Materiał zarchiwizowany.

Arystokrata cz.1

Arystokrata cz.1Ponura atmosfera panowała przy stole mojej rodziny - McHale. Każdy przeżuwał swój posiłek w ciszy. Dlatego po pomieszczeniu roznosiło się tylko echo sztućców i zegara, który chodził dość głośno. A wszystko przez Ministra Magii, który ze względu na ważne sprawy ministerstwa wpadł na kolację. W celu omówienia tych spraw z moim ojcem. Moja mama była zdenerwowana, ale dobrze ukrywała to, a przynajmniej próbowała. Ponieważ trzęsące się ręce zdradzały wszystko. Nie chcąc brać udziału w całej tej farsie dokończyłam swoją porcję i grzecznie odeszłam od stołu.
Westchnęłam, kiedy znalazłam się w swoim pokoju. Atmosfera była sztywna, ja sama taka byłam, ale tylko do pewnego stopnia. Zdmuchnęłam kosmyk moich rudych włosów, który spadł na moje czoło. Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie i wtedy właśnie po drugiej stronie ulicy zauważyłam wysoką postać, idącą szybkim krokiem. Zmarszczyłam brwi i przygryzłam wargę. Z dołu dochodziły mnie już ożywione rozmowy dorosłych.  
Otworzyłam okno, a nocny chłód owiał moje policzki.
- Moja ciekawość kiedyś mnie zgubi - mruknęłam do siebie, siadając na parapecie i patrząc na dół. - Raz kozie śmierć.
Skoczyłam. Chciałam piszczeć, ale się powstrzymałam. Wylądowałam jakimś cudem na zgiętych nogach. Mimo, że wysokość nie była za duża to i tak lot przyśpieszył mój puls. Do dziś się dziwię, że zostałam przydzielona do Ravenclawu, skoro robię rzeczy, które do rozsądnych nie należą.
Otrzepałam się z ziemi i ruszyłam w mrok, w miejsce, gdzie ostatni raz widziałam postać, która nazwać tajemniczą nie mogłam. Wszytko przez sposób chodzenia, który właśnie Teodor Nott sobie wypracował. Jedyny w swoim rodzaju. Szybki, pewny siebie i odstraszający ludzi. Nietrudno było go nie rozpoznać. Wystarczyło być tylko dobrym obserwatorem, a ja właśnie nim byłam. Może nie dobrym, ale byłam.
Trzask gałęzi sprawił, że podskoczyłam na równe nogi. Szybko zaczęłam przeszukiwać kieszenie w celu odnalezienia różdżki.  
- Jaka ja jestem głupia - powiedziałam sama do siebie zrozpaczonym głosem.
Mój magiczny atrybut zapewne leżał, a nawet na pewno, na mojej szafce nocnej. Jęknęłam i właśnie wtedy poczułam zapach perfum i nie miałam wątpliwości kogo śledziłam, dodam jeszcze, że z marnym skutkiem.  
- Masz rację jesteś głupia - zakpił męski głos, przykładając mi różdżkę do głowy, a ja w ogóle nie czułam strachu, bo wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy. - Sama w lesie, bez broni. Bardzo łatwy cel.
- Oboje wiemy, Teodorze, że chcesz mnie tylko nastraszyć - powiedziałam wzruszając ramionami. - Co ci nie wyszło, a na dodatek zagrabiło karę.
Chłopak wybuchnął śmiechem, a ja odwróciłam się do niego z uniesioną brwią. Westchnęłam, gdy czarnowłosy skończył się recholić. Jednak miną szybką mu zrzedła, gdy zobaczył moją nieugiętą i ponurą.
- Nie bądź dzieckiem, Doresso - przewrócił oczami.
Prychnęłam i zbliżyłam się do Notta tak blisko, że stykaliśmy się klatkami piersiowymi. Czułam jego oddech na czole. Uśmiechnęłam się słodko i zarzuciłam mu ręce na szyję i zniżyłam do swojego wzrostu. Odwzajemnił uśmiech, był ewidentnie zadowolony. Dotknęłam ustami jego ucha i wyszeptałam:
