Los cz.1

Nastał wieczór, czekałam mnie kolejna nocka z rzędu. Czasem nienawidziłam swojej pracy, byłam całkowicie wykończona, już ponad rok nie widziałam się z nikim z rodziny, nie mówiąc o życiu towarzyskim, o własnym życiu. Wiedziałam, że dokonałam tego wyboru, żeby leczyć ludzi, chciałam pomagać, to było cząstką mnie, lecz czasem naprawdę żałowałam swojej decyzji, rozmyślałam nad tym, co by było, gdyby...
     I tym razem, przebierając się z piżamy zaczęłam się zastanawiać nad tym, czemu nie poszłam na psychologię albo genetykę, czemu poszłam na ratownictwo medyczne. Czasem było naprawdę ciężko, musieliśmy interweniować w sytuacjach zagrażających naszemu życiu byleby tylko uratować poszkodowanego. Wielokrotnie było tak, że mój partner, z racji tego, że byłam drobną kobietą, musiał mnie obronić przed jakimś podskakującym, upitym idiotą. Ale mimo wszystko satysfakcja związana z uratowaniem jakiejś osoby nie mogła się z niczym równać, to było wspaniałe uczucie. Za każdym razem robiliśmy co mogliśmy, przez 3 lata odkąd zaczęłam pracować jako ratownik medyczny, nie mieliśmy ani jednego przypadku śmiertelnego, zawsze nam się udawało zawieźć rannego do szpitala, gdzie zajmowali się nim lekarze. Mimo całkowitego braku czasu czułam się spełniona. Jednak często, gdy już wracałam po dyżurze, siadałam na łóżku i zdawałam sobie sprawę z tego jak samotna byłam.
     Z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zdziwiona spojrzałam na zegarek, miałam wrażenie, że Tom przyjechał po mnie za wcześnie, a okazało się, że nawet się spóźnił. Podbiegłam do drzwi, podniosłam słuchawkę domofonu i rzuciłam szybko, że tylko zakładam buty i lecę na dół. Nie pozwoliłam mojemu partnerowi nawet tego skomentować, odłożyłam słuchawkę na miejsce i szybko ruszyłam do łazienki umyć zęby. W pośpiechu wzięłam torebkę, spakowałam do niej jakieś ubrania na zmianę i wyszłam z mieszkania po drodze zakładając buty i zamykając drzwi.
     Tom jak zwykle czekał na mnie z szerokim uśmiechem oparty o drzwi karetki.
- Wiedziałem, że i tym razem się spóźnisz. Ciężko Ci się wyszykować na czas! – powiedział złośliwie, lecz mimo wszystko puścił do niej oczko.
- Słuchaj, wiem, że to praca, ale dziele z Tobą jedną karetkę! Muszę się dla Ciebie ładnie pomalować i ubrać, żebyś w końcu zauważył z jaką pięknością masz przyjemność pracować! – powiedziałam i od razu pocałowałam go w policzek.
- Kobieto, jesteś okropna! Chociaż przyznam, że nie każda potrafi tak seksownie wyglądać w stroju ratownika! Co by było, jakbym go z Ciebie ściągnął!
- Chodź już, bo jeszcze za bardzo się podniecisz i będziemy musieli coś na to zaradzić, a to nie ja pracuje tu od 10 lat. Mnie mogą wylać i zastąpić jakaś inną seksowną panią ratownik!
     Wsiedliśmy do karetki i pojechaliśmy do szpitala, któremu podlegaliśmy. Często było tak, że już w czasie drogi mieliśmy jakieś wezwania i nawet nie zdążaliśmy dotrzeć do bazy, lecz nie tym razem. Pojechaliśmy na miejsce, poszliśmy do szatni, zostawiliśmy swoje rzeczy i poszliśmy szukać przełożonego. Od czasu wejścia do karetki nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, nie lubiłam rozmawiać w pracy, wolałam się skupić na tym, co mam robić. Pan Zenek stał przy Sali operacyjnej, od razu nas zauważył i ruszył w naszym kierunku.
