Decyzja

Kraków, wiosna, zachód słońca nad Wisłą po pięknym, ciepłym dniu. Trawa i drzewa budzą się do życia, świat zielenieje, a ludzie wychodzą tłumnie z domów. Spacerują, uśmiechają się, są jakby pogodniejsi, prawie beztroscy. Normalna rzecz. Nic niezwykłego.
Zapada wieczór. Kraków staje się majestatyczny, spokojny i piękny. Ale nie wszędzie i nie dla wszystkich.
Kilka kilometrów na zachód od Wawelu istnieje miejsce, które kiedyś zostało zagospodarowane przez kilku ważnych panów o arcypoważnym nastawieniu do życia i przekonaniu, że wszyscy muszą myśleć w "jedynie słuszny" sposób (czyli: tak, jak oni). Zbudowali oni tam robotnicze miasto i nazwali je "Nowa Huta". Stworzyli je na swój obraz i podobieństwo - stąd tyle w Hucie betonu, szarości i podobnych do siebie, jak żołnierz do żołnierza, bloków, które bardziej przypominają więzienia niż mieszkania.
Dziś Nowa Huta jest częścią królewskiego miasta Krakowa, a zarazem wylęgarnią młodych ludzi, których wnętrze, gdyby je można było ujrzeć w postaci fizycznej, doprowadziłoby niejednego do wymiotów.
W tym właśnie miejscu zaczyna się to opowiadanie.
Adrian był typowym chłopakiem z Nowej Huty: na głowie krótki jeż, w kieszeni nóż sprężynowy, w domu pijany ojciec, a na policji sporo zapisów w bazie danych. Lubił poczucie siły, lubił czuć w żyłach adrenalinę. Pewnie dlatego tak chętnie kroił radia z samochodów, zabierał gówniarzom komóry i szukał okazji komu by tu dać w ryj. Najbardziej jarało go przystawienie komuś kosy do żeber i wrzeszczenie, żeby wyskakiwał z kasy. To były momenty, które Adrian lubił wspominać. Ten strach w oczach ofiary... I poczucie, że ma się siłę, że się jest, kurwa, kimś. Tak, Adrian był typowym chłopakiem z Nowej Huty, jakich wielu - być może zbyt wielu.
Był czwartek, późny wieczór. Adrian szedł z trzema kumplami przez osiedle - jeden gostek im wczoraj podskakiwał, szli go teraz sklepać. Przechodniów prawie nie było, a ci, co byli szybko schodzili im z drogi. Adrian czuł się w takich momentach jak bóg wojny - kochał to uczucie.
Wyszli zza bloku na parking i zupełnie niespodziewanie zobaczyli przed sobą cel, tylko o parę kroków dalej. Gość był sam. Siedział na ławce i pił browar, jakby nigdy nic. Podniósł leniwie głowę i gapił się na nich mętnym wzrokiem. Adrian spojrzał na niego i przez głowę przeleciała mu niejasna, niepokojąca myśl, że coś jest nie tak, coś tu nie gra, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić poczuł straszny ból gdzieś z tyłu, w plecach, i pociemniało mu w oczach. Czuł, że słabnie, że zaraz zwali się na ulicę. Moment później pojawił się nowy ból, jeszcze silniejszy niż poprzednio. Przez umysł przebiegło tysiące obrazów i świat zgasł w jednej chwili.

