Spoczynek - Requiem (3)

Jechałem, przypięty o szpitalnego łóżka. Mój wózek prowadziła Mary, a obok kroczył lekarz Grande. Lubiłem tego mężczyznę. Rozmawiałem z nim normalnie. Często graliśmy w szachy lub karty. Czułem, że to człowiek po przejściach. Miał wiele cech, Które sprawiały, że czułem respekt w stosunku do niego. Ale się go nie bałem. I właśnie dlatego, okazywałem mu szacunek.
Tym razem, czas przyszedł na badania. Jak zawsze wwieźli mnie do białej sali. Jedyną mroczną cechą Grande'a była... Nienawiść do takich, jak ja. Poczułem ją już przy pierwszym elektrowstrząsie, którym potraktował moje ciało. Zrobił to ze skrajną wściekłością. Wrzasnąłem, wzdrygając się mocno. Pasy zatrzeszczały.  
- Spokojnie. - wyszeptał Grande. Jak na rozkaz zanieruchomiałem. Uśmiechnął się, chociaż wcale go to nie cieszyło. - Zaraz wszystko... Będzie dobrze...
Kolejny wstrząs sprawił, że zwymiotowałem. Wyczyściwszy mnie, .potraktowali mnie jeszcze kilkunastoma razami. Moje serce biło szybko ze strachu, a oddech był nierówny. Łzy płynęły strumieniami a w uszach dudniły tylko słowa Grande'a:
- To cię nie boli. Nie czujesz tego. Nic nie czujesz, prawda?
Potakiwałem skinięciami głowy i wrzaskami. Wiłem się na tym stole jak piskorz, targany torsjami i bólem. Wszystko mnie piekło.  
- Spokojnie... -Grande świetnie maskował swoją nienawiść. - Jestem tu po to, by ci pomóc... Nie krzycz... Nie zaboli...
Ukłucia igieł. Ultradźwięki raniły moje uszy, wrzeszczałem jeszcze głośniej:
- WYŁĄCZ TO! WYŁĄCZ TO, DO JASNEJ CHOLERY! DO KURWY NĘDZY, NIECH PRZESTANIE!
Cisza była jak wybawienie, jak zimna woda w upalny dzień. Ból ustał.  
Nadszedł czas na infradźwięki, Które, tak jak zawsze, Sprawiły, że żołądek niezliczony dziś raz zwrócił śniadanie. Oblany potem i śmierdzącymi wymiocinami dyszałem na stole. Dobrze wiedziałem, że to nie jest koniec.  
- Jak się nazywasz?
- J-jestem Franz Horschlenn.
- Zaptytałem o co innego.
- Nazywam się Franz Horschlenn!
- Jak się czujesz?
Tutaj się zawahałem. Jeżeli powiem, że źle, Spyta ponownie. Jeżeli powiem, że dobrze, będzie prosić o przyczynę mojego dobrego samopoczucia.
-Chujowo. - warknąłem. Piekący ból na brzuchu. Zła odpowiedź.
- Jak się czujesz? - ponowił pytanie Grande.  
- Świetnie... - rzekłem resztkami sił. Widząc jego wyczekujący wzrok, dodałem. - Mam ochotę wsadzić wam wszystkim w dupę te wasze doktoraty... Na niczym się, kurwa, nie znacie. KARACIE NIEWINNYCH LUDZI! POTWORY!
Zatyka mi usta.
- Kim jesteś?
- Franz...
- Kim jesteś. - to bardziej brzmi jak stwierdzenie. Zastanawiam się dłuższy czas nad odpowiedzią. Błądzę wzrokiem po suficie.
- Lekarzem.
- Byłeś lekarzem. Pytam o to, kim jesteś.
- JESTEM.PRYWATNĄ DZIWKĄ JEFFERSONA!
- Wynik negAtywny. - Grande siada na stoliku obok. - Franz... Możesz stąd wyjść. Mógłbyś. Gdybyś tylko chciał współpracować... Mógłbyś wszystko, zrozum. Normalne życie, gdzieś na tym świecie...
- Panie doktorze... -zawieszam głos. -Ja..
- Rozumiem twoją traumę, Franz. Chciałbym dać ci szansę, ale nie jesteś bezpieczny dla otoczenia. Zrozum to.
- Nie! To wy tak myślicie! Cholerni oszyści!
- Nie, Franz. Oszustem jesteś ty. Największym oszustem jest ten, kto okłamuje samego siebie. Lubisz Mozarta, .prawda?
- A co to ma do rzeczy?
Nie odzywał się już. Wstał i włączył Requiem na telefonie. Podziwiałem go, gdy tłumaczył mi, jaki mam być.

Allan

opublikował opowiadanie w kategorii kryminał, użył 612 słów i 3521 znaków.

2 komentarze

 
  • Paulaa

    Bardzo, ale to bardzo mnie zaciekawiło to opowiadanie :) Niecierpliwie czekam na kolejną część ;)

    6 cze 2015

  • Allan

    @Paulaa Dzięki wielkie!

    6 cze 2015

  • Mariann

    Generalnie większość lekarzy nie powinna pracować w swoim zawodzie tylko np. przy pracach ziemnych używając prostych narzędzi jak łopata albo szpadel :D
    Wiem coś o tym ... :)

    6 cze 2015

  • Allan

    @Mariann ja też, kolego, ja też.

    6 cze 2015