Rescuer (IV) "Ola"

Rescuer (IV) "Ola"Szpital w Tropojë, Albania, 3 dni po wypadku.

Jakub powoli otwierał oczy. Na twarzy miał założoną maskę tlenową. Czuł się okropnie. Bolała go głowa, a całe ciało było obolałe i pozbawione sił. Z trudem zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje. Mrugnął powiekami. Tuż obok rozległ się sygnał medycznej aparatury. Żył. Leżał całkowicie nagi, przykryty szpitalnym kocem w pojedynczej sali. Po chwili zrozumiał, że jest w szpitalu. Z wielkim trudem zaczął poruszać kończynami. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Przytłumiony lekami, odbierał wszystkie zewnętrzne bodźce z pewnym opóźnieniem. Wzrok powoli przyzwyczajał się do śnieżnobiałych ścian pokoju. Przytłumiony słuch wychwycił trzaśnięcie drzwi.
Nie miał siły podnieść głowy z poduszki. Omiótł wzrokiem wnętrze pomieszczenia i dostrzegł zbliżającą się postać w białym fartuchu. Po chwili kobieta w średnim wieku pochyliła się nad nim i zapytała po angielsku, jak się nazywa. Odpowiedział zgodnie z prawdą. Uśmiechnęła się i pogłaskała go po twarzy.
Zadała jeszcze kilka prostych pytań. Na wszystkie odpowiedział najlepiej, jak potrafił. Rzuciła okiem na aparaturę medyczną przy jego łóżku.
— Witamy wśród żywych, wróciłeś z dalekiej podróży — przetłumaczył na polski jej angielskie stwierdzenie.
Nie miał siły zadać żadnego pytania. Był słaby i zmęczony. Po chwili do kobiety dołączyli inni lekarze. Jedno, co dało się zauważyć, to fakt, że wszyscy uśmiechali się dobrodusznie. Najwyraźniej cieszyli się, że żyje.
Jeden z mężczyzn podniósł jego głowę, chwytając za kark. Podano mu szklankę wody ze słomką. Pił łapczywie. Czuł, że jego przewód pokarmowy jest jakiś jałowy. Jedna z pielęgniarek pobrała mu krew z żyły na ręce, druga zaś, nie zważając na pozostałych, założyła cewnik w wiadome miejsce. Nie miał siły, by się temu przeciwstawić. Patrzył na to wszystko, jakby był z boku. Zdobył się w końcu na pytanie.
— My girlfriend, what about her? — wyszeptał łamaną angielszczyzną.
— Everything is fine, we'll call her right away — usłyszał zbawienną informację.
Żyli oboje. To było najważniejsze. Na dodatek ona musiała być w dobrym stanie, skoro mieli do niej zadzwonić. Opadł głową na poduszkę. Zbliżyła się pielęgniarka ze strzykawką. Poczuł delikatne ukłucie w okolicach ramienia. Ktoś pogłaskał go po twarzy. Był słaby i zmęczony. Nie wiedział, kiedy zapadł w sen.

*********
Aleksandra ubierała się w pośpiechu. Dyżurny lekarz ze szpitala, w którym przebywał Jakub, zadzwonił, że ten się wybudził. Od wczoraj mieszkała w wynajętej przez odpowiednik polskiego MSWiA albańskiej kwaterze. Albańczycy byli bardzo wdzięczni za pomoc i do jej dyspozycji oddali przytulny domek na peryferiach miasta. Opłacono zakwaterowanie, zapewniono wyżywienie w pobliskiej restauracji serwującej dania kuchni albańskiej, miała nawet bezpośredni numer do opłaconego taksówkarza.
Uratowali ich. Ratownicy dotarli w chwili, gdy praktycznie wyczerpał się tlen w ich aparacie ratunkowym. Jakub był już nieprzytomny, nie pozwolił na to, by dała mu maskę, zanim stracił przytomność. Ona też nie pamiętała zbyt wiele. Jak przez mgłę widziała twarz Olgierda i dwójki ratowników. W głowie kołatało jej się ich stwierdzenie:
— Kuba ma 11, ona 14, dawajcie tlen, szybko.
Gdy ładowali ją na nosze, straciła przytomność. Pamiętała, że wcześniej Jakub trzymał ją w uścisku bardzo mocno. Nie była w stanie nic powiedzieć.
Zastanawiała się, jak się ubrać. Z polskiej ambasady w Tiranie dostała na konto pewną kwotę pieniędzy. Dodatkowo przedstawiciel straży pożarnej z Albanii poprosił o jej numer konta i dzisiaj wpłynęła tam spora kwota.
Gdy tylko wyszła ze szpitala, udała się w strażackim uniformie do sklepu. Miała tylko to, w czym ja przywieźli do szpitala. Musiała kupić sobie wszystko, od bielizny po ciepłą kurtkę. Reszta ekipy wróciła do Polski. Z nimi pozostał tylko tłumacz, zakwaterowany w oddzielnej kwaterze.
— A co tam, należy się — stwierdziła i nie oszczędzała na zakupach.
Chciała dla niego wyglądać ładnie, bo nie wierzyła, że on nie przeżyje. Pragnęła wystroić się dla niego, tak jak nigdy nie wystroiła się dla faceta. Odrzuciła spodnie, miała być kobieca, żadne portki. Naciągała na siebie grube czarne rajstopy o fakturze 80 den i grubą zimową sukienkę o długości midi. Do tego zimowe botki, czapka na głowę oraz pikowana zimowa kurtka z rękawiczkami. Zadzwoniła po taksówkarza. Ubrana wyszła przed kwaterę.
Śnieg prószył, pokrywając płatkami to albańskie miasto. Gdzieś daleko majaczyło pasmo gór Prokletje. To tam o mało co nie była, by ich wspólna mogiła. Te góry miały coś w sobie, że tak je nazwano – surowe, dziewicze i dzikie. Takie jak ich uczucie, które się tam narodziło.
Podjechał poczciwy mercedes albańskiego taksówkarza. Wsiadła i rzuciwszy po angielsku, by jechał do szpitala, zajęła miejsce na tylnym siedzeniu. Po kilkunastu minutach była w szpitalu. Poznali ją, wszak wcześniej była ich pacjentką. Bez żadnych problemów zaprowadzili do izby, gdzie był Jakub. Spał. Zapytała, czy może wejść do niego. Nie stwarzali żadnych problemów.
— Spij, spij kochany, jestem tu przy tobie — szepnęła, patrząc na jego ciało.
Oddychał bez wspomagania aparatury tlenowej. Pogłaskała go po twarzy, a z jej oczu poczęły, płynąć łzy. Łzy szczęścia. Wszystkie parametry na medycznej aparaturze wskazywały właściwe parametry życiowe mężczyzny. Kwestią czasu było, kiedy dojdzie do siebie. Spał spokojnie, jego klatka piersiowa unosiła się miarowo. Otarła łzy. Pocałowała go w czoło i w usta. Wyszła z sali. Swoje kroki skierowała do gabinetu ordynatora.
Spokojna wyszła ze szpitala po godzinie. Wsiadła do czekającej taksówki i poprosiła kierowcę, by zawiózł ją do centrum handlowego.
*****
Kuba dochodził do siebie, z każdym dniem czuł się lepiej. Organizm mężczyzny, wsparty farmakologią, wracał do formy sprzed wypadku. Mógł już sam zadbać o siebie. Po dwóch dniach od wybudzenia potrafił samodzielnie załatwić się i wziąć prysznic. Bał się tylko ogolić, a zarósł jak smok. Codziennie odwiedzała go Ola. Siedziała przy nim godzinami. Wpatrywali się w siebie i całowali nawzajem. To ona zadzwoniła do jego matki z informacją, że żyje i ma się coraz lepiej. Długo rozmawiała z Lidią. Jakże to była ciepła i serdeczna kobieta. Aleksandra sama złapała się na tym, że po skończonej rozmowie pragnęła znów się z nią połączyć, by usłyszeć jej głos. Nie zapomniała poinformować też chłopaków z remizy. Ucieszyli się i przyjęli tę informację z radością.
— Opiekuj się nim, mała, tak cię trzymał tam wtedy, że myślałem, że cię nie odda — usłyszała od Olgierda.
Miała pozostać razem z nim do czasu wypisu ze szpitala. Polskie „szmatławce” rozpisywały się o bohaterskiej postawie ratowników i przewodników na albańskiej ziemi, nie wiadomo skąd, biorąc to niby „bezpośrednie relacje uczestników”. Bardzo jednak przeżyła spotkanie z rodzinami tych osób, które zdołali uratować. Trzeba przyznać, że Albańczycy mieli wyczucie; kameralne spotkanie w jakimś ośrodku było naprawdę urządzone ze smakiem i w obecności kamer rządowej telewizji.
Polski MUSAR był w tym czasie wychwalany pod niebiosa. Nie angażowała się w to, gdyż dla niej najważniejszy był Jakub.
W piątym dniu po wybudzeniu pojawiła się u niego. Przywitał ją jak zawsze uśmiechem na twarzy. Przycupnęła na jego łóżku. Objął ją dłońmi i przytulił do siebie.
— Jak się czujesz? — zapytała.
— Wiesz, marzę o tym, by z tobą pójść do jakiegoś tunelu — odparł, szczerząc zęby.
Wracał jej Kubuś, ten taki, jakiego kochała, ten jeden jedyny na świecie. Widziała blask w jego oczach, ten szczery uśmiech. Dotknął jej uda. Popatrzyła na niego specyficznym wzrokiem.
— Ej, kocie, co ci chodzi po głowie? — zapytała.
Przesunął dłoń nieco wyżej, wsuwając ją pod materiał spódnicy. Delikatnie palcami dotykał poprzez fakturę rajstop jej zgrabne prawe udo.
Wlazła pielęgniarka z jakimiś lekami. Szybko wyciągnął dłoń spod jej spódnicy.
— Że też kurwa teraz się musiała tu wycielić — przeszło mu przez myśl.
Oboje pragnęli zbliżenia jak ryba wody. Od tego czasu, tam w tunelu nie myśleli o niczym innym. Jakub, nie mógł, nie dojrzeć, jak Ola stroi się dla niego. Wcześniej widział ją tylko w strażackim uniformie. Teraz mógł podziwiać w typowo kobiecych strojach. Pielęgniarka w końcu wyszła, zostawiając ich samych. Gdy tylko zamknęły się drzwi Ola wsunęła bezpretensjonalnie dłoń pod kołdrę Jakuba i szybko pochwyciła jego fallusa.
Rósł jej w dłoni. Jakub nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Czuła jak z miękkiej fai, to coś staje się twarde i sprężyste.
— Ola — rzucił jakby nagle oburzony.
Patrzyła mu prosto w twarz. Gdy tylko poczęła ruszać penisem, przymknął oczy.
— Oluś — szepnął cicho poddając się temu.
Patrzyła na jego mimikę twarzy, jak ten grymas przyjemności gości na jego licach. Czuła jak fallus zaczyna pulsować, jak ciała jamiste wypełniają się krwią.
Nie przerywała, coraz intensywniej ruszała dłonią. Jego dłoń powędrowała między jej uda, Wsuwała się pod spódnicę. Doszła do majteczkowej części rajstop i nie mogła zagłębić się w jej wnętrze.
— Oleńka — szepnął dziwnym głosem i dziewczyna wiedziała, że za chwilę dojdzie do wytrysku.
Odciągnął głowę do tyłu, zagryzł wargi i czekał na zbliżający się orgazm. Trysnął, sapiąc, jak parowóz i wydając z siebie kakofonię odgłosów. Jego ciało przeszedł dreszcz rozkoszy. Biodra mimowolnie poczęły wykonywać wiadome ruchy. Sperma wylądowała częściowo w jej dłoni, a częściowo pod kołdrą. Opadł na łóżko. Patrzyła na to, co z nim się działo. To było coś fantastycznego. Przestała ruszać dłonią. Wyciągnęła ją i otarła o poszewkę kołdry.
Leżał, wpatrując się w nią. Powoli dochodził do siebie po masturbacji. Była szalona i nieprzewidywalna. Nigdy by się nie spodziewał, że mu to zrobi. Brał ją za cichą myszkę, ale tamtego dnia w tunelu delikatnie zmienił zdanie.
— Jesteś szalona — stwierdził.
— Szalona i twoja — odparła, całując go w usta.
Uśmiechnęła się, miała mu do przekazania dobrą wiadomość. Jutro miał być wypisany ze szpitala.
— Jutro cię wypisują, więc muszę o tobie wiedzieć wszystko — usłyszał.
Popatrzył na nią zdziwionym wzrokiem, a ona dostrzegła to.
— No, rozmiar buta, kołnierzyka, ile masz w pasie i w klatce. Nie wyjdziesz przecież w tym strażackim uniformie – dodała.
Uśmiechnął się i podał jej swoje „parametry”. Po pierwszym zdaniu miał obawy, że żąda od niego czegoś w rodzaju spowiedzi z najbardziej skrywanych tajemnic. Pożegnali się czułym, namiętnym pocałunkiem, a on zdołał pogładzić jej zgrabne kolano.
Po wyjściu ze szpitala skierowała się do centrum handlowego, wpadając w wir zakupów dla swojego ukochanego. Późnym popołudniem wróciła do domu.

