Ghosts of the past- CZ. 3

Ghosts of the past- CZ. 35:40. Słyszę dzwoniący budzik na nocnej szafce. Wyłączam go próbując wyrwać się ze snu. Ponoszę się spuszczając bose stopy na miękki dywan znajdujący się koło łóżka. Przeczesuje włosy ręką i kieruje się w stronę łazienki. Staje nad umywalką i patrzę się w swoje odbicie. Blond włosy będące w nieładzie spadają na ramiona, błękitne oczy bez wyrazu wpatrują się przed siebie, a malinowe usta próbują wysilić się na uśmiech. Ściągam z siebie piżamę i kieruje się pod prysznic. Chłodna i orzeźwiająca woda doprowadza mnie do porządku. Myje swoje ciało i włosy po czym starannie spłukuje. Wychodzę opatulając się jasnym grubym ręcznikiem. Myje zęby i robię delikatny makijaż. Kremową szminka podkreślam usta, rzęsy pociągam tuszem i nakładam lekki bronzer na policzki by uwydatnić kości policzkowe. Susze włosy zostawiając je rozpuszczone, by mogły swobodnie opadać na plecy. Zakładam czarne jeansy i biała koszulkę. Po cichu by nie zbudzić Adama idę do kuchni. Nie mam ochoty na śniadanie, wiec decyduje się tylko na pospieszne wypicie latte. Po paru minutach stoję już na przedpokoju zakładając na siebie płaszcz, czarne botki i kraciasty szalik.  

Po pół godzinie siedzę już przy biurku w jasnym i przestronnym gabinecie przeglądając liczny plik dokumentów. Po chwili słyszę pukanie do drzwi zza których wyłania się postać ordynatora. Jest to krępej postury mężczyzna po pięćdziesiątce z zielonymi oczami ozdobionymi okularami w czarnych oprawkach i delikatnymi zmarszczkami które dodawały mu uroku. Na łysej głowie widniało pare siwych krótkich włosów. Był serdecznym i ciepłym mężczyzną można by rzec, że "bez granic". Od lat sam podróżuje z plecakiem przez świat poznając kultury ludności.  

-doktor Stevens proszona jest pani na sale segregacji, był poważny wypadek i mamy dużą ilość rannych-powiedział, a ja w pośpiechu się zerwałam, zamknęłam swój pokój i w biegu pokonywałam długie korytarze. Na sali przyjęć pielęgniarki i lekarze starali się jak najszybciej zająć każdym pacjentem, mimo, że liczba poszkodowanych co chwile wzrastała. Założyłam na dłonie niebieskie gumowe rękawiczki i skierowałam się w stronę jednego z łóżek. Wzięłam od razu kartę pacjenta by wiedzieć jak się nazywa. Po dowiedzeniu się tego czułam jak oczy zaczęły mi zachodzić mgłą, a dłonie drzeć, by spowodować wyślizgniecie się kartki papieru z dłoni. Serce przyspieszyło do zawrotnie niebezpiecznego tępa. Chwyciłam się szafki czując jak nogi robią mi się jak z waty, a cale ciało przechodzą dreszcze. Spoglądam na leżącego młodego mężczyznę z raną postrzałową. Był w pół przytomny z powodu utraty dużej ilości krwi. Miał na sobie zielono-brązowe ubranie wojskowe, które z czasem zaczęło się zabawiać od brunatno czerwonej krwi. Serce chce wyskoczyć mi z piersi. Nic do mnie nie dociera, żadne słowo, gest, krzyk. Czuje się jak bym błądziła w labiryncie z którego nie ma wyjścia. Nie mogę się ruszyć, czuje jak czas paraliżuje moje ciało. Pielęgniarki patrzą się na mnie nie wiedząc co się dzieje.  

-doktor Stevens, co się dzieje?!-dociera do mnie prawie nie słyszalny głos pielęgniarki. Czuje jak życie przelatuje mi przed oczami, a wszystko dzieje się w zawrotnie szybkim tępie.  