***

Adrian ocknął się. Nie powoli, boleśnie, jakby wypływał z głębokiej wody na powierzchnię, ale nagle, od razu. Rozejrzał się. Zobaczył wokół siebie ciemność, a gdzieś daleko przed sobą światło. To, co zobaczył nie było jednak tak istotne, jak to, co czuł. Odbierał bowiem masę różnych wrażeń w nowy, choć jakby znajomy sposób - zupełnie tak, jakby wyrósł w nim dodatkowy zmysł, którego ziarenko miał w sobie już wcześniej. Czuł na przykład to światło w oddali. "Czuł" - to nie jest najlepsze określenie, ale trudno to nazwać inaczej. To "czucie" mówiło mu więcej rzeczy, niż słowa byłyby w stanie opisać. Mówiło, że światło jest dobre, że jest w nim bezpieczeństwo, spokój i harmonia.
Zanim Adrian miał czas zastanowić się gdzie jest, jak tu się dostał i co się dzieje, światło otoczyło go i bezpieczne, ciepłe uczucie zalało go ze wszystkich stron. Intensywność i zupełna nowość doznań sprawiła, że Adrian nie był w stanie myśleć - nie miał na to czasu. Ale nawet gdyby miał czas, nie zastanawiałby się nad tym, co się dzieje - czuł się zbyt dobrze, żeby się nad czymkolwiek zastanawiać. Poza tym myślenie nie było mocną stroną Adriana.
- Nie bój się - rozległ się głęboki głos. Z głosu emanowało to samo, co ze światła tak, jakby głos i światłość stanowiły jedność. Adrian oczywiście nie myślał o tym w tak wyszukany sposób - po prostu to czuł.
- Nie boję się - powiedział. Czego miałby się bać? Czuł się wspaniale. Prawdę mówiąc, to wszystko wyglądało tak, jakby był na haju - i to porządnym.
- Kim jesteś? - zapytał powoli.
- Jestem... - zaczął głos, ale zanim zdążył dokończyć zdanie, stało się coś nieoczekiwanego. Rozległ się inny głos, ostry i władczy.
- On już nie wróci. Skończ tę komedię.
W jednej chwili światło skurczyło się, zapadło się w siebie i przekształciło w wysoką postać, podobną do człowieka. Łagodna, bezpieczna aura bijąca ze światła zniknęła bez śladu. Adrian oprzytomniał w jednej sekundzie, jakby ktoś wylał mu na głowę lodowatą wodę. Narkotyczne upojenie prysło jak bańka mydlana. Adrianowi wróciła trzeźwość umysłu i już był sobą - pewnym siebie, niebezpiecznym i agresywnym gościem z Nowej Huty. Rozejrzał się badawczo dookoła i odruchowo sięgnął ręką do kieszeni, żeby poczuć nóż. Noża nie było. Co gorsze, nie mógł namacać kieszeni, spodni, w ogóle nic! Adrian nie czuł i nie widział swojego ciała, choć przecież miał świadomość, że ono jest, istnieje, że ręce, nogi i cała reszta są na swoim miejscu. Po chwili uświadomił sobie inną rzecz: wszystkie jego zmysły były wyostrzone, a umysł tak jasny i trzeźwy, jakby całe dotychczasowe życie było snem, a dopiero teraz nastąpiło przebudzenie. Strach przed czymś obcym, nienaturalnym pojawił się i rósł, przejmował nad nim kontrolę, mieszał zmysły i paraliżował wolę.
Przed nim stały dwie wysokie postacie. Biła od nich siła o niewyobrażalnym natężeniu. Adrian przestał zajmować się wreszcie swoimi odczuciami i popatrzył na pierwszą postać, niższą, tą, która poprzednio z nim rozmawiała ze środka światła. To, co zobaczył sprawiło, że wpadł w panikę, stracił zupełnie panowanie nad sobą i wrzasnął:
- Co tu się, kurwa, dzieje?! Co to za pojebane miejsce?! Gdzie ja...
Ciało przeszył mu potworny ból. Postacie słuchały, jak krzyczy i patrzyły z obojętnym, cynicznym uśmiechem, jak zwija się konwulsyjnie na ziemi. W końcu ból urwał się tak nagle, jak się zaczął. Strach zmniejszył się trochę, bo jego miejsce zaczęła przejmować nienawiść.
- Jesteś w domu, Adrianie - powiedziała niższa postać.
Chłopak znów poczuł intensywną, duszącą moc bijącą od jej pozbawionego emocji głosu.
- Kto wy jesteście? - jęknął wstając.
Ten wyższy odwrócił się nagle do towarzysza i przez chwilę obaj rozmawiali ze sobą w dziwnym, niezrozumiałym języku, jakby nad czymś się naradzali. Potem wyższy zniknął. Było to zjawisko raczej niezwykłe, ale Adrianowi nie wydało się w tym miejscu niczym dziwnym.
- Nie wiesz, kim jesteśmy? Przecież nas znasz.
Adrian uświadomił sobie, że to prawda - domyślał się, kim są. Poczuł nowy przypływ strachu.
- Umarłem? - zdołał z siebie wreszcie wyrzucić.
- Tak. To cię dziwi? Nie wiedziałeś, że ludzie umierają?
Chłopak nie wiedział, co odpowiedzieć na kpinę. Przez kilkanaście lat swojego życia w Hucie widział śmierć wiele razy. Był świadom tego, że i on może kiedyś dostać nożem pod żebro i już więcej nie wstać - ale to było w jego świecie czymś normalnym. Takie "ryzyko zawodowe" - o ile taki styl życia można nazwać zawodem. Adrian myślał czasem o tym, co się czuje, kiedy się umiera, ale nigdy nie zastanawiał się nad tym, co się z nim stanie PO śmierci. Jak to możliwe, że nigdy mu to nie przyszło do głowy?
- Co, nie dała bozia rozumku? - szydził tamten.
