Wieczór zapowiadał się bardzo przyjemny... Sobota, jakiś dobry meczyk na kanale sportowym,
sześciopak piwa... Po prostu: żyć, nie umierać...
Byłem gotowy na to wielkie wydarzenie, kiedy natarczywie zabrzmiał dzwonek u drzwi.
Stała za nimi Kinga, moja osiemnastoletnia pasierbica.
- Cześć, mogę?
- Cześć - odpowiedziałem zaskoczony - jasne, ale... co ty tu robisz?
- Pokłóciłam się z mamą i wyszłam...
- A wie, że jesteś u mnie?
- Sama nie wiedziałam, że tu będę... byłam w pobliżu i pomyślałam, że...
Kinga rozsiadła się w jednym z foteli.
- Nie przeszkadzam?
- Nie, spoko – powiedziałem - chcesz coś do picia?
- No jest tu browar - zaśmiała się.
- Dobra, dobra. Jeszcze długo nie, a potem wcale...
- Jeju, Darek... - żachnęła się - ale teraz zaleciało sandałem...
- Oka, wiesz, że żartuję. Poważnie się pożarłyście?
- Nie mogę z nią wytrzymać. Czepia się wszystkiego... To, co? Mogę browca?
Otworzyłem dwie puszki, podałem Kindze szklankę.
- Nie wiem jak to możliwe, ale jak byliście razem, to było spokojniej. Teraz pełna kontrola, a nie mam
przecież szesnastu lat, tylko osiemnaście, a ona jak ogrodnika pies strzeże mojej cnoty, jakby było czego. No szlag może człowieka trafić... - z ust Kingi popłynęła cała tyrada.
- Dba o ciebie więc nie możesz mieć pretensji. Pilnuje żebyś nie popełniła tego samego błędu,co ona...
Tu broniłem Iwony, mojej byłej. Iwona zaszła w ciążę, gdy miała szesnastkę. Ojciec Kingi zniknął chwilę
po tym fakcie. Można powiedzieć, że wyszedł po pomidory i nie wrócił do tej pory. My spotkaliśmy się,
gdy Mała miała cztery lata, zakochaliśmy się w sobie i do września zeszłego roku tworzyliśmy w sumie
fajną paczkę, w pewnym sensie rodzinną. Rozstaliśmy się, bo nastąpiło chyba typowe zmęczenie
materiału, ale rozstaliśmy się jak przyjaciele i do tej pory nimi jesteśmy. Nie mieliśmy dzieci i mimo
podpisanego papierka, wszystko odbyło się bez zbędnych perturbacji.
Bardzo lubiłem Kingę i ona mnie też. Spotykaliśmy się i wciąż utrzymywaliśmy dobre stosunki.
- Ale daj spokój... - kontynuowała Kinga - teraz są całkiem inne czasy.
- Pewnie, a my jako przedpotopowe gady...
- Nie o to chodzi, ale ona zapomniała, że też kiedyś miała naście lat, przecież nie zawsze była dorosła...
- Kiedy miała tyle lat, co ty, to przestała cię ledwo co karmić piersią i ganiała za tobą, jak na stojąco
wchodziłaś pod stolik w stołowym...
- No fakt, ale...
Tłumaczyłem jej powoli i systematycznie wszystkie za i przeciw. Zawsze byłem dobrym oratorem i
przekonałem ją, że trochę za bardzo się uniosła. Z bólem, bo z bólem, ale docierały do niej moje
argumenty.
- Szkoda, że nie jesteście już razem – stwierdziła - zawsze byłeś w porzo...
- To miło, że tak sądzisz...
- Mogę u ciebie się dziś przechować?
- Może powinnaś wrócić, Iwona się będzie martwić...
- Proszę...
- Okej, ale zadzwoń do niej i powiedz, że zostajesz...
Z niechęcią wstała i wzięła telefon. Rzuciła do słuchawki kilka słów.
- Załatwione - podała mi słuchawkę.
Uspokoiłem Iwonę, że wszystko jest ok i że nie ma żadnego problemu itd, itp...
Wyszedłem do kuchni zrobić herbatę. Przyszła za mną.
- Będziesz chciał trochę pogadać, ale tak szczerze? - usłyszałem jej pytanie.
- No jasne, dawno nie mieliśmy okazji pobajerzyć ze sobą o wszystkim. Trochę się za tym stęskniłem.
- Zawsze mi się lepiej gadało z tobą niż z mamą – stwierdziła – dziwne, nie?
Rzeczywiście: zawsze fajnie nam się gadało, nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Nie robiłem przecież za
jej ojca, ale kumpla, trochę starszego kumpla i trochę bardziej doświadczonego.
Doceniała to, ja nie przeginałem...
- Masz kogoś aktualnie? - spytała.
- Nie, jakoś się nie składa, dużo roboty...
