Opowiem wam historię

Opowiadanie, które jakiś czas temu posłałam na konkurs literacki. Wyniki już opublikowane, a więc i ja mogę moją twórczość już umieścić ;) miłego czytania :D


- Opowiem wam dziś historyję pewnego chłopaka. Historię dnia, który w jednej sekundzie zmienił jego dotychczasowe życie ziemskiego właściciela. Pana pełną gębą, co to mu wszystko pod nos podstawiali, zarówno nadopiekuńczy rodzice, jak i uniżona służba.
Pewnie zaraz powiecie „Eee, taką historię to żem słyszał tysiąc razy u starego bajarza, co to do naszej karczmy przyjeżdżo!” Może i będziecie mieć po części rację, bo wiele już takich opowieści było, lecz ta różni się od innych jednym ważnym szczegółem – w niej wcale nie chodzi o tego chłopaczka, którym byłem ja sam, dwadzieścia lat temu...
A teraz zasiądźta wygodnie, mości panowie i słuchajta uważnie tego, co mam zamiar powiedzieć, bowiem rzecz to niesłychana to, co wtedy się wydarzyło...
A wszystko działo się Roku Pańskiego tysiąc siedemset osiemdziesiątego piątego w niewielkiej, ale pięknej krainie o wdzięcznej nazwie, Valora. Spytacie pewnie „A gdzież to leży?”. Tedy odpowiem wam, że już nigdzie, bowiem ze swym sąsiadem została zmieciona z powierzchni ziemi i tylko ja się tu ostałem, by móc wam to wszystko opowiedzieć. Ale wracając do początku, żebyśmy wiedzieli, co zostało już powiedziane, a co jeszcze nie. Otóż nazywam się Reeve Yvomus i jestem bajarzem, choć jeszcze trzydzieści lat temu byłem jedynym synem i następcą wschodnioakijskiego księcia imieniem Rannulf, który władcą był niewielkiego państewka o nazwie Ascor, leżącego we wschodniej Akisji. Krainy, która formalnie należała do sąsiada Valory, Imperium Bucral, a geograficznie leżała na terenie Valory właśnie. I to wojna o ten niewielki skrawek ziemi właśnie sprowadziła na nas i Bucral totalne zniszczenie. Jakże już wspomniałem, byłem synem księcia, rozkapryszonym młodzieńcem, któremu w głowie swawole i swobodne używanie życia, a nie zajmowanie się sprawami księstwa były. Dnia pewnego, a wybitnie gorąco tedy było, na drodze prowadzącej do naszego dworu ujrzeliśmy konny oddział zbrojnych z Bucral. Żołnierze zażądali od nas militarnego wsparcia w nadchodzącej wojnie z Valorą, lecz mój ojciec odmówił, twierdząc, że nie będzie mieszał się w państwowe sprawy, skoro Valora nic mu nie uczyniła. Żołnierze odjechali jak niepyszni, a my powróciliśmy do swych obowiązków, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że swą decyzją ściągnęliśmy na siebie pierwszy ogień bitwy. Tydzień później z mego domu pozostały już tylko smętne zgliszcza i walające się między nimi zwęglone szczątki mej rodziny i poddanych. Ocalałem jego dzięki przypadkowi, gdyż niewiele wcześniej udałem się z przyjaciółmi na wielkie polowanie. Gdy wróciłem, zastałem jeno szczątki i nic więcej i tedy dotarło do mnie, że wojna właśnie nas dosięgła. W totalnej rozpaczy rzuciłem się w pogoń za ludźmi odpowiedzialnymi za tę rzeź. Moi przyjaciele... cóż, w swej arogancji sprowadziłem na nich wszystkich śmierć, gdy w końcu dopadliśmy przeciwnika. Ja ponownie ocalałem, lecz teraz z wyraźną pomocą kogoś innego. Wrogi oddział szans najmniejszych nie miał z chodzącą legendą, najemnikiem, kobietą-rycerzem, która na swym karym rumaku bojowym rzuciła się do walki z taką werwą, że natychmiast zapragnąłem być taki, jako i ona. A potem straciłem przytomność. Gdy obudziłem się następnego ranka i ujrzałem, jak owa kobieta z troską opatruje me rany, zakochałem się w niej. Zastanawiacie się zapewne, o kim teraz mówię. Skóra na grzbiecie wam ścierpnie, gdy powiem, że niebywałe szczęście miałem, spotykając samą Lilith – Zgubę Północy. Niestety, ona przez wiele miesięcy nie raczyła odpowiedzieć na moje płomienne uczucie, traktując mnie z litością. Dopiero dużo później miałem dowiedzieć się, dlaczego tak bardzo mnie odtrącała...
Okazało się przeto, że nieszczęsne dziewczę naznaczone jest straszliwą klątwą. Nie dane jej było już nigdy zaznać szczęścia przy boku mężczyzny, za każdym razem doprowadzając do śmierci nieszczęśnika. Na dodatek wbrew swej woli została przymuszona do posługiwania się pradawną magią, dzięki której zmieniała swe oblicze w odrażającego potwora, gdy coś lub ktoś doprowadzał ją do furii. Wtedy też nie było przed nią ratunku.
Wędrując z nią przez piękny ongiś kraj, teraz trawiony wojną, nauczyłem się, co to znaczy lojalność i oddanie. Stałem się jej kompanem i przyjacielem, który niejednokrotnie uspokajał ją, gdy nadciągało najgorsze. W czasie swej wędrówki likwidowaliśmy liczne oddziały dezerterów, wśród wojsk nieprzyjaciela szerząc strach i zwątpienie, bowiem w walce nikt nie potrafił sprostać mojej drogiej Lilith. Wkrótce też, jak wojna wciąż się przedłużała, wśród ocalałych zaczęła szerzyć się pogłoska o niezwyciężonej kobiecie – wojowniku, która zjawia się na swym karoszu niczym duch i sieje spustoszenie w szeregach przeciwnika. Legenda owa, czy jakkolwiek, by jej nie nazwać, dodała ludziom tak bardzo potrzebnej im tedy otuchy. Po dwóch latach walk, gdy z dumnej krainy pozostały już tylko marne resztki, ludzie wreszcie chwycili za broń.
Tedy też dowiedziałem się, że to Bucral zaatakował pierwszy przyjaźnie nastawioną Valorę. Zdenerwowało mnie to tak bardzo, że uprosiłem towarzyszkę, byśmy przypuścili atak na armię oblegającą stolicę Valory – Nidelfię. Wiedzieliśmy bowiem, że znajduje się tam władca Bucral i jego śmierć przyniesie niechybne zakończenie parszywego konfliktu. Wielu poszło za nami...
Im bliżej stolicy byliśmy, tym większy stawał się niepokój mojej towarzyszki. Niemal u bram Nidelfii spytałem jej tedy, co tak mocno ją gnębi i dowiedziałem się, że przez kilkanaście miesięcy wędrowałem z następczynią tronu! Powiem wam, moi drodzy, że poważnie mnie to zaskoczyło, bo Lilith nie wyglądała mi na kogoś, kto może pochodzić z królewskiego rodu.
Pomyliłem się w swojej ocenie i od wtedy patrzyłem na nią zupełnie inaczej. Poczułem do niej jeszcze większy szacunek niż do tej pory.
Kiedy przekradliśmy się do miasta, a potem do zamku, okazało się, że przybyliśmy za późno – władcy Valory zostali zgładzeni natychmiast po wkroczeniu bucrelskich sił do stolicy. Jako wciąż młody chłopak byłem przerażony bestialstwem, z jakim ich zgładzono. Chciałem, jak najszybciej stamtąd uciec, lecz Lilith wpadła w szał. Ostatkiem zdrowego rozsądku przegoniła mnie, bym nie stracił życia, a zaraz potem jednym zaklęciem zmiotła z powierzchni ziemi zamek i połowę wrogiej armii. Ze smutkiem patrzyłem, jak pochłania ją mrok, jak poddaje się mu i zmienia w bestię. Płacząc, patrzyłem, jak niszczy swoich wrogów, a następnie Valorę. Uciekłem nad morze, gdzie szczęśliwym trafem wsiadłem na ostatni statek, który jeszcze trzymał się na powierzchni wzburzonego morza. Powiózł mnie tu, gdzie obecnie się znajduję...
Zapytacie mnie pewnie teraz, co takiego stało się z przeklętą Lilith, a ja odpowiem wam, że zmarła. Widziałem jeszcze, jak spadała z nieba, jak wrzeszczała, ginąc w płomieniach, które sama wznieciła.
Unicestwiła przyjazną krainę, która była ofiarą napaści.
Poddała się klątwie, którą tak usilnie próbowała każdego dnia zwalczyć.
Odeszła w otchłań, lecz na wieki pozostanie w mym sercu i myślach, a także w pamięci wielu tych, którzy w inych krainach przeżyli pogrom i znali ją, jako „Panią Śmierci” lub później też, jako „Zgubę Valory i Bucralu”. Zapamiętajcie ją i wy, drodzy słuchacze, bo opowieść ta nie jest jak każda inna...

