Aldanaari. Rozdział I. Cichy Złodziej.

Aldanaari. Rozdział I. Cichy Złodziej.Vesperion, syn władcy Saltusdryadu, wracał z Lunarium do swego domu położonego w Viridlignum. Kiedy tylko jego orszak znalazł się w lesie, wszyscy odetchnęli z ulgą. Dryady kochały podróżować, lecz zupełnie wolnymi czuły się tylko w domu. Rozsiedli się na trawie przed granicami lasu aby napełnić żołądki owocami i zmyślnymi potrawami, których jedyną łączącą cechą był brak mięsa. Dryady nie jadły mięsa, chyba, że mowa o zamierzchłych czasach i o Algorczykach, żyjących wśród śniegów Mroźnych Wysp. Tutaj, w Aquilli, mimo surowego klimatu, wszyscy nauczyli się korzystać ze słonecznych i ciepłych dni, dzięki czemu nie brakowało jedzenia nikomu, kto miał nieco zaradności i może uncję umiejętności.  
Widok orszaku dryad nucących pieśni pięknymi głosami był, delikatnie mówiąc, bardzo nęcący. Dryady to najpiękniejsza z ras mieszkająca w Aquilli. Chociaż wygląd każdego z Alfarów był nieco odmienny, to nie można było rzec o jakimkolwiek przedstawicielu tego ludu, że jest brzydki. Ich włosy, najczęściej długie i srebrzysto-białe, często splecione były w zmyślne warkocze i wiązania. Postury ich emanowały siłą i smukłością, a każdy krok zdawał się być tańcem. Twarze o jasnej cerze, były piękne, lecz nie brakowało im hardości i dzikości. W rysach dawało się wyczytać coś dzikiego, ostrego, jak u dzikich kotów szczerzących kły. Idealnie proste zęby charakteryzowały się również lekko zaostrzonymi kłami. Oczy mieli duże i lekko skośne, a kolory tęczówki najczęściej zaskakiwały głęboką szarością i błękitem, chociaż dało się spotkać oczy złote i czerwone. Uszy ich, o zaostrzonych małżowinach, często na końcach posiadały pędzelki jasnych włosów, lecz cecha ta była charakterystyczną dla młodego pokolenia Alfarów z Zielonego Lasu, którzy z biegiem lat tracili owe pędzelki. Dryady były, zdaniem ludzi rasą dziwną – ich skrytość i odmienne zachowanie mogły wydawać się zdumiewające. Ich zmiany nastrojów zbijały z pantałyku, a bardzo często zdawali się być w odległym świecie, nie reagując na żaden z bodźców zewnętrznych, jakby zamykali się w swych umysłach. Ponad to, roztaczali wokół siebie pewien czar, dlatego ci, którzy z nimi przebywają zbyt długo, często pożądają ich towarzystwa, jakby uzależniając się od patrzenia na dryady. Szczególnie kłopotliwe to jest w przypadku ludzkich kobiet, mężatek – wiele razy zdarzało się, iż po spotkaniu dryady chciały opuścić męża i dzieci. Na szczęście, im dłużej nie przebywa się w towarzystwie dryad, tym szybciej czar przemija i wszystko wraca do normy. Rozmowa z dryadami nie należała do najłatwiejszych, tylko obcujący z ludźmi Alfarzy potrafili mówić bardziej zrozumiale, a ich nie było zbyt wielu. Siłą dorównywali im tylko Svartowie, szybkością być może nikt. Lecz mimo to, dryad nie było zbyt wiele, przynajmniej w porównaniu  z ludźmi.  
Sam Vesperion był dostojnym młodzianem (przynajmniej w rachubie czasu Alfarów), o srebrnych włosach i szarych oczach. Ze względu na swe częste podróże,  wiele panien, zarówno ludzkich jak i dryjadzkich, kochało się w nim, lecz on nigdy nie zwracał na nie uwagi, ani nie wykorzystywał ich zapatrzenia do złych celów. Dryadzi szukali swych wybranek w sposób nienachlany – wierzyli, że kiedy ta jedyna się odnajdzie od razu się o tym przekonają. I zaiste, tak było – magia w ich sercach powodowała, że dobrze wiedzieli z kim chcą związać się na wieki. Vesperion nie odnalazł swej jedynej ukochanej, lecz wiedział, iż nieśmiertelność nie pozwala na niecierpliwość.  
