnice. Jednak blask zwyczajnej nocy, był zbyt nikły by pozwolić zwykłemu człowiekowi ujrzeć choćby skrawek prawdy. Jedynie światło osiągalne w czasie pełni, pozwalało niegodnym śmiałkom zobaczyć część tajemnicy. Po środku gaju, ci którzy mieli odwagę zajść tak daleko mogli ujrzeć Jezioro. Toń odbijająca światło księżyca pozostawała niezgłębiona. Wszechobecny mrok, jak również tafla wody w której niemożliwe było ujrzenie gwiazd przerażał każdego. Nikt nie odważył się zostać tam dłużej po ujrzeniu jeziora, jeziora które nazywano Lustrem Cienia. Dlatego też Łowczyni nigdy nie spotkała niechcianego gościa. Jedynymi których chciała widzieć w swoim lesie byli ci których sama tam zaprowadziła. Nie złościła się jednak wiedząc że śmiałkowie wkraczają na jej ziemię. I tak kiedyś mieli tam trafić…  

Często obserwowała ludzi, potrafiła godzinami stać na skraju lasu i przyglądać się im. Ciekawili ją, jedni całe swoje życie poświęcało by coś stworzyć. Inni potrafili jedynie niszczyć. Przez tych właśnie najczęściej powstawały konflikty, były to te chwile kiedy ogarniał ją smutek. W tym właśnie czasie wielu zabierała ze sobą nad jezioro. Nie wszyscy za nią podążali, nie wszystkim było też dane z nią pójść. Na szczęście konflikty nie trwały długo, kończyły się równie szybko jak zaczynały. Wtedy najczęściej przypominała sobie że ludzie, mimo iż jest to okrutne. Potrzebują wojen. Właśnie po ich zakończeniu stawali się "lepsi”. Nie stawali naprzeciw sobie. Skupiali się tylko na odbudowie tego co zniszczyła wojna. Właśnie po zakończeniu walki najbardziej lubiła ich obserwować. Ich uczucia które były dla niej tak niesamowite, były najmocniejsze. Radość sprawiała że bawili się i pracowali by odbudować swój świat. Smutek kiedy chowali zmarłych pokazywał jak bardzo tęsknią za tymi którzy odeszli. Każde uczucie było dla niej czymś niezwykłym. Jednak jedno z nich wciąż pozostawało dla niej niezrozumiałe. Było to uczucie łączące dwoje ludzi. Zawsze przyglądała się temu z całą uwagą jednak pomimo tego, nie umiała tego zrozumieć…

Mimo że bardzo chciała, nie mogła żyć razem z ludźmi. Ich świat był dla niej zbyt kruchy. Wszystko czego dotknęły jej popielate dłonie, z czasem rozpadało się w pył. Jedynie jej las, jak ludzie których do niego zabrała byli niewrażliwi na jej dotyk. Pomimo tego z czasem i tak odchodzili, a ona po mimo tak wielu lat nie potrafiła się z tym pogodzić.


     Siedząc nad strumieniem nuciła cicho, bosymi nogami zanurzone w wodzie pluskała delikatnie. Woda poza Jeziorem była taka jaką znali ją ludzie. Dająca życie i ukojenie. Często tam przesiadywała, było to miejsce nieopodal krańca lasu. Siadała tu więc najczęściej po zakończeniu przyglądania się ludziom. Strumyk nie wyróżniał się niczym od innych które można było znaleźć w lesie, oczywiście jeśli umiało się szukać. Był on jednak jej ulubionym, to tu najczęściej przychodziła oczyścić ciało i umysł lub zwyczajnie odpocząć. Spojrzała w górę, korony drzew ustępowały ukazując gwiaździste niebo. Noc zaczęła się stosunkowo nie dawno, nie czuła jeszcze zmęczenia. Jednak bardziej męczące zajęcia również jej nie interesowały. Przymknęła oczy przestając nucić. Wszechobecna cisza wprowadzała ją w pewnego rodzaju błogi stan. Wzięła głęboki oddech rześkiego nocnego powietrza. Wtedy cisze przerwał głośny trzask. Spięła się i nastawiła uszu. W oddali dało się słyszeć ludzkie głosy. Czyżby byli to kolejni młodzi śmiałkowie chcący poznać tajemnice tego miejsca? Nie, gdyby tak było związani strachem na pewno nie odważyli by się na wywołanie takiego hałasu. Wstała podnosząc pozostawiony obok łuk, twarz na powrót przysłoniła maską. Następnie niczym cień pomknęła pomiędzy drzewami. Bezgłośnie stawiane kroki po chwili pozwoliły jej usłyszeć rozmowę do której członków się zbliżała.

-Widzisz? Mówiłem że nic złego się nie stanie. – w męskim głosie dało się usłyszeć wyraźne zmęczenie.

-Świetnie. Możemy już iść? – drugi głos był dużo młodszy, dało się w nim wyczuć strach.

-Siedź cicho młody. – w głosie trzeciej osoby słychać było doświadczenie jak również  
sędziwy wiek – Jeśli zima będzie taka jak ostatni, tyle nie wystarczy nawet na dwie noce.

