Pieprzyć to! Stan i Wick powracają! 4

- Szeryfie, to naprawdę ważna sprawa – mówił Wick, po uzyskaniu połączenia z jedyną osobą będącą w stanie mu pomóc. Streszczona wersja wydarzeń nie brzmiała zbytnio wiarygodnie.
- Tylko ściągacie na mnie kłopoty – powiedział szeryf. - Na pewno znów wpakujecie mnie w jakąś aferę. I co to za naiwna historyjka z dwójką szaleńców, składających ludzi w ofierze?
- Proszę tu kogoś przysłać. Naprawdę, my tylko biwakowaliśmy, a tamci na nas napadli.
- Aha, ten pożar to wasza sprawka?
- Nie… to jacyś inni kempingowcy.
- Gdzie jesteście?
- W lesie Montstormery. Dokładniej ciężko powiedzieć, bo tu nie ma numerów ulic.
- A jakieś punkty orientacyjne?
- Najlepiej spotkajmy się przy głównej drodze. Będę tam czekał.
- Zobaczę, ale zaraz zaczyna się mecz.
Wick się rozłączył. Miał nadzieję, że ci wariaci nie przerobili jeszcze Stana na mielonkę. Tylko gdzie jest główna droga? Chyba powinien iść wzdłuż ścieżki wychodzącej od chatki dziwaków. Na pewno tam.
Wick tak zrobił i zaraz tego pożałował, gdyż tym sposobem natrafił na trzeciego z braci, który się nie patyczkował i użył pięści. Wick zobaczył tylko gwiazdki przed oczami.

*****

- Słuchaj, nie narzekaj, jesteśmy tutaj razem. Jak ginąć, to w towarzystwie – powiedział mu Stan, po tym jak dołączył do kumpla, związany i zamknięty w piwniczce.
- Mega pocieszające.
- Już próbowałem ich przekupić. Nic z tego. Wierzą, że co jakiś czas trzeba składać ofiarę leśnym bóstwom. Rozgniewaliśmy je, podpalając las.
- Skąd oni to wiedzą?
- Widzą i słyszą wszystko, co dzieje się w lesie. Mają jakiś szósty zmysł.
- To powinni wiedzieć, że to nie my załatwiliśmy ich ojca.
- Wiedzą o tym.
- Tak?
- Ten koleś, co go złapali przed nami, przyznał się do winy. To jakiś strażak, w wyniku zaciemnienia umysłu użył siekierki i tak to wyszło. On to dopiero ma przerąbane.
- Czyli nas wypuszczą?
- Na pewno nie. Wszystko zostaje w rodzinie, a my wiemy o ich dziwnym obrządku. No i podpaliliśmy las, a oni mają świra na punkcie zieleni.
- Wezwałem szeryfa.
- Trzeba więc grać na czas.
- Miałem czekać przy głównej drodze, ale mnie dopadli. Nie wiem, czy uda mu się odszukać tę chatkę, a potem, czy pokona tych bydlaków.
- Może przyśle kawalerię.
- Reszta gliniarzy nie darzy go szacunkiem. Zawsze na akcje jeździ sam, żeby pokazać, ile jest wart. Na razie musimy czekać. Gdzie ci frajerzy?
- Pewnie składają w ofierze strażaka.
- No tak, chcę im jeszcze zdążyć napluć w twarz.
- Tak, ja też.
Wkrótce usłyszeli zbliżający się pojazd, a potem szybkie kroki jednego z mieszkańców. Wick się ucieszył. To na pewno szeryf. Po chwili jednak zrzedła mu mina, bo usłyszał fragment rozmowy z nowym przybyszem.
- No, jesteś wreszcie – mówił jeden z braci. – Mamy dwóch gości do obrobienia.
- Chyba rodzinka się powiększa – szepnął Stan.

fanthomas

opublikował opowiadanie w kategorii horror, użył 543 słów i 2957 znaków.

Dodaj komentarz