     Z Saltusdriadzie zbliżało się Święto Krwawego Księżyca. Była to pierwsza jesienna noc pełni, w czasie której ucztowano i zabawiano się. Lecz najważniejszą częścią tego święta były poszukiwania Saphirusu, pięknego, i rzadkiego kwiatu, który najczęściej rozkwitał w noc pełni. Często poszukiwania były daremne, lecz mimo to, nikt nie okazywał znużenia. Spahirus, prócz swych nadzwyczajnych leczniczych zdolności, podarowany drugiej osobie stanowił dowód miłości. Nie bez powodu święto to zamiennie nazywano Dniem Miłości. Vesperion nie chciał zrezygnować z udziału w zabawie, co było powodem jego powrotu od swych krewniaków w Lunarium. Poza tym, jako syn króla, jego obecność była wielce pożądana.  
Orszak ruszył dalej. Dryadzi podczas biegu zdawali się być świetlistymi smugami – stąd też, wielu ludzi, w szczególności Vashików, nazywali ich Duchami. W dwa dni orszak pokonał drogę do starożytnych murów Saltusdryadu.  
     Mijając mury królestwa, wiele dryad powitało królewski orszak pieśnią i śmiechem. Domostwa dryad, ukryte w koronach drzew wydawały się, jakby urosły specjalnie dla nich, niczym gatunek roślin. Z pomiędzy liści lśniły bystre oczy obserwatorów. Powolnym krokiem orszak przeszedł przez leśne miasto i w końcu dotarł do pałacu.  
Pałac ten zbudowany z białego, lśniącego kamienia znał czasy w których dryadzi byli młodzi. Mnóstwo skręconych wieżyczek układało się niczym zmyślne rośliny. Sama budowla znajdowała się w silnych objęciach Drzewa-Matki, Platanicy. Platanica była najpiękniejszym i najdostojniejszym z drzew. Biała kora lśniła blaskiem, a srebrzyste, trójpalczaste i nigdy nie opadające liście sprawiały, że w królestwie nigdy nie nastawał całkowity mrok. Królowa drzew tak bardzo pokochała lud Alfarów, że przytuliła się do murów pałacu, niczym matka przytulająca swoje dziecko.  
Spod głównych wrót, w obie strony wypływał wartki strumień kryształowo-czystej wody, który dalej zamieniał się w najdłuższą w Aquilli rzekę, Vildę. Strumień ten rozgałęział się, tworząc w całym mieście lśniące ścieżki, żyły, które dawały wodę wszystkim mieszkańcom. Legendy głoszą, że źródło Vildy wypływa spod korzeni Platanicy, dlatego woda w mieście ma niezwykłe właściwości, a rzeka Vilda jest najczystszą z rzek Aquilli. Płynie ona na zachód, przez ziemie Vashików, by później zawrócić i, przez Lunarium, dotrzeć do każdego królestwa ludzi, by zniknąć w Nigrelignum, Czarnodrzewie, najstraszniejszym lesie, do którego nikt od wieków nie odważył zawitać, a śmiałkowie nigdy nie wracali.
Pałac Saltusdryadu był pełen okien bez szyb i balkonów, z których zwisały najróżniejsze rośliny, od bluszczów, przez kwiaty, na świecących niciach porostów kończąc. Było w nim wiele sypialni, pokojów dziennych, gabinetów oraz sala balowa, jadalnia oraz najważniejsza, sala tronowa, gdzie władca prowadził audiencje. Pałac był otwarty dla każdego, nieśmiertelnego, czy śmiertelnego, byle tylko z dobrymi intencjami.  
Orszak skierował się do sali tronowej, gdzie czekał na przybyszów król Orion. Kiedy weszli przez wrota władca wstał z misternie rzeźbionego, drewnianego tronu wykonanego z Platanicy, która, według podań, została wyrwana z korzeniami w czasach, których nie pamiętają nawet najstarsi z dryad. Lecz sam władca robił większe wrażenie niż jakakolwiek rzecz w królestwie.
Orion, ubrany w srebrno-zielone szaty emanował siłą i doświadczeniem. Jego oblicze wydawało się być młode, chociaż blask jaki z niego bił był dowodem na jego wiekowość. Mądre spojrzenie szarych oczu zdawało się przewiercać na wylot. Vesperion był bardzo podobny do swego ojca, chociaż wiele cech odziedziczył po nieżyjącej już matce, Felii. Kiedy Orion spojrzał na swego syna, rozłożył ramiona w powitalnym geście.  
