Krocząc w mroku

Wysokie latarnie oświetlały wąską ścieżkę, biegnącą pośród budynków. Szerokie kubły na śmieci zajmowały sporą część przejścia, przez co chłopak, mimo swej smukłej budowy, miał problemy z przejściem.  
     ¬— Suka! — wymamrotał pod nosem. W jego głosie dało się słyszeć alkohol — antidotum na wszystkie problemy. - Wstrętna wywłoka! — Kopnął w jeden z koszy, które stały w szeregu. Stalowy pojemnik upadł, wytwarzając głuchy, przenikliwy dźwięk. Szczury, korzystając z okazji łatwej ucieczki, wybiegły spod warstwy śmieci i zniknęły w mroku.  
      Przed wejściem do baru, Tell był zrozpaczony, chciał ją odzyskać. Był w stanie wybaczyć tę krwawą, dla jego serca, zdradę. Teraz - po wypiciu kilku butelek - chciał zemsty.  
     Monika, jego dziewczyna,
     była dziewczyna - upomniał się w duchu,
     zdradziła go w najokrutniejszy sposób, jaki można sobie wyobrazić. Ich dwoje zraniło nie tylko Tella, lecz jeszcze jedną osobę. Tell, wróciwszy z nocnej zmiany, zastał w łóżku Monikę. Lecz nie była sama. Obok niej leżał mężczyzna w średnim wieku. Pod kołdrą dało się widzieć lekkie wzniesienie...
     Brzuch?  
     Dobrze wiesz, co to było — powiedział jego głos rozsądku. — Nie ukrywaj tego przed sobą. Powiedz to!
     — Zamknij się! — krzyknął zdumiony echem, jakie niosło się między budynkami.
     Ciii... Jeszcze ktoś cię usłyszy.
     ... lekkie wzniesienie, które słysząc dźwięk nadchodzących kroków, znikło, wyrównane przez ciało przywołane do pozycji siedzącej. I wtedy Tell dostrzegł to, czego wolałby nigdy nie zobaczyć.  
     — Tata? - Oczy omal nie wypadły mu z orbit.
     Ojciec popatrzył to na niego, to na Monikę. Również zdawał się być zaskoczony całą tą sytuacją.  
     — To nie tak, synku posłu...
     Tell nie dał mu dokończyć.  
     — Oczywiście, że to nie tak. Przyszedłeś tu na mnie poczekać i korzystając z okazji, wszedłeś do naszego łóżka, położyłeś się obok Moniki i zasnąłeś, bo byłeś bardzo zmęczony, tak? — Ręce mu drżały. Omal nie rzucił się na ojca. — A na dodatek, żeby nie pognieść sobie ubrań, ba! Nawet świeżo wyprasowanych majtek, a jakże, rozebrałeś się do naga!
     Monika siedziała na łóżku zakrywając piersi kołdrą.  
     — A ty nie lepsza! —Spojrzał na nią. — Jak mogłaś zdradzić mnie z moim ojcem?
     Ciężkim krokiem wyszedł z pokoju. Za plecami słyszał jakieś krzyki skierowane w jego stronę. Oboje dawali mu do zrozumienia, że to nie tak, żeby zaczekał. "Wszystko sobie wyjaśnimy, skarbie".
     — Suka.
     Najwyraźniej zapomnieli nastawić budzik na jakieś dwie godziny przed moim przyjściem.
     Drugą osobą, którą zranili była matka Tella — żona ojca.
     Spojrzał na zegarek: pierwsza nad ranem. Od rannego wyjścia z mieszkania aż do teraz, włóczył się po mieście. Odwiedził większość barów, a jedyną osobą, której się wyżalił był przypadkowy pijaczyna, siedzący przy jednym ze stolików.  
     Teraz szedł ciemną uliczką i zmierzał donikąd. Nawet nie wiedział, w której części miasta się znajduje. Była bezgwiezdna noc. Niebo zaszedł czarno-granatowy puch. Księżyc nie pojawił się nawet pod postacią rogala.
     Za trzydzieści metrów uliczka rozchodziła się w dwie strony. Tell nie wiedział, w którą z nich skręcić. Zastanawiał się, jak tu trafił.  