Adrian poczuł rosnącą nienawiść. Gdyby tylko mógł, rzuciłby się na przeciwnika. Tym razem był jednak bezsilny i dobrze o tym wiedział. Jedyne, co mógł zrobić, to nienawidzić. A w tym był naprawdę dobry.
- Pierdol się! - burknął. Natychmiast ciało przeszył mu ból, mocniejszy, bardziej przenikliwy niż poprzednio, jakby ktoś przypalał mu ciało ogniem. I tak, jak wyostrzone były jego zmysły i umysł, tak zwiększyła się też czułość na ból. Adrian zrozumiał z przeraźliwą jasnością, że zrobiłby wszystko, absolutnie wszystko, żeby tylko przestać cierpieć. Ból bywa bardzu skutecznym środkiem wychowawczym. Są takie miejsca, w których jest jedynym.
- Zabij mnie - jęknął Adrian.
- Już to zrobiłem - odpowiedziała postać głosem zimnym jak lód. Ból urwał się nagle. Chłopak wstał bardzo powoli. Nigdy wcześniej nie czuł się tak bezradny.
- Dlaczego mówisz, że cię znam?
Tamten popatrzył mu w oczy. Adriana zalało intensywne, upajające poczucie siły, które sprawiało, że chciało mu się szaleć i ryczeć, bić, kopać i niszczyć. Sprawiało, że czuł się jak bóg wojny, jak ucieleśnienie potęgi żywiołów, jak ryczący lew, jak smok ziejący ogniem zagłady, jak Herkules, Mars i Zeus. I nagle Adrian zrozumiał, dlaczego to uczucie wydawało mu się tak znajome: to było to "coś", czym przesiąknięty był death-metal, którego słuchał nałogowo, "coś", co pojawiało się podczas bitew ulicznych i kiedy trzymał komuś nóż przy gardle. Tyle, że tamto ziemskie uczucie było o wiele słabsze, ledwie cień tego, co czuł teraz. Mnóstwo pomieszanych uczuć, myśli i obrazów pojawiło się w głowie Adriana, kiedy uświadomił sobie, że to, co tak bardzo kochał i czemu podporządkował nieświadomie swoje życie jest tak naprawdę tym, co (lub raczej: kto) stoi teraz przed nim krzywiąc nieludzką twarz w złośliwym uśmiechu. To on, lub może raczej oni dawali mu to wszystko, to dzięki nim był tym, kim był. Ale tutaj mieli dla niego coś innego: strach, nienawiść i ten straszny, niewyobrażalny ból...
- Zrozumiałeś już? Może nie jesteś aż tak głupi. Tym lepiej.
- Kim jesteś? - zapytał chłopak cicho. Znał już odpowiedź, ale chciał ją usłyszeć.
- Demonem, Adrianie. Diabłem. Twoim aniołem-stróżem. Twoim właścicielem. A poznajesz to? "Śmierć! Śmierć! Śmieeerć!" - zaryczał demon doskonale imitując refren jednej z ulubionych death-metalowych piosenek Adriana. Chłopak słuchał jej setki razy, ale teraz intensywność ładunku zawartego w dźwiękach była tak potężna, że przyprawiła go niemal o pomieszanie zmysłów.
- I jak ci się podoba śmierć, Adrianie?
Chłopak nic nie odpowiedział.
- To moja piosenka - ciągnął demon. - Każde słowo, każdy dźwięk, wszystko moje. Dziwi cię to? Przecież zawsze o tym wiedziałeś. Eh, ludziom nic tak dobrze nie wychodzi, jak okłamywanie samych siebie. Ci, co pisali tę piosenkę, nie okłamywali się przynajmniej. Kiedy mnie w końcu zobaczyli byli tak przerażeni, że prawie przeszli na drugą stronę.
Chłopak chciał coś odpowiedzieć, nie zgodzić się, zaprotestować, ale nie umiał znaleźć słów.
- Już wkrótce przejdą, tak jak ty. I światło raczej ich nie przywita...
- Właśnie, po co było to światło? Po cholerę ten cyrk?
- Wiesz, Adrianie, co jest wspaniałe w piekle? Otóż piekło jest jedynym miejscem, gdzie można poznać prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Tu już nie ma potrzeby kłamać - zaśmiał się demon.
Chłopca zdziwiła przewrotna trafność spostrzeżenia.
- Dobrze, Adrianie, powiem ci całą prawdę, wszystko, o co zapytasz. Pytałeś, po co światło. Czasem zdarza się, że ktoś przychodzi tutaj na chwilę i zaraz wraca. Trzeba mu wtedy pokazać, że śmierci nie trzeba się bać. Pokazujemy mu coś ładnego, a on kupuje wszystko, o nic nie pytając. Jest zachwycony. Potem wraca i tęskni do nas przez całe życie i jeszcze opowiada innym o tym, jak miło i przyjemnie było po drugiej stronie. I żyje dalej tak, jak żył, w przekonaniu, że kiedy przyjdzie jego czas, wróci do światła na końcu tunelu - a o to nam właśnie chodzi. Parę osób napisało nawet książki na ten temat, czym nam bardzo ułatwili pracę. Z wdzięczności załatwiliśmy im dobrą sprzedaż.
Demon zaśmiał się nie kryjąc cynicznej pogardy. Rzeczywiście, tutaj pozory już nie były potrzebne.
- Widzisz, Adrianie, generalnie ludzie są głupi. A im bardziej uważają się za mądrych, tym łatwiej nimi manipulować. Ludzie dla własnej korzyści kłamią, oszukują i udają kogoś, kim nie są, ale mało kto wpada na prostą myśl, że skoro oni mogą udawać, to tym bardziej my. I jesteśmy w tym o NIEBO lepsi. Cha, cha, popatrz na to.
Ciemność wokół zajaśniała oślepiającym blaskiem. Adrian zmrużył oczy. W miejscu, gdzie przed momentem stał demon, jaśniała teraz młoda, piękna kobieta w śnieżno-białych, świetlistych szatach. Tak jak w poprzedniej postaci czuło się moc i zło, tak od kobiety emanowała aura czystości, miłości i dobra. Świętość miejsca czuło się niemal fizycznie, kolana same się zginały, a ręce same układały do modlitwy. Adrian z przerażeniem rozpoznał w twarzy kobiety jeden z obrazów Matki Boskiej.
