Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Kraina

Wszystko zaczęło się tego dnia, podczas rutynowego przeglądu pojazdu, którym patrolowałem okolice. Nagle usłyszałem wybuch i ujrzałem jasne światło, które mnie ogłuszyło. Kiedy się obudziłem ujrzałem mężczyznę około 50 lat, nosił czarne okulary i wojskowy mundur.
-Co się ze mną stało- zapytałem. Wstałem, po czym od razu osunąłem się na ziemie, znów tracąc przytomność. Obudził mnie silny ból klatki piersiowej. Powstając z łóżka zauważyłem, że jestem owinięty wokół klatki piersiowej bandażami. Pokój był pusty. Jedynymi rzeczami było łóżko, na którym leżałem, komoda oraz lampa.
-Co się tu dzieje do cholery-pomyślałem. Przechodząc się po pomieszczeniu poczułem czyjąś obecność, chociaż nikogo nie widziałem. Odwróciwszy głowę zauważyłem tego samego mężczyznę, tylko inaczej ubranego. Na przeciwko mnie stał człowiek ubrany w mundur marynarki wojenne USA.-Co tu się dzieje- wypowiedziawszy to zrozumiałem, że tylko bełkocze jak szaleniec.-Nie bój się, organizm reaguje w taki sposób na intubacje. Za dwa dni przejdzie i nie będzie ani śladu. A musieliśmy dokonać przeszczepu płuc stąd te bandaże-zaczął. -Jesteś w bazie wojskowej zwaną Krainą Śmierci. Znaleźliśmy Cię dwa tygodnie temu leżącego na ulicy podczas patroli myśleliśmy, że jesteś jednym z nich, ale podczas rutynowych badań stwierdziliśmy, że przeżyłeś wybuch jądrowy-mówiąc to pokazał mi moją dokumentację medyczną.-Umiesz czytać -kiwnąłem, że tak-więc wszystkie wyjaśnienia masz w tej dokumentacji. Jak odzyskasz mowę przyjdź do mnie musimy porozmawiać. Wyjaśnisz mi skąd, się tu wziąłeś. Dobrze a teraz połóż się i śpij, co pięć godzin będziemy przynosić leki, żeby płuca nie zostały Odrzucone. Dobranoc.-Mówiąc to wyszedł. Usiadłem na łóżko i wziąwszy lampę zacząłem czytać: „ Nieznany pacjent przyjęty dnia 22 listopada 3021 roku okazał się mieć chorobę po promienną. Zbadawszy stwierdziłem, że pacjent ma zdrowe wszystkie organy oprócz płuc. Szef kazał mi go uratować, więc wdrożyłem leczenie.
29 listopada 3021 roku pacjent x (musiałem dać jakąś nazwę) po odzyskaniu przytomności wstając zasłabł. Tego samego dnia pacjent został za-intubowany. 1 Grudnia 3021 roku pacjentowi X zostały przeszczepione płuca. Szef zaglądał tu każdego dnia. Stan zdrowia jest stabilny. Uważam, że wyjdzie z tego. Jedno mnie niepokoi jego wyniki są nad wyraz dobre jak na człowieka, który przeżył wybuch jądrowy. Postanowiłem przeprowadzić rezonans i tomografie mózgu. Wyniki nie pokazały nic groźnego. Morfologia wykazała, że X ma dużo białych krwinek, ale nie jest chory na białaczkę. Jego odporność jest wyjątkowo wysoka. Zbadawszy ilość komórek nerwowych stwierdziłem, że X po wybudzeniu, może być chory umysłowo, ale to moje przypuszczenia. Po intubacji powinien odzyskać mowę w parę dni. Na koniec zalecam późniejsze badania”.
Byłem w szoku mogę być chory umysłowo, przecież myślę normalnie. „Muszę porozmawiać z tym szefem czy jak go tam zwą, ale najpierw pójdę spać za ich radą”- pomyślałem. Kładąc się spać jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Znów wróciłem do czytania raportu i od razu znalazłem powód. -Jakim cudem znalazłem w tym miejscu u w tym czasie? Co tu się stało dlaczego tak się stało? Pytania na które nie znałem odpowiedzi ciągle kłębiły się w mojej głowie, aż w końcu zasnąłem.Obudziło mnie pukanie.