-jedziemy z nim na blok-powiedział chirurg do jasnowłosej starszej pielęgniarki. W uszach mi szumi, mimo to słyszę nerwowe i rozłączone głosy otaczających mnie ludzi. Spojrzałam na jego bladą i zmęczoną twarz. Czułam uścisk w żołądku, którego nie mogłam opanować. Szybkim krokiem minęłam ludzi, niektórych taranując, mimo, że nie zwracałam na to uwagi. Wbiegłam do toalety i zwymiotowałam. Czułam jak zaczyna bolec mnie głowa. Opieram się dłońmi o muszlę i czuje jak po policzkach spływają słone łzy. W głowie mi pulsuje, a żołądek znowu wywraca się na druga stronę potęgując kolejną dawką torsji. Nie jestem w stanie racjonalnie myśleć. Łzy mieszają się z potem jaki oblewa moje ciało. Wychodzę z toalety i przemywam twarz lodowatą wodą. Patrzę na siebie w lustrze i od razu spuszczał wzrok. Blada twarz, czerwone podpuchnięte oczy, lekko zaróżowione policzki-wyglądałam okropnie, ale nie interesowało mnie to. Usłyszałam pukanie do drzwi. Nic nie odpowiedziałam, a po chwili zobaczyłam stającą w drzwiach moją przyjaciółkę Evę. Wysoka brunetka z włosami wpiętymi w wysoki kucyk, piwnymi oczami i drobnymi piegami których nigdy nie lubiła. Patrzyła na mnie wzrokiem pełnym troski.  

-widziałam, nie płacz-powiedziała podchodząc do mnie i próbując mnie do siebie przytulić. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć czując jak do oczu napływają kolejne porcje łez. Objęła mnie mocno swoimi ramionami, siedząc na chłodnych łazienkowych płytach. Płakałam jak dziecko, mając na dzieje, że łzy zmyją całe moje cierpienie. Tak bardzo tego potrzebowałam, moje życie się zawaliło, a ja czułam, że tracę grunt pod nogami. Po kilkunastu minutach podniosłymi się. Eva poprawiła mi włosy i zmyła rozmazany makijaż. Wyszłyśmy z toalety czując na sobie przeszywający wzrok przechodniów. Patrzyłam się ślepo przed siebie nie wiedząc gdzie mam iść. Wolnym krokiem przemierzałam korytarz. Słyszę otaczający mnie mnie krzyk pielęgniarki.  

Po chwili dostrzegam wyłaniającą się zza ściany jego postać. Patrzy się na mnie rozkojarzony wzrokiem kurczowo trzymając się za klatkę piersiową. Zatrzymuje się, a nogi zaczynają się robić jak z waty. Mam uczucie jak bym miała zemdleć, albo, że jestem w śnie, a wszystko co się dzieje jest jawą. Szedł do mnie nie pewnym, ciężkim krokiem broniąc się przed upadkiem. Biała koszulka zaczęła coraz bardziej przesiąkać od sączącej się krwi. Przyspieszyłam kroku idąc w jego stronę. Gdy staliśmy już przed sobą nic nie mówiliśmy tylko patrzyliśmy się sobie prosto w oczy jak by czas się zatrzymał. Nie zważał na krzyk pielęgniarki, która informowała go ze musi iść na operację, a ja sama będąca w ciężkim szoku nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Wyciągnęłam dłoń by sprawdzić czy jest prawdziwy, czy stoi przy mnie i czy mogę poczuć jego ciepła skórę. Delikatnie musnęła opuszkami wierzch jego dłoni czując przechodzący prąd. Przymykam powieki z których wypływa jedna, słona samotna łza, której nie ścieram tylko pozwalam by mogła swobodnie spłynąć. Czuje jak serce uderza z zawrotną prędkością. Otwieram powieki i przyglądam mu się, by zgadzać każdy detal i szczegół jego twarzy. Oczy są zaczerwienione i zmęczone. Po paru sekundach milczenia które wypełniało naszą przestrzeń poczułam jak przyciąga mnie do siebie, zamykając w moc my uścisku. Otula mnie swoimi ramionami tak jak by już nigdy nie chciał mnie z nich wypuszczać. Czuje jak do oczu napływa coraz więcej łez.  