- Dzieci, powiedzcie moim owcom, że je kocham - powiedziała Matka Boska jasnym, czystym głosem. Złudzenie było perfekcyjne. A może to jednak nie było złudzenie? - Powiedzcie im, że nigdy ich nie opuszczę, że zawsze bedę przy nich, że będą w moim sercu na wieki. Opatrzę chorych, podniosę omdlałych, odnajdę zagubionych. Moja miłość będzie z wami, aż do samego końca, póki wszyscy razem nie znajdziemy się w PIEKLE! - przy ostatnich słowach melodyjny, pełen słodyczy głos przeszedł w przepełniony nienawiścią, niepohamowany ryk, od którego cały świat zdawał się drżeć. Światło znikło, a Maria zmieniła się spowrotem w demona, który patrzył na przerażenie rysujące się na twarzy Adriana i śmiał się szyderczym, pogardliwym śmiechem.
Adrian chciał zatkać uszy, zamknąć oczy i uciec - ale nie mógł. Musiał tkwić w tym miejscu, musiał patrzeć, słuchać i rozumieć więcej niż chciał. Nieodwracalność i ostateczność jego położenia była udręką dla umysłu, podobnie jak ból torturą dla ciała.
- A dlaczego nie jestem w czyśćcu? - wypalił nagle. - Tydzień temu się spowiadałem. Na wielkanoc.
Ciemna postać przez moment wyglądała na zdziwioną. Sekundę później wybuchnęła śmiechem tak pełnym kpiny, że chłopak zaczął żałować, że zadał to pytanie.
- Czyśćca nie ma.
- Co? Jak to nie ma! Nie wierzę. Kłamiesz! Jesteś diabłem, ty zawsze kłamiesz - krzyknął Adrian.
- Skąd wiesz, że kłamię? Skąd wiesz, że zawsze? Skąd wiesz, że jest czyściec? Skąd wiesz, że go nie ma? Powiem ci skąd. Ktoś ci powiedział, że czyściec istnieje, a ty mu uwierzyłeś na słowo. Ja ci mówię, że nie ma czyśćca, a mnie nie wierzysz. Ty mały durniu! Zawsze wierzysz w to, co wygodniejsze! A teraz twój czas się skończył i mogę cię zmusić, żebyś wierzył, w co tylko zechcę, ale zabawniej jest powiedzieć ci prawdę. Wierzyłeś, że jest czyściec, bo wszyscy w to wierzyli, a wszyscy w to wierzyli, bo my tak chcieliśmy. Gdybyś urodził się w Indiach wierzyłbyś pewnie w reinkarnację, tylko dlatego, że wszyscy wokół by w to wierzyli - znów dlatego, że my tak chcieliśmy. Zawsze wierzyłeś nie w to, co było prawdą, ale w to, co dawało więcej kożyści. Ty żałosna karykaturo człowieka! Z resztą to bez znaczenia czy czyściec, czy reinkarnacja: i tak trafiłbyś do nas.
- Ale ja się nie znam na religiach! Skąd miałem wiedzieć, która religia jest dobra? To niesprawiedliwe!
- Nic się nie przejmuj. To naprawdę wszystko jedno. Każda religia jest dobra, bo my wszystkie wymyśliliśmy i wszystkie prowadzą do piekła. Ludzi trzeba czymś zająć. Kiedy mają przekonanie, że wiedzą, co robić, żeby się dostać do nieba, przestają myśleć i przestają szukać.
- Ja już nic, kurwa, nie rozumiem...
- Żal mi ciebie, Adrianie - powiedział demon głosem udającym współczucie. - Ty naprawdę myślałeś, że pokropienie dziecka wodą, nad którą ktoś pomruczał pacierze, coś zmienia? Ty durniu, naprawdę uwierzyłeś w to, że Bóg mieszka w kawałku opłatka i wystarczy go zjeść, żeby się uratować przed piekłem? Cha, cha, cha! Taki twardy, taki silny, i taki głupi! Uwierzyłeś w każdą bzdurę, w każdy nonsens, w każdy idiotyzm, którymi odwracamy uwagę ludzi od prawdy. A kiedy kogoś okradniesz, okłamiesz albo pobijesz to co robisz? Idziesz do kościoła i mówisz o tym człowiekowi w czarnej sukni. On posłucha, zapuka w deskę, potem ty odmówisz dwie zdrowaśki i już po sprawie. Naprawdę myślałeś, że to takie proste? Że Boga można tak łatwo okpić? Że Władca Wszechświata jest posłusznym niewolnikiem ludzi w czarnych sukniach?
- To nie moja wina! - Adrian był bliski załamania. - Tak mnie uczyli! Skąd miałem wiedzieć? Mieszkam w Hucie, wszyscy tam kradną i kłamią! Ja sobie nie wybierałem takiego życia! A poza tym Bóg jest miłością, tak? Bóg przebacza!
Demon przestał się śmiać. Przez chwilę myślał nad czymś.
- Wiesz co, przekonałeś mnie - powiedział. - Dobrze, możesz iść. Jesteś wolny.
Adrian zdębiał. Jeszcze nigdy w życiu nie był tak zdziwiony.
- Naprawdę??
- Oczywiście. Jak chcesz, możesz iść do nieba.
- Jak? Przecież nie mogę się ruszyć.
- No to wołaj do Boga, on wszystko słyszy. Na pewno cię przyjmie. Sam powiedziałeś, że Bóg przebacza.