– Przyniosłem leki- powiedziawszy to wszedł i postawił tacę na komodzie. – Witaj jestem lekarzem. Zwą mnie Tery Q. Ale mów mi Q. Proszę połknij, są to leki, które potrzebujesz- mówiąc to podał mi dwie tabletki i szklankę wody. Połknąwszy medykamenty usłyszałem odgłosy wystrzałów. Q zaczął dość nerwowo spoglądać za okno. W końcu zapytałem,  
– Co tu się dzieje do cholery, gdzie ja jestem i co tu robię-. Tery spojrzawszy w moją stronę podał mi kolejne dokumenty, które wyjął z komody.
-Przeczytaj to zanim spotkasz się z Czarnym. On odpowie na nurtujące Cię pytania.- Ostatnie słowa słyszałem już na zewnątrz. Wziąwszy dokumenty znów zacząłem je czytać:
„Jest rok 3005 po wybuchu jądrowym w strefie X zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Zwierzęta zmieniły się w potwory, naukowcy z siłowni zaginęli. Wysłana grupa ratunkowa w 3006 roku również zaginęła. W strefie X znajdowali się nasi najlepsi żołnierze w tym Generał Rufus Kraus, zwany Czarnym. Wraz z nim byli Tery Q najlepszy lekarz, major Dymitr Szymanowicz, podpułkownik Mark Kalwin oraz wiele innych dzielnych żołnierzy. Opłakujemy ich każdego dnia.” Przerwałem na chwilę i zacząłem układać myśli skoro to jest raport o tym, że wybuchła jakaś elektrownia i nie można tu dotrzeć to skąd te raporty. Zacząłem czytać drugą stronę, okazało się, że jest tu to samo, co na poprzedniej. Czytając dotarłem do innego fragmentu:
„ Jest rok 3008 nadal nie wiadomo, co z naszymi naukowcami i żołnierzami każda ekspedycja jest nieudana nikt nie wraca żywy. Z ostatniej wyprawy wrócił jeden żołnierz, umarł na chorobę popromienną nic nie powiedziawszy. Wysyłamy kolejną drużynę ochotników.  
Rok 3009: kolejne ekspedycje nic nie dają naukowcy próbują stworzyć skafandry ochronne, może wreszcie nasze drużyny wrócą z wiadomościami, co się stało w strefie X.” Na tym kończy się kolejny raport, czytając trzeci docieram do interesującego mnie fragmentu:
„ Rok 3012 musieliśmy przerwać poszukiwania. W poprzednich latach nic nie znaleźliśmy, więc wątpię czy cokolwiek znajdziemy. Toczymy wojnę z krajami europy nie możemy nic już zrobić.  
„Rok 3016 PO czteroletniej wojnie wznowiliśmy poszukiwania mam nadzieję, że jeszcze cokolwiek znajdziemy….”
Był to ostatni raport, jaki przeczytałem reszta to były dane ilu żołnierzy i naukowców zginęło ile sprzętu zostało wykorzystane, oraz ile czasu każda drużyna nie wracała z misji, lub czy w ogóle, jakakolwiek powróciła. Kiedy skończyłem czytać resztę danych postanowiłem wyjść na powietrze. Otwierając drzwi zostałem oślepiony wschodzącym słońcem. Po chwilowym szoku zacząłem się rozglądać zauważyłem, że mieszkałem w zwykłym domku, na jakimś odludziu. Schodząc na dół zauważyłem ludzi ubranych w wojskowe stroje. Po zejściu na dół zacząłem wymiotować, nagle poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu. Był to Q wraz z jednym żołnierzem.
-Zaprowadź go do szefa-mówiąc to pomógł mi wstać.
–Słuchaj nie rób takich numerów, jeżeli chcesz wyjść to po prostu zadzwoń masz dzwonek i wtedy ktoś przyjdzie i Ci pomoże.-Kończąc zwrócił się do wojskowego.