++++++++++++++++
Przed wypisem pojawiła się u niego, zostawiając masę zakupów. Wydała mnóstwo pieniędzy, bo potrzebował wszystkiego – od majtek po puchową kurtkę. Przebierał się przy niej. Szczęśliwie wszystko pasowało. Miała miarę w oczach.
— Nigdy tak elegancko nie wyglądałem — stwierdził, widząc się w lustrze.
Po zabraniu dokumentacji medycznej razem opuścili szpital. Miał jeszcze przez dwa dni pojawiać się na wizyty kontrolne. Zadzwonił do Olgierda, chwilę porozmawiali.
— Wracamy pociągiem, lekarz zabronił lotu samolotem, jeszcze nie teraz. Albańcy dogadali się, że dostarczą nas do przejścia granicznego z Czarnogórą, a tamci podrzucą nas do Baru. Stamtąd kuszetką do Belgradu, a potem Flixbusem do Polski – relacjonował Oli to, czego się dowiedział.
Przed nimi były dwa dni i dwie noce na albańskiej ziemi. Wreszcie sami, bez niczyjej asysty. Oboje pragnęli, by te dwa dni były niezapomniane. Patrzyli na siebie jak para nastolatków, delikatnie łapiąc się za palce, obejmując i namiętnie całując.
Widać było, że ostatnie wydarzenia bardzo ich zbliżyły. Każde z nich zdawało sobie sprawę, że są stworzeni dla siebie.
Taksówkarz wiózł ich do domu. Samochód zatrzymał się przed niewielkim drewnianym domkiem. Podziękowali poczciwemu Albańczykowi i wysiedli z pojazdu. Jakub dźwigał sporą torbę wypakowaną strażackim uniformem. Padał drobny śnieg. Aleksandra otworzyła furtkę, a następnie drzwi wejściowe do domu. Już od progu biło z wnętrza ciepło.
— Cudowna chata — rzucił Jakub, oglądając wnętrze.
Przestronny salon z kominkiem, sypialnia z dużym małżeńskim łożem, spora łazienka i w pełni wyposażona kuchnia były wystarczające dla nich dwojga. Wnętrze budynku było gustownie urządzone, a wszystko pachniało nowością. Odłożył torbę w korytarzu.
— Ola…. — zaczął, obejmując ją wpół.
— Poczekaj, nie bądź taki w gorącej wodzie kąpany — ostudziła jego zapały.
Kuba dziwił się. Czyżby nie pragnęła tego, co on? Może to była jej gra? Chciała go podrażnić, aby podkręcić atmosferę.
— Przygotuję ci kąpiel, a potem… — szepnęła, puszczając mu zalotne oczko.
Zniknęła w łazience, zostawiając go samego w salonie. Ściągnął wierzchnią odzież i buty, pozostawiając je w korytarzu. Słyszał, jak odkręca wodę. Stanął przy oknie, patrząc na spadające płatki śniegu.
Wyszła z łazienki i stanęła za jego plecami. Objęła go drobnymi dłońmi i zaczęła rozpinać guziki męskiej koszuli. Poddał się jej działaniom. Drobne dłonie kobiety sprawnie rozpinały kolejne guziki. Pomógł jej ściągnąć ją z siebie. Odrzuciła tę część garderoby na stojące w pobliżu krzesło. Chwyciła dół podkoszulka i pociągnęła go ku górze. Podniósł obie ręce, by ułatwić jej ściągnięcie tej części garderoby. Nadal tkwiła za jego plecami. Na gołych plecach czuł jej ciepły oddech. Wsunęła dłonie pod jego pachy i zaczęła dotykać jego klatki piersiowej. Delikatnie kręciła kółeczka wokół sterczących męskich sutków. Jakże ona robiła to zmysłowo i czule. Poczuł, jak końcówkami drobnych palców muska brodawki. Miał gęsią skórkę na całym ciele.
— Kocham cię — szepnęła, składając pocałunek na jego łopatce.
Chciał się obrócić twarzą do niej, lecz nie pozwoliła na to. Zsunęła dłonie i poczęła rozpinać pasek u spodni i guziki rozporka. Czuł narastające podniecenie. Nie miał skali porównawczej. Te sensualne, zmysłowe bodźce to nie było to, co z prostytutkami. Tamte działały mechanicznie, według wyuczonego scenariusza – oral i penetracja. Ola była jak mała diablica, wiedziała, jak go rozgrzać.
Zgrabnym ruchem zsunęła mu spodnie wraz z bokserkami. Uwolniony z materiału penis sterczał w pełnym wzwodzie. Pochyliła się. Posłusznie podniósł najpierw jedną, a potem drugą stopę. Tkwił teraz tylko w skarpetkach. Dłonie kobiety powędrowały na jego pośladki.
— Boli? — zapytała, delikatnie dotykając rany na tyłku.
— Nie — odparł.
Gdy poczuł, jak jej usta całują bliznę na pośladku, zdał sobie sprawę, że dziewczyna klęczy.
— Wstań, przestań — poprosił.
— Chodź, woda się już pewnie nalała — usłyszał.
Chwyciła go za dłoń i razem ruszyli w kierunku łazienki. Gdy tylko otworzyła drzwi do niej poczuł silną woń lawendy. Zbędnym było zapalnie światła w tym pomieszczeniu. Stał jak wryty, patrząc na szereg zapalonych malutkich świeczek zapachowych.
— Podoba ci się? — zapytała.
Objął ją mocno i pocałował w usta.
— Czy mi się podoba, to jest… — wyrzucił z siebie, a głos utkwił mu w gardle.
Płomyki świec rozświetlały unoszącą się nad wanną parę. Ta była wypełniona po brzegi pianą. Stał i nie wierzył, że to się dzieje naprawdę. Był jej cholernie wdzięczny. Ponownie głos uwiązł mu w gardle. Zakręcił kurek z wodą. Ola stała, patrząc na jego nagie ciało. Widziała jego reakcję. Było jej cholernie miło, że ten twardziel tak na to zareagował.
— Chodź, wykąp się ze mną — wreszcie wydobył z siebie głos, chwytając ją za rękaw wełnianego sweterka.
Kiwnęła przecząco głową. Dojrzał te ogniki w jej oczach. Najwyraźniej coś kombinowała.
— Zrelaksuj się, czekam na ciebie w salonie — szepnęła, wyrywając mu się.
Zostawiła go w łazience samego. Zdjął skarpety i po chwili zanurzył się w ciepłej wodzie. Wyciągnął się w wannie na tyle, jak dalece mógł. Leżał, czerpiąc przyjemność, która dostarczała mu ciepłą woda. W nozdrzach miał lawendowy zapach. Zanurzył się tak głęboko, jak dalece pozwalała ilość wody w wannie. Zamknął oczy.
Zaskoczyła go, tak że nie wiedział, co powiedzieć. Zdawał sobie sprawę, że jest szalona, ale nie spodziewał się, że w niej drzemie dusza romantyczki. Wziął gąbkę i zaczął namydlać swoje ciało. Najpierw klatkę piersiową, potem brzuch. Podniecenie ustało. Penis swobodnie unosił się na wodzie. Pragnął jak najszybciej wyjść z wanny, ale był tak rozanielony i wyluzowany, że postanowił jeszcze poleniuchować. Umył nogi i zmoczył włosy. Nałożył na dłonie szampon i zaczął wcierać go we włosy.
— Jestem cholernym szczęściarzem — pomyślał.
Już teraz miał ochotę wyć ze szczęścia. Tyle lat szukał tej jednej, jedynej, że stracił nadzieję, iż kiedykolwiek znajdzie taki ideał. Ola była chodzącym dobrem, diablicą z duszą aniołka. Znalazł analogię w postaci swoich rodziców. Po raz kolejny uświadomił sobie, że Aleksandra to ta jedna jedyna.
Mocnym strumieniem wody spłukał szampon z głowy, a następnie z reszty ciała. Puścił zimny strumień wody. Momentalnie poczuł się rześki i odprężony. Chwycił duży kąpielowy ręcznik wiszący na grzejniku, wytarł nim głowę i wyszedł z wanny. Sprawnie wycierał swoje nagie ciało, aż dostrzegł wiszący gruby, biały szlafrok frotté. Narzucił go na siebie i zawiązał pasek na wysokości bioder. Przeciągnął się i spojrzał w lustro. Poprawił włosy i nacisnął na klamkę.
W salonie nie było Oli. Zauważył za to dwa kieliszki i butelkę musującego wina położone na stole. Rozglądał się za nią, ale nigdzie nie mógł jej dostrzec. W końcu pojawiła się, wychodząc z kuchni. Stanął jak wryty, nie wiedząc, czy to sen, czy rzeczywistość. Czy przed nim stoi ludzka istota, czy też nieziemskie zjawisko? Rozdziawił usta.
Ola, ubrana w białe, prześwitujące koronkowe body, trzymała w ręku spory talerz z truskawkami przystrojonymi bitą śmietaną. Na nogach miała samonośne białe pończochy zakończone koronką. Całość psuły nieco zwykłe kapcie, ale nie zwracał na to uwagi. Wyglądała cudownie i zmysłowo. Gdyby ktoś mu teraz powiedział, że biały kolor pończoch lub rajstop jest zarezerwowany dla małych dziewczynek na komunię, lub dla panien młodych, zabiłby go natychmiast. Jej loki i delikatny, subtelny makijaż dopełniały całości. Nie było w tym nic wyzywającego ani niesmacznego. Stał jak zaczarowany, lustrując ją wzrokiem, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa. Poczuł podniecenie. Jego penis znów nabierał wielkości i objętości.
