Ghosts of the past- CZ. 4

Ghosts of the past- CZ. 4Po parunastu minutach byłam już pod domem. Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z samochodu. Poprawiłam na ramieniu torebkę i ciaśniej owinęła się kraciastym szalikiem. Wyciągnęłam z kieszeni klucz i weszłam do środka. W salonie paliło się światło. Ściągnęłam buty i płaszcz na przedpokoju wieszając ją na wieszaku. Weszłam w głąb mieszkania kierując się do oświetlonego pomieszczenia. Zauważyłam Adama stojącego pod oknem ze szklanka whisky w dłoni. Na stole stała butelka, gdzie bursztynowego płynu było już nie wiele. Torebkę położyłam na fotelu i powoli podeszłam w jego stronę.  
-gdzie byłaś?-zapytał nerwowym tonem obracając szklankę w rękach.  
-w szpitalu, mówiłam ci-powiedziałam przypominając wydarzenia, które się tam zdarzyły.  
-w szpitalu byłaś aż do jedenastej wieczorem. Kurwa, nie rób ze mnie idioty! Dyżur już dawno skończyłaś, wiec co tam tyle robiłaś!?-zapytał coraz bardziej podnosząc głos. Nie chcę go okłamywać, ale z drugiej strony nie mogę mu powiedzieć prawdy, że John wrócił.  
-siedziałam z jednym z moich pacjentów.  
-aha, czyli wszyscy twoi pacjenci są ważniejsi ode mnie i od naszego ślubu-powiedział popijając ostatni łyk whisky.  
-nie mów tak...-powiedziałam zbliżając się do niego powoli.  
-idę się przejść, muszę ochłonąć-powiedział pospiesznie kierując się do wyjścia. Wyszedł zatrzaskując drzwi. Oparłam się o ścianę wciągając głośno powietrze do płuc. Powinnam mu powiedzieć o powrocie Johna. Nie chcę go okłamywać, ale boje się powiedzieć prawdę. Był przy mnie kiedy cierpiałam po jego wyjeździe, a teraz mam mu powiedzieć, że pojawił się wywracając moje życie? Nie mogę, nie potrafię.. Gdy zawsze zadawał mi ważne dla niego pytanie czy go kocham, nie potrafiłam mu na nie odpowiedzieć. Czułam się przy nim bezpieczna i kochana, ale nigdy nie czułam do niego tego co do Johna. To on był moją pierwszą i ostatnią miłością. Czuje się roztargniona, strach przed tym że znowu go stracę zawładnął moim sercem i umysłem. Pragnę teraz być z nim do końca życia, czuć przy sobie jego obecność, ale tak bardzo się boję, że wszystko jest snem z którego się za chwile wybudzę. Minęło 6 lat..dla mnie ten czas był najgorszym w życiu, żadna minuta, godzina, dzień ciągnęły się w wieczność potęgując coraz większą tęsknotę.  
Skierowałam się w stronę sypialni i z drewnianego biurka wyciągnęłam plik listów. Wzięłam do ręki zaadresowany do Johna. Nigdy go nie wysłałam, bo zabrało mi odwagi. Napisałam go miesiąc temu nie wiedząc sama po co. Mimo przekonywań otaczających mnie ludzi o tym, że on już nie żyje, ja ciągle w to wierzyłam. Wysyłałam listy nie wiedząc czy one w ogóle dotarły. Poszłam schować go do kieszeni płaszczu. Poprawiłam rękami włosy upinając je w luźnego kucyka. Skierowałam się z powrotem do salonu i wyciągnęłam z szafki nie otwartą butelkę whisky. Nalałam polowe szklanki i wyszłam na balkon. Usiadłam na chłodnych płytkach, patrząc się przed siebie na migoczące gwiazdy i błyszczący księżyc. Wyciągnęłam z paczki papierosa, by go odpalić i zaciągnąć się drażniącym płuca tytoniem. Wypuszczam dym, by obserwować jak unosi się do góry, a wiatr go rozdmuchuje, by po chwili mógł zniknąć. Biorę do dłoni szklane z bursztynowym płynem i biorę łyka czując jak agresywny, chłodny smak whisky rozchodzi się po moim gardle. Przymykam powieki czując jak wiatr rozwiewa me blond włosy we wszystkie strony.  
