- Hahaha, znowu go widziałem, znowu go widziałem! - darł i śmiał się wniebogłosy.
Tym nad wyraz pobudzonym osobnikiem był nie kto inny jak Stary Wariat Joe, tak, tak na niego mówili. Wieloletni pacjent tego zapomnianego przez Boga szpitala psychiatrycznego dla umysłowo chorych.
- Co tym razem Joe? - spytał posiwiały pielęgniarz z worami pod oczami. Umęczony, przygarbiony i z opadłymi barkami, widać było, że życie go nie oszczędzało, a jemu samemu brakuje już sił.
- Widziałem go, znowu go widziałem panie Finn! - odparł rozemocjonowany Joe. - Przyszedł dzisiaj w nocy i zabrał ze sobą kolejnego człowieczka! - powiedział i znów począł się śmiać.
- Panie Joe, co pan mówi? - spytał zmęczonym, a zarazem zdziwionym głosem Finn. - Przecież nikt dzisiaj nie został zamordowany, a tylko pani Misi popełniła samobójstwo - rzekł obojętnie pielęgniarz.
- Nie, nie, nie. Myli się pan. Przyszedł dziś w nocy tak jak codziennie taki pan w czarnym płaszczu, tak, w czarnym. Widziałem, wszystko Joe widział. Wszedł do pokoju pani Misi i nożykiem poprzecinał jej nadgarstki, aż wypłynął czerwony soczek. Spróbowałem kiedyś tego soczku, wie pan? Ale nie był dobry. Smakował jak jakieś żelastwo - powiedział na koniec i zaczął biegać w kółko, śmiejąc się na całe gardło.
Finn westchnął. Miał już dość tego wszystkiego. Codziennie ta sama szopka. Jakby temu zaradzić? Myślał, myślał, aż w końcu go oświeciło. Spojrzał na biegającego Joe i krzyknął:
- Jesteś absolutnie pewny co do tego pana?!
- Tak, tak, tak, Joe jest pewny na sto procent, a nawet na dwieście - odparł uśmiechnięty.
- Dobrze, w takim razie w nocy zostaniesz z młodszym pielęgniarzem Bartem i pokażesz mu tego "pana".
Pomyślał sobie, że może dzięki temu, w końcu jego umysł choć trochę otrzeźwieje, a on będzie miał wreszcie spokój od tej codziennej dziecinady.
Środek nocy.
- Ech i na co mi była ta robota - narzekał Bart. - Teraz muszę się użerać z jakimś wariatem i jego „wizjami”. No, Joe, to gdzie ten twój „pan”? - spytał zniecierpliwiony.
- Pan spokojny panie Bart, pan spokojny. Zaraz się pojawi - zapewnił z uśmieszkiem na twarzy Joe.
Mijały minuty, w ciągu których nic się nie wydarzyło. W końcu granica wytrzymałości Barta nie wytrzymała. Wydarł się więc na cały szpital:
- Ha, wiedziałem, że jak zwykle sobie coś uroiłeś oszołomie, jak wszyscy zresztą! Jesteś tylko starym wariatem z pierdolonym defektem mózgu! Nic więcej, rozumiesz mnie, stary pierniku?!
Wygłaszając swoją tyradę, nawet nie spostrzegł, kiedy za jego plecami pojawiła się wysoka postać w czarnym płaszczu i z nożykiem w prawej dłoni.
- A nie mówiłem panie Bart! A nie mówiłem! Niech pan spojrzy za siebie! - wykrzyknął Joe.
Pielęgniarz odwrócił się i dostrzegł „pana”. Nie zobaczył jednak jego twarzy, gdyż postać, szybkim płynnym ruchem poderżnęła mu gardło. Czerwony soczek trysnął na wszystkie strony. Bart stał jeszcze przez chwilę, dygocąc w agonalnych konwulsjach, po czym padł jak kłoda na podłogę.
- Chcieli z poczciwego Joe zrobić wariata, a kto tu tak naprawdę ma defekt mózgu? - spytał Stary Wariat Joe, po czym zaczął śmiać się sam do siebie.
Shogun
2 komentarze
Bak
Pieeeerrrrreddddd
AnonimS
Krótkie ale spójne. Łapka
Shogun
@AnonimS Dziękuję bardzo.