— Ola…. —wydukał z siebie jak sztubak.
— Coś nie tak, przepraszam nie mają tu szpilek, nie podoba ci się — rzuciła, kładąc talerz na stole obok wina.
— Boże, ja nigdy… — dukał dalej.
— Co, nigdy, wyduś to z siebie — poprosiła rozweselona.
Miał zamiar ją teraz posiąść, rzucić na sofę w salonie lub na położoną na podłodze niedźwiedzią skórę. Opanował się jednak, co przyszło mu z trudem. Nie na darmo stworzyła taki klimat ich spotkania, by on zachował się jak zwykły prostak.
— Nigdy nie widziałem tak pięknej kobiety, jak ty — wyrzucił w końcu z siebie.
Usiadła za stołem, nieco zawstydzona. Na jej policzkach zakwitły rumieńce.
— Przestań, lepiej otwórz wino. Takie sobie, ale lepszych tu nie mają — rzuciła speszona, podając mu butelkę.
Drżącymi dłońmi ujął butelkę. Niezgrabnie zrywał banderolę i złotko, cały czas patrząc na nią, podczas gdy ona miała wzrok wbity w politurę stołu. To go jeszcze bardziej denerwowało. Zachowywała się jak speszona panna. Jakaż z niej była kusicielka, jak potrafiła rozgrzać atmosferę, doprowadzając go prawie do szaleństwa. W końcu udało mu się „odbezpieczyć” butelkę. Huk wystrzału korka przeszył ciszę. Nalewał biały trunek do przygotowanych na tacy kieliszków. Wstała i spojrzała na niego. Teraz dostrzegł w jej oczach błysk pożądania. Oj, wystawiała go na próbę. Igrała sobie z jego temperamentem.
— Proszę — wydukał, podając jej napełniony kieliszek.
Ujęła go delikatnie w dłoń, patrząc mu prosto w oczy. Podniósł swój kieliszek. Patrzyli na siebie żarliwym wzrokiem.
— Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę, tam, wtedy? — zapytała.
Jakże mógł nie pamiętać.
— Tak, nie opuszczę cię, powiedziałaś — odparł.
— Aż do śmierci — usłyszał z jej ust.
Wypowiedzieli to po raz kolejny, tyle że jego słowa wypowiedziała ona, a słowa jej on.
— Ja tego chcę — rzuciła Ola.
— A ja tego pragnę — odparł Jakub.
Stuknęli się kieliszkami. Usta dotknęły skraju kieliszków. Wypili dawkę alkoholu do dna. Kuba powstał i chciał ruszyć w jej kierunku.
— Usiądź — poprosiła go.
Klapnął na krzesło, tak podniecony, że przyszło mu to z trudem. Ola ujęła palcami z talerza jedną z truskawek i podała mu ją do ust. Chwycił ją łapczywie, dotykając wargami jej palców. Jakże ona podkręcała atmosferę. Był raptusem, chciał to zrobić już, natychmiast. Oblizał się, podniósł z talerza owoc i skierował go w kierunku jej ust. Pochwyciła go wargami. Delikatnie polizała jego palec.
— Pragnę cię — rzuciła, wstając od stołu.
— Kocham cię — odpowiedział, wstając razem z nią.
Stanęli twarzami do siebie. Aleksandra sprawnie uporała się z paskiem jego szlafroka. Zrzucił go na ziemię, stając przed nią nago. Zsunął z niej ramiączka koronkowego body, odsłaniając te niewielkie, ale jakże cudne piersiątka. Pochylił się, by je pocałować. Zaoponowała.
— Połóż się, lekarz zabronił ci wysiłku. Dzisiaj ja tu dowodzę, panie aspiracie — zakomenderowała.
Pchnęła go na rozłożoną wcześniej sofę. Położył się na plecach, a ona rozpięła w kroku body, pozwalając mu ściągnąć je z siebie. Została w samych pończochach. Ich ciała oświetlały płomienie kominka. Widać było, że delektują się tym momentem. Wsunęła się na łóżko na czworaka, posuwając się coraz dalej, aż dotarła tam, gdzie chciała. Usiadła na brzuchu Jakuba, ujęła fallusa w dłoń i podniosła biodra do góry, naprowadzając członka na wargi sromowe. Była wilgotna, delikatnie, sterując dłonią, otarła koniuszek penisa o swe płatki. Przymknęła oczy z rozkoszy. Nie miała zamiaru już dłużej czekać. Penis wsunął się w jej pochwę.
— Och — jęknął Jakub.
Powoli, opuszczając biodra, wprowadzała członka w głąb swej intymności. Nie czuła bólu, tylko rosnące podniecenie. Pozwoliła mu na to, by pieścił jej piersi. Jakże ona się ich wstydziła. Takie maciupeńkie jak u nastolatki. Wydawało jej się, że faceci wolą dorodne wymiona. On jednak wiedział, jak się nimi zająć, sprawnie stymulując jej sterczące sutki.
Powoli ruszała biodrami. Była dyrygentem tej orkiestry. Podnosiła się i opadała według rytmu, jaki sama nadawała. Penis Kuby całkowicie zagłębiał się w jej wnętrzu. Czuła, jak ścianki pochwy trzymają go we wnętrzu, jak jej wnętrze pulsuje, stając się coraz cieplejsze i wilgotniejsze. Miała na wpół przymknięte oczy, czuła przyjemność z tego stosunku, narastającą przyjemność. Pochyliła się, by mogli się pocałować. Od razu on począł ruszać biodrami, aby penetrować jej intymność głębiej. Ich języki splotły się jak winorośl. Objął dłońmi jej pośladki, przestając pieścić piersi. Dopychał jej biodra mocniej do siebie. Nie miała nic przeciwko temu. Dyszeli, wydawali z siebie nieartykułowane dźwięki, czując, jak ich serca biją w coraz szybszym tempie.
Przyśpieszyła ruchy miednicą. Oboje tego pragnęli. Wyprostowała się, przestając go całować. Objął ją za biodra, patrząc, jak wykonuje ruchy góra-dół.
— O taaak — wyrzucił z siebie, wprowadzając w nią pierwszą porcję nasienia.
Ola tkwiła w czymś, czego dawno nie zaznała. Miała wcześniej kontakty seksualne, ale to, jakie teraz doznawała z Jakubem przyjemności, nie można było porównać z niczym innym. Puściła swe hamulce emocjonalne. Nie krzyczała, wyła z rozkoszy, nie tłumiąc swych odgłosów. Jęczała we wniebogłosy, czując nadchodzący orgazm.
— Jeszcze, jeszcze, taaak — wyrzuciła z siebie wściekle, operując biodrami.
Wywaliła gałki wzrokowe na „lewą stronę”. Wpadła w taką ekstazę, jakiej nigdy wcześniej nie przeżyła. Jej drobne ciało przeszywały spazmy rozkoszy, a co gorsza, chciała tego jeszcze więcej. Pochwa pulsowała, a łechtaczka była tak spragniona, że sama poczęła ją pieścić palcami. Wiła się w spazmach orgazmu, dając Jakubowi specyficzny spektakl. W końcu, zmęczona, opadła na jego ciało. Targane wcześniej impulsami ciało teraz potrzebowało odpoczynku.
— Boże, co to było? — zapytał ją Jakub.
Tłumiła swój szybki oddech, próbując się uspokoić. Nieco zawstydzona nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Głaskał ją po kręconych włosach, wbijając tam swe nozdrza.
Wstydziła się tego. Po raz pierwszy miała tak silny i emocjonalny orgazm.
— Przepraszam, ja nie wiem… — rzuciła cichutko.
Pogłaskał ją po twarzy. Podniosła wzrok, patrząc na niego. Widziała ten ciepły i serdeczny wyraz jego twarzy.
— Mówiłem ci kiedyś, że jesteś szalona i życia bez ciebie sobie nie wyobrażam? — zapytał ją Jakub.
Miał ten cholerny wyraz twarzy. Taki, który ją rozbrajał.
— Tak, przecież nie rozstaniemy się aż do śmierci, przynajmniej ja na to nie pozwolę, dwukrotnie to sobie przyrzekaliśmy — odparła.
Wyciągnął już „spoczynkowego” członka z jej wnętrza. Przytulił ją do swej klatki piersiowej i nadal głaskał po głowie.
— Przysięgam, nie przyrzekam — rzucił krótko, podbijając stawkę.
Wbiła się w jego usta i nie przestawała całować. Gładził jej alabastrowe ciało, dopóki nie usnęła. Trzymał ją mocno w ramionach jak wtedy w tunelu.
Dobrze, że nie widziała jego łez. To były łzy szczęścia, łzy dojrzałego mężczyzny patrzącego na swoją śpiącą ukochaną istotę. Siedział i podziwiał jej piękne, młode ciało. Ryczał jak bóbr, tyle tylko, że cichutko, a łzy spływały mu po policzkach. Nigdy, ale to nigdy w życiu nie czuł się tak szczęśliwy i spełniony.
+++++
Nie spodziewali się takiego pożegnania. Tłumy miejscowych i przyjezdnych Albańczyków zebrały się pod remizą tamtejszej straży pożarnej. W rękach trzymali ciasta, lokalne specjały, a nawet alkohol. Bałkańska wdzięczność była naprawdę specyficzna, nieprzesiąknięta zachodnim pierwiastkiem.
— Zawsze będziecie tu mile widzianymi gośćmi, my Albańczycy nie zapominamy co dla nas zrobiliście — przetłumaczył tłumacz, słowa komendanta miejscowej PSP.