Po parunastu minutach zamykam balkon i kieruje się pod prysznic by zmyć z siebie emocje dzisiejszego dnia. Gdy kończę udaje się na jasną sofę znajdującą się w salonie. Przykrywam się ciasno grubym kocem i patrzę przed siebie na ścianę w niewidzialny punkt widząc przed oczami jego przepełniony dobrem i miłością wzrok, jego ból który próbuje ukryć i tęsknotę przed którą nie potrafiliśmy się uchronić..  
Stoję przy blacie kuchennym parząc kawę. Po kolejnej bezsennej nocy czułam tępy ból głowy. Adam wrócił w środku nocy i od razu udał się do sypialni. Sama leżałam długo próbując pozbierać wszystkie myśli. Wypiłam kawę i wzięłam do ręki kawałek suchej bułki maślanej, by zaspokoić głód. Jadłam poniekąd na siłę czując jak bardzo wyczerpany jest już mój organizm. Poszłam do łazienki by wziąć szybki prysznic i się ubrać. Założyłam na siebie jasne przylegające jeansy i bordowy sweter. W drzwiach łazienkowych minęłam się z Adamem, który bez słowa wszedł do pomieszczenia zamykając się na klucz. Spakowałam pospiesznie wszystkie dokumenty do czarnej torebki i udałam się na przedpokój. Założyłam buty, czarny płaszcz, a torebkę przewiesiłam przez ramię. Wzrokiem błądziłam w poszukiwaniu klucza. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi z których wyszedł Adam. Patrzył na mnie zmęczonym wzrokiem, pełnym smutku i złości.  
-wychodzisz?-zapytał
-tak, muszę na dyżur iść-powiedziałam sięgając za znalezione klucze.  
-okej..chciałem cię przeprosić za wczoraj. Poniosło mnie trochę. Boje się, że cię stracę-mówił kierując się w moją stronę. Stanął patrząc mi w oczy. Każde jego słowo wpędzało mnie w poczucie winy.  
-muszę już iść-powiedziałam szybko otwierając drzwi. Przed wyjściem widziałam jego rozgoryczoną twarz.
Po pół godzinie przekroczyłam progi szpitala kierując się w stronę pokoju lekarskiego. Szybko się przebrałam w błękitną koszulę i białe spodnie. Wyciągnęłam z torebki białą pomiętą kartkę i schowałam ją do kieszeni. Wyszłam z pokoju przedzierając się powolnym krokiem po szerokim oświetlonym korytarzu. Kurczowo zaciskałam dłonie, a serce uderzało z coraz większą częstotliwością gdy byłam coraz bliżej punktu w którym chciałam się znaleźć. Stanęłam przed białymi drzwiami wciągając głośno powtórzę do płuc. Zamknęłam na chwilę powieki, by uspokoić targane mną emocje. Nacisnęłam na klamkę i powolnym krokiem weszłam do środka. Od razu napotkałam na sobie jego wzrok. Te piękne, czekoladowe oczy wpatrywały się we mnie z taką radością, tęsknotą i udręką, że przeszywały mnie od środka powodując dreszcze na całym ciele. Zamknęłam drzwi i skierowałam się w stronę jego łóżka.  
-cześć-szepnęłam słabo się uśmiechając.  
-cześć. Ślicznie w tym wyglądasz, pasuje ci-powiedział uśmiechając się i wskazując dłonią na mój strój.  
-dziękuję-szepnęłam-jak się czujesz?-zapytałam bacznie obserwując każdy element jego twarzy.  
-gdy jesteś przy mnie nie czuje już bólu-szepnął szklącymi się oczami.  
-zobaczę..-powiedziałam wskazując dłonią ja jego ranę.
-nie oglądaj tego, wszystko jest dobrze-powiedział analizując każdy mój ruch.
Nie zważałam na jego słowa podeszłam do drugiej strony łóżka i powoli odchyliłam kawałek cienkiej kołdry. Spojrzałam mu w oczy oczekując pozwolenia na podciągnięcie koszulki. Oczami pokazał w geście swoje pozwolenie. Chwyciłam w palce kawałek skrawka bawełnianej, białej koszulki i delikatnie ją podciągnęłam do góry odsłaniając fragment jego umięśnionego, opalonego torsu. Przejechałam po nim opuszkami palców w kierunku zaklejonej rany. Pod skóra czułam ciepłą, delikatną skórę. Czułam jak połyka ślinę patrząc na moją dłoń przeszywającym wzrokiem. Odkleiłam kawałek opatrunku i uważnie przejrzałam się pomału gorącej się ranie.  
