MŁODY KSIĄDZ RYSZARD
Rysio z klanu, Ryszard Lwie Serce
spacer, za rękę, podwiana spódnica
zaproszenie do siebie, bez s
Wycieczka do Krakowa - zaproszenie na wino, zgubił klucz
- ojej podglądał mnie ksiądz
Patrzyła mu w oczy. Nieustannie się do niego uśmiechała.
Powiedziała, że czuje się samotna. On wyznał dokładnie to samo.
Powiedziała, że przy nim jest jej bardzo miło.
Zawsze, gdy środa - wspólne okienko
Nie ma z kim na wesele - ksiądz
Jak poznali się?
W szkole lekcję religii zaczął prowadzić młodziutki ksiądz. Był przystojny, szczupły i bardzo nieśmiały. Czerwienił się, gdy patrzył na Martę. Zauważyła, że obserwował ją nieustannie. A ona lubiła inicjować z nim rozmowy.
Był niezwykle oczytany i miał wyważone, mądre sądy. Miał nieprzeciętną inteligencję.
Przyznaję, uwielbiam go prowokować... A to nachylam się przy nim przy byle pretekście, żeby mógł zajrzeć mi w dekolt. A to proszę go, żeby mi zapiął naszyjnik - odchylam włosy... nadstawiam szyję... wyobrażam sobie jak działa zapach moich intensywnych perfum - i już czuję jak mu drżą ręce... i głos.
Kiedy szliśmy przez park, przez pagórek, zawiał nagle mocny wiatr. Miałam na sobie, co prawda, raczej długą spódnicę, ale bardzo szeroką i jakże bardzo zwiewną! Na wietrze moja spódnica wręcz zatańczyła, podfruwając wysoko! Nemo - bo tak sobie na niego mówiłam - zobaczył niewątpliwie moje nogi w pełnej krasie, a może nawet koronkowe zakończenia moich pończoch. Oczywiście udałam potwornie zawstydzoną. Pisnęłam! udając panikę - trzymałam się za spódnicę. Tymczasem prawdziwie zawstydzony był Nepomucen, poczerwieniał, nie mógł wykrztusić z siebie słowa.
-Ojej... widzi ojciec, jak to źle być kobietą... ciągle jest się narażoną na takie sytuacje... A można sobie wyobrazić jak niewybrednie komentowaliby to jacyś ordynarni mężczyźni...
Nepomucen czerwinił się jeszcze bardziej, ale po jego minie dało się wyczytać, jak bardzo chciałby ode mnie usłyszeć, co by mowili tacy mężczyźni. Więc brnęłam dalej.
-Kiedyś właśnie w parku wiatr zadarł mi spódnicę do góry. Akurat siedziało sobie trzech panów i popijało alkohol. Ależ spotkały mnie wtedy wulgarne zaczepki. "Ależ podniecające by bylo, gdybym mu teraz powiedziała jak się wyrażali... - Cipo... kurwo... szkoda, że tego nie mogę mu powtórzyć..."
-Dopadli mnie... sami zadarli mi spódnicę... ależ ja się wtedy bałam...
Pytające spojrzenie Nemo prześwidrowało mnie na wskroś.
-Nie nie... na szczęście mnie nie zgwałcili... Ale byli blisko... brutalni... Wytarmosili mnie ostro.
-Co ich powstrzymało? - wydukał zakonnik.
-Opierałam się... ale sama nie obroniłabym się. Jestem zbyt słabą kobietką... Na szczęście nadeszli jacyś ludzie...
Nepomucenowi musiał w głowie zrodzić się obraz jak leżę w parku w poszarpanym ubraniu... z podciągniętą spódnicą... Czułam że się podniecił.
Chodząc do kościoła - polowałam na to, żeby się wyspowiadać właśnie u Nemo. Wreszcie nadarzyła się taka okazja.
- Proszę księdza... zgrzeszyłam... tak bardzo wstydzę się o tym mówić... przespałam się z mężczyzną... właściwie młodym chłopcem...
Wyobrażałam sobie, jakie napięcie wywoła w nim moje wyznanie. Słyszałam jak sapie. Pokasłuje ze zdenerwowania. Wreszcie wydusza z siebie:
-Jak do tego doszło...?