-tak bardzo tęskniłem...-wyszeptuje mi we włosy zaciągając się ich jaśminowym zapachem. Tkwimy w uścisku nie zawężając na to, że inni się na nas patrzą. Od tylu lat tego pragnęłam, poczuć jego ciepło, bijące serce, cudowny zapach..  

Delikatnie się od niego odsuwam i spoglądam na krwawiącą ranę, by następnie z przerażeniem spojżeć mu w oczy. Białka są zaczerwienione, pełne łez. Są przepełnione smutkiem, żalem, tęsknotą i szczęściem.  

Po chwili pielęgniarka z lekarzem odciągają go ode mnie prowadząc do innej sali. Te wydarzenia sparaliżowały moje ciało do tego stopnia, że nie mogłam się ruszyć. Tak bardzo chciałam za nim pobiec, ale nie mogłam. Stałam w miejscu jeszcze pare minut po czym poczułam ja sobie szarpnięcie za ramię przez moją przyjaciółkę. Poczułam jak wracam z tego letargu na ziemię. Jestem oszołomiona przez. O potrzebuje paru chwil by dotarło do mnie co ona mówi.

-Hann chodź masz całą koszulkę zakrwawioną, nudzisz się przebrać-mówiła ze spokojem prowadząc w stronę pokoju lekarskiego.  

-widziałaś? Po tylu latach go widzę...-mówię patrząc przed siebie na niewidzialny punkt-to niemożliwe...przecież on nie żyje...-wypowiadałam te słowa coraz ciszej czując jak kolejne porcje łez spływają mi po policzkach.  

          ***
Stoję patrząc się przez szklaną szybę na jego spokojnie leżące ciało, podpięte do aparatury. Analizuje każdy szczegół, myśląc o tym co mam teraz robić. Jestem w totalnej pustce w której nie mogę złapać oddechu. Jestem przerażona, a zarazem tak bardzo szczęśliwa, że moje marzenia stały się prawdą. Naciskam na chłodną klamkę, by wejść do środka. W powietrzu unosi się zapach środku do dezynfekcji. Podchodzę niepewnym krokiem w stronę łóżka. Siadam na niewielkim taborecie. Nerwowo zaczynam bawić się dłońmi wpatrując się na jego spokojną twarz. Usta były lekko rozchylone, rzęsy przy zamkniętych powiekach rzucały cień na policzki. Skórę twarzy zdobił trzydniowy zarost. Podniosłam się kierując się w stronę okna. Otarłam je na oścież delektującą się głodnym powietrzem. Wyciągnęłam papierosa któremu przyglądałam się przez kilka sekund obracając go między palcami. Odpaliłam zaciągając się dymem. Przymknęłam powieki czując jak tytoń drażni moje płuca. Wypuściłam dym patrząc się przed siebie w pustą przestrzeń.  

-nie wiedziałem, że palisz-usłyszałam za sobą jego głos. W pośpiechu zgasiłam papierosa wyrzucając go przez okno. Zamknęłam je i odwróciłam się powoli w jego kierunku.

-jak się czujesz?-zapytałam siadając na niewielkim krześle.  

-nie wierze w to, że cię widzę. Przez tyle lat cierpiałem przez to, że nie mogłem zobaczyć twojej twarzy, uśmiechu-uśmiecham się delikatnie czując jak pod pod powiekami gromadzą się łzy-nie mogłem spać i jeść, czułem jak tęsknota rozszarpuje mnie od środka, gdy tylko zamknąłem powieki widziałem cię szczęśliwą i roześmianą i od razu czułem łzy na policzkach. Tak bardzo chciałem wrócić, móc cię przytulić i pocałować, ale nie mogłem...-oczy zrobiły mu się czerwone i wypłynęła z nich jedna samotna łza. Zasiał ręce w pieści nie mogąc opanować rozpaczy.  