— Ta kwatera czeka na was i na waszych kolegów — dodał.
Poczciwy bus marki Mercedes ruszył, wioząc ich w stronę granicy z Czarnogórą. Mieli przed sobą parę godzin drogi. Jakub i Ola czuli się speszeni. Robili wszak to, co było w ich obowiązkach. Nie oczekiwali żadnych profitów od uratowanych ani od miejscowej społeczności. Po kilku kilometrach jazdy dysponent pojazdu wyjął rakiję.
— Trinken — rzucił, otwierając butelkę.
Jakub kiwnął głową, odmawiając. Ola szturchnęła go w ramię.
— Wypijemy jednego, obrażą się, ale tylko jednego — szepnęła.
— Only one, mister — odparł Jakub.
Albańczyk zrozumiał i polał alkohol do plastikowego kieliszka. Podał Jakubowi. Wlał w siebie ponad 50% rakiję i oddał mu kieliszek.
— Na zdrowie — wyrzucił z siebie.
— Na zdrawia — odparł tamten, nalewając sobie i wypijając duszkiem.
Polali Oli. Przyłożyła kieliszek do ust i na dwa razy wypiła porcję rakiji. Chciał polać drugą turę. Stanowczo zaprotestowali. O dziwo, Albańczyk zrozumiał. Mocno uścisnął dłoń Olki i Jakuba, gdy przekazywał ich czarnogórskim kolegom na przejściu granicznym. Napisał im swój adres i dane osobowe, a potem przez translator w telefonie wpisał: „Przyjeżdżajcie, zawsze na was czekamy, Enver”. Celnicy i pogranicznicy z Czarnogóry potraktowali ich ulgowo. Nie było żadnych kontroli. Spojrzeli tylko na paszporty i salutując, puścili ich dalej. Do Baru nie było daleko, lecz zmuszeni zostali do spożycia kolejnej dawki, tym razem czarnogórskiej rakiji. Nie można było odmówić. Wszędzie byli bohaterami. Szczęśliwie dojechali do Baru, skąd mieli bezpośredni pociąg do Pragi i wykupione miejsca w wagonie sypialnym.
— Cholera, zobacz, nie jesteśmy w jednej kuszetce — zauważyła Aleksandra, przeglądając bilety w aplikacji telefonu.
Miała je w aplikacji telefonu komórkowego.
— Coś się załatwi, kochanie — odparł Jakub.
Nie brali pod uwagę rozłąki na tę noc. Kochali się codziennie, nieraz po dwa razy w ciągu dnia. Zachowywali się jak nastolatki, patrząc na siebie, trzymając się za ręce, obejmując, jakby świat miał się za chwilę skończyć. Ostatniej nocy w domku Jakub był tak podjarany, że rozbierając ją pozaciągał te bialutkie seksowne pończoszki.
Dochodził do siebie, przejmował inicjatywę w alkowie. Przerobili chyba z dziesięć pozycji seksualnych. Ta rozłąka w nocnym pociągu nie wchodziła w grę. Za bardzo siebie pragnęli.
Do podstawienia składu mieli jeszcze parę godzin. Postanowili przejść się po starówce tego miasta. Trzymając się za ręce, spacerowali po uliczkach.
— Obiecaj mi, że tu jeszcze przyjedziemy, tu jest cudnie — rzuciła Ola.
— Wszędzie, gdzie tylko zapragniesz, kochanie — odpowiedział Jakub.
Kupili kilka drobiazgów i prowiant na drogę, a następnie posilili się w niewielkiej restauracji. Na dworzec dotarli na czas. Odczekali kilka minut, nim skład wtoczył się na peron. Pasażerów było jak na lekarstwo. Znaleźli swój wagon. Stewardem była kobieta. Pokazali jej bilety, a ona dała znak ręką, by weszli do wagonu.
— Porozmawiam z nią, może uda się coś załatwić — rzuciła Ola.
Odczekała, aż skład ruszy. Odczekała, aż skład ruszy, a po chwili wróciła uśmiechnięta.
— Załatwiłam — oznajmiła.
— Jak to zrobiłaś? — zapytał.
— Zaprosiłam ją do trójkąta, chyba nie masz nic przeciwko, ładna laska, w twoim wieku — wypaliła, parskając śmiechem.
Wiedział, że żartuje. Nie podzieliłaby się nim, z nikim. Nie po tym, co między nimi zaszło. Roześmiał się. Miała cholernica poczucie humoru.
— A, tak na poważnie? — zapytał.
— Dałam jej emblemat USAR i powiedziałam, kim jesteśmy, bierz klamoty, idziemy do mojego przedziału, jest dla nas w całości — odparła.
Chwycił bagaże i przenieśli się do jej kuszetki. Ułożyli bagaże w odpowiednich miejscach. Ktoś zapukał do drzwi.
— Please — rzucił Jakub.
W drzwiach pojawiła się kobieta opiekująca się wagonem. W ręku dzierżyła butelkę musującego wina.
— For you, for everything, my father is Albanian. Thank you. You are heroes. – rzuciła łamaną angielszczyzną, wręczając parze butelkę.
Styczniowy dzień zbliżał się ku końcowi. Patrzyli na siebie i nie mogli się nacieszyć tym widokiem. W końcu nastała ciemność za oknami. Nocny ekspres pokonywał kolejne kilometry. Zamknęli przedział. Szybko rozbierali się. W ich oczach tliły się te ogniki pożądania. W końcu wtulili się w siebie, w ciepłym przedziale. Jakub położył ją na twardym posłaniu. Pieścił jej piersi, stymulował sterczące brodawki tych przecudnych cycuszków. Chciała chwycić dłonią jego sterczącego penisa. Nie pozwolił na to.
— Dzisiaj ja dowodzę — zakomenderował.
Całował ją po karku, potem po piersiach i posuwał się niżej. Nie było skrawka jej ciała, tu od przodu, którego nie musnąłby swoimi ustami. Ola wyginała się przyjmując te delikatne pieszczoty. Teraz to on był maestrem tego aktu. Muskał ustami jej brzuch, potem pępek. Widział, że ma gęsią skórkę, że oddycha coraz głębiej. Zjechał tam pomiędzy jej uda. Czuł ciepło i ten specyficzny zapach kobiety.
— Weź, proszę — szepnęła, chcąc, by zaczął pieścić jej vaginę.
Perwersyjnie ominął to miejsce. Rozszerzył jej uda i całował ich wewnętrzne połacie. Drażnił ją jak ona jego wtedy po przybyciu ze szpitala.
— Kuba, proszę — jęknęła, prosząc się pieszczot w innym miejscu.
Jej dłonie chwyciły jego głowę i kierowały ją w kierunku spragnionej pieszczot cipki. Sprawnie oswobodził się z tej chwilowej niewoli. Całował dolną część ud, kolana. Jej ciało, drżało. Czuł, to muskając wargami łydki kobiety. Schodził coraz to niżej. W końcu dotarł do stóp ukochanej. Obcałował każdy z paluszków.
— Jakub, błagam przestań — usłyszał, lecz wiedział, że te pieszczoty są dla niej przyjemne.
Pragnął, by poczuła się tak jak on wtedy w albańskiej kwaterze. By pragnęła więcej. Pastwił się nad nią w pewnym tego słowa znaczeniu. Czyż ona wtedy, tam nie robiła czegoś podobnego.
Lizał podeszwę jednej z jej stóp, potem drugą. Penis szalał. Pulsował, będąc maksymalnie wilgotny.
— Och, och — jęknęła, gdy całował okolice dużego palca u stóp.
Przestał. Sprawnie ujął penisa i przesunąwszy się nakierował go na jej dziurkę.
— Tak, chcę — szepnęła.
Nie miał zamiaru zrobić tego, o co ona go prosiła. Otarł się tylko końcówką penisa o wargi sromowe. Najpierw raz, potem drugi. Była wilgotna i gotowa na przyjęcie fallusa.
Dotknął jej wargi sromowe palcem. Skierował go na gorejącą łechtaczkę. Delikatnie „smyrnął” ten narząd. Ciało kobiety przeszył dreszcz.
— Kubuś, błagam — jęknęła, przymykając oczy.
Nie miał sumienia ją tak dręczyć. Pewnym, śmiałym ruchem zagłębił swój organ w tej spragnionej dziurce. Jęknęła cichutko. Kochali się w pozycji misjonarskiej. Zgodnie ze stukotem kół pociągu przyjął tempo ruchów swoich bioder. Przyśpieszał, tak jak przyśpieszał skład, którym jechali. W końcowej fazie musiał wyprzedzić ten miarowy stukot kół. Ola po raz pierwszy szczytowała wcześniej niż on. Zatykał jej usta, gdy wydobywała z siebie nieartykułowane dźwięki, gdyż głośno jęczała z rozkoszy, jaką jej zafundował. Miał orgazm, jakiego nigdy nie przeżył w życiu. Oboje jęczeli w miłosnym uniesieniu, tak jakby robili to pierwszy raz.
Spazmy orgazmu długo jeszcze przeszywały Olę. Jej uda drżały, były jakby z waty. Jakub do siebie doszedł wcześniej. Podziwiał jej ciało, wstrząsane jeszcze wtórnymi falami orgazmu. Dopiero teraz poczuł, że ma podrapane plecy. Nie przeszkadzało mu to. Patrzył na Ole, dochodzącą do siebie po tych miłosnych igraszkach.
— Dziękuję — wyrzuciła z siebie Ola, patrząc Jakubowi prosto w twarz.
— idziemy spać — zaproponowała Ola, przechodząc na swoje łóżko.
— Tak — odarł Kuba.
Usnęli, zmęczeni miłosnymi harcami.
Trzy miesiące później, miasto N.S., Polska, sobota.

