Materiał zarchiwizowany.

Nightingale i Onur (fragment)

Nightingale źle spała tej nocy. Początkowo złość i gniew nie pozwalały jej zasnąć, potem doszło towarzyszące im poczucie krzywdy oraz przeświadczenie o własnej nieomylności. Na dodatek jej wzork cały czas padał na leżący na stole prezent od dyrektora. Dziewczyna prychnęła głośno i po raz setny zaczęła układać w głowie przemowę, która miała zmusić Onura do zmiany zdania. „Jutro tam pojadę i go przekonam!”- zdecydowała – „ a jeśli on nie przyjdzie na polanę?”. Myśl ta wywołała u niej nagłe zaniepokojenie – „Już ja go znajdę! Przeszukam każdą wiochę w okolicy!” – obiecywała sobie wzburzona. Obróciła głowę do okna i spojrzała w ciemne niebo, płynące po nim chmury uspokoiły ją, „tylko po co mam go szukać? Nic mnie nie obchodzi, niech sobie myśli co chce.” Z tym gorącym postanowieniem wreszcie zasnęła, jednak w głębi duszy czuła zupełnie odwrotnie. Tej nocy pierwszy raz od przyjazdu do sanatorium nie śnił jej się ból rozrywający ciało, ostrze wbijające się w ramię i paniczny strach.  
Gdy dziewczyna otworzyła oczy słońce stało już wysoko. Jeśli ma zdążyć ze wszystkim do popołudniowej przejażdżki musi natychmiast wstawać – pomyślała przestraszona. Ubrała sie prędko i rezygnując ze śniadania czym prędzej udała sie na rehabilitację, punktualnie odebrałą porcję lekarstw i odbyła sesję grupy wsparcia, ani razu bezczelnie nie prychając podczas zwierzeń jej uczestników. Zjadła podwójny obiad i wpadła do pokoju po buty do jazdy konnej i płaszcz. Jej wzrok tęsknie spoczął na leżącą na stole broń, oparła się jednak pokusie, szepnęła do niej czule „jutro!” i prawie wybiegła z pokoju.  
Pogoda była jeszcze piękniejsza. Słońce świeciło jeszcze wysoko, a śnieg i szron skrzyły się w jego promieniach nadając przyrodzie magicznego blasku. Oddech Nightingale i jej konia zmieniał się w parę, gdy pędzili ścieżką w ciszy lasu. Nawet tęten kopyt został zagłuszony przez zalegający gęsty puch śnieżny. Gdy zbliżali się do polany, na której wczoraj pokłóciła sie z Onurem znów ogarnął ją niepokój, „A co jeśli śnieżyca uniemożliwiła mu przyjazd?” Spojrzała na oślepiający blask słońca ponad wierzchołkami drzew i poczuła nadzieję, przekonanie, że to jeszcze nie koniec. Wiele razy podczas walk i tajnych misji zdarzało jej sie mieć takie silne przeczucia – niebezpieczeństwa, nieuchronności pewnych zdarzeń, a nawet zwycięstwa. Teraz czuła pod skórą, że to jeszcze nie koniec i ujrzy jeszcze kłótliwego strażnika. Zsiadła więc z konia i przywiązała uzdę do drzewa. Markiza od razu zaczęła grzebać w śniegu w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Nightingale wyjęła z sakw obrok i nasypała wierzchowcowi, a sama zaczęła przechadzać się po polanie. Wpatrywała się przy tym uparcie w kierunku, z którego jej zdaniem powinien nadjechać Onur. Jej wzrok i myśli musiały go ściągnąć, bo paru minutach wyłonił się z za drzew. Nightingale uśmiechnęła się wbrew sobie i ruszyła przed siebie.  
- Tym razem to ja czekałam na ciebie!