-Witajcie, dzisiaj przyjmujecie wszystkie wezwania z Leśnicy, dobrze? Tylko uważajcie, tam często roi się od naćpanej i napitej młodzieży, lepiej trzymać się od nich z daleka!
-Spokojna głowa Szefciu, będę Ali bronił własną piersią, jeśli będzie taka potrzeba!
-Hej, hej, dam sobie radę! – Zrobiłam nadętą minę jak małe dziecko, mimo że wiedziałam, że Tom ma rację. Sama nie dałabym rady, gdyby pojawiły się jakieś problemy.  
Złapałam go za rękę i z wdzięcznością ją ścisnęłam. Tom wyszczerzył zęby uśmiechając się do mnie tak, jak tylko on potrafił. Zawsze ściskało mnie to za serce. Mimo, że znałam go tylko trzy lata, to bardzo się do niego przywiązałam przez ten czas, stał mi się bliski jak brat. Odwróciliśmy się na pięcie i ruszyliśmy w kierunku pokoju, w którym czekaliśmy na wezwania.
     Była sobota, a w sobotę zawsze jest pełno wezwań. Aż dziwiłam się, że pomimo późnej godziny nie mieliśmy jeszcze ani jednego, zaczynałam się nudzić. Te chwile oczekiwania są najgorsze, bo siedzisz jak na szpilkach i nie możesz nic z tym zrobić, nie możesz się niczym innym zająć, bo w każdej chwili może zadzwonić telefon. Nagle nastąpiła ta chwila. Tom odebrał, wysłuchał rozmówcę i na kartce zapisał szczegóły. Jeszcze nie zdążył skończyć rozmawiać a my już szliśmy w stronę karetki. W takich sytuacjach nie ma chwili do stracenia, bo ta chwila może zaważyć nad czyimś życiem.
-I jak? Do jakiego przypadku mamy wezwanie?
-Jakaś kobieta przedawkowała tabletki z tego co mówił rozmówca. Poleciłem mu żeby spróbował zmusić ją do zwymiotowania. Mam nadzieję, że dojedziemy na czas. – powiedział to wskakując na siedzenie kierowcy. Włączyliśmy sygnał i ruszyliśmy pędem przed siebie. Na miejscu mieliśmy być za 15 minut.
-Słuchaj, jak myślisz, czemu ludzie to robią? Czemu popełniają samobójstwa?
-Nie mam pojęcia, uważam, że życie jest zbyt ważne, by w taki sposób je kończyć, wszystko można zmienić, wystarczy chcieć.
-No właśnie, dlatego nie rozumiem ludzi, którzy to robią. Pozbawiają się szansy na życie.
-Nie myśl o tym, bo nie będziesz mogła się później skupić na pracy. Powiedz mi lepiej co będziemy mieli robić jak już znajdziemy się na miejscu!
W tym momencie zaczęliśmy rozmowę o pracy, krok po kroku musiałam wyjaśniać Tomowi, co będziemy robić, jak uratować tę kobietę.  
     Droga minęła nam szybko, wręcz zdziwiłam się, gdy znaleźliśmy się na miejscu. Szybko wyskoczyliśmy z samochodu, wzięliśmy nasz sprzęt i pognaliśmy w stronę schodów szukając określonego mieszkania. Zadzwoniliśmy domofonem, odebrała kobieta, stwierdziwszy, że my to my, wyjaśniła, które to mieszkanie i nas wpuściła. Wbiegaliśmy po schodach ile sił w nogach i niemalże w mgnieniu oka znaleźliśmy się na czwartym piętrze. Kobieta stała już w drzwiach i prowadziła nas do pomieszczenia, w którym miała leżeć samobójczyni.
-Wybaczcie, dzwoniąc do was powiedziałam, że to starsza pani próbowała popełnić samobójstwo. Oszukałam was. Wiedziałam, że jeśli powiem prawdę, to nie będziecie się tak śpieszyć. – spojrzała na nas z wyrzutami sumienia.