Szczęśliwa Lidia pomagała Aleksandrze zakładać suknię ślubną. Jakże radosna była ta dojrzała kobieta, ciesząc się, że jej syn wreszcie znalazł swoją wybrankę serca. Ola od razu przypadła jej do gustu. Ta drobna istota z całą pewnością kochała jej syna, co było widoczne w każdym ich spojrzeniu. To było widać i czuć. Wpatrzeni w siebie, nie mogli znieść nawet krótkiej rozłąki.
Jakub bardzo się zmienił, a Lidia, jako matka, dostrzegła to jako pierwsza. Wpływ Aleksandry na jego zachowanie i postrzeganie życia był oczywisty.
Dziś był ich dzień – dzień zaślubin. Wreszcie mieli stać się mężem i żoną. Odliczali każdy dzień do tej wyjątkowej daty.
— Dobrze wyglądam, mamo? — zapytała panna młoda, poprawiając kosmyk włosów.
Wyglądała przepięknie i uroczo. Śnieżnobiała, długa suknia ślubna idealnie leżała na jej drobnym ciele. Delikatny makijaż i fantazyjna fryzura dopełniały jej znakomity wygląd.
— Bardzo dobrze, Olu, cudownie — odpowiedziała Lidia, wzruszona.
Synowa obróciła się, a w oczach Lidii zakręciła się łza.
— Mamo, nie płacz, bo i ja się rozryczę, a wtedy będzie po makijażu — rzuciła, dostrzegając uronioną łzę teściowej.
— To ze szczęścia, moje dziecko — szepnęła Lidia, wycierając łzę.
Ola wsunęła na nogi białe szpilki. Była gotowa. Do pokoju weszła Kinga, która stanęła w drzwiach, podziwiając wybrankę serca swojego brata.
— Boże jak ja ci zazdroszczę, wyglądasz cudnie – rzuciła, patrząc na nią.
Kinga miała być świadkiem na ich ślubie. W dłoniach trzymała wiązankę ślubną Oli – niewielki, ale gustowny bukiecik białych róż. Wszystkie kobiety opuściły pokój, a w salonie czekali rodzice Oli i Jakub. Gdy Jakub ujrzał swoją wybrankę, zaniemówił. Stał, patrząc na nią z rozdziawioną gębą, jak wtedy, gdy w domku w Albanii ukazała mu się w koronkowej bieliźnie. Po chwili ochłonął i stanął obok niej. Rodzice Oli oraz Lidia pobłogosławili ich, zgodnie z panującym obyczajem. Lidia żałowała tylko, że Radek nie doczekał tej radosnej chwili. Patrzył z pewnością z nieba na to wszystko i cieszył się razem z nimi.
— No to my jeszcze jedziemy do remizy. Dzwonili, że jest jakaś ważna sprawa. Może coś z samochodem na ślub wypadło, nie wiem. Spotykamy się przy kościele — powiedział Jakub, zabierając Olę.
Wczorajszy telefon od komendanta go zaniepokoił. Był bardzo tajemniczy i nie chciał zdradzić, w jakim celu go wzywa. Ustalili z Olą, że udadzą się tam przed ceremonią. Mieli ponad dwie godziny do ślubu, więc nie kolidowało to z ich planami. Ubrany w galowy strażacki mundur, Jakub wyglądał równie elegancko jak Ola.
Pomógł Oli wsiąść na tylne siedzenie samochodu. W tych krynolinach było jej naprawdę ciężko. Sam usiadł za kierownicą swojego Suzuki Vitara i ruszyli w kierunku remizy. Podróż nie trwała długo. Zatrzymał samochód na parkingu przed remizą. Przed garażami stał udekorowany AMZ „Tur”. Więc jednak o samochód nie chodziło.
— O co chodzi? — głowił się, pomagając Oli wyjść z samochodu.
Dostrzegł stojący na parkingu samochód z blachami dyplomatycznymi. Tuż obok niego stał służbowy pojazd z innej jednostki. Zauważył też samochód Olgierda. Szczęśliwy emeryt również był wezwany, tak jak oni.
— O co chodzi? – rzucił pytanie do Oli.
— Chodź, przekonasz się sam — odpowiedziała.
Weszli do budynku remizy.
— Cześć, idźcie do Sali Tradycji, tam na was czekają — usłyszeli od dyżurnego.
Pokonywali stopnie schodów, a Jakub był coraz bardziej niespokojny. Kto czekał? W jakim celu? Denerwował się okropnie. Na korytarzu spotkał ubranego w wyjściowy mundur Sebastiana.
— Seba, co jest? – zapytał przyjaciela.
— Zobaczysz — usłyszał w odpowiedzi, ale nic więcej nie wyjaśnił.
Zatrzymał ich na korytarzu. Uchylił drzwi od Sali Tradycji i rzucił krótkie „Już są”. Po chwili zaprosili ich do środka. W sali byli wszyscy strażacy z grupy poszukiwawczo-ratowniczej, jakiś nieznany im mężczyzna oraz przedstawiciel z Komendy Głównej PSP. Zdębieli. Zaskoczeni, nie wiedzieli, jak się zachować. Jakub mocno ściskał dłoń Aleksandry. Dostrzegł Olgierda, który był po cywilnemu.
— Stańcie tam, proszę — odezwał się komendant, wskazując parze miejsce.
Zajęli je. Do sali wprowadzono trębacza. Jakub patrzył na to wszystko z otwartymi ustami, a Ola była równie zaskoczona tym, co się działo.
— Młodszy kapitan Paweł Krajan odczytać wyciągi z postanowień o przyznaniu odznaczeń oraz rozkazów o nadaniu wyższych stopni – usłyszeli z ust komendanta.
— Rozkaz — wyrzucił z siebie oficer Haz-Mat i wyszedł z szeregu.
Zajął miejsce za mównicą, trzymając w ręku teczkę z pismami.
— Panie i panowie — postępował zgodnie z ceremoniałem.
Wszyscy przyjęli postawę zasadniczą. Młoda para patrzyła i nadal nie wiedziała, o co chodzi. Trębacz odegrał sygnał „Słuchajcie wszyscy”. Musiało być poważnie, bo ten specyficzny dźwięk trąbki rzadko się słyszy.
— Wyciąg z rozkazu Komendanta Głównego PSP z dnia…… — rozpoczął czytać Paweł.
Kuba był oszołomiony. Jakby mało było tego, że miał dziś swój ślub, to teraz zgotowano im tutaj takie przedstawienie.
— … i w uznaniu zasług awansuje aspiranta sztabowego Jakuba Grabarczyka do stopnia młodszego kapitana — usłyszał zaskoczony Jakub.
Padłą komenda „Spocznij”. Do zaskoczonego Jakuba zbliżył się przedstawiciel KG PSP z aktem mianowania, trzymając go w lewej dłoni.
— Gratuluję, panie kapitanie — usłyszał od niego, a ich dłonie się spotkały w uścisku.
— Ku chwale Ojczyzny — wydukał Jakub, na wpół przytomny.
Przedstawiciel wrócił na swoje miejsce. Ponownie zabrzmiał sygnał „Słuchajcie wszyscy”. Para nie wiedziała, co się dzieje. Najwyraźniej to nie był koniec uroczystości.
— Wyciąg z postanowienia Prezydenta Republiki Albanii z dnia…. – rozpoczął ponownie Paweł.
Ola i Jakub nie wiedzieli, czy im się to śni, czy dzieje się to naprawdę. Byli w takim szoku, że nie rozumieli za bardzo czytanych przez Pawła słów.
— W dowód wdzięczności za okazaną pomoc i bohaterską postawę nadaje Aleksandrze Sobczyk i Jakubowi Grabarczykowi Medal Wdzięczności. Proszę przedstawiciela ambasady Republiki Albanii w Polsce o udekorowanie wyróżnionych — zakończył.
Do pary zbliżył się przedstawiciel ambasady razem ze swoim tłumaczem. Trochę pogłówkował, gdzie do sukni panny młodej przypiąć stosowane odznaczenie. Następnie przypiął medal do munduru Jakuba.
— Naród albański jest wam wdzięczny za to, że z narażeniem własnego życia ratowaliście z katastrofy jego obywateli. Nigdy wam tego nie zapomnimy. Niech te medale będą wyrazem naszej wdzięczności za trud i ryzyko, jakie wykazaliście. Zaszczytem jest uścisnąć wam dłonie — usłyszeli od niego, a tłumacz momentalnie przetłumaczył jego słowa na polski.
Uścisnął im mocno dłonie i serdecznie się uśmiechnął.
— Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia – dodał po chwili.
Z kieszeni wyciągnął kopertę.
— Prezent weselny – rzucił krótko wręczając go Oli.
Nadal nie wierzyli, że biorą udział w tej uroczystości na żywo. To było jak cudowny sen. Ola dygnęła tylko, dziękując za otrzymany prezent.
— Zapraszamy na wesele — dodał Jakub.
Ceremonia w remizie dobiegła końca. Do pary ruszyli strażacy i Olgierd. Wycałowali ich oboje i gratulowali. Młodzi byli tak zaskoczeni, że przyjmowali te gratulacje na wpół świadomi tego, co się wydarzyło.
— Wracasz po urlopie, na dniach przychodzi nominacja na dowódcę operacyjnego – usłyszał Jakub od komendanta.
Jako ostatni podszedł do nich Olgierd. Patrzył na tę dwójkę przez dłuższą chwilę. Miał być świadkiem na ich weselu.
— Nie róbcie tego więcej, dajcie emerytowi pożyć jeszcze trochę — rzucił, a następnie wpadli sobie z Jakubem w ramiona. Strzeliły korki od szampana. Chłopaki z logistyki zadbali o wszystko. Stuknęli się kieliszkami.
— Chodźmy do nich — poprosiła Ola, pociągając Kubę za rękaw.
Wiedział, gdzie chce się udać. Ruszył razem z nią. Zatrzymali się przy urnach z prochami ich czworonożnych towarzyszy. „Hinata” 2022 – 2025 – „Zginęła, wykonując zadania bojowe w Albanii”, „Hestia” 2021 – 2025 – „Zginęła, wykonując zadania bojowe w Albanii”. Łzy zakręciły im się w oczach. Z trudem opanowali wybuch płaczu. „Hinatę” ewakuowano z tunelu, gdy jeszcze żyła. Biedaczka nie przeżyła drogi do kliniki weterynaryjnej w Albanii. Odeszła z tego świata na rękach Olgierda. Mając do wyboru ratowanie ludzi lub zwierzęcia, wybrał tę pierwszą opcję, dając priorytet dla ratowania tej dwójki.
Spojrzeli obok. Tablica z poległymi na służbie wzbogaciła się o zdjęcia tych obu psiaków. Tkwiły pod zdjęciem ojca Jakuba. Były w dobrym towarzystwie.
— Szkoda, że go nie poznałam, to musiał być naprawdę niesamowity człowiek – szepnęła Ola.
Jakub nie odparł nic. Również żałował, że jego ojciec nie poznał jego wybranki serca.
Czas biegł nieubłaganie. Należało się zbierać. Nie można było dopuścić, by młodzi spóźnili się na własny ślub.
— Kurde, pójdę na ślub z nieaktualnym stopniem. Daliście mi do wiwatu, dranie — rzucił Jakub.
Podszedł do niego Paweł. Ściągnął swoją wyjściową marynarkę. Byli podobnego wzrostu, a ich sylwetki były zbliżone.
— Masz moją — powiedział, wręczając mu marynarkę.
— No co ty – rzucił Jakub.
— Bierz, nie znasz przesądu, że na ślubie trzeba mieć coś pożyczonego. Zabieraj bez dwóch zdań — usłyszał od niego.
Kuba spojrzał na Olę. Kiwnęła głową znacząco.
— Bierz, ja pożyczyłam od twojej siostry łańcuszek — dodała.
Szybko zamienili się marynarkami. Kuba przełożył tylko delikatny stroik i swoje dokumenty. Wyszli przed remizę.
Chłopaki z JRG ustawili dwie gaśnicze „Scanie” i z działek wodnych strzelili w powietrze wodnymi strugami, tworząc specyficzny łuk. Para młoda szybko przebiegła pod nim i wsiadła do swojego samochodu. Zawyła syrena, włączyły się sygnały uprzywilejowania w wozach strażackich.
— Siadaj z Olą, zawiozę was, nie pasuje, by pan młody prowadził – rzucił Olgierd, wypraszając Jakuba zza kierownicy.
Zaryczał silnik ciężkiego „Tura”. Kolumna czterech pojazdów ruszyła w kierunku kościoła. Prowadziła AMZ, za nią Suzuki Jakuba, samochód dyplomaty, a na końcu strażacki autobus z tymi, którzy nie zmieścili się do wozu dowodzenia. Na sygnałach kierowali się w stronę świątyni.
++++++
Kościół garnizonowy w N.S.