- Lumii ei dänah – rzekł król donośnym głosem. Język, którego użył był językiem prawdy, zwanym również starą mową, nieużywaną już powszechnie wśród dryad ze względu na jej magiczne właściwości. Słowa Oriona znaczyły „Księżyc nad tobą”.
- El wajas erva dänah kai – odparł zwyczajowo syn króla, co oznaczało „Niechaj zawsze wskaże ci drogę”. Orion uśmiechnął się z miłością do syna, po czym podszedł do niego powolnym krokiem i poklepał po ramieniu.
- Cieszę się mój synu, że wracasz do domu.
- Ojcze – Vesperion skinął głową.
- Cieszę się, że twoi towarzysze również dotarli bezpiecznie – ciągnął dalej król. – Dzisiaj będziemy świętować, bo lud raduje się, że przebyliście tak długą drogę bez żadnych niespodzianek.  
- Chciałbym z tobą porozmawiać, ojcze. Przed ucztą, jeśliś łaskaw.  
Orion spojrzał badawczo na syna i skinął głową, po czym zwrócił się do jego towarzyszy.
- Odświeżcie swe ciała zmęczone wędrówką i przyjdźcie na ucztę, wierni przyjaciele.  
Odezwał się ponownie dopiero, kiedy wszyscy opuścili salę i został tylko Vesperion.    
- Czemu twe serce jest zmartwione? Wyczułem to, gdy tylko wszedłeś do sali. Jaki cień zdołał przyćmić twą radość?
- Cień niepewności, ojcze – wyszeptał Vesperion. Orion spojrzał nań pytającym wzrokiem. – Droga była spokojna, również informacje od naszych przyjaciół nie napawały mnie zwątpieniem ani niepokojem. Ani Vashikowie, ani Lunarzy, a nawet napotkani wędrowcy nie zauważyli niczego podejrzanego. Lecz kiedy byłem w Lunarium… - ściszył głos, obawiając się, że słowa, które zamierzał wypowiedzieć się spełnią. – Coś się wydarzyło. Coś, co nie daje mi spokoju.  
- Słucham. Czegóż takiego doświadczyłeś?
- Rozmawiałem z panią Ninrien – oznajmił z wahaniem. Ninrien była królową Lunarium, rówieśniczką Vesperiona. Lunarzy, bo tak nazywano tamtejsze dryady, mieli pewne talenty. Tak, jak ród Alfarów z Viridlignum był najlepszy w walce mieczem i łucznictwie, tak Lunarzy potrafili przepowiadać przyszłość, oczywiście w pewnym stopniu. Ninrien miała największy dar, lecz kiedy nachodziła ją wizja, widziała tylko obrazy pełne metafor. Tym razem wizja nadeszła nieoczekiwanie podczas rozmowy z Vesperionem.
- Zdradziła ci skrawek przyszłości?
- Tak. Oto jej słowa: „Kiedy mrok okryje szatą śnieg; Kiedy kra rozbije się o krę; Przyjdzie to, co zmieni losu bieg; Przyjdzie to, co o swym końcu wie; Niewiadomym pozostanie czas; Niewiadomym ziemi los; Gdy wyruszy w podróż pierwszy raz; Gdy przysięgi złoży w głos.” To powiedziała. Ta wizja doszczętnie ją wyczerpała, jakby czerpała energię z jej życia. Lecz to nie wszystko. Zdradziła, że ujrzała potężny cień, który patrzył się na nią ognistym wzrokiem. Zdradziła, że mówiąc „mrok” nie chodzi jej o noc, lecz… O coś potężniejszego.
Ostatnie słowa wymówił niemal bezgłośnie. Vesperion nie mógł pamiętać wojny, która ponad sześćset lat temu nawiedziła Aquillę, lecz pamięć o niej dryady przechowywały starannie, by nigdy nie zapomnieć ofiary, jaką złożyła cała kraina, ani by nigdy więcej Mrok nie zagościł na ich ziemiach. W oczach ojca Vesperion dostrzegł przez chwilę przebłysk bólu.
- Ojcze, pozwól mi ruszyć do Høyborgu. Samotna wędrówka nie rzuci się w oczy Svartów, a tylko w ten sposób przekonamy się, czy powiększający się cień na południu oznacza coś więcej niż zwykłą burzę.  
- Nie – odparł stanowczo Orion. Vesperion wiedział, że ojciec go kocha i nie pozwoli na jego krzywdę. Orion bowiem w Wielkiej Wojnie stracił ojca z rąk najokrutniejszego ze Svartów, Barbara. Niedługo po tym, w czasach względnego pokoju, stracił swą ukochaną żonę, a Vesperion matkę. Książę rozumiał jego odmowę, lecz nie mógł zostawić swych niepokojów dla dalszego rozwoju.
