Kobiety

Lubiłem naiwne kobiety.  
One tak ładnie mówiły o miłości, a jak można nie ufać komuś, kto tak pięknie mówi?  
Kochałem się w ich oczach, ustach, piersiach spoczywających leniwie pod kolorowymi bluzkami, sukienkami, tyłkach bujających się w prawo i lewo, które budziły chwilowo uśpione żądze i skrywane głęboko fantazje. Były, jak manekiny na wystawie - by rzucić tylko okiem.  
Każda miała coś do powiedzenia, a nawet, jeśli nie umiała mówić - to nic.  
Jej ręce, usta, język były większym pożytkiem i nie potrzebowałem do tego trójkąta jej zbędnych, rzucanych w powietrze słów.
Lubiłem kobiety z perspektywami i wachlarzem zainteresowań.
Wystarczyło tylko potakiwać głową, od czasu do czasu coś wtrącić, aby czuły się docenione, a ich kobiece ego lekko połechtane. Z udawanym zainteresowaniem wykrzywiałem twarz w banalnym uśmiechu, zamawiając im kolejnego drinka. Peszyły się tylko, mając mnie za dżentelmena. Prawda była brutalna, jednocześnie bardzo prosta i klarowna. Łatwiej mi było wysłuchiwać tych wszystkich bzdur, a one z każdą procentową zawartością fikuśnej szklanki, były łatwiejsze i skłonniejsze do czynów, niż do klepania bezsensownie tymi swoimi kuszącymi, czerwonymi usteczkami.  
Kończyło się, jak zawsze.  
Po udanej nocy nie pamiętałem nawet imienia żadnej z nich.  
Lubiłem kobiety z tatuażami, z buntowniczym uśmiechem i iskrą w oczach.
Wiedziały o co chodzi, a ja lubiłem być sobą i taki byłem - kurewsko szczery i bezczelny.
Spontaniczne i pełne zaskakujących pomysłów, na które wcześniejszym kandydatkom nie pozwalała moralność i zasady. Pewność siebie biła z każdej części ich ciała i czasem czułem się, jak mały, biedny robak, któremu wyrywa się dla zabawy cienkie nóżki, a jemu całkowicie to odpowiada. Były cholernie atrakcyjne i dobrze wiedziałem, że miały tego świadomość.
Lubiłem kobiety z dziećmi.
W tym jedynym wypadku lubiłem ich słuchać. Opowiadały o życiu i planach, których nigdy nie miałem zamiaru sobie zapewnić. Dzięki matczynym historiom mogłem chociaż w jakimś stopniu dotknąć tego, czego nigdy nie będę miał, na co nigdy się nie zdecyduje i żadna kobieta nie będzie mnie w stanie do tego przekonać.
Każda miała w sobie coś, czego nie miała jej poprzedniczka. Może dlatego zatracałem się w nich bez pamięci, nie odczuwając nudy, monotonii i szarości, która w przerwach próbowała mnie dogonić, jak szalona.  
Ja lubiłem kobiety, a one nienawidziły mnie. Nie chciałem im zaoferować niczego innego oprócz dobrego alkoholu, seksu i czasu. Nie angażowałem się w żadną z nich. Robiłem im świadomie krzywdę i jednocześnie wodę z mózgu, ale były moim uzależnieniem, które nawet na moment nie opuszczało moich myśli.
Czerpałem z życia to, co chciałem z niego wycisnąć, nawet kosztem innych. Kosztem czyjegoś zawodu, rozczarowania, łez i innych dupereli, które wychodziły im na zawołanie, na pstryknięcie palcem. Lubiłem kobiety, ale nie lubiłem słabości wypisanej w genach. Słabości do przywiązywania. Najczęściej i najmocniej przyzwyczajały się do okropnych, kłamliwych dupków, a ja właśnie taki byłem, a one to uwielbiały.  
Uwielbiały na pierwszym spotkaniu czarującego dżentelmena, u którego w oczach, już na samym wstępie, można było zauważyć małe, jarzące się iskierki. Dupek pomieszany z facetem zdobywającym, irytująco pewnym siebie, ale jednocześnie cholernie pociągającym. Same pchały się w moje sidła, więc dlaczego potem były zdziwione, kiedy otwierały oczy, a mnie już przy nich nie było?
Nic, co dobre, nie może trwać wiecznie. Powtarzałem to każdej na pierwszym spotkaniu, ale żadna nie potrafiła połączyć faktów i zrozumieć, że w oczach, na czole a nawet w moim imieniu chowa się nadęty dupek z wybujałym ego.  
Uśmiechały się, próbowały pokazywać z każdej możliwie najlepszej strony, eksponowały swoje atuty, kiedy wychodziłem na papierosa w międzyczasie poprawiały makijaż, naciągały spódnice, odpinały jeszcze jeden guzik bluzki, a kiedy przychodziłem udawały, że sączą nadal drinka, czekając wiernie na moje przybycie.  
Dawały świadomie znaki, że chcą poznać mnie ze swoim łóżkiem, blatem w kuchni, podłogą. Wszędzie, gdzie tylko się dało, a w niedziele najlepiej poznać ze swoją kochaną, wielką rodzinką.  
Łudziły się, że akurat w każdej dostrzegę to, czego brakowało mi od tylu lat, ale mnie brakowało tylko rozrywki i miałem ją. Dostarczały ją każdego dnia, jedna po drugiej.  
Nie miałem wyrzutów sumienia, po prostu taki byłem. Nie chciałem, żeby ktokolwiek mnie zmieniał, mówił o sprawiedliwości, moralności i innych duperelach, kiedy w mojej głowie pojawiały się one, jako istoty zesłane z nieba, abym mógł poczuć raj tu, na ziemi.  
Tak, zdecydowanie lubiłem kobiety, a one nienawidziły mnie i to się miało nigdy nie zmienić.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii inne i erotyczne, użyła 918 słów i 4993 znaków, zaktualizowała 22 sie 2017.

3 komentarze

 
  • Ness2812

    Niby krótkie, ale zdążyłam się wczuć.  Jak typowa kobieta, lubię takich mężczyzn - na papierze oczywiście ;) Pan z Twojej historii przypomina mi pierwsze wcielenie mojego Thomasa i tym bardziej go lubię  :bravo:

    20 sie 2017

  • Malolata1

    @Ness2812 nie wierze, kto to skomentował! Dziękuję, bardzo miłe, że postanowiłaś mnie odwiedzić i, że się spodobało ;)

    20 sie 2017

  • Somebody

    Bardzo szczerze i prawdziwie napisane :bravo:

    15 sie 2017

  • Malolata1

    @Somebody dziękuję :D

    15 sie 2017

  • agnes1709

    Oj, ktoś Cię naprawdę bardzo wkurzył, co?! ALe cóż poradzisz, rasa męska się nie zmieni, hehe.
    Slicznie, moja droga, łapka, jak zawsze:D

    14 sie 2017

  • Malolata1

    @agnes1709 <3

    15 sie 2017