- Odmaszerować!-
-Rozkaz!- Wziął mnie pod rękę i ruszyliśmy do największego domu w strefie. Wchodząc zauważyłem kolejnego żołnierza, który pilnował wejścia. Po przejściu przez korytarz wojak posadził mnie na krześle i kazał czekać nie był za mocno rozmowny. Siedząc tak zacząłem uważnie się rozglądać, poznawać szczegóły tego miejsca. Była to drewniana chata, taka, w której się obudziłem tylko większa i bardziej „wystrojona”. Rozeznając się w sytuacji nie zauważyłem, że Czarny wszedł do pokoju.
-Pewnie już wiesz jak się nazywam –zaczął -Ale przedstawię Ci się sam. Nazywam się Generał Rufus Kraus. Dowódca sił w strefie X, znanej jako „Kraina Śmierci i Marzeń”. Znasz już naszego lekarza Q, resztę załogi poznasz w swoim czasie. Pewnie nurtuje Cię wiele pytań, więc zrobimy tak pytanie za pytanie i odpowiedź za odpowiedź. Zgoda?-
-Tak-odpowiedziałem.– Może ja zacznę ok. Nazywam się Krol Indiana Ortega Młodszy. Jestem, a raczej byłem taksówkarzem oraz strażnikiem. Chciałbym się dowiedzieć, co to za miejsce i gdzie ja jestem!! -Pytając go o to zacząłem wręcz krzyczeć.
-Jak powiedziałem jesteś w strefie X zwaną Krainą Śmierci i Marzeń znajdujesz się w obozie „Rapaks”. Jeżeli czytałeś dokładnie raporty pewnie zwróciłeś dokładną uwagę na daty oraz żołnierzy, którzy wrócili, prawda. A więc nikt nie powrócił, wszyscy są tutaj naukowcy, specjaliści oraz całe wojsko, są w samym centrum tego wszystkiego. Moje pytanie brzmi jak się tu znalazłeś?
-Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam przed przybyciem tutaj to wybuch w roku 2044, byłem taksówkarzem oraz strażnikiem obywatelskim, każdy strażnik miał jeden dyżur raz na tydzień po kilka godzin. Czyściłem swój samochód przed konkretną akcją miał być to rutynowy patrol, ale wiem że szefostwo chciało żebyśmy skontrolowali określony teren. Właśnie sprawdzałem samochód, po to, by nic nie zaskoczyło mnie w trakcie akcji. Zadzwonił telefon i nim zdążyłem odebrać obudziłem się tutaj,  resztę już pan zna.  
-Pamiętasz cokolwiek jeszcze? Wiesz jakie badania Ci robiliśmy? Czytałeś raport o stanie swego zdrowia?
-Tak czytałem. Właśnie badania. Jak mogliście robić mi takie badania bez sprzętu?
-Wiedziałem, że o to zapytasz. Więc mamy ośrodek badań oraz siłownie do zasilania tego ośrodku. Nie zdradzę Ci wszystkiego na raz. Umiesz posługiwać się bronią- Czułem że chce zmienić temat.
-Tak potrafię- Odpowiedziałem, gdyż  stwierdziłem że jeszcze zdążę go o to zapytać.
-Dobrze przydasz się nam- Odpowiedział
-Teraz, po co panu informacja czy znam się na broni i co znaczy że przydam się? Komu mam się przydać? I jak mam to zrobić?- Kończąc usłyszałem dwa silne wybuchy oraz odgłosy strzałów.
