Ghosts of the past- CZ. 1

Afganistan, 2010r.


W powietrzu unosi się metaliczny zapach krwi. Po czole spływają mi krople potu, serce uderza z zawrotną prędkością, a dłonie mi drżą. Słuchać głośne huki wybuchów otaczających nas z każdej strony. Obserwujemy wszystko zza wysokiego bunkra, maskując się przed wojskiem wroga. Ciężki i gruby materiał munduru krępuje moje ruchy. Siedzimy już tu od kilku godzin nie wiedząc co może się wydarzyć. Kiedy inni uważają cię za bohatera zastanawiasz się, czy to co robisz jest właściwe.  

-co teraz robimy?-pyta Matt, stojący po mojej prawej stronie z karabinem trzymanym w rękach.  

-na razie nic. Jak się uspokoi idziemy do naszego obozu. Teraz słuchacie moich rozkazów-powiedział Jack-dowódca, bacznie obserwując terytorium.

-dobrze-odpowiedział Matt przeładowując swoją broń. Jest już późna godzina, a jasny księżyc oświetla horyzont. Wszędzie słuchać wybuchy i rozpaczliwe wołania dzieci, kobiet, mężczyzn błagających by wszystko już się skończyło. Gdybym mógł uczyniłbym to w jednej chwili, ale taka jest wojna, niczego nie można przewidzieć, a tym bardziej ciężko jest czemukolwiek zapobiec. Prawda jest taka: wojna nie określa kto ma racje, tylko kto zostaje.  

Po dwóch godzinach siedzę już w swoim namiocie ściągając z siebie mokry podkoszulek. Przemywam twarz zimną wodą i podchodzę do leżącej na na stoliku książki. Przejeżdżam po niej opuszkami palców uśmiechając się delikatnie. Siadam na łóżku i biorę ją w dłonie i otwieram na przypadkowej stronie. Czytam kilka pierwszych linijek czując jak do oczu napływają mi łzy.  

"Pamiętam każdą wspólnie spędzoną chwilę. A w każdej było coś wspaniałego. Nie potrafię wybrać żadnej z nich i powiedzieć: ta znaczyła więcej niż pozostałe"

Ścieram spływająca po policzku samotną łzę i odkładam książkę na swoje miejsce. Twarz chowam w dłonie opierając na kolanach. Oddycham ciężkim i gorącym powietrzem. Słyszę jak ktoś wchodzi do mojego namiotu, wiec szybko ścieram łzy z policzków udając, że nic się nie stało. To Alicja, dziewczyna która jako jedna z nielicznych kobiet tutaj przyjechała. Była o kilka lat starsza, wysoką brunetką z kręconymi lokami i zielonymi oczami.  

-przyniosłam ci kolacje-odłożyła na drewnianym stoliku talerz i powoli kierowała się w moją stronę. Wstałem szybko zarzucając na siebie leżącą na prowizorycznym łóżku białą koszulkę. Przeczesałem dłonią włosy i poprawiłem pistolet trzymany przy spodniach.  

-nie jestem głodny, daj któremuś z chłopaków-odpowiedziałem układając rozłożone rzeczy na stole. Usiadła na drewnianym krześle przy łóżku, opierając twarz na kolanach.  

-czyli masz zamiar nic nie jeść, okej, ale jak jutro zemdlejesz nie myśl, że ci pomogę-odparła z pewnością siebie, nie mając zamiaru wychodzić-co się dzieje?-zapytała bardziej spokojnym głosem patrząc na okładkę leżącej na nocnym stoliku książki.

-nic się nie dzieje, jestem zmęczony. Idź do siebie, jest już późno-powiedziałem siadając na łóżku. Książkę schowałem pospiesznie do szuflady, wiedząc, że dopiero teraz oderwała od niej wzrok.  

-to jej książka?-zapytała patrząc się na mnie przeszywającym wzrokiem-widzę jak codziennie patrzysz na jej zdjęcie trzymane w jednej z kieszeni munduru... Pokarzesz mi je-powiedziała spokojnym głosem z nutą ciekawości.

Zawahałem się, ale podszedłem do widzącego munduru i wyciągnąłem kieszeni znajdującej się na piersi jej zdjęcie. Przyjechałem po nich kciukiem wpatrując się w jej uśmiechniętą twarz. Odwróciłem się i podałem jej, a ona wzięła je do ręki, by analizować każdy szczegół.  

-jest bardzo piękna, widać, że cię kocha, po jej oczach-powiedziała patrząc się na mnie. Uśmiechnąłem się mimowolnie na jej słowa.  

-jest dla mnie wszystkim-odpowiedziałem czując jak serce łomocze mi w piersi chcąc wyskoczyć.  

-widać to po tobie, że ty też ją kochasz. Jeśli będziesz dusił tęsknotę i cierpienie w sercu będzie jeszcze gorzej. Ja też zostawiłam kogoś w kraju, kogoś kogo kochałam. My nie wybraliśmy tej wojny, tylko ona wybrała nas.