     No, co ty, już nie pamiętasz? — Zaczął głoś rozsądku. — Nieźle ci ta wódka uderzyła do głowy. Zamawiałeś kieliszek po kieliszku, szklankę po szklance, butelkę po butelce! Przypominasz sobie? – Tell milczał. — A gdy barman postawił ultimatum: „Płacisz i pijesz dalej, albo więcej już nie dostaniesz”, sięgnąłeś po portfel, aby uregulować rachunek, a tu pusto! Ni złotówki, tylko same miedziaki. Chcąc wytłumaczyć sytuację i zaproponować, że zapłacisz jutro, barman wziął cię za bary i wyrzucił na tyły lokalu na zbity…
     Dobra, pamiętam. Zamknij się wreszcie! — wrzasnął w myślach.
     Doszedł do skrętu. Popatrzył wpierw w lewo, mając nadzieję, że ujrzy światła samochodów. Zamiast tego ujrzał mrok. Czarny, ślepy zaułek. Odwrócił głowę w prawo, z mniejszą już nadzieją. To przejście było, chociaż oświetlone. Stare, pożerane przez rdzę latarnie oświetlały nikłą jasnością uliczkę.      Pod jedną z nich stała młoda, piękna kobieta. Długie rude włosy sięgały do połowy przedramienia. Jej smukła, zgrabna noga, opierała się o jeden z budynków. W ręce trzymała papierosa.
     Hmm… — Odezwał się rozsądek. - Jakby to ładnie ująć, żeby jej nie urazić. Jest to panienka lekkich obyczajów. Przynajmniej takie mam odczucia.
     Po czym to wnioskujesz? — Spytał zirytowany Tell.
     A jak myślisz?
     Krótka spódniczka zakrywała tylko do połowy uda. Była czerwona niczym krew. Usta również pokrywała głęboka czerwień. Dziewczyna przeniosła wzrok na niego i powoli ruszyła w jego stronę. Jej biodra poruszały się zmysłowo — to w jedną, to w drugą stronę.
     Nie zwracaj na nią uwagi. Idź przed siebie. Nie zatrzymuj się.
     I co później? Nie wiem gdzie jestem. Nie znam drogi! Ona pewnie będzie wiedziała którędy stąd wyjść.
     No, i zaprowadzi cię do domu publicznego. — Próbował przekonać Tella, żeby robił to, co mu każe. — Jesteś wściekły na Monikę, owszem, ale nie daj się żądzy. Jeszcze załapiesz jakiegoś syfa czy coś…
     — Zamknij się! — Chłopak nie wytrzymał i krzyknął na cały głos.
     Z dziewczyną znaleźli się ramię w ramię.
     — Słucham? – Uśmiechnęła się zalotnie. — Czy coś zrobiłam nie tak? — Jej palce pogładziły go po twarzy. — Zawsze mogę się poprawić. Pokazać ci coś? — Spojrzała mu głęboko w oczy.  
     — Nie, przepraszam. Jestem zmęczony i zagubiłem się w tym pieprzonym labiryncie. — Parsknął Tell.  
     — Chętnie wskażę ci drogę… — Jej ręka zsunęła się niżej, na szyję a następnie na klatkę piersiową. Serce biło mu niemiłosiernie. Nie wiedział czy ze strachu, czy z podniecenia.
     Przełknął ślinę.  
     — Jesteś taki uroczy.  
     Próbował się uśmiechnąć, lecz nie mógł. Zastygły mu mięśnie. Wpatrywał się w jej oczy jak zahipnotyzowany. Dostrzegł, że są czerwone.
     Soczewki?
     — Wskażę ci drogę — ciągnęła dziewczyna — do jeszcze jednej krainy. — Odchyliła mu bluzkę tuż przy szyi. Zaczęła całować go w usta, schodząc coraz niżej. Na podbródek, szyję…
     Rozwarła usta i jednym ruchem wbiła mu się w tętnicę. Jej ostre, białe kły zatopiły się w miękkiej, ciepłej skórze Tella. Krew pociekła jej po ustach, kapiąc delikatnie na ziemię.
     Chłopakowi zrobiło się gorąco. Doszedł do wniosku, że jest to bardzo przyjemne. Lepsze od jakiejkolwiek rzeczy. Odpłynął w rozkoszy do innego świata. Innej krainy. Nie czuł jak krew go opuszcza.  
     Dziewczyna powoli, z chirurgiczną dokładnością, rozszerzyła usta i wyjęła swe kły.
     — A teraz śpij. — wyszeptała. — Będziesz wiedział jak do nas trafić.  
     Odeszła kręcąc zmysłowo biodrami, przerzucając ciężar ciała z jednej nogi na drugą.

2 komentarze

 
  • Użytkownik kryspin27

    CZEKAM NA DRUGĄ CZĘŚĆ

    3 maj 2018

  • Użytkownik agnes1709

    Niezbyt mocne to to:D

    6 maj 2017