-wszystko dobrze. Za pare miesięcy rana powinna się całkowicie zabliźnić-powiedziałam naciągając mu koszulkę. Gdy chciałam odejść poczułam jak delikatnie łapie mnie za dłoń. Patrzę mu prosto w oczy widział w nich niewielkie iskierki.  
Otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale mu szybko przerwałam.  
-przepraszam, ale nie potrafię inaczej. To co się wydarzyło jeszcze do mnie nie dotarło. Każdy dzień twojej nieobecności wprowadzał mnie w coraz większą tęsknotę i rozpacz której nie potrafiłam opanować. Codziennie w każdej minucie myślałam o twoich ciepłych ramionach otulających, gdy czułam, że tracę grunt pod nogami, a ty zawsze byłeś przy mnie. Przez te sześć lat wstawałam po niesprzedanych nocach myśląc o tym, że tak naprawdę nigdzie nie wyjechałeś tylko ciagle jesteś przy mnie... Próbowałam żyć ze świadomością, że już nigdy cię nie zobaczę, ale nie potrafiłam. Kiedy powiedziano mi, że nie żyjesz mój świat się zawalił. Płakałam przez każdy dzień myśląc dlaczego Bóg mi to zrobił zabierając mi osobę którą tak kochałam... Dlatego gdy cię zobaczyłam w szpitalu myślałam, że to nie dzieje się na prawdę... to że nie potrafię wyznać prawdy, powiedzieć ci o wszystkim-patrzyłam na jego zaczerwienione oczy. Spłynęła z nich samotna łza, którą szybko starł wierzchem dłoni-chce ci coś dać-powiedziałam wyciągając z kieszeni zwinięta kopertę. . Wyciągnęłam ją drżącymi dłońmi. Wpatrywałam się w nią kilka sekund, po czym dałam mu ją do ręki. Patrzył na mnie nieodgadnionym i pełnym smutku wzrokiem-czuje się jak tchórz dając ci to, ale nie potrafię inaczej..-powiedziałam szybko przez łzy. Skierowałam się w pośpiechu w stronę drzwi. Szybko wyszłam opierając się o nie. Pozwoliłam łzą spływać po policzkach i moczyć jasna koszulę.  
                                                                       ****
Wpatruje się w zwinięty kawałek trzymany w dłoni. Drżącymi dłońmi go otwieram czując jak serce zaczyna mi coraz szybciej bić. Jest to list zaadresowany do mnie. Rozpieczętuję kwasek śnieżnobiałej kartki wczytując się w starannie zapisane słowa.  
"John,
Minęło już 6 lat, 3 miesiące i 13 dni mojej tęsknoty i rozpaczy za tobą, a nawet nie wiem czy żyjesz. Nigdy nie traciłam w to nadziei... Teraz siedzę wpatrując się w otaczającą mnie pustkę, zastanawiając się jak inaczej mogło by wyglądać moje życie z tobą u boku. Moją ostoją, nadzieją na lepsze, miłością mego życia... pragnęłam zatapiać się w twoich ciepłych wargach, poczuć dwoje dłonie tulące moje ciało chroniąc je przed całym nieszczęściem tego świata.  
Jeżeli czytasz ten list to znaczy, że zabrakło mi odwagi by powiedzieć ci w prost tego co powoduje strach przed wybawieniem prawdy. Za dwa miesiące wychodzę za mąż...Nigdy nie przypuszczałam, że życie się tak potoczy... Nie wiem czy moja decyzja jest dobra, czy błędna, ale wiedź, że mimo, że to robię nigdy o tobie nie zapomniałam, ciagle jesteś moją pierwsza i prawdziwą miłością dla której jestem w stanie zrobić wszystko...
                                                      Hann
                                                       xxx"
Serce łomocze mi z zawrotną prędkością, a z oczu kapią łzy. Dłonie mi się trzęsą, przez co zgnieciona kartka spada na podłogę. Podkulam nogi czując jak rozpacz zakłada moim ciałem, sercem i duszą.  
-straciłem ją...-szepczę przez łzy nie mogąc się uspokoić. Straciłem miłość mojego życia. Wychodzi za kogoś innego i będzie szczęśliwa. Czuje się rozdzierany od środka. Pragnąłem z całego serca tego by była szczęśliwa, a ja nie potrafiłem jej tego szczęścia zagwarantować. Zniknąłem z jej życia na tyle lat. Serce krwawi mi z rozpaczy. Podnoszę się w pośpiechu i biorę do ręki mocno zgniecioną już kartkę. Wybiegam ze swojej sali przemierzając korytarz. Wzrokiem błądzę wśród ludzi próbując ja odnaleźć, porozmawiać, zapytać...sam nie wiedziałem co chce zrobić, ale musiałem ją zobaczyć. Poczułem szturchnięcie za rękę, a gdy się odwróciłem dostrzegłem George'a, mojego przyjaciela z wojska, który jest księdzem. Patrzył na mnie jak by wszystko rozumiał. Wrócił z misji półtora roku temu. Znał Hannah już dużo wcześniej, gdyż razem chodziliśmy do liceum. Jest moim przyjacielem, powiernikiem tajemnic i wsparciem.  