- W takim razie kogo mamy ratować?! Nie rozumiem Pani myślenia, nie jest ważne kogo mamy ratować, czy to mężczyzna czy kobieta, każdy jest równie ważny! – Tom się zirytował.
     Naszym oczom ukazał się młody chłopak, na oko dwudziestopięcioletni. Leżał na ziemi, wyglądał jakby nie żył. Szybko do niego podbiegłam i sprawdziłam czy jeszcze oddycha. Na szczęście tak było. Przystąpiliśmy z Tomem do ratunku, zrobiliśmy wszystko tak, jak to opisywałam w samochodzie, przenieśliśmy chłopaka na nosze i ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- Chce Pani iść z nami? Może Pani wejść na tył karetki. Na miejscu będzie musiała Pani porozmawiać z policją, żeby wiedzieli jak to się stało i czemu to się stało.  
- Ja nic nie wiem, wybaczcie. Weszłam do mieszkania, a on tu już leżał, nawet go nie znam. Kazałam mężowi zadzwonić i wezwać państwa, bo szkoda faceta. Nie mam pojęcia jak znalazł się w moim mieszkaniu.
- A Pani mąż? Gdzie on jest? Może on będzie wiedział coś więcej? – zapytałam zmartwiona. Może ktoś właśnie szuka tego chłopaka, rodzina się o niego martwi.
- Niestety mój mąż też nie może Państwu pomóc. Wyszedł zaraz po tym jak was wezwał. Jest wierzący i nie ufa lekarzom, uważa, że tylko lekarz może wyleczyć.
- I tak powinna Pani z nami iść. Policja na pewno będzie zainteresowana tym co się stało, tym bardziej jeśli Pani mówi, że nie zna tego chłopaka. – tym razem odezwał się Tom. – W przeciwnym razie będziemy musieli wezwać do Pani policję.
- Sama do nich zaraz zadzwonię, później możecie się upewnić, że dzwoniłam.
     Już nie mieliśmy czasu dyskutować, ostrożnie schodziliśmy po schodach z noszami, wyszliśmy na dwór i rozłożyliśmy ich nóżki. Tom pobiegł do karetki, otworzył tylnie drzwi, a ja w tym czasie pomału posuwałam się z nimi w jego kierunku, co chwilę zerkając na leżącego, nieprzytomnego mężczyznę. Stwierdziłam, że jest bardzo przystojny. Miał kasztanowe włosy, silną posturę, widać, że był wysoki i umięśniony, lecz leżąc tak wyglądał jak małe dziecko, jak chłopiec, którego miałam ochotę przytulić. Nie mogłam się na niego tak patrzeć, bo serce zaczęło mi się rozpływać.
-Rusz się Ala, nie mamy czasu!
- Biegnę, biegnę! Nie chciałam go za mocno trząść!
Weszłam z nim na tył karetki, żeby móc kontrolować jego puls, reakcje. Mknęliśmy niczym strzała w stronę szpitala. Przyglądałam się twarzy poszkodowanego. Musiał mieć jednak około dwudziestu ośmiu lat, więc był ode mnie starszy o dwa lata. Miał lekki zarost, podkrążone oczy, ładne usta, symetryczne rysy twarzy. Musiał być naprawdę przystojny.
- Trzymaj się, proszę. Zaraz dotrzemy do szpitala i Cię uratujemy. Musisz żyć, nieważne co skłoniło Cię do tego czynu. Musisz żyć. – powiedziałam to, a on nagle otworzył oczy. Najpiękniejsze oczy, jakie w życiu widziałam.
- To Ty. – Wyciągnął do mnie dłoń, pogłaskał mnie po twarzy i znów zasnął.

padlina

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1785 słów i 9775 znaków, zaktualizowała 7 cze 2017. Tagi: #los #ona #on #przypadek

Dodaj komentarz