Marta nudziła się, siedząc za stołem na napuszonej konferencji. Mimo to cieszyła się, że tu nikogo nie zna. I jej nikt nie zna. Sporą przyjemność sprawiało jej łowienie męskich spojrzeń. Czuła, że jest najbardziej elegancko ubraną kobietą na konferencji.
„Poczekajcie do wieczora! Zobaczycie jak się wtedy wystroję!”
Marta już dawno nie była z mężczyzną. Potrzebowała męskiego towarzystwa jak kania dżdżu.
Toteż na wieczorne tańce przyszła ubrana najbardziej seksownie jak tylko mogła. Założyła wyjątkowo kusą minispódniczkę, szpilki na bardzo wysokim obcasie, pończochy zakończone koronką i ze szwem z tyłu, a do tego obcisłą, rozpinaną bluzeczkę z celowo rozpiętym jednym guzikiem. Dekolt prezentował się, dla porywających ją na parkiet tancerzy, wręcz zniewalająco.
Dwaj panowie, dobrze po czterdziestce pili drinki, przy stole w rogu Sali.
- Patrz, na tę sztukę. Jaka dupa na zapinkę!
- Szmula, ruchable. A jaka z niej cycadella!
- No i jak się odpindrzyła! Widać, że chce się dać poderwać! Startuję!
Już wkrótce Marta uśmiechała się w jego ramionach, podczas wolnego tańca.
„Boże! Jak on mnie trzyma! Jak się patrzy! Ewidentnie nie tylko taniec mu w głowie!”
Marta posiadała dwoistą naturę. Ścierały się w niej przeciwstawne sobie cechy. Z jednej strony uwielbiała zgrywać cnotkę, świętoszkę, a przez to opierać się zdobywaniu przez mężczyzn, zaś z drugiej strony wprost chciała być łatwa, puścić się, poczuć się jak dziwka…
Umiała świetnie godzić te dwie natury.
Panu Zbyszkowi, który właśnie ją obtańcowywał, szeptała do ucha komplementy.
- Ależ pan jest świetnym tancerzem!
Na jego komplementy odpowiadała żywiołowo.
- Ależ z pana prawdziwy dżentelmen!
Wkrótce ów prawdziwy dżentelmen, chcąc przekonać się na ile łatwy podbój go czeka, zsunął rekę na górę pośladka kuszącej damulki.
Marta, z jednej strony chciała wyrazić swoje oburzenie, lub choćby mały protest, ale z drugiej pragnęła zachęcać „dżentelmena” do prób zdobywania jej.
- Ach… jest pan nadto śmiały, panie Zbyszku… czy może pan zabrać swoją dłoń? –udawała delikatne oburzenie, lecz nie próbowała go odpychać.
- Nie… nie mogę! – zadziornie uśmiechał się mężczyzna.
„Jeśli nie odepchnę jego dłoni, dam mu sygnał, że może sobie pozwalać na więcej. I niech sobie pozwala!”
Zbych, który przyjeżdżał na nudne konferencje w jedynym celu, ośmielił się i przesunął dłoń bardziej zdecydowanie na pupę.
- Ach… panie Zbyszku… cóżże pan robi… - westchnęła, nadal nie planując odsuwać ręki.
- Ależ ja tylko podziwiam to, jak niezwykle zgrabną jest pani kobietą!
- Ojej! Dziękuję za komplement… lecz pozwala sobie pan na zbyt wiele… - protestowała, lecz ani myślała przerwać tańca.
Pan Zbyszek poczuł się pewny swego. Ścisnął partnerkę mocniej za tyłek.
„Już jesteś moja! Lubię takie, co udają, że się opierają. A jeszcze dziś zasadzę ci fasolę!”
- Ojej! Panie Zbyszku… proszę przestać…
- Kiedy ma pani taki zgrabny kuperek!
- No wie pan… - Marta już wiedziała, że mężczyzna jest pewny swego.
„Ach, ty draniu, już wiesz, że masz mnie w garści… że to kwestia czasu kiedy pójdę z tobą do łóżka… ciekawe, jak dokładnie do tego dojdzie...?”
Pan Zbyszek, jak na wytrawnego donjuana przystało, odpuścił jeden taniec, aby się napić z kolegą.
- Coś czuję, że dziś będzie kutane.
- Jak nic! Zapuszczę jej mrówkojada!
W kolejnym tańcu pan Zbyszek już obracał elegancką damulkę na parkiecie.
Obracał ją tak, żeby za każdym razem zaczepić o biust.
Kobieta doskonale to wyczuła.
„Ach… poczuj, jakie mam duże cycunie. Może ci już dryga fujarka w spodniach.”
- Panie Zbyszku! Ciągle mnie pan chwyta za piersi!
- Ależ to nie moja wina, droga pani… Są tak okazałe, że nie sposób o nie, nie zaczepić!
Marta kraśniała z zachwytu, a podtatusiały Casanova coraz częściej i coraz mocniej chwytał za biust.
„Ale masz te bimbały! Same się proszą o wymiętoszenie!”
W czasie gdy Zbigniew pił wódkę z kumplem, Marcie „rozpiął się” kolejny guzik. Toteż teraz w tańcu, mężczyzna miał pod nosem dogodny widok na półkule kobiety i rowek między nimi. Dostrzegł także różową koronkę stanika, wydała mu się bardzo misterną.
„Pewnie masz na sobie damulko, jakiś seksowny cyckonosz! To pewnie i takie same majteczki.”
Gapił się w dekolt demonstracyjnie.
- Pani Marto, ma pani na sobie, zdaje się bardzo elegancki biustonosz… Doceniam i podziwiam misterne koronki…
- Ojej! – kobieta udając speszoną, poprawiała bluzkę na dekolcie. – Widzę, że zna się pan na damskiej garderobie. Wie pan co zakładają kobiety…
- I co zdejmują! Ha ha… Chciałbym podziwiać ten staniczek na pani, w pełnej krasie…
- No wie pan…
- A może przeszlibyśmy się do mojego pokoju hotelowego?
- No wie pan! – zgrabnie udawała oburzenie. Jestem porządną kobietą i pod żadnym pozorem nie wejdę do męskiego pokoju!
Martę szalenie podnieciła propozycja. „Potraktował mnie jak łatwą! Która po dwóch tańcach daje się zaciągnąć do łóżka… Jak puszczalską… Cholera, dlaczego to mnie tak podnieca!”
Kolejny taniec był bardzo wolny. Zbig przytulił kobietę bardzo blisko. Chciał, żeby poczuła jak nabrzmiała mu jego męskość.
„Poczuj suczko, jak maszt wznosi się do góry! Wiedz, co cię czeka!”
Marta udawała, że nie wyczuwa tego. Natomiast myśli jej buzowały.
„Coś czuję, że to jakiś wyrośnięty pyton! Chyba ten pyton czai się na wejście do norki… O tak… niech wejdzie… niech w nią wtargnie! Niech się w niej rozpanoszy!”
- Pani Marto… coś słabo się poczułem… odprowadzi mnie pani do pokoju?
- Ojej! Oczywiście, że tak!
„A więc to taki podstęp wybrałeś, aby zwabić biedną, bezbronną kobietkę do swej pieczary…!”
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.