Pieprzyć to! Stan i Wick powracają!

Stan i Wick postanowili rozpalić ognisko w środku lasu i upiec kiełbaski. Nie zwracali uwagi na tabliczki ostrzegające przed podobnym procederem.
- Siedzimy sobie tutaj spokojnie, a jakaś dzika bestia atakuje ludzi i ich pożera – powiedział Stan. – Czy to jest okej?
- Mi to nie przeszkadza. Chcesz keczup?
- Nie, czerwony kolor kojarzy mi się z agresją i przemocą.
- Wczoraj wpieprzałeś lody truskawkowe i nic nie gadałeś.
- Powinniśmy poinformować kogoś o tym, co się dzieje w lesie.
- Super, o kłusownikach i pijanych grzybiarzach też? Zajadaj kiełbaskę, a gie piernicz. Ach, cisza i spokój. Nudne popołudnie przewał czyjś krzyk, dochodzący z niedaleka.
- Wydaje mi się, że powinniśmy siedzieć i udawać, że nas tu nie ma – rzekł Wick. – Przynajmniej żaden potwór nie przerobi nas na kotlety.
- Ale to…
- Wiedziałem, że nie warto brać cię na biwak. Szlag!
- Co?
Stan zauważył, że ognisko przybrało nagle formę małego pożaru i rozrastało się coraz bardziej, bo dookoła nich było pełno suchych liści.
- Chyba faktycznie nas tu nie było. Zwiewamy.
- To nie moja wina.
- Jasne, że twoja. Następnym razem zastrzel mnie, gdy zaproponuję wspólny wypad.
Widząc minę Stana, Wick szybko dodał:
- Hej, żartowałem. Z tobą to nigdy nie wiadomo.
Uszli kilka kilometrów, gdy minęły ich rozpędzone wozy straży pożarnej, spieszące na ratunek zielonym płucom Ziemi. Pożar widocznie
rozgorzał na dobre.
- Też masz wrażenie, że ktoś nas obserwuje? – zapytał nagle Wick.
- Nic takiego nie czuję.
Tuż za nimi z krzaków wychynął stary dziad z długą siwą brodą i dubeltówką w rękach.
- Wy dranie, wznieciliście pożar! – zawołał.
- Nie, my tylko zbieramy grzyby.
- Już ja was znam. Zapłacicie za to.
Dzidek wypalił z dubeltówki, trafiając w drzewo.
- Cholera, gdzie moje okulary? – rzucił do siebie.
Stan i Wick zaczęli uciekać. Duch Lasu nie zamierzał ich jednak tak szybko wypuścić.
- Na przełaj, zgubimy go – zakomenderował Wick.
- Mam na nogach kroksy, a to nie są buty do biegania.
- To ty wywołałeś pożar, powinienem cię zostawić na pogadankę z tym miłym staruszkiem.
- Tak? Ciekawe, bo ja nie… Uuuaaaa!
Wick obejrzał się. Stan zniknął w dole, wykopanym w ziemi i przykrytym gałęziami.
- Kto normalny biegnie i nie patrzy pod nogi? – zdenerwował się Wick.
- Stary, pomóż mi!
Wick zajrzał do dołu. Jego kumpel trafił do pułapki na nieostrożnych gamoni.
- Ciekawe, jak cię wyciągnę? Wespnij się.
- To ma ze trzy metry.
- Kto kopie doły w lesie? Jakiś wariat albo wyjątkowy jajcarz.
- Tutaj śmierdzi.
- Trzeba było nie srać ze strachu.
Wick westchnął. Na horyzoncie pojawił się wariat z dubeltówką.
- Ten gość wciąż za nami idzie.
- Zastrzeli mnie tutaj jak tłustego gąsiora.
- A jak mnie zastrzeli, to i tak ci nie pomogę. Szkoda, że nie wzięliśmy ze sobą trzeciego, byłby w sam raz do odwrócenia uwagi.
- Widzę was! – zawył dziadek z bronią.
- W takim razie ja spieprzam. Siedź cicho, może cię nie usłyszy.
- Wick, ty draniu! Zapamiętam to sobie!
- Spoko, jak się nie zamkniesz, to zaraz będzie po tobie.
Wick zaczął biec, myśląc jak pozbyć się starego stetryczałego dziadka. Gdyby nie ta dubeltówka.
- O cholera!
Poczuł jak ziemia ucieka mu spod nóg. Wylądował w dole, podobnym do tego, w który wpadł Stan.
- Po prostu świetnie. Trzeba było wziąć tego trzeciego.

fanthomas

opublikował opowiadanie w kategorii horror, użył 630 słów i 3458 znaków.

2 komentarze

 
  • SavageMilka

    Trochę słabe, to z mężem, żoną i jej kochankami było lepsze

    20 sie 2017

  • Malawasaczka03

    Świetne!

    14 sie 2017