Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Domyśl się... – prolog

Tekst ten powstał ponad piętnaście lat temu. Do dzisiaj leżał sobie grzecznie wydrukowany w szafeczce, w kompletnie niezmienionej wersji. Za namową dobrego duszka, postanowiłam go poprawić i udostępnić, sukcesywnie pozbywając się błędów. To moja pierwsza dłuższa opowieść, którą pisałam, będąc jeszcze nastolatką. Mam zatem świadomość, że niektóre rzeczy są mocno niedopracowane, a do tego niekiedy słodko... naiwne. Z drugiej jednak strony, mając dzisiaj większe doświadczenie życiowe, a także sprawniejszą rękę w pisaniu, mogę załatać kilka dziur i luk, których młode oczka nie były w stanie wyłapać. To tyle tytułem wstępu. Zapraszam do czytania. Wytykanie niedociągnięć w pełni dozwolone, a wręcz uzasadnione :D.  

(P.S. – to nie oznacza, że niedługo nie powrócę z czymś nowym. „Domyśl się...”, nie będzie publikowane jakoś bardzo regularnie. Ot, aby zmusić cztery litery do zrobienia porządku z tekstem).  

(P.S. 2 – Nie pytajcie dlaczego imiona i nazwiska są po angielsku. Tak sobie moje młode „ja” wymyśliło i gdybym to zmieniła, przestałabym mieć do tekstu sentyment.

Miłej lektury!

***

„Dla wszystkich, którzy kiedyś popełnili błąd  
i teraz cierpią przez jego konsekwencje:  
Szansa jest tuż obok.  
Rozejrzyjcie się – wystarczy wystawić rękę”.

***

     Ursula Blanks to młoda poetka, cieszącą się niedawno zdobytą sławą. Pomimo swojego dziewczęcego uroku, nadal wyraźnego w wieku dwudziestu czterech lat – wciąż jest samotna. Mieszka w małym domku na przedmieściach Warszawy, wraz ze swoim ukochanym psem Barym, który oprócz niej stanowi jedynego domownika.
     Na samodzielne życie, Urs zdecydowała się mając zaledwie dwadzieścia lat. Opuściła wtedy rodzinny dom i postanowiła radzić sobie ze wszystkim sama. Początki były trudne, jednak ówcześnie zajmowane stanowisko pracownika biurowego w dużej korporacji, pozwoliło dziewczynie na opłacenie rachunków, a niekiedy i drobne przyjemności, z których konsekwentnie rezygnowała, zbierając środki na kupno domu. Radziła sobie całkiem nieźle, co nie umknęło uwadze jej starszej siostry Ivy. Pierworodna mając Ursulę za przykład, postanowiła wyprowadzić się od rodziców i wynająć mieszkanie w stolicy.
     Ursula od zawsze pisała wiersze. Chyba już od szkoły podstawowej, bez ustanku wylewała swoje myśli na papier. Przynosiło to satysfakcję, a także świadomość, że ma swoją wartość. Z czasem zapisane strony zaczęły wypadać z szuflady, gdzie je skrzętnie utykała i stwierdziła, że warto sprawić, by ujrzały światło dzienne. Odnalazła więc starego znajomego, który pracował w wydawnictwie i pokazała mu swoje utwory. Nastawiony sceptycznie, nie obiecywał zbyt wiele, jednak stwierdził, iż można spróbować. O dziwo, reakcja społeczeństwa była pełna entuzjazmu.
     Urs stała się rozpoznawalna. Zaczęto o niej mówić. Młoda i niebrzydka, w swoich wierszach skupiała uwagę na tym, co trudne oraz bolesne, ale też piękne i prawdziwe.
     Nie słodziła, ani nie starała się kogokolwiek do siebie przekonywać. Pozostała sobą i zaskoczyło ją, iż poezja w dzisiejszych czasach coś jeszcze dla ludzi może znaczyć. Myślała, że pogoń za pieniędzmi oraz dobrobytem, nie pozwoli nikomu na chwilę refleksji podczas czytania jej utworów. Na szczęście się myliła.
     Sława miała jednak zarówno negatywne, jak i pozytywne strony. Jej sytuacja finansowa uległa poprawie, zatem mogła porzucić posadę w biurze, na rzecz przesiadywania w fotelu koło kominka, z notesem na kolanach i ołówkiem w dłoni. Stała się niezależna oraz żyła swobodnie, ale tutaj pozytywy miały swój kres. Była bowiem bardzo samotna i doskonale o tym wiedziała. Ludzie przychodzili oraz odchodzili. Jedni pazerni na pieniądze, inni na dobre serce autorki. Z czasem zrozumiała, że nie liczyła się dla nich ona sama i uczucia jakimi ich darzyła, ale szum, który wywoływała wśród społeczeństwa. Wielu chciało mieć Urs przy boku, znać ją oraz chwalić się takim towarzystwem, jednak nikomu nie zależało, by być kimś… tylko dla niej. Wygoniła więc wszystkich nie tylko ze swojego domu oraz kieszeni, ale także serca.
     Oprócz rodziny pozostała Ursuli tylko jedna przyjaciółka, Aleksandria. Wyłącznie tej kobiecie mogła opowiedzieć o wszystkich swoich problemach, wiedząc że otrzyma zarówno poradę, jak i  zostanie pocieszona. Alex ciągle starała się namówić Urs do spotykania z mężczyznami, jednak ta, nauczona gorzką lekcją z przeszłości nadal pozostawała niechętna i nieufna.  
     Dwa lata wcześniej, omawiana rezerwa oraz brak zaufania spowodowały, że Ursula odtrąciła od siebie Marka Shreba. Znali się od dawna, ale byli ze sobą dość krótko. Urs nie pozwoliła bowiem dotrzeć mężczyźnie  do swojego serca, ponieważ wiedziała jak bardzo może się na nim zawieść. Nie dała Markowi szansy, nadal nie będąc pewną, czy zrobiła dobrze czy źle. Zresztą nie chodziło tylko o niego. W grę wchodziła przecież jej dusza, która została zraniona, i nadal niegotowa na uleczenie.
     Czy ta sytuacja kiedykolwiek ulegnie zmianie i Ursula będzie potrafiła komuś zaufać, dając sobie szansę na prawdziwą miłość? Czy dopisze jej szczęście?  
     Odpowiedzi na te oraz inne pytania znajdziecie w dalszej części niniejszej opowieści.