Adrian zawahał się. Rzeczywiście, to prawda, Bóg słyszy. Ale co mu powiedzieć? "Przepraszam"? Adrian przypomniał sobie wszystko, co złego zrobił w swoim życiu typowego chłopaka z Nowej Huty i dopiero teraz, pierwszy raz uświadomił sobie jasno i wyraźnie, że ani trochę nie zasługiwał na niebo. Jego usprawiedliwianie się brzmiało bardzo głupio, wiedział, że to on sam ponosi odpowiedzialność za wszystko, co zrobił - nie rodzice, nie rząd, nie koledzy, nie środowisko, w którym żył. "Przepraszam" nie wystarczy. Okazało się, że piekło to nie miejsce, w którym jest tylko zło - to raczej miejsce, gdzie panuje prawda i sprawiedliwość! Co za paradoks! Adrian bardzo rzadko myślał o takich rzeczach, ale w głębi duszy zawsze miał nadzieję, że jak przyjdzie co do czego, trafi do czyśćca. Przekonywał sam siebie, że to jedyne sprawiedliwe rozwiązanie - zasługiwał na szansę choćby dlatego, że żył w złym miejscu, w złych czasach, miał złych rodziców i złych kolegów. Ale co, jeżeli czyśćca rzeczywiście nie ma...
Demon stał milcząc i tylko uśmiechał się złośliwie.
- Boże, przepraszam! - krzyknął nagle chłopak zadzierając głowę. Czuł się strasznie upokorzony, mały i słaby. On, Adrian, król osiedla, bóg wojny, dumny, silny i niezależny. Tutaj był mniej niż zerem. - Żałuję za grzechy! Zabierz mnie stąd! Proszę!
Cisza. Nic się nie stało.
Demon zaczął się śmiać strasznym, szyderczym śmiechem. Adrian spuścił głowę. W tym momencie stracił ostatnią resztkę nadziei.
- Pociesz się, mały głupcze. Nawet gdyby jedyną twoją winą było zabranie milionerowi dziesięciu groszy, i tak należałbyś do nas, za to dziesięć groszy. Każdy, kto chociaż raz zrobi coś złego, należy do nas.
- To niesprawiedliwe... - jęknął Adrian.
- Zgadzam się. Ale to nie nasza zasługa. To Bóg ma takie wymagania. Pociesz się, ludzki robaku, nam wyrządził większą niesprawiedliwość niż tobie. To będzie jedyna rzecz, która cię będzie pocieszać przez całą wieczność - że ktoś cierpi bardziej niż ty...
Adrianowi zdawało się, że głos potężnej istoty stał się ciężki i zmęczony, a postać przygarbiła się i postarzała, jakby przygnieciona wielkim ciężarem. Ale to trwało tylko moment.
- To jak w takim razie można się dostać do nieba?
- W śmiesznie prosty sposób. Miałeś całe życie żeby się tego dowiedzieć. Teraz już za późno.
- Jeżeli już za późno, to możesz mi powiedzieć, co za różnica?
Demon zastanawiał się przez chwilę. Już miał coś powiedzieć, kiedy pojawiła się nagle druga, wyższa postać, ta sama, co wcześniej. Adrianowi wystarczyło tylko raz spojrzeć na nią, żeby zrozumieć, że to ktoś, kto stoi w hierarchi wyżej, niż tamten. Postać była bardzo wysoka i potężna, a emanowała od niej siła innego rodzaju - mniej upajająca, gniewna i agresywna, za to przesycona nieludzką inteligencją i nienawiścią. Adrian zadrżał. Przeszło mu przez myśl, że ludzie muszą być rzeczywiście niewyobrażalnie głupi, skoro przedstawiają diabła jako głupkowatego stwora, z rogami i kopytami, a demony mają za usłużne istoty, które chcą pomagać ludziom i żyć z nimi w przyjaźni i harmonii. Na ziemi słowo "diabeł" brzmiało infantylnie i śmiesznie, można nim było co najwyżej straszyć dzieci. Prawda okazała się bardziej gorzka niż najgorsze kłamstwo. Tutaj diabeł nie był już stworem z rogami, którego łatwo wyprowadzić w pole, wszystko, co tutaj się działo było śmiertelnie poważne. Ludzie mądrzy, wielcy i ważni na ziemi, w piekle nic nie znaczyli. Wszystkie ziemskie sprawy wydawały się w porównaniu z tym miejscem śmiesznie małe i nieistotne.
- Bacz, co chcesz zrobić - powiedział ten wyższy.
- On już nie wróci - odpowiedział drugi.
- Baw się, ale uważaj.
- Gdyby nawet mógł wrócić, nic by to nie zmieniło.
Wyższy demon myślał nad czymś przez chwilę, ale nic nie odpowiedział. Zniknął.
Adrian odetchnął. Był na tyle rozgarnięty, by wyczuć napięcie, jakie istniało pomiędzy dwoma potężnymi istotami. Miał tylko nadzieję, że nie odbije się to na nim.
- Tak, jest już za późno i nie wrócisz - powtórzył demon, jakby sam siebie chciał upewnić. - A mogłeś się uratować każdego dnia, o każdej godzinie. Chciałeś poznać prawdę i poznasz ją. Patrz!
Ciemność ustąpiła i chłopak ujrzał naraz swój pokój. Przypominał on brudną, zatęchłą norę, ale dla Adriana wyglądał teraz jak raj - dałby wszystko, żeby znów się tam znaleźć. Jego wzrok biegł niczym kamera przez środek pomieszczenia, wzdłuż ściany, aż zatrzymał się na zakurzonej półeczce gdzieś w kącie, na której stało kilkanaście książek, z których Adrian większości nawet nie dotknął. Jego wzrok zatrzymał się na jednej z nich. Na okładce był napis: "BIBLIA".
- Biblia? - zdziwił się Arian.
- Też się dziwię, że ktoś taki miał w domu Biblię.
Książka otworzyła się powoli, kartki zaczęły się przekładać jedna za drugą, coraz szybciej (demon miał, widać, zdolności reżyserskie). W końcu zatrzymały się na liście do Rzymian. Obraz przyciemniał, podświetliło się tylko jedno zdanie na kartce. Demon zrobił zbliżenie "kamery" na podświetlone zdanie. Adrian przeczytał powoli. Spojrzał z niedowierzaniem na demona, który miał wzrok utkwiony w chłopcu i obserwował ciekawie jego reakcję. Adrian przeczytał jeszcze raz. W jednym krótkim zdaniu zawarte było streszczenie tego, co należy zrobić, aby się uratować przed piekłem.
