,,Caritas est lumen." cz.2.

,,Caritas est lumen." cz.2.Kiedy wreszcie zrozumiała co się stało, jeszcze raz odsunęła stojącą przed nią postać. Wyraz jej twarzy wskazywał na ogromne niezadowolenie.  
     - Leon to wcale nie było zabawne. Mamy już prawie osiemnaście lat, a Ty wciąż zachowujesz się jak dziecko. - prychnęła i zwróciła się w stronę Aleksandra. On położył jej rękę na ramieniu, szepnął cichutkie, , Cześć, Ali" i minął ją. Podszedł do swojego brata bliźniaka i już miał wymierzyć cios, kiedy Leo podniósł ręce na wznak poddania.  
     - Hej hej. - zaczął, osłaniając twarz. - Spokojnie. Chciałem tylko ją miło przywitać. Dawno się nie widzieliśmy, prawda Al? - obejrzał się zza ramienia Aleksa i posłał swój najbardziej czarujący uśmiech. Odwróciła wzrok. Zawsze używali innych skrótów jej imienia, co doprowadzało Aleksandra do szału, bo to on się z nią przyjaźnił. Nie Leo.
     - Zamknij się, Leon. - odpowiedziała krótko.  
     - Nie powinieneś już iść na zajęcia? Zaczęły się o ósmej. - przypomniał Aleks.
     - Ah! Faktycznie. - zabrał swoją torbę z podłogi, mrugnął do dziewczyny porozumiewawczo i wyszedł. Po tym co się właśnie wydarzyło nastała chwila ciszy. Chłopak patrząc na drzwi, gniewnie zaciskał pięści. Alicja podeszła do niego najciszej jak umiała i odwróciła go, chwytając za ramie. Jego oczy były jak iskierki gaszonego popiołu. Niby już ognia nie ma, ale wciąż parzą.  
     - Przepraszam cię za niego. Ostatnio sprawiał nam sporo problemów.
     - Nic się nie stało, naprawdę. Wiem, jaki on jest. Skoro ciebie znam od zawsze to go też musiałam trochę poznać.
     - Dobrze, że nie posunął się dalej. Jak o tym myślę, to automatycznie się we mnie gotuje.
     - Też się głupio czuję, powinnam was rozpoznać! Przecież nie jesteście identyczni.
     - To fakt, ale w takiej sytuacji nikt by nie myślał. Nie obwiniaj się.
     - Okej. - odparła krótko. Nagle wpadła na niesamowity pomysł. - A może byśmy tak dzisiaj sobie odpuścili lekcje i zostali w domu? Albo gdzieś poszli? To dopiero początek roku, nic poważnego jeszcze nie omawiamy. - spojrzała ukradkiem na chłopaka. - Co Ty na to?
     - Myślałem, że nigdy nie zapytasz. - uśmiechnął się szeroko, biorąc swoją torbę. - I nawet mam pomysł gdzie możemy się udać.  