-kogo musiałaś zostawić ?-zapytałem nie oczekując odpowiedzi. Widziałem po jej twarzy, że cierpi tak samo jak ja.  

-syna, który teraz jest z moim byłym mężem-odparła ze słabym uśmiechem z zamyśloną miną.  

-ile ma lat?

-za miesiąc będzie miał 10. Bardzo za nim tęsknie i żałuje, że nie mogę z nim być. Chciałabym mu życzyć, by wszystkie jego marzenia się spełnił i powiedzieć, że bardzo go kocham...a ty masz dzieci?

-nie, nie mam...ale bardzo pragnęliśmy kiedyś je mieć...-szepnąłem myśląc o tym co by było gdybym nie był teraz w tym miejscu gdzie jestem. Życie było by o wiele prostsze, a przede wszystkim mieli byśmy siebie.  

-rozumiem. Ale nie tracę nadziei w to, że kiedyś uda nam się wyrwać z tego syfu-powiedziała z uśmiechem kierując się w stronę wyjścia-zjedź coś i idź spać. Do zobaczenia-powiedziała i wyszła. Spojrzałem na leżący talerz, ale nie miałem teraz ochoty tego jeść. Położyłem się na plecach na średnio wygodnym łóżku, które tworzyły drewniane belki i gruby materac. Głowę ułożyłem na płaskiej poduszce patrząc się do góry. Nogi przykryłem cienkim prześcieradłem ze w błędu na to, że jest tu bardzo wysoka temperatura nawet w nocy. Zerknąłem na zegarek który wskazywał godzinę dwunastą trzydzieści w nocy. Leżałem ciągle myśląc o słowach jakie powiedziała Alicja "nie tracę nadziei w to, że kiedyś uda nam się wyrwać z tego syfu". Tak bardzo pragnę być przy niej, poczuć zapach jej włosów, dotknąć ciepłych warg, codziennie patrzeć jak śpi, jak się budzi, żyje...  

Siadam na skraju łóżka przecierając zmęczoną twarz dłońmi. Wstaje i zapalam mała lampkę przy stoliku. Siadam i biorę do ręki długopis i jedną kartkę. Zaczynam pisać, czując jak przelewam całą rozpacz na kartkę, czując jak pod powiekami zaczyna się robić mokro.  


"Hannah,

Minął już 18 miesiąc mojego pobytu tutaj, a czuje jak każdy dzień był dla mnie wiecznością. Kraj w którym panuje wojna jest tak bardzo niebezpieczny, że każda misja może być tą ostatnią. Wojna jest zdradą i nienawiścią, męczarnią, zabijaniem, cierpieniem i znużeniem, aż wreszcie kończy się i – nic się nie zmienia.  
Zastrzeliłem dzisiaj człowieka, który celował do małego afrykańskiego chłopca. Nacisnąłem na spust wiedząc, że to co zrobię uratuje mu życie. Czuje się jak morderca. Mam poczucie tego, że karabin który mi został dany ciąży na moich plecach, sercu i duszy.  
Nie walczę tylko dla siebie, czy ojczyzny, walczę dla ciebie. Zawsze gdy zamknę oczy widzę przed sobą twoją rozpromienioną twarz, te niebieskie oczy pełne miłości, usta które mógł bym pieścić i całować całymi dniami, twój dotyk który paraliżuje moje ciało... Pragę oglądać kiedy się śmiejesz i robią ci się takie urocze dołeczki w policzkach, kiedy się złościsz i wychodzą ci zabawne zmarszczki na czole, a ty ich nienawidzisz, to wiedz, że ja je kocham, dał bym wszystko by móc cię jeszcze zobaczyć. Jesteś darem od Boga, który postawił Cię na mojej drodze-najpiękniejszą kobietę na ziemi, która zawładnęła moim sercem i umysłem.  
Gdyby nie ty, chciałbym, by każda kula przeszywającą to roztargnione powietrze straciła w moją pierś. Jesteś jedynym co trzyma mnie przy życiu.  
Jak powiadał św. Augustyn "o ty­le sta­jesz się z dnia na dzień piękniej­szy, o ile wzras­ta w to­bie miłość. Bo miłość jest oz­dobą duszy, jest jej pięknem". Ty jesteś pięknem mojej duszy i dzięki tobie chcę być coraz lepszy.  
Tak bardzo za tobą tęsknię... Kocham cię ponad życie, jedyne czego pragnę to moc ujrzeć twoją twarz i powiedzieć Ci, że jesteś dla mnie wszystkim."

                                           Kocham Cię
                                                        John
                                                           xxx

______________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że część się podobała, jeżeli ktoś ma jakieś uwagi proszę pisać, chętnie się z nimi zapoznam. Następna część pojawi się w przeciągu kilku dni.  
Pozdrawiam S.

shiley11

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1490 słów i 8324 znaków.

2 komentarze

 
  • Malawasaczka03

    Bardzo fajnie się czyta.

    12 gru 2016

  • Farmaceutka

    Bardzo sie podoba. Mam nadzieje ze szybko wróci do Hannah

    12 gru 2016