Jakub stał przy ołtarzu, czekając na Olę, która powoli zbliżała się, prowadzona pod rękę przez swojego ojca. Wszyscy weselnicy zwrócili się w ich stronę, obserwując ten wzruszający moment. Jakub odwrócił się plecami do ołtarza, aby odebrać swoją ukochaną od teścia. Oboje klęknęli na postawionych klęcznikach, zanurzeni w chwilowej modlitwie. Powstali, gdy strażacy, asystując, wprowadzili do świątyni kapelana.
Ceremonia ślubna rozpoczęła się. Jakub i Ola odczuwali stres, który narastał w nich od samego rana. Wcześniejsze wydarzenia już dały im porcję stresu. Zaledwie kilka słów z krótkiego kazania utkwiło im w pamięci. Ocknęli się, gdy kapłan wezwał ich do ołtarza.
— Wysłuchaliście słowa Bożego i przypomnieliście sobie znaczenie ludzkiej miłości i małżeństwa. W imieniu Kościoła pytam was, jakie są wasze postanowienia – usłyszeli z ust kapłana.
— Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? — usłyszeli z ust kapłana.
— Chcemy — odpowiedzieli równocześnie.
— Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia? – usłyszeli kolejne pytanie.
— Chcemy – ponownie odparli razem
— Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?
— Chcemy — tu Ola uprzedziła Jakuba, który nieco się spóźnił.
Usłyszeli „O stworzycielu Duchu przyjdź”, Gdy zakończyło się odśpiewanie tego hymnu stanęli do siebie twarzami i podali sobie prawe dłonie. Kapłan przewiązał je stułą.
— Skoro zamierzacie zawrzeć sakramentalny związek małżeński, podajcie sobie prawe dłonie i wobec Boga i Kościoła powtarzajcie za mną słowa przysięgi małżeńskiej – usłyszeli od księdza.
— Ja, Jakub, biorę sobie ciebie, Aleksandro, za żonę i ślubuję ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci — przysiągł Jakub, patrząc Oli prosto w oczy, nie mrugając ani razu.
Stał wyprostowany jak struna.
— Ja, Aleksandra, biorę ciebie, Jakubie, za męża i ślubuję ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci — równie pewnym, choć nieco cichszym głosem, złożyła przysięgę Ola.
— Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte ja powagą Kościoła katolickiego potwierdzam i błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen – usłyszeli od kapelana.
Przy nakładaniu obrączek Jakub miał tak drżące dłonie, że z ledwością wsunął obrączkę na palec wybranki. Ola była bardziej opanowana i sprawnie wsunęła obrączkę na palec wybranka. Mieli na sobie obrączki wykonane ze ślubnej obrączki jego ojca. Tak postanowiła Lidia, zachowując obrączkę zmarłego męża.
Pocałowali się — niewinnie, delikatnie, subtelnie. Stali się mężem i żoną. W czasie komunii Ola zapamiętała jedynie szept księdza, który wręczał jej kielich z winem.
— Proszę, zostaw trochę mężowi.
Podała mu kielich z winem. Ceremonia dobiegała końca. Lidia płakała ze szczęścia, mocno ściskając dłoń swojego nastoletniego wnuka. Wiedziała, że to sprawka jej zmarłego męża, który wysłuchał jej próśb.
— Tylko musiałeś mnie, mój kochany, tak doświadczyć tym wypadkiem, abym odchodziła od zmysłów, nie wiedząc, czy on przeżyje — dziękowała mu w myślach, mając jednak pewne wyrzuty.
Zabrzmiał Marsz Mendelsona. Kroczyli przed siebie, opuszczając świątynię. Dźwięk organów brzmiał w ich głowach. Wyszli przed kościół. Czekał na nich szpaler strażaków z toporkami ułożonymi w specyficzny daszek. Schylili się i przeszli pod nim, ustawiając się w rogu kościelnego dziedzińca. Do świątyni wchodziła kolejna para młoda.
Stres ich opuszczał. Rozpromienieni patrzyli na siebie, nie wierząc jeszcze, że są już połączeni świętym związkiem małżeńskim. Podchodzili goście weselni — najpierw rodzina Oli, potem Jakuba.
— Wszystkiego najlepszego…. — głos Laury urwał się.
Była zaproszona. Od pamiętnego dnia pogrzebu Radka stała się przyjacielem rodziny. Wręczyła kopertę, a kwiaty dzierżyła jej nastoletnia córka, Natalia. Obie ucałowały nowożeńców.
Jako ostatni podeszli strażacy. Okrążyli parę. Komendant trzymał w dłoniach osłonięty serwetą wiklinowy koszyk sporych rozmiarów.
— Myślę, że to osłodzi wam stratę, jest z najlepszej hodowli, zadziora, jakich mało – powiedział, wręczając im prezent.
Jakub odsłonił serwetę. Dojrzał psie ślepia szczeniaka, który podniósł swój malutki pyszczek, domagając się pieszczot. Tak… to było szczenię gończego słowackiego, kropka w kropkę jak Gaja i Hinata.
— Jesteście niemożliwi… – wydukał z siebie.
— Ma dziesięć tygodni, to suczka — dodał Sebastian, widząc wzruszenie nowożeńców.
Pogłaskali szczenię po głowie. To był najlepszy prezent, jaki dostali. Szczeniak zaszczekał, a wszyscy wybuchli gromkim śmiechem. I to stworzenie na swój sposób chciało im złożyć życzenia.
Podali koszyk z suczką Kindze. Momentalnie zjawił się przy nich nastoletni Radek.
— Mamo mogę, tam jest szczeniak – rzuciła będąca w pobliżu Natalia.
Nie czekała na odpowiedź rodzicielki. Momentalnie pojawiła się przy Radku. Zabrali koszyk z psiakiem i wyciągnęli go z koszyka.
— Zesikała się – rzuciła nastolatka.
Szesnastoletni Radosław popatrzył na o rok starszą dziewczynę. Ubrana w koronkową sukienkę długości mini wyglądała cudnie. Czarne wzorzyste rajstopy, szpilki i delikatny makijaż podkreślały urodę nastolatki. Laura chciała przywołać córkę. Lidia chwyciła ją za rękę.
— Zostaw, niech się zajmą psiskiem — rzuciła.
Towarzystwo pakowało się do podstawionego autokaru. Lidia wsiadła z nowożeńcami do Suzuki, wiedząc, że chcą pojechać jeszcze na cmentarz.
Uformowana kolumna, prowadzona przez AMZ-a, ruszyła na sygnałach uprzywilejowania w kierunku sali weselnej. Olgierd, uprzedzony wcześniej o planach młodych, skręcił w odpowiednim momencie, kierując się na cmentarz. Reszta kolumny pomknęła swoją drogą. Lidia z trudem tłumiła łzy. Zatrzymali się na przycmentarnym parkingu. Wszyscy wysiedli z samochodu. Skierowali swe kroki w kierunku miejsca pochówku bohaterskiego strażaka. Stanęli przed jego grobem.
— Tak bardzo bym chciał, żebyś był tu dzisiaj, byś cieszył się moim szczęściem — rzucił Jakub, patrząc na mogiłę ojca.
— On się cieszy, uwierz mi, patrzy stamtąd i jest szczęśliwy — odpowiedział mu Olgierd.
Ola płakała, podobnie jak Lidia. Obie trzymały się za dłonie.
— Kocham go, tato — powiedziała Aleksandra, kładąc swój bukiet ślubny na mogile teścia.
Lidia wybuchła płaczem. Kuba utulił ją w ramionach. Uspokoiła się po chwili. Wszyscy przez chwilę zatopili się w modlitwie.
— Poczekajcie chwilę w samochodzie, chcę porozmawiać z nim — poprosiła Lidia.
Uszanowali jej wolę. Pozostała przy grobowcu sama.
— Dziękuję ci i proszę jednocześnie, nie doświadczaj mnie już tak więcej. Wiem i czuję, że czuwasz tam nad nami, czy ty wiesz, co ja czułam, zawsze musisz wszystko kłaść na ostrzu noża? — rozpoczęła swój monolog nad miejscem pochówku męża.
Uroniła łzę, jak zawsze, gdy go odwiedzała.
— Chroń ich, naszą rodzinę i swoich kolegów, chroń najlepiej, jak umiesz — dodała, pogłaskawszy zimny kamień grobowca.
Otarła łzy, przeżegnała się i ruszyła w kierunku wyjścia.
Sala weselna w N. niedaleko miasta N.S.