-Znowu oni. Przygotować się do obrony obozu! Ty teraz przekonasz się do czego nam się przydasz. Natychmiast biegnij do naszego zaopatrzeniowca i niech wyda Ci broń- Zabrał ze sobą karabin i ruszył przed siebie. Nie wiedząc co zrobić wybiegłem na zewnątrz. To, co zobaczyłem o mało nie zwaliło mnie z nóg. Wszechobecny strach i oszołomienie atakiem, można było wyczuć w powietrzu. Czym prędzej zacząłem szukać kwatery kwatermistrza. Żołnierze byli zajęcie odpieraniem ataku, nie zawracali na mnie mniejszej uwagi. W końcu znalazłem magazyn pełen broni. Był dziwnie urządzony jak na skład amunicji i różnego typu granatów karabinów. Nie wiele myśląc zacząłem szukać przydatnej broni którą mogłem użyć i wiedziałem jak.  Znalazłem karabin AK-47, wyglądał dość dziwnie. Nie zastanawiając się nad tym długo sprawdziłem czy jest naładowany i ruszyłem szukać jakiegoś schronienia. Uznałem że najlepszy będzie mój pokój. Wracając do pomieszczenia biegłem od budynku do budynku słysząc świst kul nad swoją głową. Nagle raptem usłyszałem wybuch, który powalił mnie na ziemie. Wypuszczając karabin uderzyłem głową o ziemię i na chwilę nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Poczułem że ktoś pomaga mi wstać na nogi. Otrząsnąwszy się pobiegłem do swojego pokoju. Szybko znalazłem miejsce do dogodnego ostrzału  i zacząłem szukać wroga. Spojrzawszy przez lunetę, w którą był wyposażony AK-47 spostrzegłem 20-30 ludzi szturmujących coś podobnego do bramy. Wymierzyłem i oddałem serię, odrzut był tak silny, że cofnąłem się aż do łóżka.  
-Co to do groma?- Pomyślałem. Szybko wróciłem na stanowisko. gdy chwili poczułem silny wstrząs. po czym fala uderzeniowa wbiła mnie w ścianę. Śniło mi się że wracam do domu do mojej rodziny. W drzwiach stoi moja żona, a z domu wybiegają moje dzieci. Przytuliłem oboje gdy nagle obudziłem się znów leżąc w łóżku. Nie pamiętałem jak tu się znalazłem i strasznie bolała mnie głowa rozglądają się za jakąś wodą zauważyłem kolejną stertę papierów. Z ciekawości wziąłem kilka do ręki i zacząłem czytać.  
„Pacjent Krol , po wygranej bitwie stracił przytomność. Wybuch spowodowała bomba, nie ustaliliśmy gdzie ją zdetonowano. Dzięki wybuchowi wszyscy bandyci umarli. Po naszej stronie również były ofiary oraz ranni. Jednym z rannych jest pacjent Ortega. Po przybyciu do jego kwatery Rufus był w szoku. Krol dosłownie był wbity w ścianę. Jako lekarz dziwiłem się że nie uszkodził sobie kręgów. Dalsza diagnostyka wykluczyła jakiekolwiek zmiany. Kolejne badanie mózgu wykryło bardzo dziwną sytuację. Jego komórki nerwowe zabijały się nawzajem. U badanego występują dziwne objawy nie znanej nam dotąd choroby. Jego mózg umiera.”
Mój mózg umiera? Byłem zdziwiony chciałem biec do Q i to wyjaśnić, nagle poczułem czyjąś obecność. Był to mężczyzna około 30-35 lat, miał ciemne oczy, kilkudniowy zarost. Pełny rynsztunek wojskowy nie zapowiadał nic dobrego.
-Masz iść z nami na zwiad i pomoc wieży strażniczej na północ stąd. Masz tu jest niezbędne wyposażenie. Załóż to i przyjdź do głównej bramy- Powiedziawszy to wyszedł. Zacząłem się ubierać w wojskowy strój. Po pięciu minutach byłem gotowy. Wybiegłem na zewnątrz i popędziłem do bramy. Czekało na mnie już sześć osób.  
-Witaj nie mieliśmy przyjemności się poznać. Jestem Kwatermistrzem w tym „Burdelu”. Nazywam się Stern -  
-Witaj, jestem Krol- Odpowiedziałem.
-Ładnie sobie poradziłeś z karabinem, który znalazłeś w magazynie. Na przyszłość zanim weźmiesz broń do ręki spytaj się kogoś doświadczonego, czy nadaje się ona akurat dla Ciebie.- Mówiąc to zaczął wyprowadzać ludzi z obozu.  