:) ;) :D

Zapomniałabym o tylnej okładce :matko:. Oto ona:

     Ursula siedziała w swoim ulubionym bujanym fotelu, z kubkiem czarnej kawy i Barym u stóp. Jej myśli wciąż powracały do wydarzeń minionego dnia: Alexandria leżąca bezwładnie na łóżku, kolacja, na którą nie mogła pójść i ten dziwny, możliwe, że nawet proroczy sen...
   –  Najwyraźniej los chce wytrącić mnie z równowagi – stwierdziła, wypijając łyk gorzkiego płynu. – A jakby tego wszystkiego było mało – dodała, marszcząc brwi – musiał się jeszcze pojawić Mark. Czemu ten wielki ciężar spadł na moje barki tak nagle?
     Głaszcząc psa, pełna smutku spoglądała na wesołe ogniki skaczące po drwach w kominku. Tylko tutaj, we własnym domu czuła się bezpiecznie. Faktycznie, ostatnimi czasy miała ochotę nieco urozmaicić swoje życie, ale nie przewidziała, że dojdzie do tego w tak drastyczny sposób. Teraz sądziła, iż może być tylko lepiej.
   Nie przewidziała jednak jednego – jej również groziło śmiertelne niebezpieczeństwo...

Kocwiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 1119 słów i 6470 znaków, zaktualizowała 19 kwi 2021. Tag: #ni_ma_tagów_bo_i_po_co

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • shakadap

    Ciekawe.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    11 cze 2021

  • Kocwiaczek

    @shakadap, dziękuję:)  Również pozdrawiam!

    11 cze 2021

  • Gaba

    Tutaj można się spodziewać wszystkiego. Znając Twoje pisanie.....wszystko się zdarzyć może, fajnie pleciesz te literki👋👍

    19 kwi 2021

  • Kocwiaczek

    @Gaba, coś pozmieniam, coś poprawię. W każdym razie wracając do tego tekstu w oryginale nie raz, nie dwa się złapie za głowę i wybuchnę śmiechem. Wam zapodam zapewne wersję bardziej zjadliwą :D

    19 kwi 2021

  • Gaba

    @Kocwiaczek czemu? Daj się pośmiać, tylko Ty możesz??

    19 kwi 2021

  • Kocwiaczek

    @Gaba, lepiej się pośmiać z treści niż z błędów stylistycznych:)

    19 kwi 2021

  • Gaba

    @Kocwiaczek to się pośmiej z jednego i drugiego... Na zdrowie

    19 kwi 2021

  • agnes1709

    Powiało kryminałem :D

    19 kwi 2021

  • Kocwiaczek

    @agnes1709, coś w ten deseń :) ale z przymrużeniem oka :D

    19 kwi 2021