Onur również wyglądał na zadowolonego ze spotkania, co mimowolnie wywołało rumieniec na twarzy dziewczyny. Zmieszała sie swoją reakcją i obróciła by ją ukryć. Onur zapatrzył się na nią, jakby pierwszy raz widział ją naprawdę. Dopiero teraz dostrzegł jej rude długie włosy spięte z tyłu głowy by nie zasłaniały twarzy, opadające falami na plecy, błękitne oczy, które wpatrywały się w niego z taką intensywnością i które szybko zakryła za długimi rzęsami. Cerę miała gładką z pozostałością opalenizny oraz zaczerwienionymi, chyba od mrozu, policzkami. Ubrana była w ten sam granatowy płaszcz obszyty futrem, który miała przy każdym spotkaniu  i wysokie buty do jazdy konnej wypastowne na wysoki połysk.  Jej strój był czysty, ale raczej skromny. „Dobrze by jej było w szmaragdowych barwach strażników” – pomyślał i zaraz zganił się za tę odważną myśl – „to tylko człowiek”.  
Zeskoczył zgrabnie z konia i podszedł do Nightingale.
- Chciałem... – zaczął i urwał.
Nightingale podniosła na niego wzrok i widząc jego zmieszanie również postanowiła się odezwać:
- Ja też... – nagle nie wiedziała co powiedzieć. „Skoro przyjechał to chyba nie obraził się na jej słowa? Zaraz, przecieć to ja miałam się obrazić! Co to ja miałam...” – myślała intensywnie.
Onur posłał jej nieśmiały uśmiech.
- Myślę, że wczoraj trochę się zapędziłem. Przepraszam. Wojna nikomu nie służy.
- Ja też przepraszam – wyrwało się dziewczynie – nie chciałam cię urazić.  
- Nie uraziłaś. Po części miałaś rację, w niektórych sprawach się myliłaś. To tak jak ja. – dodał szybko, widząc, że już otwiera usta by mu zaprzeczyć. – Nie wracajmy do tego, proszę. Zresztą mam do odebrania nagrodę, odpowiedzi na wszystkie pytania!
Nightingale skrzywiła się i spokojnie zapytała:
- Dlaczego tu ciągle przyjeżdżasz?
- Nie wiem, może żeby Cię zobaczyć – Onur jakby zawstydził się własnej szczerości i podszedł do swojego konia – a ty? – zapytał nie patrząc na nią.  
- Też nie wiem. Może jestem samotna.
Onur odpiął od siodła długi pakunek i położył go obok zwalonego pnia, na którym już wcześniej siedzieli. Potem zgarnął śnieg i gestem zaprosił by usiedli.  
     - A w tym sanatorium nie masz przyjaciół?
     - Nie. Moi przyjaciele zostali na froncie. A mnie do czasu wyleczenia umieszczono tutaj. Jakoś się z nikim nie zaprzyjaźniłam.  
     - A próbowałaś?
- Szczerze? Nie. A Ty? Masz tu jakiś przyjaciół?
- Nie mam przyjaciół.
- W ogóle? A Twój brat?
- Vincent jest moim bratem. Nie wiem czy jest też moim przyjacielem. Ja.... raczej lubię robić wszystko sam. Zawsze polegałem tlyko na sobie. Kocham go i moje siostry, ale im się nie zwierzam. W sumie nie mam z czego. – zaśmiał się…  
- Mnie też trudno zaufać innym. Jak człowiek uczy się, że z każdej strony czyha niebezpieczeńśtwo, to trudno mu się otrowrzyć przed kimś nieznajomym. Ile masz sióstr?
- Dwie. Najstarsza to Furia, potem jestem ja i Vincent, a na końcu moja najmłodsza siostryczka Elatha. Zawsze wydawało mi się, że jestem najbliżej z Furią, ze względu na wiek i podobne zainteresowania. Ale jak urodziła się Elatha to czułem, że jest mi bliższa niż ktokolwiek. Tylko, że ona już tak ma, jest słodka, piękna i niewinna.  
- Chyba każdy starszy brat tak myśli o młodszej siostrze. A ma chłopaka?
- Kto?! Elatha? Nie wiem. Wątpię! Na pewno nie. Powiedziałaby mi...
