- Ooo, Granger, czyżbyś wreszcie zapomniała języka w gębie? - usłyszała znienawidzony przez siebie głos, gdy stała przed wystawą Madame Malkin na ulicy Pokątnej. Cała zdrętwiała, odwracając się, by stanąć twarzą w twarz nikim innym, jak Draconem Malfoyem.
- Nie, Malfoy, nie zapomniałam — odcięła się mało inteligentnie jak na siebie.
Blondyn spojrzał na nią z pogardą w oczach i prychnął pod nosem:
- Właśnie widzę...
- Przepraszam? - fuknęła niczym rozeźlona kotka, ale on tylko pokręcił z powątpiewaniem głową i odszedł szybko, nie zaszczycając jej już nawet jednym spojrzeniem. Zdumiona jego zachowaniem Hermiona spojrzała na stojącą obok niej Wiewiórę, ale ta wyglądała na równie zaskoczoną, co brązowowłosa. Przecież jeszcze nigdy Malfoy tak łatwo nie rezygnował z kłótni z Gryfonką! A teraz co? Poszedł sobie, tak po prostu.
- Przymierzamy te szaty? - zapytała w końcu Ruda.
- Daj spokój, ty widzisz ile one kosztują? Przecież nawet mnie na żadną z nich nie stać! - odezwała się smutno starsza Gryfonka. - Lepiej już wracajmy. Jutro powrót do szkoły, a ja nawet się jeszcze nie spakowałam.
- Ani ja! - wykrzyknęła przerażona Ginny i pędem ruszyły w stronę Dziurawego Kotła. Stamtąd też przeniosły się do Nory za pomocą proszku fiuu.
- Mamo, już jesteśmy!
- Obiad będzie dziś później, bo czekamy na Percy'ego i Billa z Fleur — powiedziała pani Weasley, wychodząc z kuchni. Uśmiechnęła się pocieszająco do Hermiony, zdawała sobie sprawę, jak śmierć Freda wpłynęła na dziewczynę. Przecież ta dwójka zawsze bardzo się lubiła, ponadto to ją ratował, gdy wszystko się zdarzyło.
Młoda Gryfonka uśmiechnęła się niepewnie i weszła na górę do pokoju, który dzieliła z Ginny zawsze, kiedy nocowała u Weasleyów.
- Hermi, co się dzieje? - zapytała Ginny, gdy zamknęła drzwi. - Aż tak bardzo obwiniasz się o śmierć Freda? Przecież to nie twoja wina i nikt z nas ci tego nie wypomina!
- Nie, Ginny, to nie o to chodzi — mruknęła Hermiona, starając się nie rozpłakać.
- No to o co chodzi? Od jego śmierci nawet nie można wymówić jego imienia w twojej obecności, bo zaraz wybuchasz płaczem! Co jest?
- Nic, muszę po prostu jakoś sobie to wszystko poukładać — odparła, zabierając się za pakowanie. Już jutro miał się rozpocząć dla niej, Harry'ego i Rona, a także większości z ich rocznika ostatni rok nauki w Hogwarcie. Rok, który przez niedawną wojnę został przesunięty o dwanaście miesięcy.
Rano obudziło ją słońce wpadające przez okno oraz ruda krzątająca się po pokoju z pieśnią na ustach.
- Miona, wygrzebuj się już z tej pościeli.
- Już, za chwilę... - mruknęła i przeciągając się, wyskoczyła z łóżka i poszła do łazienki. Nie czuła się wyspana, miała kłopoty z zaśnięciem, co było widać po ciemnych workach pod oczami i niekoniecznie przytomnym spojrzeniu. Odkąd zginął Fred, bała się zasnąć, bo sceny z tej okropnej nocy dręczyły ją w snach. W ciągu całej tej włóczęgi zdała sobie sprawę, że to, co czuje do Freda, to nie tylko przyjaźń, lecz też coś więcej. Wtedy, gdy Harry z Luną udali się do pokoju wspólnego Puchonów, odciągnęła starszego Gryfona na bok i wyjawiła mu wszystko. Do tej pory nie może pozbyć się z pamięci wyrazu jego oczu. Schowali się wtedy w łazience, obiecał jej, że już zawsze ze sobą będą. Niestety nie wyszło. Ponadto Ron stał się wobec niej strasznie nachalny. Gdy wyszli z Komnaty Tajemnic, pocałował ją pierwszy raz i od tamtej pory traktował jak swoją własność, nie zauważając zupełnie tego, że dziewczyną targają silne emocje.
Teraz stojąc pod letnim prysznicem, starała się odpędzić od siebie przykre wspomnienia. W końcu zakręciła wodę, wytarła się i wróciła do pokoju, by się ubrać. Na śniadanie zeszła w niekoniecznie dobrym nastroju, który pogorszył się jeszcze bardziej po pocałunku rudzielca. W takim też nastroju wsiadła z przyjaciółmi do pociągu na peronie 9 i 3/4.
By choć trochę zapomnieć o dręczących ją wspomnieniach, zanurzyła się w księdze zaklęć. Większość zawartego w niej materiału to powtórki, bo pod koniec tego roku czekały ich Owutemy. Było jednak coś, co ciągle rozpraszało i denerwowało Gryfonkę — ręka Rona na jej kolanie. W końcu nie mogąc dłużej znieść jego dotyku, trzasnęła książką i szepnęła groźnie w stronę swojego w sumie nieformalnego chłopaka:
- Mógłbyś zabrać tę rękę?
Ron, oczywiście zajęty pochłanianiem słodyczy ze sklepowego wózeczka, spojrzał na nią pełnym niezrozumienia wzrokiem.