- Musimy to sprawdzić, natychmiast. Proszę cię, wiesz, że podołam.
- Nie natychmiast – Orion zawahał się. – Poczekamy. Jutro Święto Krwawego Księżyca. Później poczynimy odpowiednie przygotowania i zasięgniemy informacji od ludzi. Dopiero wtedy zadecyduję, czy wędrówka przez Tenebrium jest konieczna.
- Dobrze, panie – Vesperion skłonił się, wiedząc, że nie ma szans na wygranie tego sporu. Orion spojrzał na niego z uczuciem.
- Nie sądź, że nie dbam o losy Aquilli. Ale prócz losów całej krainy muszę, jako król, dbać o swoich poddanych. O swoją rodzinę.  
- Rozumiem – odparł książę. I faktycznie tak było – dobrze wiedział, że strata bliskiego w nieśmiertelnym życiu może prowadzić do obłędu. Odczuł to tracąc matkę.
- Odpocznij i nie zamartwiaj się. Parę dni nie spowoduje, że  cokolwiek się czai na południu opanuje nasz dom. Idź już.
Vesperion skłonił się i odszedł do swych pokoi. Postanowił nie zawracać sobie głowy swymi zmartwieniami, przynajmniej do święta. Później miało się wszystko wyjaśnić.  
     Następnego dnia Vesperion wstał wczesnym rankiem. Usłyszał za oknem podniecone głosy, śmiechy i stąpnięcia cichych stóp. Wiedział, że powodem tego całego przyjemnego zamieszania jest nadchodzące święto.  
     W łaźni zażył orzeźwiająco zimnej kąpieli, pobudzając swoje wrażliwe zmysły. Założył ciemno zieloną lekką zbroję ze stójką przy szyi, zdobioną złotymi nićmi. Zbroja wykonana była z roślinnych, farbowanych włókien. Wyglądała elegancko i dostojnie, a przede wszystkim, ulepszona czarami dryjadzkich mistrzów, chroniła równie dobrze co ciężki pancerz. Dryady jednak, ze względu na swą szybkość, wolały zbroje nie krępujące ich ruchów, dlatego nigdy nie używały metalowych pancerzy. Zielono-złota zbroja, wykonana przez mistrza płatnerzy, była naprawdę warta zazdrości. Do pasa przytwierdził sztylet, rezygnując z miecza. To był kolejny nawyk dryad – zawsze miały przy sobie broń.
Wyszedł z komnat, kierując się na dwór. W międzyczasie przekąsił coś i wdał się w rozmowę z przyjaciółmi. W końcu stanął przed Solisem – złotookim dryadą niższej postury, który był mistrzem łuku. Książę darzył Solisa głęboką przyjaźnią – był on zresztą jego kuzynem. Brat matki Vesperiona, zginą w Wielkiej Wojnie, osierocając Solisa.  
Podkradł się do niego i szybkim ruchem chciał przyłożyć mu broń do szyi. Jakież było jego zdziwienie, kiedy Solis obrócił się błyskawicznie, i znajdując się już za plecami Vesperiona, przyłożył mu strzałę do głowy.
- Za wolno, młodzieniaszku. Ślimak jest szybszy od ciebie. Kto by pomyślał, dostojny syn króla.  
Vesperion przekręcił sztylet w drugą stronę i zaatakował ponownie. Dryady dookoła zamarły i z uśmiechami czekały na dalszy rozwój sytuacji. Solis równie szybko odparował cios, lecz jego kolejny atak został również zablokowany.
- Syn króla! Ha! – zaśmiał się z przyjazną kpiną. – A w dodatku pozwala się obrażać! Kto to widział!
- Przyjacielu, z pewnością jesteś na pierwszym miejscu – zaczął Vesperion z udawaną uprzejmością. – Na liście najwolniejszych dryad Saltusdryadu!
Solis zazgrzytał zębami, wokół rozległy się śmiechy. Siłowali się ze sobą jeszcze chwilę, z przesadną uprzejmością sarkastycznie komentując zalety swego przeciwnika, aż w końcu Solis uniósł ręce.
- Można tak cały dzień, lecz ja, jako starszy i mądrzejszy, odpuszczam.  
- Przyznajesz tym samym, żeś słabszy – prychnął Vesperion. Solis mrugnął do niego z wesołymi iskierkami w oczach.
- Brak ci ogłady, dzieciaku. Lecz panny uwielbiają nasze sprzeczki, o ile nie ciągnął się w nieskończoność.