Wszyscy weselnicy czekali na przybycie nowożeńców. Gdy dotarli Jakub chwycił swoją świeżo poślubioną małżonkę i na rękach przeniósł ja przez próg. Wypili lampkę szampana. Goście zajmowali miejsca za stołami. Dwójka nastolatków, dzierżąc w dłoniach koszyk ze szczeniakiem usiadła obok siebie. Znali się wcześniej. Nieraz Natalia wraz z mamą gościła w ich domu.
— Trzeba z nią wyjść na spacerek – rzuciła nastolatka.
— Ale ona nie ma smyczy ani obroży – słusznie zauważył chłopak.
Zadecydowali, by razem zabrać szczenię i pilnować go. Coś pomiędzy nimi zaiskrzyło. Znaleźli razem jakiś wspólny język. Laura chciała przywołać córkę. Lidia ponownie ją zatrzymała.
— Zostaw ich, toż to niemałe dzieci, mają zajęcie, siadaj tu przy mnie – rzuciła.
Laura skapitulowała. Jedynaczka była jej oczkiem w głowie. Tak bardzo wyczekiwana, jedna, jedyna, była sensem jej życia. Gdyby nie jej były chłopak, a potem mąż Lidki, najprawdopodobniej nie było by ich wśród żywych. Usiadła za stołem. Orkiestra przygrywała. Wszyscy czekali na pierwszy taniec młodej pary.
Jakub i Aleksandra stanęli na parkiecie. Wpatrzeni w siebie czekali na aż orkiestra zacznie grać. Razem wybrali ten utwór. „Hold my hand” z repertuaru Lady Gaga wydawał się trafionym.
Orkiestra zaczęła grać. Kuba objął partnerkę. Ruszyli do tańca.
„Trzymaj mnie za rękę, wszystko będzie dobrze, Słyszałem z niebios, że chmury pozostały szare.” – te słowa wokalistki tłumaczone na polski, oddawały to, co z nimi działo się tam w tunelu na początku misji.
Prowadził Olę jak w transie. Parkiet zawirował. Poddawała się jemu. Prowadził ją tak jak wtedy.
„Przyciągnij mnie blisko, otul mnie swoimi obolałymi ramionami” – te słowa mówiły o końcówce tam w tunelu.
Zwarli się w tańcu. Nigdy nie miał zamiaru jej oddać. Nikomu i nigdy.
„Widzę, że krwawisz. Nie musisz mi ponownie pokazywać, Ale jeśli tak zdecydujesz, będę szła z tobą przez życie. Nie odpuszczę do samego końca”.
Tu ona popatrzyła Kubie o oczy. Przecież takie wyznanie rzuciła mu wtedy. Przyrzekła, że go nie opuści.
„Więc płacz, ale nie puszczaj mojej ręki. Możesz płakać do ostatniej łzy Nie odejdę, dopóki nie zrozumiem. Obiecaj mi, trzymaj moją rękę”.
To nadal było jej wyznanie, wyznanie, gdy po stracie Hestii pragnął zakończyć swój żywot, ratując ją.
Zatracili się w tańcu. Przez chwilę dla nich nic nie istniało. Te słowa piosenki, jakże bardzo odzwierciedlały to, co przeżyli. Jakże silne było ich uczucie. Być może Kuba przez chwilę stracił krok, w tym tańcu, ale nikt tego nie zauważył.
„Słyszałam z niebios” – padło na końcu utworu i oboje, zatrzymując się spojrzeli w sufit.
Tam gdzieś w Gwiazdozbiorze „Wielkiego Psa” na to wszystko spoglądał „Foxtrot 1”. Nadal nie zwolniony ze służby przez Stwórcę. Nie zdzierżyłby tego. Zawsze musiał być w odpowiednim stanie gotowości, ratując swoich bliskich i przyjaciół. To nie byłoby w jego stylu. Specyficzny wysłannik. „Rescuer” – nawet po swojej śmierci.
Jakub ucałował dłoń swojej wybranki, dziękując za taniec. T dygnęła po kobiecemu, dziękując mu za prowadzenie. Salę zalały oklaski. Skierowali się na swoje miejsce za stołem. Podszedł do nich tłumacz wraz z dyplomatą.
— Dziękujemy za zaproszenie, ale na nas czas, służba dyplomatyczna wzywa – usłyszeli z ust tłumacza.
Ola zdała sobie sprawę, że nawet nie sprawdziła, jaki to prezent otrzymała od nich. Szybko i sprawnie otworzyła zapięcie minimalistycznej torebki i wydobyła kopertę. Drżącymi dłońmi otworzyła ją. Tekst był szczęśliwe przetłumaczony ha język polski.
— Serdecznie zapraszamy w dniach…… na pobyt w naszym domku w miejscowości Tropoje, Wyżywienie i zakwaterowanie mają państwo zagwarantowane. Bilety lotnicze z Warszawy do Tirany i z powrotem w kopercie. Prosimy o potwierdzenie przybycia. Samochód z Tirany zabierze was do kwatery i odwiezie z powrotem. Z wyrazami szacunku. Prezydent Republiki Albanii. – przeczytała na głos.
Kuba zamilkł, będąc w szoku. Termin ich podróży poślubnej sponsorowanej przez Prezydenta Albanii był za tydzień.
— Nie wypuszczę pana, nim nie zatańczy pan ze mną – rzuciła, zabierając dyplomatę na parkiet.
Mężczyzna nie zdołał nawet zaoponować. Orkiestra zagrała skoczny kawałek. Kuba pozostał razem z tłumaczem.
— Przesadzacie, nie zasłużyliśmy – rzekł.
— Byliście gotowi oddać życie za naszych obywateli, straciliście swoje psy, ja wiem, że my Albańczycy do psów podchodzimy inaczej, ale to one i wy uratowaliście życie naszym ludziom. Tego się nie zapomina – odparł, patrząc Jakubowi prosto w twarz.
Ola tańczyła z dyplomatą w takt piosenki o bałkańskich rytmach. Trzeba powiedzieć, że te grajki miały poczucie sytuacji. Bodajże coś z repertuaru Gorana Bregovica i znanej polskiej wokalistki.
Po tańcu pożegnali dyplomatów. Potwierdzili wyjazd, w tym terminie. Weselna zabawa trwałą w najlepsze.
— Może ją znowu wziąć, żeby się wysikała – zapytał Natalki nastoletni Radek.
Popatrzyli na ten pyszczek szczenięcia. Ciekawski, niesforny i jakże pragnący wydostać się z tego koszyczka.
Lustrowała tego nastolatka. Wcześniej traktowała go jak zwykłego chłopczyka. Ot, gówniarz. Ubrany w elegancji garnitur prezentował się nieźle. Nie był już chłopcem, był nastolatkiem.
Wyciągnęli suczkę i znów razem wyszli na dwór. Puścili ją na trawnik. Zrobiła co swoje i złapana wylądowała w koszyczku.
— Trzeba ją położyć gdzieś w ciszy, niech sobie pośpi – rzuciła Natalia.
— No jest malutka, musi pospać – dodał chłopak.
Spojrzeli sobie w oczy. Było, w tym coś dziwnego. Coś bardzo osobistego. Ułożyli szczenię w koszyku na piętrze sali. Było tu w miarę cicho. Suczka usnęła, składając się w kłębek.
— Mogę poprosić cię do tańca? – nieśmiało zapytał nastolatek.
Natalia popatrzyła na niego. Nie mogła mu odmówić. Zeszli do sali balowej. Orkiestra właśnie grała stareńki utwór Madonny „Crazy for you”. Stanął przed nią i niesfornie, jak to nastolatek poprosił ją do tańca.
— Tak – odparła.
Tańczyli, wpatrzeni w siebie. On dojrzał w niej to coś, ona w nim. Obijali się o inne pary tańczące na parkiecie. Zakończyli taniec. Cmoknął ją w rękę, odprowadzając za stół. Powoli zbliżała się północ. Czas oczepin.
Czy przypadkowym było to, że właśnie ten nastolatek chwycił krawat swojego wujka. Czekał na partnerkę swojego tańca. Nie wierzył, kiedy welon panny młodej uchwyciła w swe ręce Natalia.
— Lidka, to nie dzieje się naprawdę – rzuciła Laura, widząc, co się dzieje.
— Mamo, zobacz – rzuciła Kinga.
Lidka wiedziała, że to znów sprawka jej męża. Ten cholernik znów zza światów miał swój plan w stosunku do tych młodych ludzi. Laura powstała. Lidia usadziła ją z powrotem na miejscu.
— On widocznie tak chciał – rzuciła.
Stanęli naprzeciw siebie. Siedemnastoletnia Natalia i szesnastoletni junior Radosław. Równie piękny jak jego ojciec, będąc w jego wieku, a ona równie piękna jak jej matka, będąc nastolatką.
Orkiestra zagrała hit Natalii Kukulskiej „Zakochani”. Trzeba przyznać, że gust mieli przedni. Para rozpoczęła ten namiętny taniec. Oboje z nastolatków patrzyli sobie w oczy. Byli teraz na widoku gości weselnych. Nie dało się ukryć tego uczucia, jakie ich łączyło.
— Jakub zobacz, nowa miłość kwitnie – rzuciła Ola.
Kuba, jak to każdy facet nic nie odpowiedział. Wszak był traktowany jako stary kawaler. Nie chciał wypowiadać się na temat własnej rodziny.
— Mamo, oni się zabujali w sobie – rzuciła Kinga, patrząc na taniec syna.
— To źle? – zapytała Lidia.
— Lidka, co się dzieje? – rzuciła Laura.
— Sama dobrze wiesz co, nie czułaś tego nigdy? –zapytała Lidka.
+++++
Co dalej się działo dalej to tajemnica alkowy Jakuba i Oli. Młode pokolenie tańczyło ze sobą do czwartej nad ranem i ciężko było ich rozdzielić. Wpatrzeni w siebie nie chcieli dojrzeć zbliżającego się świtu. Na pożegnanie junior Radosław zdobył się na jakże niesforny pocałunek w usta Natalii. Trzymał w dłoniach koszyczek z suczką. Odpowiedziała mu tym samym, dając nadzieje na coś więcej.
A „Foxtrot 1” patrzył na to wszystko z nieba. Patrzył i się cieszył.
Czy coś będzie więcej, musicie zadecydować, Wy czytelnicy.