- Teodorze, jeszcze raz przyłożysz mi różdżkę do głowy i będziesz mógł uchodzić za singla.
Szelest drzew sprawił, że się uśmiechnęłam, lubiłam naturę i wszystko co z nią związane. Właśnie ona pozwalała mi się uspokoić i zrelaksować. Była częścią mojego życia.
- Muszę cię rozczarować, ale nie zamierzam nim zostać - powiedział, po czym wziął moją twarz w swoje duże zimne dłonie.
Smukłym palcem przejechał po linii moich ust, które już pragnęły poczuć jego usta. Chłodne i spierzchnięte. Jego oczy analizowały moja twarz, aby po chwili sprawić, że na twarzy ich właściciela wpłynął uśmiech. Przewróciłam oczami, a Nott łączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
I pomyśleć, że rok temu, nie wiedział o moim istnieniu.  
Rok wcześniej  
Spojrzałam na Cho, która siedziała ze mną w przedziale i czytała opasły tom. Byłam znudzona, dlatego z braku jakiegokolwiek zajęcia postanowiłam pobawić się w obserwowanie. Od niedawna zaczęłam to robić, więc w moich notatkach było wiele niedociągnięć. Cho była krukonką, ale to było istotne, skoro byłam razem z nią w tym samym domu. Jej długie czarne włosy lśniły, jak zwykle, czyli poranna toaleta zaliczona. Jej drobne dłonie trzymały duży tom, miała pomalowane paznokcie. Oczywiście lakier był bezbarwny, mogły być dwie przyczyn, jednak obie tak samo prawdopodobne.  
- Doresso, przestań mi się przyglądać to mnie rozprasza - powiedziała spokojnie Yang, nie odrywając wzroku od książki.
I tak właśnie straciłam zajęcie. Westchnęłam i po prostu wyszłam na korytarz, na którym nikogo nie było. Spojrzałam na swoje odbicie w szybie i uśmiechnęłam się. Nie należałam do osób ślicznych, jednak podobałam się sobie, a to było najważniejsze.  
- McHale - wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam tuż przy uchu głos Blaise Zabiniego aka Diabła.
- Czego kuzynie? - zapytałam patrząc jak czarnoskóry chłopak uśmiecha się do mnie szeroko.
- Może zechciałabyś dołączyć się do mnie i Dracona? - zapytał, a ja skrzywiłam się na wzmiankę o Malfoy'u. Nie trawiłam go, jednak istnieją szansę, że mogę tam spotkać, Notta.
Właśnie, Teodor fascynował mnie od pierwszej klasy. Zawsze chłodny i obojętny, trzymający się na uboczu. Intrygował mnie i chciałam dowiedzieć się o nim, jak najwięcej. Jednak nie mogłam, bo Nott był niesamowicie skryty i nawet moje obserwacje nic nie mogły wskórać.
- Z chęcią, tylko powiem Cho, żeby się nie martwiła - powiedziałam uśmiechając się do swojego kuzyna.
W tej chwili go uwielbiałam i nawet cofnęłam wszystko co o nim mówiłam, a było tego sporo i nie dużo było w tym pozytywów.
- Słyszałam - powiedziała Yang, kiedy tylko otworzyłam przedział.
Już miałam otwierać usta, ale zrezygnowałam. Nie ma to jak bardzo dobry słuch, który chciałam posiadać, jednak nie było mi dane.
- Chodźmy - powiedziałam do chłopaka, który chwycił moją rękę i zaczął prowadzić do wagonu dla uczniów Slytherinu.
Szliśmy w milczeniu, które żadnemu z nas nie przeszkadzało, ja podziwiałam widoki, a Ślizgon skupił się na trasie. Miałam nadzieję, że spotkam Notta i uda mi się go poznać bliżej. Jednak jak to mówią: "Nadzieja matką głupich".
- Cześć, Doresso - głos Dracona Malfoy'a rozniósł się echem w mojej głowie.