                                                  *                                                   
     
     Jak już wspominałam, Alicja uwielbiała jesień. Każdy spadający liść traktowała z należytym szacunkiem. Zbierała je na kupkę, wybierała najładniejsze i właśnie z nich robiła różyczki. Całemu procesowi przyglądał się Aleks, który zauroczony delikatnością swojej przyjaciółki, potrafił tylko patrzeć. Po chwili jednak otrząsając się z transu, wziął do ręki swoją lustrzankę, którą wiecznie nosił przy sobie i zaczął robić zdjęcia. Na początku samej natury, a potem pięknu Ali. Alicja zauważywszy to zaczęła bawić się wśród bogactw tej cudownej pory roku. Podrzucała kolorowe liście i obracała się jak baletnica tańcząc w deszczu zieleni.  
     Usiedli na zielonej jeszcze trawie i oglądali wspólnie zrobione zdjęcia. Aleks wskazał jedno i z nich.
     - Uważam, że wyszłaś na nim jak leśna królowa jesieni. - powiedział, a dziewczyna wybuchnęła śmiechem. - No co? - obruszył się chłopak. - Nie śmiej się, mówię poważnie.
     - Jasne, jasne. - przytaknęła ruchem głowy, próbując zachować powagę.  
     - Sądzisz, że tak już będzie zawsze? - zapytał. Głowę miał uniesioną w kierunku nieba, po którym leniwie płynęły chmury. Mieli wrażenie jakby czas się przez chwile zatrzymał. Chcieliby na stale zostać w takim uniesieniu, nie mając żadnych problemów na głowie.
     - A co masz na myśli?
     - No wiesz, naszą przyjaźń, pokój na świecie. Wszystko tak bardzo lubi się zmieniać, że wciąż obawiam się jutra.  
     Po tych słowach nie wiedzieli co mają powiedzieć. Mieli świadomość w jakim świecie żyją. Zakłamanym, okrutnym, nie pozostawiającym na nikim ani jednej suchej nitki. Mimo wszystko Alice zdobyła się na odwagę.
     - Ja lubię zmiany. - rzekła i ułożyła swoją rękę  na jego. Aleks zdziwiony tym gestem, wzdrygnął się lekko, ale nie odsunął jej. - Oczywiście te na lepsze. - zdmuchnęła kosmyk, który właśnie przysłonił jej rzeczywistość.
     - Każdy kij ma dwa końce. - zacisnął palce tak, że ich dłonie uwięzły w uścisku. Można by rzecz, że na stałe.  


                                                  *                                                            
     
     Wróciła do domu. Ściągając buty, zatrzasnęła za sobą drzwi. Miała nadzieję, że nie obudzi drzemiącej zapewne matki. Jednak ku jej zdziwieniu, ona stała tuż przed nią. Umyła włosy, przebrała się ze szlafroka, którego nie zdejmowała od dłuższego czasu. Dziewczyna wyczuła, że coś jest nie tak. Matka uśmiechnęła się łagodnie. Nie robiła tego od ponad roku, więc ten gest jedynie przyprawił Alicję o dreszcze.
     - Zmarzłaś? Przecież miałaś płaszcz. - powiedziała z dozą opiekuńczości.
     - To nie dlatego się wzdrygnęłam. - odparła chłodno. Nie wyczuła z jej oddechu ani grama alkoholu. Może wreszcie umyła zęby. - Wychodzisz gdzieś?
     - Owszem. - odrzekła, ubierając buty. Kiedy przeszła obok dziewczyny można było wyczuć delikatne, waniliowe perfumy. Dostała je na urodziny od córki. - Zimno jest?
     - Mamo, gdzie idziesz? - spytała niby od niechcenia.  
     - Nie twoja sprawa, skarbie. - odparła i wyszła krzycząc:, , Kocham cię!". Dziewczyna usłyszała to pierwszy raz od bardzo dawna. Jednak nie wzbudziło to w niej żadnych uczuć, jakby wyznanie matki od razu wydało jej się sztuczne. Zrzuciła z siebie płaszcz, wzięła wszystkie rzeczy potrzebne jej do pracy i wyszła. Była szesnasta, a do kawiarni miała pięć minut drogi. Zmianę zaczynała o siedemnastej, więc zdążyła napisać jeszcze do Aleksandra.  

Od: Ali
Do: Aleks
     Moja mama wyszła z domu. Rozumiesz to? Za godzinę zaczynam zmianę, może masz ochotę na herbatę, zanim będę musiała wbić się w ten okropny uniform?

     Nie minęła nawet minuta, kiedy dostała smsa zwrotnego.

Od: Aleks
Do: Ali
     Twoja mama wyszła z domu? A to ci dopiero. Wiesz dlaczego? Czekaj, nie odpowiadaj. Opowiesz mi na herbacie, na którą to JA cię zapraszam.  
PS Uniform jest śliczny.

rokisi

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1147 słów i 6186 znaków, zaktualizowała 13 paź 2016.

1 komentarz

 
  • Koteczka

    Kiedy next?

    13 paź 2016

  • rokisi

    @Koteczka chyba już się zaczynam brać za kolejną część :D

    14 paź 2016

  • Koteczka

    @rokisi W takim razie czekam :)

    14 paź 2016