- A jak te ostatnie warsztaty twórcze?
- Całkiem nieźle... sporo fajnych fotek... - Kinga uderzyła w mój czuły punkt i wielką pasję jaką jest
fotografia artystyczna.
Jestem bowiem fotografem z zamiłowania i zawodu. Prowadzę Art-Foto-Studio. Podałem Kindze laptopa,
gdzie miałem wszystkie fotografie. Oglądała z nieukrywaną ciekawością.
- Świetne akty - stwierdziła.
Rzeczywiście, bez fałszywej skromności musiałem stwierdzić, że wyszły znakomicie. Trafiłem na
konkretną modelkę, która wspaniale dopasowała się do mojej koncepcji przedstawienia nagości. Na tle jurajskich skał prezentowała się wspaniale. Takie zderzenie żywej i nieożywionej natury. Sam byłem
zadowolony.
- Naprawdę świetne - komplementowała mnie dalej - mama też ci tak pozowała?
- Kiedyś tak...
- Chciałabym kiedyś zobaczyć - dokończyła pić piwo - a ja bym się nadawała na twoją modelkę?
Wstała i stanęła przede mną.
- Pewnie tak, ale...
Kinga zaśmiała się.
Przyznaję: myślałem, że zacznie ściągać bluzkę i byłem przygotowany, aby temu przeszkodzić. Na
szczęście to nie nastąpiło.
- Czekaj - odezwała się - muszę siku...
Kinga wyszła z pokoju.
Przyznaję: zgrabna i piękna z Kingi jest dziewczyna i rzeczywiście sesja z nią byłaby niezwykła i na
pewno zdjęcia byłyby doskonałe. Przyznać też muszę, że od jakiegoś czasu prześladują mnie sny z nią
związane...
Jeden jest zatopiony w całkowitej ciemności. Nagle błysk jakby flesza, a w tym błysku na tle surowej
ściany naga postać Kingi. Ten obraz trwa zaledwie sekundy i rozpływa się w ciemności. Po chwili
kolejny błysk, a w nim Kinga przyjmuje inną pozę i znowu znika w ciemności. Raz po raz, cała seria...
Ten drugi jest bardziej intymny...
Pokój, ten sam, w którym teraz siedzieliśmy, ale rozjaśniany nikłym blaskiem świec dodającym mu
nierealnego i niesamowitego kolorytu. Był jakby nie z tego wymiaru. Powietrze drgało, a jakieś obce
cienie przesuwały się po ścianach. Jednostajne dźwięki muzyki wbijały się w uszy i płynęły powoli.
Stałem nagi, a przede mną klęczała Kinga robiąc mi dobrze ustami. Nie wiedziałem czemu, ale oczy
miała przysłonięte białym materiałem. Robiła to bardzo powoli celebrując fakt, gdy mój penis znikał w
jej ustach. Robiła to niezwykle profesjonalnie. Prawie połykała go całego, aż po jądra znikał w jej buzi.
Wpinałem palce we włosy Kingi, ale nie dyrygowałem jej ruchami. Całkowicie się jej poddawałem...
Przyznaję po raz trzeci: rozmarzyłem się i gdyby Kinga nie wróciła to popłynąłbym dalej w wizję. Kinga
wróciła i ściągnęła mnie na ziemię, ale nie całkiem. Siadła mi bowiem na kolanach jak kiedyś, dawno
temu siadała. Aż jęknąłem, aczkolwiek było to przyjemne.
- Co się stało? - spytała z głupia frant - zawsze lubiłam tak siedzieć na twoich kolanach.
- Ja też, ale wtedy byłaś dużo mniejsza i lżejsza i nie wodziłaś mnie tak na pokuszenie... - zaśmiałem się.
- No nie mów, że ci stanął - jej ton był żartobliwy, więc i ja odpowiedziałem w podobnym:
- Biorąc pod uwagę, że jesteśmy tu... razem... jako przedstawiciele dwojga różnych płci... bądź co bądź...
- zacytowałem znaną kwestię - a tak już poważnie, to zawsze traktowałem cię jak córkę... nie mieściłaś
się w moich marzeniach...
- ... co innego teraz... czasami - dokończyłem w myślach, żeby być uczciwym wobec siebie.
- A ja o tobie kiedyś marzyłam... najpierw byłeś księciuniem z bajki... jak dla każdej dziewczynki...
potem funkcjonowałeś jako super facet i wiesz co... chciałam z tobą nawet stracić cnotę...
- Aha... - wydawało mi się, że rozumiem - no i...?
- I trafiło na kogoś innego, chociaż już się wtedy rozstaliście z mamą i mogłam bez wyrzutów sumienia...
- Wariatka jesteś - stwierdziłem.
- Wiem - odpowiedziała zarzucając mi ręce na szyję - pocałuj mnie – poprosiła.