Obydwoje zerknęli w stronę pięknych niewiast przyglądającym im się i chichoczącym nieśmiało.  
- Czy jest wśród nich ta, której pragniesz podarować kwiat? – zapytał Solis. Vesperion pokręcił przecząco głową. Pomyślał o Ninrien w Lunarium, a Solis odgadł te myśli.
- Nie powinieneś myśleć o Ninrien. Ona jest królową Lunarium, a ty będziesz królem Saltusdryadu. Spójrz ile panien w naszym królestwie – o stokroć ładniejszych od Lunarek. Wybierz jakąś i znajdź kwiat, lecz nie ociągaj się! – ostrzegł go ze śmiechem. – Bo sprzątnę ci wszystkie sprzed twojego nosa! – Vesperion dał mu kuksańca w bok, lecz tamten uchylił się i podszedł z gracją do grupki dziewcząt.
- Szanowne panie wybaczą, to jeszcze dzieciak, brak mu paru klepek. Ja za to, jestem starszy i zapraszam piękne damy na spacer po lesie. Nazbierajmy wiele kwiatów, w nadziei, że dzisiejszej nocy poszczęści nam się i znajdziemy ten jedyny.  
Damy zachichotały jeszcze głośniej i zerknęły w oczekiwaniu na Vesperiona. Solis pokręcił głową, wyrażając w ten sposób swoją dezaprobatę.
- Idziesz, młody? – pośpieszył go ostrym głosem. W końcu wyruszył za nimi i całe przedpołudnie spędzili na zbieraniu kwiatów. Przyłączyło się do nich wiele innych dryad, zarówno mężczyzn jak i panien. W końcu postanowili spocząć, więc rozsiedli się na miękkiej trawie na polanie. Vesperion siedział wśród innych dryadów, driady plotły wianki ze znalezionych roślin. Wśród nich było wielu strażników, którzy narzekali, iż nie wezmą udziału w całym święcie z racji strzeżenia granic. Ponad to, mówili o pewnym złodzieju, o którego istnieniu wiedział cały Saltusdryad, chociaż nikt nigdy go nie ujrzał. Legendarny złodziej kradł często pożywienie ze strażnic. Zapuszczał się w okolice pałacu, lecz, patrząc na miejsca dokonywanych kradzieży, stwierdzono, iż nigdy nie wszedł za mury. Nikt nie sądził, że owy złodziej ma złe zamiary, lecz odkrycie jego tajemnicy stało się priorytetem wśród strażników, którzy z irytacją odkrywali znikające zapasy chleba, wina i owoców. Złodziej nigdy nie zabierał żadnych kosztowności, lecz największą zagadką była jego tożsamość. Chociaż starano się ją odkryć, zawsze kończyło się to niepowodzeniem. Sam Vesperion nie raz wyczuwał nieznany wzrok na swych plecach, i sam niegdyś próbował znaleźć złodzieja, lecz, podobnie jak wszyscy, rezygnował z tego niewykonalnego zadania. W końcu nadszedł czas powrotu do domu. Solis szturchnął Vesperiona.
- Założę się, że to ja, nie ty, odnajdę kwiat. Wchodzisz?  
- Bez wątpienia wchodzę. Uwielbiam łatwe wygrane, a ty jesteś na tyle ślepy, że wątpię, iż dostrzeżesz Saphirus mając go przed nosem.
- Zobaczymy. Przegrany spełnia jedno życzenie zwycięzcy.
Vesperion skinął głową z uśmiechem, obmyślając już, co rozkaże zrobić przyjacielowi.
     Kiedy zaczęło się zmierzchać, wszyscy zebrali się przed pałacem. Księżyc zarumienił się. Dryady powychodziły ze swych skrzętnie ukrytych domków i ze śpiewem na ustach napełniły las tajemniczym, fascynującym odgłosem, melodyjnym nuceniem, pieśnią o miłości i pożądaniu, o księżycu i słońcu. Była to tradycyjna pieśń rozpoczynająca święto. Opowiadała historię dwóch kochanków Solira i Lumien, którzy pragnęli się i pożądali, lecz byli zbyt daleko siebie, by zetknąć się w tańcu miłości. Widzieli się każdego dnia przez chwilę, lecz chwila ta była na tyle długa, że obdarzyli się miłością. W końcu, z ich nietykalnego uwielbienia powstał kwiat. Soliro sprawił, że nasienie wykwitło w ziemi, dał kształt jego liściom, łodydze i okrytemu wśród nich pęczkowi. Lecz dopiero za sprawą Lumien kwiat ukazywał swe piękno. Byli szczęśliwy, chociaż mieli nigdy się nie spotkać. Patrząc z daleka na kwiat, owoc ich miłości, ich rozłąka zostawała wynagrodzona.  