-Cześć John-powiedział przyglądając mi się z dokładnością.  
-straciłem ją-powtórzyłem te słowa czując się jak bym był w jakimś amoku. Bodźce zewnętrzne nie docierały do mnie przez zamkniętą barierę żalu i tęsknoty. Czułem jak oczy już mnie pieką, a ciągle zbierały się w nich łzy.  
-chodź ze mną-powiedział wskazując ręką przed siebie.  
Po paru minutach staliśmy już na dachu szpitala patrząc na panoramę Nowego Yorku. Chłodny zimowy wiatr docierał do każdej komórki naszego ciała powodując lekkie dreszcze. Staliśmy przy metalowej barierce, patrząc się w nieokreślone punktu przed siebie.  
-dała mi list...napisała, że za miesiąc wychodzi za mąż...-mówiłem spoglądając na drżące dłonie.  
-wiem, dowiedziałem się o tym jakiś czas temu. Wspierałem ją kiedy opłakiwała każdy twój list, kiedy dwa razy targnęła na swoje życie-gdy docierały wypowiadane przez niego słowa czułem jak grunt wali mi się pod nogami, żołądek mi skręcało powodując mdłości, a głowa niebezpiecznie pulsowała. Przetarłem teraz dłońmi twarz czując słone spływające łzy. Nie docierało do mnie to, że chciała sobie coś zrobić, to że mogłem już jej nigdy nie zobaczyć... Tak bardzo mnie to bolało, to że przeze mnie musiała tak cierpieć, nie zasługuje na nią i na to by żyć..-pozwól jej na szczęście, wiem o tym, że to ciebie kocha najbardziej na świecie i ty będziesz jej pierwszą i najprawdziwszą miłością, ale jest dla mnie jak siostra i chce dla niej jej dobra...
Słowa odbijały się echem w mojej głowie, potęgując coraz szybsze uderzenia serca. Czułem się zagubiony jak pięciolatek w supermarkecie, nie wiedziałem co mam teraz zrobić.  
-chciałem porzucić służbę i się jej oświadczyć, a teraz muszę wyjechać by pozwolić jej być szczęśliwą.  
-pewnie chciałbyś o nią walczyć, o jej serce które bez cienia wątpliwości należy do ciebie, ale nie wiem czy będzie ona wstanie przeżyć kolejną dawkę rozczarowań i żalu. Co co się stało po twoim wyjeździe zmieniło ją, stała się zamknięta w sobie i nie dostępna...
-a co się wydarzyło?-zapytałem cicho patrząc na niego zamglonym oczami.  
-jeżeli będzie gotowa sama ci powie-powiedział krótko patrząc przed siebie. Robiło się coraz zimniej, ale oby dwoje nie zwracaliśmy na to uwagi. Pogrążyliśmy się w ciszy otaczającej nas z każdej strony.  
-kim on jest?-zapytałem czując jak wypowiedzenie tych słów wiele mnie kosztuje.  
-z Adamem-powiedział patrząc mi w oczy. Czułem narastający we mnie gniew, który chciałem schować w środku.  
-wychodzi za faceta, który pieprzył wszystkie laski na prawo i lewo, nie szanował i traktował jak kolejne zdobycze!?-zapytałem bacznie przyglądając się Georgowi.  
-może się zmienił, nie szufladkuj wszystkich po ich przeszłości. Był przy niej przez ostatni rok i ją wspierał.  
-przepraszam...nie wiem jak mam sobie poradzić z tym wszystkim...
-jesteś silniejszy niż ci się wydaje. Jeżeli ją kochasz pozwól jej odejść.  
Nic nie odpowiedziałem tylko wsłuchiwałem się w jego słowa, chcąc by wszystko było prostsze...
_____________________________________________________________________
Życzę wszystkim udanego i szalonego sylwestra oraz szczęścia w Nowym Roku 2017. :)
Pozdrawiam S.

shiley11

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2778 słów i 15285 znaków.

Dodaj komentarz