- Kinga... nie przeginaj - mój głos zabrzmiał ostrzej i omal nie zrzuciłem swej pasierbicy z kolan.
- No co? - zdziwiła się szczerze - przecież to nic takiego... nie bądź taki zasadniczy...
Przysunęła się bliżej, dotknęła swymi ustami moich. Oddałem ten pocałunek. Świetnie całowała. W
momencie zrobiło mi się gorąco i jeszcze bardziej napęczniałem niż byłem. Usiadła okrakiem na moich
kolanach, a pocałunek stawał się coraz bardziej śliski.
- Co ja robię? - przemknęło przez moją łepetynę.
Oderwałem się od ust Kingi. Jej oczy płonęły żarem, były szkliste...
- Chcę cię... - wyszeptała chrapliwie.
Błyskawicznie sięgnęła do pasa i ściągnęła bluzkę przez głowę. Miała na sobie błękitny staniczek, który
idealnie opinał jej cycuszki. Znów zarzuciła ręce na moją szyję i całowała mnie po twarzy. Przyznaję:
walczyłem ze sobą, ale coraz bardziej przegrywałem to starcie. Wszystko było "przeciwko" mnie, bo to i
Kinga na moich kolanach, jej gorące pocałunki, zapach lawendy (który wprost ubóstwiam), ten świeży
pot na naszych ciałach i te moje wizje, co powoli nabierały kształtów, moje podniecenie sięgające
zenitu...
Kinga sięgnęła rękami do tyłu, odpięła stanik, zsunęła ramiączka, a potem odrzuciła go na bok.
Jej cycuszki były w sam raz. Nie za duże ani za małe. Wprost idealne w swym kształcie. Szpiczaste
różowiutkie sutki sterczały, były twarde, a wokół nich pojawiły się delikatne pajęczynki naczyń
krwionośnych. Przywarłem do nich ustami.
Czułem się bosko. W głowie wszystko mi szumiało. Krew buzowała w żyłach jak szalona. Raz po raz
uderzały we mnie fale gorąca.
A Kinga całowała moją szyję. Przeciągała po niej językiem. Wbijała ząbki w nią i moje ramiona.
- Kochaj mnie... kochaj mnie mocno... - szeptała mi do ucha.
Szybko pozbyłem się swej koszuli. Kinga całowała mój tors. Całowała schodząc stopniowo ustami coraz
niżej i niżej.
Nagle, nie wiem skąd, przypłynęła fala opamiętania albo czegoś podobnego.
- Kinga... nie powinniśmy... - powiedziałem, ale zrobiłem to bez przekonania i nie wierząc w to, co
właśnie powiedziałem.
Byłem daleko poza granicą realnego postrzegania rzeczywistości.
Nawet mnie chyba nie usłyszała.
Próbowała rozpiąć rozporek moich spodni.
Skąd ona to wszystko wiedziała? Skąd znała te wszystkie sztuczki? Ale czy to było ważne?
- Kinga... - zacząłem ponownie.
- Darek... zamknij się – powiedziała.
Stanęła przede mną i odpinała pasek spodni. Nie trwało długo zanim pozbyła się dżinsów. Zamknąłem
się. Istna Bogini.
Jej ciało wyglądało lepiej niż w moich marzeniach. Wydepilowane łono, biodra i smukłe nóżki zapraszały
by skosztować ich słodyczy.
Przyznaję: zaparło mi dech w piersiach, kiedy tak patrzyłem na Kingę. Dawno nie widziałem
genialniejszego widoku. Było mi absolutnie obojętne, co sobie pomyśli o nas świat i jak nas oceni, ale
bardzo chciałem ją mieć. Nic innego się nie liczyło.
Przyznać muszę także: przez sekundę ogarnął mnie strach. Kinga – młoda, zgrabna, piękna. A ja... no
cóż... prawie czterdziestka na karku, ciało też takie sobie... Nic mi, co prawda nie brakowało (chyba), ale przy niej... Poczułem się jak starzec. Poza tym, jeszcze...
Przytuliłem mocno Kingę. Prawa ręka zjechała mi w okolice jej pośladków. Całowałem jej usta.
Delikatnie rzuciłem Kingę na łóżko. Rozsunąłem powoli jej nogi. Chwilkę syciłem oczy jej szparką
ociekająca intymnym nektarem. Zbliżyłem usta do jej warg sromowych. Przesuwałem po nich językiem.
Jak ona wspaniale smakowała... Przesuwałem wolniutko językiem po wygolonym rowku. Wsuwałem go
pomiędzy wargi. Cipka Kingi była taka świeżutka, słodziutka i mokra. Chłeptałem jej nektar. Gdy
poczułem jej pierwszy spazm i usłyszałem pierwszy jęk rozkoszy wzmocniłem swe działanie i
przyspieszyłem motyle ruchy języka. Kinga coraz bardziej odpływała w stronę rajskiego ogrodu.