Pewnego razu zdarzyło się, że niebo Soliro zniknął. Lumien szukała go wzrokiem, lecz nie mogła go spostrzec. Niepokój sprawił, że pani pociemniała i z niewyobrażalnego smutku wbiła sztylet w swe serce, oblekając się czerwienią krwi. Kilka chwil później ujrzała wyłaniającego się zza skał Soliriego, który ryknął z rozpaczą. Stwórca, zwany przez dryady Kreahem, widząc ich nieszczęście postanowił, że Soliro i Lumien na zawsze pozostaną nieśmiertelni. Nadal nie mogli się dotknąć, nadal widzieli się co dzień przez chwilę, a swym światłem oświetlali ziemię, po której niegdyś stąpali. A rzadki kwiat, który stworzyli, miał rozkwitać w pełni księżyca, lecz najpiękniejszy okaz mógł kwitnąć tylko w Dzień Krwawego Księżyca, na pamiątkę śmierci Lumien, kiedy to srebrzysto biała kula obleka się w czerwień.
     Wokół czuć było podniecenie. Vesperion słyszał głośne bicie swego serca. Widział, jak magia święta zniewala wszystkie dryady w magicznym stanie. Był świadom, że gdyby jakikolwiek śmiertelnik znalazł się pośród nich, oddał by życie za uwagę dryad. Wszyscy wydawali się zwierzętami. Pieśń, dotąd melodyjna i stonowana, zaczynała przypominać chaotyczne okrzyki. A w tym gwarze roztańczonych ciał, kiedy zmysły Vesperiona rozgorzały czerwonością, usłyszał ciche, niepasujące do reszty odgłosów stęknięcie. Zwrócił rozogniony wzrok w stronę dźwięku, w stronę zachodnich murów królestwa i nadzwyczajnie wyostrzonym wzrokiem ujrzał ruch na murze. Cień zniknął szybko, lecz Vesperion nie zdążył za nim ruszyć, gdyż z podium wstał król.  
- Lumii ei dänah, el wajas erva dänah kai! – krzyknął do tłumu. – Ha än Lumii a Solis anä veria, m’wah gähra! Da än darii Raghlumiigähra! Wi lignum r’wah findi Saphirus. R’wah helda! Helda a findi marilie! (Księżyc nad wami, niech zawsze wskaże wam drogę! Dopóki jest księżyc i słońce na niebie, świętujemy! To jest czas Święta Krwawego Księżyca! W lesie znajdźcie Saphirus. Idźcie! Idźcie i znajdźcie miłość!)
Słysząc ten rozkaz, z dzikimi okrzykami dryady rozbiegły się z gracją, przeskakując mury, pędząc, zamieniając się w świetliste strugi. Vesperion wyczuł nagłe osłabienie napięcia, które towarzyszyło mu do niedawna. Ujrzawszy Solisa wziął się w garść i zaczął biec w stronę lasu. Nie mógł pozwolić na wygraną przyjaciela.  
Wiedział, że w lesie pełno teraz ukochanych, którzy, opętani przez czar, chcą znaleźć kwiat, symbol ich miłości. On jednak zachował zimny umysł. Czar nie miał dostępu do jego serca, gdyż nie pokochał jeszcze żadnej panny. Skierował się w stronę starych drzew, skacząc z gałęzi na gałąź. Wiedział, że Saphirus nie musi kwitnąć na ziemi. Z wysokich gałęzi widział wszystko wyraźniej, a ponad to znajdował się bliżej księżyca. Słyszał wokół dzikie okrzyki i śmiechy. Kilka razy ktoś przebiegł pod ukrytym w górze Vesperionem.
Ten przypomniał sobie cień, który ujrzał na murach. Czyżby złodziej chciał popatrzeć na święto? Jeśli tak, Vesperion szczerze mu współczuł. Był świadom, że magia dryad może zamotać w głowie, a jeśli tamten nie był dryadą – na co wskazywał nikły zapach, jaki po sobie pozostawiał – musiał czuć się nieźle skołowany nagłym poruszeniem w królestwie. Samo usłyszenie pieśni było niebezpieczne. Vesperion zamyślony podążał dalej. Dotarł do pięknego dębu, niedaleko południowych murów Saltusdryadu. Mimo cienia rzucanego przez Góry Bezimienne, drzewa w Zielonym Lesie były najpotężniejszymi i największymi w Aquilli, może prócz tych znajdujących się w Nigrelignum. Spojrzał w górę. Księżyc płonął czerwienią, na jego tle rozchodziły się gałęzie dębu. I wtedy, nie mogąc zawierzyć własnym zmysłom, książę ujrzał delikatnie niebieską poświatę na jednej z najwyższych gałęzi. Wyskoczył wyżej i ujrzał najrzadszy kwiat.
