Wolność cz. 2

Minął już miesiąc mojej samotnej wolności w Gdańsku. Wolne Miasto, Wolna Ja.. Wszystko do siebie pasowało. Zauważyłam nawet pewne plusy mieszkania z dala od rodziny- nikt mi nie przeszkadzał w pracy, nikt nie pukał i nie rozpraszał, a w chwili, w której zaczynałam nowy projekt wiedziałam, że nikt mi nie przeszkodzi w jego zakończeniu.

Nie wszyscy rozumieją co oznacza praca freelancera- nikt nie płaci mi, jakby się mogło wydawać za siedzenie przed komputerem, a za pracę, którą na nim wykonuje. Deadline- jeśli nie wyrobię się w terminie, to nie będę miała za co opłacić mieszkania. Jak usłyszałam kiedyś, w jakiejś morskiej piosence- sama sobie jestem sterem, żeglarzem, kapitanem i okrętem, a nie raz również morskim bałwanem.  

Zaczął się mój drugi wieczór, sam na sam z piękną i cichą gdańską ulicą Długą. Tu zwykle zaczynały się wszystkie wycieczki „po Gdańsku” w których brałam udział. Stare kamienice, sklepiki, które z zewnątrz wyglądały jak zaklęte przed wiekami- wszystko to jakoś przyciągało, magnetyzowało, nie pozwalało mi się odezwać od tej ulicy. Usiadłam na schodkach pod Dworem Artusa. Kilku samotnych wędrowców po drugiej stronie uliczki raczyło się bajkowym trunkiem marki prosto z Puszczy. Musiałam błądzić tak już kilka godzin- zegar na wierzy wskazywał 22, a po moich plecach przeszedł dreszcz. Potrzebowałam się rozgrzać. Poprawiłam bojówki, które lekko zsunęły mi się z bioder, przeklinając na paski, które zostawiłam w starym domu i ruszyłam w stronę złotej bramy.  

Światło latarni oświetlało kostkę brukową pod moimi nogami, oraz jedyną grupkę na tej ulicy, stojącą tuż obok wielkiego napisy „Kawa, Herbata, alkohole- bar”. Chciałam wyminąć ich, gdy usłyszałam słowa piosenki, dochodzące zza drzwi.

„…Więc szumi nam zielony las, zielone myśli w głowie miej, marzenia rozśpiewane…”

Przecież właśnie to zrobiłam. Pogoniłam za marzeniami, przenosząc się do tak dalekiego i obcego miasta. Nie mogłam koło tego miejsca przejść. Jak ciągnięta niewidzialną siłą weszłam za solidne, dębowe drzwi. Przywitały mnie schody. Bar, do którego zmierzałam, był umiejscowiony w piwnicy jednej z kamieniczek. Nie mogłam się wycofać. Słowa piosenki ciągnęły mnie do środka, a ja nie mogłam się temu oprzeć.  

Po raz pierwszy widziałam taką piwnicę. Miejscami ze ścian schodziła farba, czuć było zapach alkoholu, a ławki i stoły chyba były równie stare jak cała ta kamienica, ale wydawała się przekazywać wchodzącemu opowieści o każdym człowieku, który kiedykolwiek wszedł do tego miejsca. Na środku Sali stał duży stół, przy którym siedziało kilku młodych mężczyzn- w tym jeden z gitarą. Usiałam na jedynym wolnym miejscu przy barze, rozglądając się w koło. Wszystko tu było inne. Bar, był blatem z litego drewna, a właściwie kilku ociosanych grubych bali, umiejscowionym w jednym z licznych łuków, tak, że nikt postronny nie mógł za niego wejść. Aby dostać się do głównej sali, w której siedziała wesoła kompania trzeba było zejść po kilku ceglanych schodkach, do pomieszczenia wielkości mojego mieszkania, które już w tej chwili było tak zatłoczone, jakby wszystkie inne lokale były zamknięte.  

-Coś podać?- zapytał barman, wyciągając mnie z zadumy.  
-Kawy. Z mlekiem.- odpowiedziałam dochodząc do siebie. Mężczyzna znów zaczął grać, tym razem piosenkę o bogach, którzy mają nas strzec w trakcie rejsu. Nie znałam jej, jednak coś nie pozwalało mi przestawać jej słuchać.  
-Jesteś chyba nowa. Nie widziałem cię wcześniej- powiedział Barman stawiając przede mną moje zamówienie,  w białym kubku z wielkim uchem.- Dziwna pora jak na wczasy nad morzem.  
-Nie, nie. Nie jestem na wczasach- zaprzeczyłam uśmiechając się lekko.- Miesiąc temu przeprowadziłam się do Gdańska i teraz poznaje okolicę. Ale fakt, tutaj jeszcze nigdy nie trafiłam.  
- No, to witamy w Kuflu.- Barman poprawił swoje jasne włosy i starł jakieś kropelki piwa z baru. – Tu albo trafiło się przez błąd, albo wraca się bardzo często. Radek jestem.  
-Ania. – podałam rękę nad blatem, poczym rozpięłam kurtkę i zdjęłam szalik z szyi. W środku w porównaniu do temperatury na dworze było bardzo gorąco.- Muzyka mnie przyciągnęła.  
Barman roześmiał się, po czym nalał jakiemuś mężczyźnie, stojącemu przy barze piwa.  
-No, Adam jak zagra, to nie ma przebacz. A jeszcze jak jego kompania zacznie śpiewać… Czasami zastanawiam się po co mi sprzęt grający.- Uśmiechnęłam się do swojego rozmówcy na te słowa. – Przychodzą zawsze na koniec tygodnia, chociaż zdarza im się częściej. Zawsze kogoś ze sobą przyprowadzą, a teraz jak widzę sama ich muzyka przyciąga mi klientów.  Jeszcze chwila i będę musiał mu coś postawić za to.  
Barman okazał się bardzo dobrym rozmówcą. Opowiadał mi o innych barach, do których warto wpaść, o najważniejszych miejscach w Gdańsku. Przerywał swoją opowieść jedynie, gdy musiał nalać kolejne piwo jednemu z klientów. Przez cały czas przysłuchiwałam się kolejnym piosenkom granym na gitarze za moimi plecami. Niektóre znałam, o innych nigdy nie słyszałam, jednak każda mnie fascynowała. Było w nich tyle emocji, tyle barwy, światła, ciemności… Urzekała mnie melodia, słowa… Jeśli kiedykolwiek przeżyliście coś takiego, to wiecie o czym piszę, jednak czego w słowach nie jestem w stanie oddać.  
Poznałam dwóch towarzyszy muzyka. Byli to ciepli mężczyźni, którzy z typową samczą siłą prezentowali się przede mną. Ich opowieści również były ciekawe, choć nie dotyczyły gdańska, a raczej imprez, bijatyk i wypraw, które zapamiętali w jego okolicach. Dochodziła północ, gdy postanowiłam niczym kopciuszek na balu, wracać do domu. Pożartowałam jeszcze chwilkę z barmanem, opłaciłam rachunek, po czym zaczęłam ubierać kurtkę.  

-Cześć, jestem Adam- usłyszałam za swoimi plecami.

MsSami

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 1088 słów i 6073 znaków.

2 komentarze

 
  • amis

    Fajne Kiedy kolejne? :rotfl:

    16 mar 2016

  • Micra21

    Dobrze napisane. Tu już zawiązuje się akcja. Ale ciągle krótko. Poszukaj kilku literówek. Pozdrawiam :)

    14 mar 2016