- Cześć, Draco - powiedziałam i nim Blaise zdążył zareagować siedziałam obok blondwłosego arystokraty.
Na przeciwko mnie usiadł mój kuzyn, a obok niego Pansy, która z zachwytem słuchała tego co mówi Malfoy, podczas gdy min to za bardzo nie ruszało.
- No dobrze, czego ode mnie chcecie? - zapytałam i założyłam ramiona na piersi.
Wszyscy, jak na komendę odwrócili się w moim kierunku.
- Dlaczego myślisz, że coś od ciebie chcemy? - zapytała, Pansy unosząc brew. Jej krótkie czarne włosy dodawały jej uroku. A oczy, które patrzyły na mnie z pytaniem były ciemne o barwie przypominającej korę drzewa.
- Nigdy mnie tu nie zapraszaliście, a Diabeł od naszego pierwszego spotkania nie był dla mnie miły. Wniosek nasuwa się sam - chrząknęłam. - To czego chcecie?
Milczeli przez chwilę. Nie przeszkadzało mi to. Przez uchylone okno mogłam słyszeć, jak koła pociągu uderzają o tory w równych odstępach czasowych. Uwielbiałam ten dźwięk, dlatego zawsze w przedziale miałam otworzoną szybę, chyba, że Cho czytała wtedy musiała być zamknięta.
- Chcemy, żebyś sprawiała, że Nott do nas dołączy - powiedziała, choć brzmiało to jak rozkaz, Draco.
Spojrzałam na niego wzrokiem, który mówił: "Kpisz sobie".
- Dlaczego ja? - zapytałam, ale po chwili dodałam. - Znaczy się dlaczego wy tego nie zrobicie?
- Bo Nott nas by nie posłuchał - odpowiedziała, Pansy takim tonem jakby to było oczywiste.
Przewróciłam oczami, a mnie to niby tak. Chłopak nie wie o moim istnieniu, a ja jakby nigdy nic podejść do niego i spytać, czy przyłączy się do Dracona.
- Zgoda? - zapytał Blaise wyciągając dłoń w moim kierunku.
Mam szansę porozmawiać z Teodorem i go poznać to jest plus, a minus, nie ma żadnego. W końcu bez ryzyka nie ma zabawy.
- Zgoda - powiedziałam i uścisnęłam dłoń czarnoskórego.
Właśnie zawarłam pakt z Diabłem.
  Kiedy wróciłam do swojego przedziału, Cho patrzyła na mnie z uniesionymi brawami.  
- Co od ciebie chcieli? - zapytała i zmniejszyła książkę po czym włożyła ją do kieszeni swojej czarnej szaty.
- Nic - powiedziałam i zdjęłam kufer, aby nałożyć na siebie wymagane odzienie.  
Ślizgoni dość długo przytrzymali mnie u siebie, ale uciekłam im pod pretekstem nałożenia szaty.  
- Doresso? - uniosłam głowę znad swojego kufra i spojrzałam na przyjaciółkę, która patrzyła na mnie niepewnie.
- Tak? - zapytałam uśmiechając się ciepło.
- Ja... Życzę ci, abyś w tym roku miała same Wybitne - powiedziała szybko, a ja uśmiechnęłam się.
Panna Ynag nie mówiła o uczuciach, dlatego trudno było jej powiedzieć co czuję w tej chwili. Czasem przeraża mnie co nauka może zrobić z człowiekiem albo człowiek z nauką.

3 komentarze

 
  • Użytkownik violet

    Witam Cię Autorko.
    Chciałam zwrócić uwagę na tytuł, jakże podobny ;) do cyklu publikowanego przeze mnie.  Może to nie jest najszczęśliwszy pomysł, może warto go czymkolwiek odróżnić? Takie moje spostrzeżenie...

    25 sty 2017

  • Użytkownik zidann

    Chcesz polizgac sie na czyjejs popularnosci?  a fe!

    15 sty 2017

  • Użytkownik TeodorMaj

    Ekhem... tak jakby wyczuwam umyślną lub nie, kradzież tytułu. Opowiadanie o takowym jest opublikowane na tym portalu przez innego użytkownika. Proponuję zmienić tytuł ;)

    15 sty 2017