-Dobrze, później przejdziesz gruntowne szkolenie z zakresu broni i systemów walki, aktualnie mamy mało ludzi Rufus powiedział że jesteś na tyle zdrowy że możesz iść z nami. To rutynowa kontrola posterunku. Nie mamy żadnych wieści od Przyczółku na wschód od obozu jest on dzień drogi pieszo. Dasz radę dojść jeśli nie to pójdziemy bez Ciebie- Kończąc zamknął bramę i zaczął prowadzić oddział przez moczary. Szedłem wraz z nim na czele, nic nie odpowiedziałem, gdyż moją uwagę przykuł ruch w zaroślach.  
Wyciągnąłem pistolet z kabury która była wraz z ubraniem. Stern wraz z żołnierzami, również przystanęli. Nagle z zarośli wypadło monstrum. Był podobny do zmutowanego psa. Zacząłem strzelać do niego, ale on napierał na mnie coraz bardziej. Nagle usłyszałem:  
-Padnij- Komenda padła tak szybko że nic nie zdążyłem zrobić. Czułem jak siła wybuchu rozsadza mi bębenki, oraz odrzuca do tyłu. Odzyskawszy przytomność zauważyłem, że ktoś mnie opatruje. Wyrwałem gwałtownie rękę z suchych sparciałych rąk.  
-Spokojnie, wszystko jest już dobrze nie reaguj gwałtownie-
-Dobrze że nie robiłem mu zastrzyku wtedy mielibyśmy prawdziwy kłopot-
-Kłopot mielibyśmy jak by utkwiły mu odłamki z granatu-  
Kwatermistrz podniósł głoś do jednego z żołnierzy:
- Po jaką kurwę rzucałeś granat, pytam się widziałeś że Krol jest blisko i czemu musiałeś akurat odbezpieczyć granat rozpraszający?- Mówiąc to zaczął wręcz krzyczeć.
- Ja.....-
-Co ja? Co ja? Jesteś żołnierzem, każdy błąd kosztuje życie- Krzyczał dalej Stern  
-Ja jestem tu nowy przybyłem z ostatnim transportem- Odpowiedział atakowany żołnierz.
-Aha czyli faktycznie nie mamy za dużo ludzi skoro Czarny daje mi samych żółtodziobów- Mówiąc to oddalił się gdzieś w głąb jaskini. Szkoda mi było chłopaka chciałem go pocieszyć. Wstałem i rozejrzałem się gdzie leżę stwierdziłem że to jaskinia. Dziwiłem się skąd pochodziło echo, teraz zrozumiałem.  
-Jak Ci na imię żołnierzu?- Zapytałem.
-Jestem Kirk panie- odpowiedział
-Witaj Kirk. Jestem Ortega. Nie przejmuj się tym każdemu zdarzają się błędy.- Mówiąc to uśmiechnąłem się.  
-Nie przejmuj się na pewno robiłeś wszystko co mogłeś.-
-Przecież prawię Cię zabiłem- Nagle odparł.
-Nie wiedziałem co ma mu odpowiedzieć więc poszedłem szukać Sterna. Zauważyłem go przy wyjściu do jaskini.
-Jak mogłeś na niego krzyczeć, przecież on jest taki młody- Mówiąc to wręcz krzyczałem.  
-Mogłem, każde życie jest tutaj na wagę złota . Twoje, moje i jego. Chłopak musi się nauczyć odpowiedzialności za siebie i innych, a Ty musisz się nauczyć wykonywać rozkazy- Odparł bardzo agresywnie. Wchodząc do jaskini odparł:
-Wyruszamy o świcie. Prześpij się i odpocznij za dwa dni zajmiemy się twoim szkoleniem.- Ostatnie słowa słyszałem już w głębi.  
Wyjrzałem na zewnątrz. Właśnie słońce zachodziło za horyzont.
-Jak taka piękna kraina może być tak niebezpieczna- Powiedziawszy to wszedłem do środka. Idąc ciemnym korytarzem jaskini zderzyłem się z Kirkiem. Był zapłakany.  
-Gdzie idziesz?-
-Mam wartę jako pierwszy. Przepraszam za to co powiedziałem wcześniej.- Mówiąc to strasznie płakał. Zrobiło mi się go żal.