- I co to znaczy?
- Nie umiesz czytać?
- Ale przecież Biblii nie można brać dosłownie...
- Ja ją biorę - demon zaczął się śmiać. - Na Boga, to jest zabawniejsze, niż myślałem!
- Powiedziałeś "na Boga"? - zapytał zaszokowany Adrian.
- A co? Uraziłem twoje uczucia religijne? Aha, myślisz, że diabły się boją samego słowa "Bóg", co? Cha, cha! Wody święconej też się pewnie boję, tak? I uciekam na sam widok krzyża?
Ciemność przeobraziła się znowu. Tym razem wyłoniło się z niej wnętrze dużego, gotyckiego kościoła. Trwała właśnie msza, ławki były pełne ludzi.
Demon podszedł do pojemnika z wodą święconą, zanurzył w niej rękę i przeżegnał się. Popatrzył na Adriana, zaśmiał się, po czym nabrał trochę wody w dłonie i wypił. Następnie podszedł do ołtarza, przyklęknął i przeżegnał się. Adrian stał i patrzył z niedowierzaniem. Nie wiedział, czy bardziej szokuje go realizm sceny (to tylko inscenizacja, czy rzeczywiście przenieśli się gdzieś na ziemię?), czy przeraża to, że diabeł czuje się w kościele jak w domu. Jego przerażenie wzrosło jeszcze, kiedy demon pojawił się na ambonie i zaczął mówić kazanie! Adrian rozejrzał się po sali - nikogo nie zdziwił nieludzki wygląd "księdza". Chłopak odbierał swoim nowym zmysłem myśli i uczucia ludzi: większość nie zwracała uwagi na padające z ambony słowa, myśleli o swoich sprawach i czekali tylko, aż msza się skończy. Inni przyjmowali wszystko, co demon mówił, bezkrytycznie i bez zastanowienia.
Kazanie skończyło się, ale msza trwała nadal. Adriana ogarniała rozpacz, gdy zrozumiał jak wiele z tego, w co wierzył było kłamstwem. Jego podział świata na sacrum i profanum legł w gruzach. "Świętość", którą zawsze czuł w kościele - bo nawet on ją czuł! - okazała się kolejnym złudzeniem i oszustwem. Zarówno Bóg, jak i diabeł przestali być dla Adriana figurkami z kościoła i ukazali mu się takimi, jakimi naprawdę są: Bóg nie był naiwnym, stetryczałym starcem, a diabeł nie był bajką dla dzieci. Bóg był sprawiedliwy, a diabeł zły. Naiwne, dziecinne poglądy trzyletniego dziecka okazały się bolesną prawdą!
Msza trwała nadal, ale Adrian nie zwracał uwagi na to, co się wokół niego działo. Myślał o swoim życiu, które było już tylko przeszłością. Odkrywał, że cały ten "pozaziemski" świat wtrącał się w sprawy ziemi na każdym kroku. Przypominał sobie różne momenty ze swojego życia, które uważał za zwykły przypadek. Teraz bez trudu mógł każdy z tych "zbiegów okoliczności" przypisać działaniu którejś ze stron: Bogu albo demonom. Diabeł nie bał się naiwnie święconej wody i dwóch desek zbitych na krzyż, był zaskakująco rzeczywisty i po mistrzowsku kontrolował świat ludzi, zalewając go powodzią kłamstw. Najtrudniejsze do przyjęcia było dla Adriana to, że te kłamstwa podobały się ludziom bardziej niż prawda, bo ludzie szukają tego, co wygodne, a nie tego, co prawdziwe. On sam też taki był.
Msza doszła do punktu kulminacyjnego. Demon stanął przed ołtarzem, wziął w ręce opłatek i podniósł go do góry. Wszyscy ludzie w kościele uklękli. Adrian zrozumiał, że klęczą nie przed "najświętszym sakramentem", ale przed tym, kto go trzyma, bo i "najświętszy sakrament" był ułudą, jednym z tysięcy sposobów na kontrolowanie ludzkich umysłów. Demon zdawał się sycić, upajać tą chwilą. Emanowała od niego aura przerażającej bożej mocy, pełna świętości, tajemniczości i majestatu, ale Adrian wiedział, że i to jest oszustwem, że to tylko manipulacja, sztuczna atmosfera świętości, mącąca trzeźwość umysłów ludzi, którzy klęczeli teraz pokornie i oddawali nieświadomie cześć temu, kto był ich prawdziwym, niepodzielnym panem.
Demon popatrzył wprost na Adriana. Chłopak poczuł narastający w nim bunt, resztki ludzkiej godności zaprotestowały w nim, ale strach i wspomnienie strasznego bólu były silniejsze. Wiedział, że nie ma w nim siły, aby przeciwstawić się takiej potędze - i ukląkł jak inni, oddając cześć szatanowi.
Sekundę później wszystko znikło. Znowu byli sami pośród ciemności.
- To mój ulubiony moment - powiedział rządca piekła. - Przypomina mi zawsze dzień, w którym przybiliśmy go do krzyża. Szkoda, że cię tam nie było, Adrianie. W powietrzu było tak gęsto od demonów, że aż niebo pociemniało nad ziemią. Warto było - wieczność za ten jeden moment triumfu...
Te słowa przypomniały Adrianowi to, co demon pokazał mu w Biblii, drogę ratunku.
- Ale ja w niego wierzę! - krzyknął nagle - dlaczego nie jestem w niebie?
- Ja też w niego wierzę - odpowiedział poważnie diabeł. - Wierzę w Boga. Każdy demon wierzy, że Bóg istnieje. Możesz to nawet przeczytać w Biblii.
- Ale ja wierzę w Jezusa!
Demon skrzywił się słysząc te słowa. Adrian zdziwił się, bo pierwszy raz odniósł wrażenie, że jego przeciwnik zareagował autentycznie, bez aktorstwa, jakby wbrew sobie.