- Przyszłaby po radę? W sprawie chłopaka?- zakpiła.  
- Ona taka nie jest. – zaperzył się od razu Onur. – zresztą jest za dobra dla...
- Zwykłych facetów? – Nightingale śmiała się już na całego.  
- Dobra, dobra. A ty masz rodzeństwo? – zapytał.  
- Nie. Jestem jedynaczką.
- Widać.  
- Hej... – obruszyła się dziewczyna i dała mu kuksańca w bok. – Moja mama zmarła jak byłam mała i tata nigdy nie ożenił się powtórnie. Potem zaczęła się wojna i już nikt nie myślał o niczym innym niż przetrwanie.  
- A gdzie teraz jest?
- Nie żyje. Zmarł kilka lat po rozpoczęciu wojny.  
- Przykro mi. Mój ojciec też zmarł na początku wojny. A mama przy porodzie. Wychowywała mnie mama Vincenta. Więc oboje jesteśmy sierotami.  
     - Vincenta i Elathy?
- Nie, każde z nas ma inną matkę. No cóż. Mój ojciec lubił kobiety i bardzo chciał mieć dużo dzieci.
- To chyba fajnie mieć taką dużą rodzinę?
- Nie mieszkaliśmy razem. Tzn. Furia wraz z matką mieszkała w... miejscu, które przed wojną chyba nazywało się Lichtenstein? Nie pamiętam. Ja mieszkałem z ojcem, potem dołączyła do nas matka Vinventa i Vincent. Gdy jednak tata poznał matkę Elathy, to się wynieśli. Nie pamietam dokąd, wiem, że było tam ciepło i rosły gaje oliwne. Tylko raz tam byłem. Po urodzeniu Elathy, jej mama postanowiła wrócić do swojej ojczyzny, do Alfheim.  
- Alfheim? Gdzie to jest?
- Na Wyspach Brytyjskich. I zostałem sam z ojcem. Tak było do jego śmierci.  
- A teraz? Widujesz ich?
- Rzadko. To znaczy widzę brata pierwszy raz od początku wojny. Sióstr też nie widziałem. Pisujemy do siebie, ale raczej nie podróżujemy.  
- Tęsknisz za nimi?
- Yyy... nie wiem. Nie zastanawiałem się nad tym. Pewnie powienienem, prawda? Po prostu czuję, że nikogo nie potrzebuję. Wszystko tutaj mam, niczego mi nie brakuje. Chętnie bym je zobaczył, ale póki wiem, że nic im nie jest, nie widzę takiej potrzeby.
- Jesteś samowystarczalny? Ja też tak lubię o sobie myśleć.  
- Pracujesz z armią, prawda?  
Nightingale zamyśliła się, zastanawiając się ile może mu powiedzieć. Wczoraj dał jasno do zrozumienia co myśli o Ptasich Łowcach. Nie chciałąby się dowiedzieć, co mysli o niej, najsłynniejszym z nich.  
- Tak. Ale to nic ważnego. Dołączyłam do wojsk, zaraz po śmierci ojca i zajęłam się tam tym co umiem najlepiej. Byłam wściekła, bo ojciec zginął podczas ataku Czarnoksiężnych na naszą osadę. Nie było mnie wtedy w domu. Gdy wróciłam zastałam spalony dom i zwłoki ojca. Nie miałam już czego tam szukać. Odeszłam. I tyle. Od tamtej pory czekam na koniec wojny.  
- A zastanawiałaś sie kiedyś co będzie jak ona się kończy? Jak wtedy będzie wyglądał świat?
     - Nie. Polityka, władza, nie należy do mnie. Robię co mi każą, a że akutat to co mi każą jest zbieżne z tym czego pragnę, robię to dobrze.
     - To chyba luksus w tych czasach robić to co się lubi.  