- Czo? - zapytał, starając się jednocześnie przełknąć zbyt duży kawałek paszteciku. Hermiona wzruszyła wymownie nogą, na co ten odparł niechętnie:
- Nie mam zamiaru zabierać ręki ze swojej własności.
Powiedział to na tyle cicho, że siedzący przy oknie Harry w ogóle nie zwrócił na to uwagi. Jego wypowiedź jednak usłyszał ktoś inny, przechodzący mimowolnie korytarzem.
- Nie jestem twoją własnością, Ronaldzie! - powiedziała czerwona na twarzy Gryfonka.
- Od zawsze nią byłaś! - ścisnął ją mocno za kolano i złapał za podbródek w ten sposób, że nie mogła mu się wyrwać.
- Puść! - jęknęła, próbując się wyswobodzić.
- Bo co mi zrobisz? - warknął, wsuwając dłoń pod jej spódnicę.
- Ona nic, ale ode mnie na pewno oberwiesz, Wieprzlej! - od strony przejścia dobiegł ich wszystkich tak dobrze im znany, znienawidzony głos. W wejściu do przedziału stał on, Draco Malfoy, mistrz szyderstwa, były Śmierciożerca i tleniony arystokrata numer jeden. Jego wypowiedź zwróciła wreszcie uwagę Harry'ego i Ginny, którzy zaskoczeni przyglądali się całej trójce. Harry spostrzegł, że czerwony na twarzy Ron zdejmuje rękę z nogi Hermiony. Rękę, która była zdecydowanie zbyt wysoko, jak dla niego.
- Czego tu? - warknął wściekły Weasley, nie zwracając uwagi na wypowiedź blondyna. Był wściekły, że mu przeszkodzono!
- A tego, że jeśli zaraz jej nie puścisz, to do Hogwartu wejdziesz z wyrytym na czole napisem "Jestem cholernym gwałcicielem!" - syknął Ślizgon.
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, Malfoy! - Ron zerwał się na równe nogi. Miał nadzieję, że Harry stanie za nim, ale tego jakby zamurowało w miejscu.
- Może i nie są moje, ale nawet ja nie próbuję zgwałcić własnej dziewczyny, przygłupie! Na dodatek przy swoich przyjaciołach!
- Malfoy, czy tobie przypadkiem nie spadło na łeb coś ciężkiego ostatnimi czasy? - zdziwiła się niebotycznie Ginny. - Bronisz Hermiony?
- Sam się sobie dziwię, ale tak! Jeśli wy, jej najlepsi przyjaciele nie widzicie, że ten matoł znęca się nad Granger, to gratuluję intelektu!... A teraz słuchaj mnie, Wieprzlej! Jeśli jeszcze raz zobaczę, że się nad nią pastwisz, to łeb ci przy samej dupie ukręcę, jasne?
Po tych słowach zawinął się i poszedł, a w przedziale zapadła niezręczna cisza.
- Hermiono, ja... - zaczął niepewnie Ron, patrząc na swoją dziewczynę błagalnie.
- Zostaw mnie w spokoju! - warknęła, zrywając się na równe nogi. Zabrała swój kufer, książkę i wyszła z przedziału. Była podwójnie wściekła — na tego kretyna, Ronalda i na tą tlenioną fretkę, której teraz wisiała niemała przysługę!
- Gdzie ci tak śpieszno, Granger? Do Hogwartu jeszcze kupa drogi. - z rozmyślań wyrwał ją głos blondyna. Oczywiście! Teraz jeszcze musiała na niego wpaść! Ten kretyn będzie się przecież teraz chełpić tym, że jej dobrowolnie pomógł. Że też to nie był kto inny!
- A co cię to obchodzi, Malfoy? - prychnęła, nawet się do niego nie odwracając.
- Jakbyś nie zauważyła, to zrobiłem coś dla ciebie. Należą się chyba jakieś podziękowania, co?
- Dziękuję... Wystarczy?
- Coś ty taka niemiła? - zaśmiał się ironicznie.
- Bo mnie wpieniasz, fretko! - syknęła. Nagle poczuła, jak jego chłodne palce zamykają się wokół jej nadgarstka.
- Czego? - warknęła, szybko odwracając się w jego stronę.
- Mam pytanie, dlaczego nie zerwiesz z Weasleyem, skoro tak cię traktuje? Chyba masz jakąś godność...
- Jej część straciłam w twoim dworze!... Poza tym Ron nie jest moim chłopakiem...
- Proszę? - oczy blondyna rozszerzyły się znacznie. Pojawiły się w nich zimne błyski wściekłości. - Chcesz mi powiedzieć, że on robi takie rzeczy, nie będąc twoim partnerem? Nie jesteście parą?
- Nie, nie jesteśmy! Mógłbyś mnie wreszcie puścić?
- Taaa... No, no, Granger. Zaskakujesz mnie. Nie sądziłem, że jesteś aż tak bierna!
- Bo nie jestem!
- Pfff... Udowodnij!
- A kim ty jesteś dla mnie, bym miała ci cokolwiek udowadniać? - zdenerwowała się. - Lepiej zejdź mi wreszcie z oczu! Jak na dwa dni, to zbyt często cię widuję!
- Obiecuję, że będziesz jeszcze częściej — uśmiechnął się do niej szyderczo. - A tak w ogóle, to nie masz co dalej iść, wszystkie przedziały są pełne... Możesz usiąść w moim, znaj mą kolejną łaskę.
- Nie, Malfoy, dzięki. To już wolę posiedzieć na korytarzu. Jeszcze bym cię gdzieś szlamem poplamiła...
Na te słowa Draco wzruszył tylko ramionami i zniknął w swoim przedziale. Hermiona natomiast usiadła ciężko na kufrze. Czuła, że nadchodzący rok szkolny będzie naprawdę ciekawy!
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.