-Wiesz co pójdę za Ciebie na straż- przyjdziesz przed zmianą żeby nikt się niczego nie domyślił.-Mówiąc to widziałem jak zaczyna jeszcze bardziej płakać.
-Przecież nie stanie się nic złego, prześpij się ja tu popilnuję- Uśmiechnąłem się. Chłopak zasalutował mi i odszedł w głąb jaskini. Ja zostałem sam. Sprawdziłem stan nabojów oraz miejsce gdzie widział bym całą okolicę. W końcu wybrałem mały przyczółek gdzie było widać bardzo dobrze wejście do jaskini i okolicę. Stern dobrze przygotował to miejsce zastawiając granaty oraz karabin snajperski typ „Sztajer” wraz z nabojami. Spojrzałem na niebo gwiazdy świeciły bardzo jasno wraz z dużym księżycem. Widziałem dokładnie całą okolicę. Zacząłem oglądać granaty. Zauważyłem napisy, kiedy zacząłem czytać stwierdziłem że jest to instrukcja użytkowania oraz typ granatu. Było 10 granatów po godzinie wybrałem 5 odpowiednich do aktualnej sytuacji.  
-Jeszcze 3 godziny i kolejna zmiana- Nagle zrobiło się strasznie zimno. Zerwał się silny wiatr, oraz pojawiła się czerwona łuna. Nie wiedziałem co się dzieję. Po chwili zorientowałem się że patrzą na mnie dwoje wielkich, czerwonych ślepi. Chwyciłem pistolet i wycelowałem w „coś” stojące przede mną. Mutant wyszedł z ukrycia. Był wysoki i jak na jego wzrost bardzo chudy. Pazury przypominały niedźwiedzie łapy ale coś w nich było nie tak. Nagle przemówił dość wysokim głosem.  
-Czego tu szukacie?-
-Niczego, rozbiliśmy obóz żeby odpocząć. Mamy kilku rannych- Odpowiedziałem.  
-Rannych, dobrze, chodź ze mną coś Ci pokaże- Mówiąc to pokazał mi ścieżkę, której wcześniej tu nie było.  
-Co jest, jeśli chcesz mnie zabić to zrób to teraz- Zacząłem krzyczeć
-Nie, chodź za mną. Nie zrobię Ci krzywdy na razie, chyba że strzelisz.- Odpowiedział.
Opuściłem broń i skierowałem się w miejsce które pokazywał. Nagle poczułem ból barku.  
-Broń musisz zostawić!- Rozkazał, ściskając mnie mocno za ramię, prawie łamiąc mi przy tym prawie kości barku.  
-Już, już spokojnie- Odpowiedziałem i rzuciłem karabin na gromadę obok innych broni.  
O dziwo nie czułem bólu tylko dziwne mrowienie, oraz nie mogłem ruszyć ręką. Nie przejmowałem się tym zbytnio, gdyż miałem inne zmartwienia..  
-Muszę tu wrócić zanim skończy się moja warta, nikt nie może podejrzewać że zniknąłem-  
-Dobrze im szybciej wyruszymy tym szybciej wrócisz do swoich kompanów- Odpowiedział stwór.  
Ruszając zapytałem:
-Kim jesteś? Skąd tu się wziąłeś? Oraz jakie masz wobec mnie zamiary?- Zalałem go potokiem zdań, których nie potrafił zrozumieć lub odpowiedzieć na nie. Po chwili ciszy odpowiedział:
- Jestem Torgald, stworzył mnie światowej sławy naukowiec. Jak zauważyłeś byłem kiedyś człowiekiem. Po wybuchu i napromieniowaniu stałem się potworem. Doktor uratował część mnie, nie udało mu się z ciałem. Masz już odpowiedź na dwa pytania. Trzecie musisz sam sobie na nie odpowiedzieć.- Skończył i zamilkł.