- Ja też wierzę, że on istnieje - odpowiedział.
Adrian zmarszczył brwi. Ale przecież sam przed chwilą przeczytał... zaraz, zaraz, jak to szło?...
- I tak nie potrafiłbyś tego zrobić, Adrianie - demon domyślił się, że chłopak zaczyna rozumieć. - Zawsze żyłeś sam dla siebie, zawsze służyłeś sam sobie. Nie potrafiłbyś mieć innego pana niż samego siebie. A służąc sobie, służysz nam, bo tylko my możemy ci dać to, czego pragniesz.
- Potrafiłbym! Gdybym tylko wiedział... Dlaczego nikt mi tego nie powiedział wcześniej? To nies... - Adrian chciał powiedzieć, że to niesprawiedliwe, ale w tym momencie uświadomił sobie, że to nie prawda. Kiedyś ktoś mówił coś takiego, ale Adrian i jego kumple wyśmiali go. Ale nawet bez tego mógł uratować się każdego dnia, o każdej godzinie. To wszystko było tak proste, że dziecko by zrozumiało. To prawda, "przepraszam" nie wystarczy. Za każde zło trzeba zapłacić - i właśnie teraz przyszedł czas płacenia. A przecież można się było uratować, tak łatwo, tak prosto...
Adrian nie mógł dłużej powstrzymać łez.
- Tak, tak, Adrianie, kwestia decyzji. Kwestia jednej decyzji.
Chłopak płakał coraz bardziej. Cała jego pewność siebie, siła i duma wyparowały bez śladu, pozostała tylko świadomość własnej głupoty, której niczym nie można było usprawiedliwić. Po głowie plątały mu się myśli pełne goryczy i bólu: że wystarczyło tylko trochę poszukać, trochę pomyśleć, sięgnąć ręką, choćby z nudów, do tej cholernej półki i przeczytać kawałek. I nie wierzyć tak naiwnie we wszystko, co ludzie pieprzą. I nie leźć jak idiota za tłumem, w przekonaniu, że większość ma zawsze rację. To prawda, wszystko jest kwestią decyzji. Człowiek ma wolną wolę. Nawet najgorszy skurwysyn z Nowej Huty ma wolną wolę i może..., nie: może, MUSI podjąć decyzję, od której zależeć będzie to, gdzie się znajdzie po śmierci. I przez to, że on, Adrian, nie podjął tej jednej, głupiej, pierdolonej decyzji, będzie musiał przez całą wieczność znosić ten koszmarny ból, strach, bezsilność, ciemność, samotność i upokorzenie mając na dodatek świadomość, że ta kara jest sprawiedliwa i że może za to winić tylko siebie, bo wystarczyła jedna decyzja... Adrian przypomniał sobie, że na ziemi słowo "piekło" wydawało się takie głupie. Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać...
Demon upajał się bólem człowieka, jak mocnym alkoholem. Gratulował sobie w duchu pomysłu: nic tak nie boli jak prawda.
Obok niego znów pojawił się drugi demon. Obaj patrzyli w milczeniu na Adriana, który płakał, to znów śmiał się, krzyczał, przeklinał i jęczał w bezsilnym cierpieniu. Cierpiał, bo znał prawdę.
- Nawet gdybyś mógł wrócić, i tak byś się nie uratował - powiedział demon. - Sprawiedliwość Boga żąda kary za wyrządzone zło, zawsze ktoś musi zapłacić. Albo ty albo on. Jego odrzuciłeś, a innej drogi nie ma. Ale ty nigdy byś nie podjął tej decyzji. Za bardzo kochasz swoje życie, żeby je oddać w ręce kogoś, kogo nie znasz, kogo nie możesz dotknąć i zobaczyć.
Wyższy demon wydał z siebie niepokojący pomruk niezadowolenia. Adrian nie miał już siły na to, żeby się bać.
- Oczywiście, że bym podjął! - krzyknął przez łzy. - Co mi z życia, kiedy i tak skończę tutaj?
Demon zaśmiał się, ale nagle spoważniał, przekrzywił głowę, zmrużył oczy i nad czymś myślał. Odwrócił się do towarzysza i przez chwilę rozmawiali ze sobą w niezrozumiałym dla chłopca języku. Adrian patrzył na nich zrezygnowany, bez nadziei, bezsilny, pozbawiony dumy i poczucia własnej wartości.
Rozmowa demonów stawała się coraz gwałtowniejsza, coraz większa moc i władczość emanowały z obu, tak, że otaczająca ich ciemność zdawała się drżeć. Adrian domyślał się, że rozmawiają o nim. Na myśl, że tutaj mogą zrobić z nim rzeczy niewyobrażalne dla ludzi na ziemi, ogarnął go śmiertelny strach. Tutaj cierpienie nie słabnie z czasem, nie można się do niego przyzwyczaić i nie da się uciec.
Rozmowa skończyła się. Wyższy demon odwrócił powoli głowę i popatrzył na Adriana z nienawiścią o takim natężeniu, że chłopak upadł na twarz drżąc na całym ciele.
- Wracaj, Adrianie. Będę na ciebie czekał z niecierpliwością. Tak, Adrianie, nawet w piekle robimy zakłady. Dzięki tobie będę większy i mocniejszy. Idź, jestem pewien, że spiszesz się dobrze. A kiedy już wrócisz, będziesz moją prywatną, osobistą własnością. Wracaj i ciesz się życiem. Carpe diem, Adrianie, carpe diem!
Adrian podniósł głowę. Wysoka, potężna postać zniknęła. Demon, który poprzednio z nim rozmawiał, wyglądał teraz jak zwykły człowiek. Śmiał się po swojemu.
Adrian poczuł narastający powoli ból. Umysł zaszedł mu mgłą, myśli zaczęły się mieszać, zmysły przytępiły się. Poczuł, że zaczyna zapadać się w ciemność.
- Pamiętaj, Adrianie, carpe diem!

