W wylocie jamy pojawiła się brodata twarz.
- Mam was – ucieszył się dziadek.
- Może wyciągniesz mnie i pogadamy? Serio, już więcej się tu nie pojawimy.
- A gdzie ten drugi?
- A, tamten. Eee… Poszedł na policję. Zaraz cię zamkną za grożenie bronią i nieudzielenie pomocy.
- Zaraz to przestaniesz mielić ozorem.
- Mam forsę, zapłacę.
- Nienawidzę przekupnych świń.
Dziadek wymierzył z dubeltówki, a Wick miał tylko nadzieję, że naboje się skończyły albo to tylko takie żarty. Po chwili jednak staruszek zniknął z pola widzenia, dały się słyszeć odgłosy szamotania, a potem dziadek znów się pojawił, zachwiał i wpadł do dołu. Z głowy sterczał mu strażacki toporek.
- Co za patologia – jęknął Wick. – Strażacy nie powinni robić takich rzeczy.
Minuty mijały, a nikt się nie pojawiał. Wick krzyknął kilka razy. Raczej nie miał co liczyć na swojego kumpla. Toporek wydawał się jedyną opcją. Wyciągnął go z trudem.
- No nie mogę, ale muszę. Przepraszam. To się robi coraz bardziej makabryczne – rzekł do siebie.
Po dłuższej chwili udało mu się wydostać na zewnątrz. Był cały ubrudzony błotem i śmierdział gorzej niż zwykle. Udał się w kierunku dołu, w którym siedział Stan.
- Już jestem.
Nikt nie odpowiedział. Wick zajrzał do jamy. Nie było tam jego kumpla.
1 komentarz
Margerita
łapka w górę