Po forsownym marszu dotarliśmy do polany. Nie wyróżniała się ona niczym szczególnym poza kilkoma głazami. Torgal podszedł do jednego i nacisnął go mocno. Nagle ziemia zaczęła się trząść. Przede mną wyłaniała się niezwykłą budowla z kamienia. Cała wyglądała jak grecki Partenon. Z budowli wyszło trzech ludzi ubranych w habity mieli głowy zakryte kapturami. Jeden z nich przemówił:
-Witaj w pałacu króla nowych ludzi, nasz pan już czeka. Torgalu idź na zwiad, droga wskażę Ci odpowiedni czas i miejsce.-
-Jak to wskaże odpowiedni czas i miejsce? To wszystko żyje i ma świadomość?- Zapytałem, nie wiedząc o co chodzi.
-Tak, można to tak ująć, wszystkiego dowiesz się w środku nasz pan już czeka. -Odpowiedział nieznajomy w kapturze.
Weszliśmy do środka, budowla wyglądała imponująco. Marmurowe kolumny, posągi wykonane z granitu oraz podłoga wyłożona marmurem. Nie spodziewanie koło mnie pojawiło się kolejny mężczyzna. Trzej zakapturzeni mnisi stanęli w okręgach na środku i zaczęli szeptać w dziwnym języku. Nagle podłoga zaczęła zmieniać kształt przybierając rozmiar wielkiej szachownicy. Za mną i przede mną pojawiły się wielkie posągi.  
-Witaj zagrasz z nami?-
-Co to za gra i gdzie ja jestem?-
-Nie bój się wrócisz do swoich przyjaciół w wyznaczonym czasie, tylko musisz wygrać albo przegrać naszą grę. Jak wygrasz dowiesz się wszystkiego czego będziesz chciał w swoim czasie. Nie powiem Ci wszystkiego od razu ze względu na nasze bezpieczeństwo. Jeśli przegrasz niczego się  nie dowiesz odejdziesz, ale nie wiemy czy będziesz naszym wrogiem czy przyjacielem.-
Stałem jak słup soli nie wiedząc co powiedzieć, co myśleć. Po chwili dopiero dotarły do mnie słowa wypowiedziane przez nieznajomego.
-Co to za gra?-  
-Szachy, które żyją. Wybieraj białe bądź czarne?-  
-Białe, czy to będzie bezpieczne?- Zapytałem.
-Na pewno. Czas zacząć grę!- Jego słowa wydały niski  przenikliwy dźwięk, który przeszedł w nagły krzyk. Zaczeliśmy grę. Jeden ruch trwał wieczność. Rozpocząłem śmiało od wysunięcia pionka na środek pola. Przeciwnik natomiast zastosował inną taktykę. Pierwszym ruchem było wysunięcie skoczka na przód. Ja ciągle wysuwałem piony do przodu. Natomiast mój przeciwnik zastosował kompletnie inną taktykę. w kolejnych ruchach zdobył cztery piony ja natomiast jednego skoczka. Nie wiedząc ile czasu minęło nagle usłyszałem:  
-Szach mat. Koniec gry przegrałeś- Po chwili dotarły do mnie jego słowa.
-To co teraz?- Zapytałem
-Nic, Torgal odprowadzi Cię do twojego posterunku, niewiele brakowało a byś wygrał nie byłeś skupiony na grze tylko na czymś innym prawda?- przeszedł pomiędzy zniszczonymi pionkami- Torgal będzie Cię pilnował, chronił jak wolisz. Będziemy obserwować każdy twój ruch. Wtedy orzekniemy czy jesteś nam przyjacielem czy wrogiem. Teraz idź twój opiekun już na Ciebie czeka.
Odwróciwszy się  zobaczyłem Stojącego w drzwiach mojego nowego kompana. Wyszedłszy z budowli znów zalałem go potokiem pytań.
-Co to było? Kim był facet przed którym drżałeś? Co to wszystko ma znaczyć?-
-Dowiesz się w swoim czasie, przegrałeś więc nie mogę Ci nic powiedzieć takie są nasze zasady. Jeśli przegrasz z Doktorem nikt nie może nic powiedzieć dopóki On nie zdecyduje o tym. To jedna z zasad w naszym społeczeństwie. Teraz chodźmy jeśli chcesz zdążyć.

Marshall

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i przygodowe, użył 4135 słów i 23346 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.