Przycupnęła na jednej z grubszych gałęzi, znajdywała się na skraju lasu. Mimo nocy, świat poza nim wydawał się jej jak zawsze dużo bardziej jaskrawy. Zmrużyła oczy chcąc przyzwyczaić je do nadmiaru światła. Po dwóch spokojnych oddechach jej wzrok znów zyskał ostrość. Bez trudu dostrzegła intruzów. Zaraz po tym poczuła jak palce mocniej zacisnęły się na łuku. Jak oni śmieli to zrobić? Jak śmieli dopuścić się czegoś takiego? Ścieli jedno z drzew jej lasu… pozbawili życia twór cenniejszy niż oni sami… Czułym uchem wychwyciła szelest. Odwróciła głowę zakładając strzałę na cięciwę. Wilki. Las chciał się bronić, nie dziwiło jej to. zwierzęta nie mogły jednak atakować ludzi, oznaczało by to dla nich przeklęcie, a było to równoznaczne ze śmiercią z ręki Łowczyni. Nie… zwierzęta nie mogły cierpieć z powodu jej błędu, to ona jest strażniczką tego miejsca. Śmierć drzewa była jej winą i to ona musi ponieść kare. Biorąc głęboki wdech rozluźniła mięśnie. Wycelowała następnie naciągając cięciwę. Uwolniona strzała ze świstem przeszyła powietrze następnie przebijając gardło bluźnierca. Strzał był celny, nie zranił tętnicy jednak pozbawił możliwości zaczerpnięcia powietrza.

-Kurwa, mówiłem!- wrzasnął najmłodszy – Mówiłem wam że tych drzew się nie rusza.

Starszy mężczyzna rzucił się od ucieczki, młodszy padł na kolana przez łzy mówiąc modlitwę. Łowczyni posłała w noc drugą strzałę, przebiła ona serce uciekiniera jednocześnie zwalając go z nóg. Wypuściła powietrze z płuc, jej ciało znów zaczęło drżeć. Ostrożnie zsunęła się na ziemię patrząc na modlącego się chłopaka. Jak śmiał modlić się po tym czego się dopuścił. Zanim ruszyła z miejsca odetchnęła głęboko próbując się opanować. Wyczuwszy że drżenie jej ciała ustało skierowała się ku klęczącemu. Z pod jego zaciśniętych powiek strugami płynęły łzy. Łzy które wraz z tym jak się do niego zbliżała zaczynały zamarzać. Chłopak również czując chłód padł twarzą na ziemię.
-Błagam.- nie mógł opanować drżenia głosu przeplatanego szlochem- Nie chciałem tego zrobić przysięgam.  
Chwyciła go za włosy zmuszając by się wyprostował. Na jego twarzy zdążyły pojawić się już zmarszczki, Łowczyni nie potrafiła opanować swojej mocy.
-Twoja wina jest niepewna.- wyszeptała do jego ucha- Nie mnie jednak przyjdzie cię sądzić.
Nim skończyła mówić bezwładne ciało padło na trawę. Spojrzała na swoją dłoń, symbole na jej popielatym ciele znów zaczęły lśnić błękitem. Wiedziała co to oznacza, była gotowa ponieść kare za swój błąd. Ciało rozsypało się w pył który zniknął niesiony wiatrem. Zwróciła się do dwóch pozostałych ciał. Wbite w nie strzały lśniły błękitem pozwalającym z łatwością je dostrzec. Wyjęła je mocnym szarpnięciem przyglądając się grotom. Tak jak się spodziewała, były pokryte rdzą i zgnilizną. Ci ludzie nie zasługiwali by żyć, to nic jednak nie zmieniało. Zacisnęła palce na strzałach zamykając oczy. Złamaniu strzał towarzyszyło gwałtowne nieprzyjemne mrowienie. Błękit jej symboli skaził się czernią. Z głośnym westchnieniem podeszła do ściętego drzewa. Niewielkim nożem wyżłobiła w korze niewielki run.
-Spoczywaj w pokoju…- powiedziała nakrywając run dłonią.  
Wiatr szargający jej włosy poruszył liśćmi okolicznych drzew. Cofnęła dłoń na powrót kierując się w las. Maska wydawał się jej ciążyć, nie odważyła się jej ściągnąć. Skierowała się nad Jezioro. Im bardziej się zbliżała, tym gorzej się czuła. Kiedy stanęła na wprost nieprzeniknionej tafli kolana się pod nią ugięły. Spojrzała na swoje odbicie. Wzory zdobiące popielatą skórę lśniły błękitem gdzie nie gdzie przerwane czernią. Czysta biel włosów opadała jej na ramiona. Nie ściągała maski, nie chciała patrzeć sobie w oczy. Nie po tym jak zawiodła. Wsunęła dłonie do niezgłębionej toni. Jezioro pochłonęło błękitny blask wraz z czernią dusząc je w swojej głębi. Zaraz potem przyszedł ból, cierpienie które czuła było porównywalne ze spotęgowanym pęknięciem wszystkich kości. Zgięła się w pół starając stłumić krzyk. Padłszy na kamienie ostatnim co zrobiła było skulenie się w cichym szlochu. Zaraz po tym straciła świadomość…

NiktIstotny

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1719 słów i 9277 znaków.

3 komentarze

 
  • Nick1234

    Uważam, ze bez "kurwa" wyglądałoby to bardziej profesjonalnie. Opowiadanie napisane naprawdę dobrze. Ciekawe. Nietypowy pomysł. Czekam na kolejne części,

    15 paź 2016

  • Nieznajoma666

    Super!:)

    15 paź 2016

  • Koteczka

    Świetnie napisane! Czekam na ciąg dalszy.

    14 paź 2016