Teraz dziewczyna osłupiała wpatrywała się w Onura, czy ona naprawdę lubi to co robi. Czy zabijanie, tropienie można lubić? Oczywiście lubi swoich ludzi, lubi jak pokonują kilometry konno wraz z wiatrem, który smaga i opal ich twarze, lubi kluczyć, łowić i łapać trop, lubi, gdy dokonują czegoś, co inni uważają za niemożliwe, lubi uczucie jakie towarzyszy sukcesowi, lubi czuć, że jej działania są niezbędne. Ale czy lubi zabijać? Nie, nie lubi, prawda? Robi to z konieczności. „Zabijam wrogów. Wykonuję rozkazy, nie lubię tego.”
- Nie wiem, czy to lubię... – odpowiedziała zamiast tego.
- Więc co chciałabyś robić innego, co lubisz? W czym jesteś dobra?
„W walce i zabijaniu” – pomyślała, ale powiedziała – Kiedyś dużo czytałam, umiem polować, szyć. A ty w czym jesteś najlpeszy?
     - Mogę Ci pokazać! - zbliżył się do niej tak, że ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie – Do tego potrzebna mi jesteś Ty, najlepiej robi się to w dwie osoby!
     Teraz oboje się zarumienili. A na widok sowich min zgodnie wybuchnęli śmiechem.  
     - Chyba się nie zrozumieliśmy – parsknął i zaczął rozwijać pakunek, który wciąż leżał u jego stóp. Gdy odchylił materiał, oczom Nightingale ukazały się lśniące miecze.  
     - Są piękne ! – wykrzyknęła zdzwiona.
- Właśnie w tym jestem dobry. W walce. Mój ojciec mnie uczył, potem miałem wielu nauczycieli fechtunku. Wygrywałem wszytskie zawody. – zamilkł i spojrzał na dziewczynę i jej oczy, które błyszczały teraz jeszcze bardziej. Wyraz jej oczu dodał mu odwagi. – Wczoraj mówiłaś o niebezpieczeństwie jakie na nas czyha z każdej strony i o tym, że boisz się tyc potworów i pomyślałem, ze mógłbym pokazać ci jak się bronić.
Nightingale starała się ukryć uśmiech satysfakcji, „nie przypominam sobie żebym mówiła, że się boję, ale niech będzie teraz odegram się za wyścig”.  

     - To bardzo miło z Twojej strony. Nie wiem tylko czy się do tego nadaję.
     - Nie martw się będę cierpliwy i spokojny.
Onur wybrał jeden, stanął w pozycji bojowej i pokazał jej jak powinna ustawić nogi, trzymać głowę i wyprostowaną sylwetkę.  
     - Jesteś prawo czy leworęczna?
     - Praworęczna.  
     - Stań na przecwiko mnie, a teraz stopy pod kątem prostym i nie złączone piętami.
Nightingale ciągle nie zdradzając przed nim sowich umiejętności ustawiła się tak jak polecił.  
     - Najpierw przed każdą sportową walką obowiązuje nas przywitanie szermiercze.  
     - A po walce pożegnanie? – odważyła się zapytać.  
     - Tak, właśnie tak.
     - Chyba, że nie wyjdziemy z tego cało! – zażartowała.  
Onur przyjrzał się jej uśmiechowi i pogratulował sobie w duchu pomysłu. Na pierwszy rzut oka wyglądała na podekscytowaną.  
     - Te reguły obowqiązują w szermierce jako dyscyplinie sportowej. Oczywiście w prawdziwej walce nikt się nikomu nie kłania.  
     - Oczywiście – przyznała z śmiertelną powagą, w duchu rozbawiona coraz bardziej udawaniem ignorantki.
     - Teraz musisz wykonać ruch szpadą..
     - Ale to miecz.. – przerwała mu.
     - Wiem, ale na zawodach są szable, florety i szpady. Wybrałem miecze, bo to moja ulubiona broń biała.  
     - Tylko są cięższe, prawda?  
Onur spojrzał zdziwiony na dziewczynę.  