***

Adrian budził się powoli, boleśnie, jakby wypływał z głębokiej wody na powierzchnię. Czuł silny ból, całe ciało miał odrętwiałe. Otworzył powoli oczy.
Był w szpitalu. Nad sobą zobaczył kobiecą twarz. Rozpoznał ją - to jego dziewczyna. Próbował się do niej uśmiechnąć.
- Kurwa, myślałam, że już się nie obudzisz - powiedziała śmiejąc się przez łzy. - Dostałeś dwa razy kosą.
Adrian czuł niewygodny ciężar własnego ciała. W głowie mu szumiało, trudno było skupić myśli, w plecach tętnił ból. Suchość w gardle, zapach szpitala, dotyk ręki dziewczyny na swojej ręce.
- Ja... żyję... - zdołał jeszcze wyszeptać, zanim zapadł w głęboki, długi sen.

***

Minął rok. Przeszło lato i jesień, po nich zima i wreszcie wiosna. Ludzie znów spacerowali parami nad Wisłą, zupełnie zwyczajnie, jak zawsze na wiosnę. W końcu przyszedł pierwszy naprawdę ciepły dzień. Tego dnia, wieczorem, Adrian siedział na trawie i patrzył na kaczki i łabędzie pływające po rzece. Obok siedziała jego dziewczyna. W milczeniu obserwowali razem Wisłę, zachód słońca i pojawiające się pierwsze gwiazdy.
- O czym myślisz? - zapytała go.
- O niczym. Patrzę tylko.
Przez ten rok Adrian nauczył się cieszyć życiem.
- Piękne, prawda?
- No.
Minął dokładnie rok, od dnia, w którym Adrian dostał nożem. W szpitalu, kiedy tylko odzyskał siły opowiedział Ance (tak miała na imię jego dziewczyna) wszystko, co przeżył. Potraktowała to bardzo poważnie.
- To było rok temu - zaczęła ostrożnie. Dobrze wiedziała, że Adrian nie lubił o tym rozmawiać.
- No wiem.
- Obiecałeś, że się nad tym zastanowisz.
- Anka, mówiłem ci, że to był tylko sen. Słyszałaś, co lekarz mówił. W mózgu tworzą się substancje chemiczne, od których ludzie mają zwidy.
- Coś za dużo było sensu w tych twoich zwidach - zauważyła Anka.
- Właśnie, że zero sensu. W końcu to moja głowa, chyba bym poznał, czy to zwidy, czy nie?
- To jak wytłumaczysz ten werset z Biblii? Skąd to wiedziałeś? O, proszę - wyciągnęła z torebki mały, kieszonkowy Nowy Testament - List do Rzymian 10:9. "Bo jeśli ustami..."
- Dobra, dobra - przerwał jej. - Słyszałem to już dwadzieścia razy.
Adrian miał wrażenie, że Anka zrobiła się jakąś fanatyczką religijną. I to przez niego, przez tę jego opowieść. Przestraszyła się wtedy strasznie, poleciała do domu po Biblię, zaczęła czytać, i tak się zaczęło. Bał się, że jeszcze ją wciągną do jakiejś sekty...
- No i co o tym myślisz? - Anka nie dawała za wygraną.
- A co mam myśleć?
- Adrian, proszę cię, rozmawiaj ze mną normalnie...
- Chcesz się znowu kłócić?
- Nie chcę się kłócić, chcę porozmawiać - powiedziała łagodnie. - To przecież jest ważne, nie możesz tak w nieskończoność uciekać...
- Wcale nie uciekam - Adriana coraz bardziej drażniła ta rozmowa.
- No to powiedz mi, co o tym myślisz.
- Nic nie myślę. Miałem zwidy i tyle. Takie rzeczy się zdarzają.
- Jeżeli to zwidy to skąd znałeś ten werset?
- Musiałem to gdzieś wcześniej zobaczyć i mózg sobie o nim przypomniał...
- Adrian, przecież ty nigdy nie miałeś Biblii w ręce! Nawet nie wiedziałeś, że jest coś takiego, jak list do Rzymian. A ty mi wtedy powiedziałeś cały werset i jeszcze odnośnik! Skąd mogłeś znać odnośnik? Tego byś na pewno nie zapamiętał...
Adrian nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie umiał tego wytłumaczyć.
- Dobra, nie wiem skąd to wiedziałem. Ale to jeszcze o niczym nie świadczy.
- A uważasz, że jest czyściec, czy nie ma?
Adriana ogarnęła straszna złość. Anka potrafiła trafiać tymi swoimi pytaniami w dziesiątkę. Przeczytał już Nowy Testament i wiedział, że nie ma tam słowa o czyśćcu, ale z drugiej strony Kościół mówił...
- Nie wiem - Adrian splótł ręce na karku.
- A co się stanie z nami po śmierci?
- Skąd ja to mogę, kurwa, wiedzieć?! Daj mi spokój.
Na tym skończyła się rozmowa. Anka wiedziała, że jest teraz naprawdę zły i nie miała odwagi ciągnąć tematu dalej. Siedzieli tak razem jeszcze długo, milcząc.

***

A Adrian zmienił się. Zmienił towarzystwo, zmienił zwyczaje. Zdarzało mu się jeszcze czasem coś skroić, raz, czy dwa kogoś sklepał, ale tamto, poprzednie życie należało już do przeszłości. Uczył się, czytał, dużo myślał. Nie ufał ludziom i rzadko wierzył komuś na słowo. Death-metalu słuchał dalej, nie widział w tym nic złego. Nawet Anka słuchała chrześcijańskiego metalu. Jeżeli są chrześcijańskie kapele grające metal, to co może być w złego w takiej muzyce...
Co do decyzji, Adrian podjął jedną: chce być lepszym człowiekiem, chce żyć nie krzywdząc innych, o ile to możliwe. O Bogu Adrian mówił niechętnie, a temat Jezusa omijał wielkim łukiem. Przecież to niemożliwe, żeby wszystko zależało od jednego człowieka...
O swoich przeżyciach "po drugiej stronie" Adrian opowiedział tylko kilku najbliższym przyjaciołom, kiedy był w szpitalu. Później już nie chciał o tym mówić, nie chciał o tym myśleć. Tylko czasem w nocy śniły mu się koszmary. Budził się wtedy z krzykiem i przerażeniem w oczach, ale nie chciał nikomu powiedzieć, co mu się śniło. Rankiem brał Biblię i czytał, tak samo następnego ranka i następnego. Po kilku dniach zapominał o wszystkim i wracał do normalnego życia: szkoła, praca, dom, zakupy, telewizja, kumple, piwo...
Adrian umiał jednak w tym natłoku spraw cieszyć się życiem. Po każdym dobrze spędzonym dniu, tuż przed zaśnięciem, myślał o przeżytych chwilach i o tym, co go czeka następnego dnia. Uśmiechał się wtedy do siebie, patrząc na drewnianą tabliczkę wiszącą nad łóżkiem, na której złoty napis głosił: CARPE DIEM.

Vinylz

opublikował opowiadanie w kategorii horror, użył 7170 słów i 39531 znaków.

11 komentarze

 
  • Użytkownik anielica01

    Fajne

    13 maj 2018

  • Użytkownik Vinylz

    ;)  Ciesze sie ;)

    23 gru 2014

  • Użytkownik .

    nie musisz;]

    23 gru 2014

  • Użytkownik .

    taki mamy klimat :) lubie wiele rzeczy ;p

    23 gru 2014

  • Użytkownik .

    ta poeta-romantyk sie jeszcze zrobisz xD

    23 gru 2014

  • Użytkownik .

    jesli bd miala kiedys wene ^^
    no ale poki co ty piszesz i niezle ci to wychodzi ;]

    23 gru 2014

  • Użytkownik .

    moze kiedys, okej ;)

    23 gru 2014

  • Użytkownik .

    mnie nic nie wychodzi :)

    23 gru 2014

  • Użytkownik .

    przeczytam wszystko co napiszesz ;p

    23 gru 2014

  • Użytkownik .

    kuszaca propozycja:3  
    jesli masz czas i checi to napisz :P

    23 gru 2014

  • Użytkownik .

    no no brawo Jakubie :3
    czekam na nastepne:)

    23 gru 2014