Szafirek wyrastał z kory dębu, trzymając się cieniutkimi korzeniami gałęzi. Ciemnozielone liście i łodyga były tak delikatnie, że zdawały się być kryształami pięknej barwy, mogącymi w jednej chwili pęknąć. Lecz kwiat, który rozkwitł, nie przypominał żadnego ze znanych Vesperionowi kwiatów. Co prawda, widział Saphirus na rysunkach, lecz to, co ujrzał, było wspanialsze od jakiegokolwiek malowidła czy opisu jaki zasłyszał.  
Płatki kwiatu wydawały się być drogocennymi klejnotami. Głęboka, szafirowa barwa nie była jednolita – przy nasadzie miała mocniejszy odcień, łagodniejszy na końcach zaostrzonych płatków. Płatki te rozchyliły się, ukazując czarne oczko, połyskujące szkliście. Z rośliny wydobywało się delikatne światło, nęcąc do siebie księcia. Lecz kiedy Vesperion zrobił krok naprzód, z nieba zleciał cień, który wylądował zwinnie za kwiatem. Dryada zamarł z wyciągniętą dłonią. Drobna postać, obleczona w ciemny płaszcz z kapturem, spod którego połyskiwały błękitne oczy. Dzielił ich tylko szafirowy kwiat. Wiatr zaszumiał mocno i kaptur przybysza opadł, ukazując piękne oblicze.  
Twarz miała drobną, bladą i trójkątną. Kości policzkowe nadawały jej egzotycznego wyglądu. Miękkie usta wygięły się, jakby w obawie ukazania uśmiechu, a błękitne, wielkie oczy mroziły wrogim spojrzeniem. Srebrzyste włosy opadały w nieładzie do ramion. Wzrostem nie dorównywała dryadom, Vesperionowi mogła sięgać tylko do ramion. Kiedy książę wykonał ruch w jej stronę, zgięła kolana i zza pazuchy wyciągnęła biały sztylet, jakby obawiając się ataku. Vesperion rozłożył ręce, chcąc przekazać nieznajomej dziewczynie, że nie ma złych zamiarów.
- Jestem Vesperion, mieszkam w Saltusdriadzie. A ty, pani? Kim jesteś? Czyżbyś była Silenką?
Nieznajoma zmarszczyła brwi, nadal trzymając w dłoni sztylet.
- Spokojnie – Vesperion zrobił krok w jej stronę. – Mieszkasz w Viridlignum? To ty obserwowałaś święto?
Nadal odpowiedziało mu milczenie. Dryada poczuł się urzeczony delikatnym pięknem dziewczyny.  
- Weź kwiat, pani. Chociaż sam chciałbym ci go podarować.
Dziewczyna przekrzywiła głowę, najwyraźniej oceniając, czy Vesperion nie zdoła jej złapać kiedy sięgnie po kwiat. Wydała się mu dzikim zwierzem, który nieufnie zbliża się do darowanej zdobyczy węsząc podstęp i czekając na bezpieczną okazję.  
I w następnej minucie rozległy się śmiechy pod gałęziami drzewa. Dziewczyna przykucnęła, czujnie obserwując nadchodzących.  
- Książę, stojąc w miejscu nigdy nie znajdziesz kwiatu! – dryjadzkie dzieci roześmiały się, dostrzegłszy Vesperiona w bezruchu. Spojrzał w ich stronę.
- Daję wam szansę na znalezienie go przede mną! – krzyknął do dzieci, które z piskiem uciekły. Zwrócił wzrok z powrotem na dziewczynę, lecz nie dostrzegł ani jej, ani kwiatu. – Ja swój kwiat znalazłem, lecz uciekł – roześmiał się sam do siebie. Nie próbował szukać dziewczyny, bo wiedział, że znalezienie jej równa się z trudnością odnalezienia drugiego kwiatu w Dniu Krwawego Księżyca. Jego serce rozjaśniło się, a on sam nabrał więcej blasku, jakby spotkana legendarna złodziejka dała mu coś, a nie odebrała. Nigdy jeszcze nie poczuł takiego żaru w sercu. Czar święta zdawał się przepełniać jego całe ciało, wchodząc końcami palców u rąk, kłębiąc się w nim i drażniąc zmysły. Stał jeszcze przez chwilę, wpatrzony w ciemność, a później odwrócił się z chęcią odejścia. Zastanawiał się, skąd wzięła się ta Silenka. Po masakrze w Silentllum nikt nie widział żadnego Silena, a ta wydała mu się czystej krwi. Skierował się spokojnym krokiem w stronę domu, gdy nagle usłyszał cichy okrzyk zza pleców.  Kierowany niepokojem zawrócił i pobiegł w stronę okrzyku. Dotarł do skał, przeskoczył je zwinnie i ujrzał wcześniej spotkaną nieznajomą kulącą się na ziemi. Kiedy do ujrzała, odpełzła dalej, a on spostrzegł jej nogę uwięzioną w ciężkich, czarnych sidłach.  