Zarzuciła nogi na moje ramiona. Przesuwałem dłonią po ich przestrzeni. Potem całowałem jej stopy.
Użyłem wszystkich znanych mi sztuczek...
Zsunąłem wreszcie spodnie przy wydatnej pomocy Kingi.
Ujęła w garść mojego penisa i poruszała nią niezbyt jednak wprawnie. Pomogłem jej w tym nieco i
pokazałem jak powinna to robić. Po chwili ona sama opadła na kolana i całowała gorąco jego czerwoną
głowicę, a potem na całej długości, by wreszcie zmieścić go w ustach.
Było jeszcze genialniej niż w moim śnie. Kinga ssała mi z wielką wprawą.
Dżizas, ależ robiła to genialnie...
- Lubisz tak? - spytała przerywając na chwilę.
- Tak... - wyszeptałem - świetnie to robisz...
"Nawet lepiej niż Iwona" - pomyślałem.
- Jestem dobra w te klocki...
- Czuję...
Robiła laskę naprawdę zawodowo. Płynąłem, płynąłem...
- Wejdź we mnie - odezwała się cichutko, lecz stanowczo.
Już kładła się na łóżku i rozsuwała bezwstydnie nogi. Sięgnąłem po poduszkę pragnąc wsadzić jej pod
pupę. Uśmiechnęła się powstrzymując moją rękę i powiedziała:
- To zbyteczne... nie jestem już dziewicą...
Ująłem penisa ręką i powoli wsuwałem go w mokre i gorące wnętrze Kingi. Aż jęknęła.
- Tak... tak... - jęczała zapamiętale, gdy wpychałem go w nią raz po raz.
Miałem wrażenie, że dochodzę głowicą do tylnej ścianki pochwy. Niesamowicie wyglądało też
zestawienie jej wydepilowanej muszelki i mojego mocno owłosionego pena w jej środku. Niezwykle
ceniłem sobie walory optyczne, a te zachwycały mnie niezwykle.
Skończyliśmy prawie jednocześnie. Wytrysnąłem w głąb Kingi, a spomiędzy jej warg po chwili
wypłynęła rzeczka ejakulatu. Spiłem ją aż do ostatniej kropelki...
Przytuleni leżeliśmy bez słowa wsłuchując się w swe ciężkie jeszcze oddechy. Dochodziliśmy powoli do
stanu normalnej używalności.
- Dziękuję - pierwsza odezwała się Kinga.
- Za co? - zdziwiłem się szczerze, bo to przecież raczej ja powinienem dziękować.
- Za to, że jesteś tu i w ogóle...
- Zawsze byłem... prawie zawsze...
- Wiem, ale nigdy tak blisko jak dziś...
- No właśnie... jeśli chodzi o dziś, to...
- Nie musisz się tym zagryzać, bo ja bardzo tego zawsze chciałam... jestem w tobie zakochana i wreszcie
mogłam... zresztą... gorsze rzeczy się zdarzają...
- Oboje możemy tego wkrótce pożałować...
- Lepiej zgrzeszyć i potem żałować, niż żałować, że się nie zgrzeszyło.
- A ty nie będziesz żałowała?
- Nie - zapewniła gorąco - ale tak na serio to powiem ci za dziesięć lat.
Przytuliłem Kingę jeszcze mocniej.
- I za to bardzo cię kocham...
- Widzisz... ty też - ucieszyła się.
Zamknąłem jej twarz w dłoniach i całowałem...
Kochaliśmy się jeszcze dwa razy...
Rano obudziliśmy się przed dziewiątą. Kinga na pół godziny zamknęła się w łazience. Gdy z niej wyszła nie zauważyłem na jej twarzy ani jednego drobnego śladu ewentualnego kaca moralnego. Była taka jak
zwykle czyli: wesoła, uśmiechnięta, promieniująca...
Z prawdziwą radością na nią patrzyłem. Moja mała Kinga...
Moralniak w delikatnej formie pojawiał się u mnie, ale próbowałem go rozpraszać wpatrując się w
rozpromienione niebo za oknem i przywołując jej słowa: "takie rzeczy się zdarzają". Pewnie, że tak.
Ale kocham tę srajdę i nic na to nie poradzę.
Zjedliśmy śniadanie, które naszykowałem.
- Darek... - zaczęła niepewnie - będę mogła się wprowadzić jakby co?
- Jakby co? - nie zrozumiałem od razu.
- No... różne rzeczy się zdarzają...
- Jasne, że możesz, ale tak na serio to powiem ci za dziesięć lat.
Teraz śmialiśmy się oboje. Przepiękny niedzielny poranek rozkwitał za oknami. Czułem, że to nie ostatni
tak wspaniały ranek.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.