     - Tak... ale możemy spróbować, prawda? – odparł zirytowany, musiał się skupić, żeby wszystko poszło zgodnie z planem.  
Następnie zapreneztował jej płynny ruch mieczem, który trzymał skierowany ostrzem w dół w stronę niezubrojonej ręki lekko do tyłu, a potem wyprosotwał ramię unosząc koniec do góry, tak aby garda znalazła się na wysokości twarzy. Spojrzał jej prosto w oczy i wykonał ten sam ruch w odwrotnej kolejności.  
Nightingale patrzyła wyczekująco na jego zgrabne ruchy, podniosła z ziemi drugi i miecz i z gracją powtórzyła ukłon.  
     - Świetnie! Możemy przejść dalej?
     - Jasne. Świetnie się bawię – odpowiedziała uśmiechnięta, „ja ci jeszczę pokażę” – pomyślała.  
     - Postaram się mówić prosto i słowami zrozumiałymi dla laika.. - zaczął Onur z lekkim zadęciem zdradzającym jaki jest dumny ze swej wiedzy i umiejętności.
Nightingale ponownie prychnęła w myślach nie mogąc doczekać się nauczki jaką sprezentuje pyszałkowi.  
     - Mamy cztery rodzaje działań szermierczych: natarcia, zasłony, odpowiedź i przeciw-tempo. Natarcie to po prostu ruch ciała i broni do przodu w celu trafienia przeciwnika. Wśród natarć wyróżniamy cięcia i pchnięcia, inaczej sztychy. Wśród cięć mamy bezpośrednie, szybki wyprost ręki i dźwignia dłonią. - Onur wykonał szybki ruch dłonią i mieczem – są trudne do obrony i powinny być błyskawiczne – widząc jak dziewczyna intensywnie się w niego wpatruje, aż parksnął z zadowolenia i kontynuował wykład – dalej: zamachowe z łokcia, zamachowe z ramienia i łukowe z nadgarstka…
     - Czy to nie są ruchy charakterystyczne dla szabli? Chyba trudno wykonać te wszystkie ruchy tym ciężkim mieczem, prawda? - spojrzała na niego z miną niewiniątka.
     - W sumie tak, ale… - przecież nie może jej powiedzieć, że wybrał miecze, bo wykonanie tych wszystkich działań mieczem jest o wiele trudniejsze i łatwiej mu będzie jej zaimponować pokazując jaki jest silny i zręczny – eee… dasz sobie radę. Pokażę Ci jeszcze jak się bronić przed natarciem.  Możesz to zrobić za pomocą zasłon lub uników. Zasłony statyczne, tylko chronią cię przed trafieniem, a odbijające wiążą się z kontruderzeniem. A unik to uchylenie się od ciosu. Odkskujesz do tyłu, w bok lub w dół. Możesz potem od razu odpowiadać czyli wychodzisz do natarcia. To chyba najważniejsze podstawy. Reszty nauczysz się w trakcie.
Nightingale obserwowała jego ruchy uważnie. Wiedziała, że każdy w walce ma jakąś manierę. Podobnie jak w pokerze można było przewidzieć ruch przeciwnika i jego blef poprzez obserwację. A ona miała właśnie próbkę wszystkich jego ruchów. Miecz był dla niej ciężki, osobiście wolała lekką polską szablę, ale była przekonana, że jest szybsza i zwinnejsza. Wielu jej przeciwników już się przekonało, że pomimo że była kobietą walczyła bardzo dobrze, a jej waga i niewielki wzrsot działały na jej korzyść. Nie spotkała jeszcze nikogo kto dorównałby jej w walce na szable. Była pewna, że doświadczeniem przewyższa zdecydowanie strażnika pól, nawet jeśli kiedyś zdobywał nagrody.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Somebody

    Takie sobie.

    18 cze 2017

  • Użytkownik Lelumpolelum

    Widać, że jest to fragment i czasem jest cos niezrozumiale, ale jrst potencjał. Chcialbym przeczytac wiecej :)

    3 cze 2017