Umilkłem i spojrzałem na dwójkę ludzi stojącą za szybą. Obserwowali mnie, a ja nie miałem ani ochoty, ani siły wyjść poza karczmę, by z nimi porozmawiać.

- Niezwykła historia i jeszcze bardziej niezwykły przypadek. Skąd go pani wytrzasnęła, pani doktor? – zapytał mężczyzna w białym kitlu, spoglądając na kobietę stojącą u jego boku.
- To nasz najnowszy pacjent. Przywiozła go tu policja tydzień temu, gdy opowiedziała im tę samą bajeczkę tuż po tym, jak aresztowali go za wszczęcie awantury w barze przy porcie... Stwierdziliśmy u niego głęboką psychozę, a konkretnie omamy rzekome. Pacjent sądzi, że przeżył to wszystko, podczas gdy tak naprawdę jest to efekt dysfunkcji jego mózgu.
- Jestem wdzięczny, że zgodziła się pani mi go pokazać. Będzie on doprawdy wisienką na torcie w mojej pracy doktorskiej...
- Cieszę się, że mogę pomóc przyszłemu koledze i zapraszam do dalszych odwiedzin – odparła lekarka, odprowadzając gościa do drzwi.
Mężczyzna wsiadła do samochodu, odpalił silnik i z kieszeni marynarki dobył krótki zwitek pergaminu.

„Zlikwiduj Reeve’a Yvomusa. Niebezpieczny dla nas wszystkich.
Lilith Nieśmiertelna.”

Ta historia jeszcze się nie skończyła!...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1619 słów i 9146 znaków.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik AuRoRa

    Przeczytałam jednym tchem, super :)

    26 kwi 2018

  • Użytkownik elenawest

    @AuRoRa dziękuję ;-)

    26 kwi 2018

  • Użytkownik violet

    Lubię Cię czytać  :)

    1 sie 2017

  • Użytkownik elenawest

    @violet dzięki bardzo ;-)

    1 sie 2017

  • Użytkownik Somebody

    Świetne:)

    31 lip 2017

  • Użytkownik elenawest

    @Somebody dzięki ;-)

    1 sie 2017