Jammer106

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i miłosne, użył 10864 słów i 63569 znaków. Tagi: #soft #kobiece #wedding

8 komentarzy

 
  • Użytkownik Pumciak

    TO BYLO WSPANIALE

    2 tyg. temu

  • Użytkownik W oczekiwaniu

    Znowu to samo :), wzbudzasz emocje ... tęsknotę ... za miłością i za czymś jeszcze, potrzebuję poszukać w sobie co to jest, dziękuję :)

    3 tyg. temu

  • Użytkownik Jammer106

    @W oczekiwaniu zapraszam do lektury bałtyckiego strażnika dusz. Dziękuję i pozdrawiam.

    3 tyg. temu

  • Użytkownik Goscd

    Ekstra pisz dalej 👏👏👏👍

    3 tyg. temu

  • Użytkownik Mb

    Wspaniałe 11/10

    6 lutego

  • Użytkownik Jammer106

    @Mb Dziękuję. Zapraszam do lektury moich innych opowiadań. Pozdrawiam.

    7 lutego

  • Użytkownik Jaśko

    Nie że tego chcę ale teraz ta seria może się zakończyć. Klasyczny happy end. Choć i w tym rozdziale łezka mi się w oku zakręciła 😀. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz.
    Nie do końca Ci wierzę, że masz coś lepszego 😉.

    5 lutego

  • Użytkownik Jammer106

    @Jaśko ratownik morski. Nowe opowiadanie.

    6 lutego

  • Użytkownik Jaśko

    @Jammer106 czekam z niecierpliwością

    6 lutego

  • Użytkownik Jammer106

    @Jaśko Nowa opowiastka czeka

    3 tyg. temu

  • Użytkownik Gazda

    Wszystkie części super składają się w jedną całość. Tylko pozazdrościć zdolności pisarskich.
    Mam nadzieję, że jeszcze nie raz przeczytam to opowiadanie.
    Gratulacje.
    Myślę, że kolejne opowiadania będą tak samo dobre
    :bravo:  :bravo:  :bravo:

    5 lutego

  • Użytkownik Jammer106

    @Gazda dziękuję.

    6 lutego

  • Użytkownik Jammer106

    @Gazda Nowe opowiadanie w poczekalni. Pozdrawiam.

    3 tyg. temu

  • Użytkownik Qaas

    Super tekst.
    Pisz dalej i publikuje jak najszybciej.

    5 lutego

  • Użytkownik Jammer106

    @Qaas Nowe opowiadanie w poczekalni. Pozdrawiam.

    3 tyg. temu

  • Użytkownik Jammer106

    W kwestii piątego odcinka. Dajcie spokój. Może po chwili. Mam dla Was coś Lepszego, ale to tajemnica

    5 lutego