-gdy cię wczoraj zobaczyłam myślałam, że to sen, albo że Bóg robi sobie ze mnie żarty... musiałam cię dotknąć i sprawdzić czy jesteś prawdziwy, czy nie umarłam, a to wszystko nie było jawą... gdy tylko zbieram się na odwagę, by przeczytać listy od ciebie moje serce pęka na tysiąc kawałków-mówię przez łzy czując jak ręce zaczynają mi drzeć, a w głowie szumi.  

Patrzy na mnie swoimi czekoladowymi oczami. Wpatrujemy się w siebie przez kilka minut. Nie musimy używać słów, by wiedzieć o czym druga osoba myśli.  

-powiedz tylko, że to nie jest sen..proszę...-szepnęła prawie bezgłośnie próbując uspokoić oddech.  

Czułam jak przysunął do mnie swoją dłoń i musnął skore na dłoni swoimi palcami. Przeszło mnie dreszcz czując paraliżujące mnie ciepło ogarniające moje serce. Dreszcz który nam towarzyszył drażnił każdą, nawet najmniejszą komórkę naszego ciała.

Przerwało nam wejście do środka pielęgniarki z kolejna porcją leków. Starł szybko łzy z oczu, a ja uśmiechnęłam się do niego słabo, pokazując, że wyjdę.  

-zastań...proszę..-szepnął, na co czułam przechodzący po ciele prąd.

-dobrze-powiedziałam siadając z powrotem na krześle. Potrzebowałam jego bliskości, a zwłaszcza wtedy kiedy los dał mi możliwość by mógł być przy mnie.  

Pielęgniarka położyła na stoliku metalową tackę z lekami i podeszła do niego nachylając się by sprawdzić opatrunek. Była szczupłą, młodą brunetką z ciemnymi oczami. On nie przejmował się jej obecnością tylko ciagle patrzył mi głęboko w oczy próbując z nich coś wyczytać.  

Nachyliła się nad nim by sprawdzić ranę i zmienić opatrunek. Odkleiła go, a ja zobaczyłam dużą, zszytą ranę, która sprawiała mu wiele bólu. Zamknęłam powieki odwracając się w stronę ściany, by zahamować cisnące się do oczu łzy. Poczułam mocniejszy uścisk na mojej dłoni. Otworzyłam oczy i skierowałam wzrok na niego, a on wziął nasze złączone dłonie i przysunął do ust. Musnął ciepłymi wargami skórę na mojej dłoni. Czułam ciepło przechodzące przez moje serce, które ciagle biło w zawrotnym tępie.  

-jak na razie wszystko w porządku, ale skoro pani doktor tutaj siedzi, to niech pani sprawdzi za jakiś czas ranę-powiedziała pielęgniarka wyrzucając zużyty opatrunek do kosza. Skierowała się do drzwi i wyszła.

-pracujesz tutaj?-zapytał z zaciekawioną miną lekko się uśmiechając.

-tak, jestem tutaj chirurgiem dziecięcym od dwóch lat-odpadłam patrząc się na pustą śnieżnobiałą ścianę. Tak bardzo pragnę mu wszystko powiedzieć, co czuję, czego się boję i co się wydarzyło...

-to fantastycznie, zawsze tego pragnęłaś-odpowiedział z uśmiechem.

______________________________________________________________________
Przepraszam za parę dni opóźnienia, ale szkoła i przygotowywanie do świąt robi z czasem swoje. Mam nadzieję, że część się spodoba.
Życzę wszystkim spokojnych, wesołych, pełnych miłości i życzliwości Świąt Bożego Narodzenia.  
Pozdrawiam S. :)

shiley11

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2402 słów i 13415 znaków, zaktualizowała 21 gru 2016.

Dodaj komentarz