- Nie ruszaj się, bo jeszcze bardziej zranisz nogę – rozkazał cicho. Czar prysnął, kiedy ujrzał ją w niebezpieczeństwie. Widział w jej oczach strach, kiedy powoli zbliżał się do niej.
- Nie rób mi krzywdy – wyszeptała cichym głosikiem. Po jej policzkach popłynęła stróżka łez.
- Chcę ci pomóc – próbował ją uspokoić. – Spokojnie, chcę cię tylko uwolnić. Nie dasz rady przejść ani kroku sama. Pozwól mi pomóc.
Skinęła z wahaniem głową. Vesperion zbliżył się do niej i przyklęknął obok, czując spojrzenie przestraszonej dziewczyny. Delikatnym ruchem złapał jej zakrwawioną nogę. Rana wyglądała beznadziejnie. Kostkę miała zmiażdżoną czarnymi kleszczami.
- Muszę otworzyć sidła. Nie ruszaj się, bo możesz tylko bardziej uszkodzić nogę.  
Zacisnęła powieki kiedy dotknął sideł i, używając całej siły i delikatności jaką posiadał, otworzył metalowe szczęki. Dziewczyna natychmiast odsunęła się pod skały, ściskając nogę drobnymi dłońmi. Vesperion przysunął się do niej, a ona, nie mogąc nigdzie uciec, pozwoliła obejrzeć kostkę.
- Masz pogruchotane kości – oznajmił. – Muszę zabrać cię do uzdrowicieli. Jeśli tego nie naprawią, nie będziesz mogła chodzić.  
- Nie! – krzyknęła głośno, jeszcze bardziej przytulając się do skały plecami. – Zostaw mnie, poradzę sobie.
- Rana sama się nie zrośnie – powiedział ostrym głosem, lecz zaraz złagodniał widząc jej przerażenie. – Nie stanie ci się krzywda, obiecuję.
Wyczuł, że kiedy objął ją w pasie i uniósł do góry, prawie nie oddychała, a jej serce niemal wyskoczyło z piersi. Kiedy Vesperion poczuł jej zimny uchwyt na szyi, zadrżał, przypominając sobie podniecenie jakie dopadło go przy pieśni rozpoczynającej święto. Otrząsnął się jednak i poczuł, że delikatnym ruchem złapała się go mocniej, kiedy wytrącona z równowagi, zakołysała się niebezpiecznie. Vesperion złapał ją drugą ręką pod kolanami i uniósł do góry. Czując bliskość tej bezbronnej istotki rozczulił się, pragnąc jak najszybciej pozbawić ją bólu. A potem ruszył biegiem, niezbyt szybkim. Dziewczyna ledwo wdychała powietrze.  
- Zdradzisz mi chociaż swoje imię? – zapytał cicho. Chwilę milczała, lecz w końcu się odezwała.
- Sylia. Nazywam się Sylia.
Vesperion nabrał głośno powietrza w płuca. Dobrze znał to imię, bowiem trzydzieści lat temu było głośno o nim. Sylia była jednym z dwójki czystych, sileńskich dzieci, które ponoć zginęły w Silentllum. Miał na rękach jedyną żyjącą Silenkę, która była potomkinią króla Gelidryadu. Chciał zapytać o coś jeszcze, lecz dziewczyna zemdlała. Przyspieszył kroku jeszcze bardziej, jakby od tego zależało jego życie.

IzS

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 5270 słów i 30387 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik garbaty

    Ciekawie się zaczyna. czekam na kolejne czesci

    29 sie 2016

  • Użytkownik DarkPrincess

    super,czekam na następną część :) Bardzo ciekawie piszesz, a Twoja interpunkcja jest o niebo lepsza, od mojej. :)

    25 sie 2016

  • Użytkownik IzS

    @DarkPrincess mam nadzieję, że szybko dodam. Dzięki za słowa uznania co do interpunkcji! ;)

    26 sie 2016

  • Użytkownik Lenar

    Na tej tronie perełka

    25 sie 2016

  • Użytkownik anon129

    ciekawe

    24 sie 2016