Udawałam, że się bardzo krępuję, że nie chcę o tym mówić, ale w głębi duszy miałam wręcz ochotę opisać ze szczegółami jak ten gówniarz mnie przeleciał. Jak ostro mnie wypieprzył...
-Proszę księdza... poszłam z nim na randkę... i to wtedy zgrzeszyłam...
Dopytywana przez Nemo - mówię więcej:
-Oczywiście broniłam się... opierałam... ale najwyraźniej dość słabo... Dlatego mnie posiadł...
-Zniewolił cię?
-Tak... był silniejszy... jestem tylko słabą kobietą... zadarł mi spódnicę do góry... nie udało mi się uchronić przed stosunkiem... mimo, że błagałam go, żeby mi tego nie robił...
Domyślałam się, że obrazowe wyznanie - "zadarł mi spódnicę", słowa: "stosunek", "błagałam go" - zrobią na młodym klesze piorunujące wrażenie. Wręcz miałam wrażenie, że wsuwa rękę pod sutannę. Niewątpliwie chciał, pragnął wręcz, zadać mi kolejne pytania, ale albo nie wiedział jak, albo nie miał dość odwagi. Zastanawiałam się, jak to dalej ciągnąć? Bo potwornie mnie to podniecało.
-Muszę wyznać, ojcze duchowny, że... to moja wina... Nie powinnam przychodzić na randkę tak wystrojona... Byłam w krótkiej minispódniczce... W dodatku obcisłej... Podobnie obcisła była moja bluzeczka... i do tego z dużym dekoltem... W dodatku, nie powinnam się zgodzić iść do niego...
W tym momencie klecha bez wątpienia zastanawiał się, czy miałam na sobie stanik i... majtki...
-Ależ córko... przecież mówiłaś, że nie dałaś mu przyzwolenia?!
-Nie dałam... oczywiście, że nie dałam... - a pomyślałam sobie - ale dupy mu dałam...
-A może córko, prowokowałaś go jeszcze w jakiś sposób?
-Tego się obawiam... za dużo mu pozwoliłam... całowałam się z nim już na pierwszej randce... zapewne zbyt mało stanowczo protestowałam, gdy wpychał ręce mi pod bluzkę... i pod spódnicę...
Kolejna sytuacja zdarzyła się na wiosnę, gdy moja klasa jechała do Częstochowy, pomodlić się o udaną maturę. Wieczorem byliśmy w teatrze. Siedziałam obok Nemo. Oczywiście miałam wytworną kreację wieczorową. Długą obcisłą spódnicę, z wielkim rozporkiem. Bluzeczka, lśniąca, prześwitywała - dyskretnie ukazując koronkowy stanik. Skromny dekolt i tak robił swoje - delikatnie widać było rowek między moimi piersiami. Perfumy wybrałam najbardziej kuszące. Słyszałam jak nieśmiały zakonnik przełykał ślinę.
W pewnym momencie na scenie rozległ się grzmot. Udałam wielkie przestraszenie i odruchowo chwyciłam Nemo za rękę. Ścisnął ją i do końca spektaklu nie puścił...
Ten uścisk dłoni młodego zakonnika, był dla mnie bardziej erotycznym doznaniem niż ostry seks z wyrafinowanym kochankiem...
ROBOCZE - MARTA WYKŁADOWCZYNIĄ - KOBIETA W HISTORII
Zaraz po obronie doktoratu zaczęłam wykładać na uczelni. Dostałam nietypowy przedmiot - Kobieta, jej rola na przestrzeni dziejów.
Przyznam, że bardzo mnie podniecało mówienie o roli kobiet, zwłaszcza gdy w dawnych wiekach sprowadzała się ona do bycia nałożnicą, oddawaniu się mężczyźnie... i... rodzeniu dzieci.
Podniecałam się zwłaszcza gdy mówiłam o seksualnym postrzeganiu kobiet.
Pewnego razu trzej studenci zaprosili mnie do siebie z jakiegoś błahego powodu. Byli to właśnie ci, którzy tak wpatrywali się we mnie podczas wykładu.
Wynajmowali stancję w zrujnowanej kamienicy w podejrzanej dzielnicy miasta. Już samo wejście na klatkę powodowalo, że przechodziły mnie dreszcze.
Niebezpieczne miejsce, ci menele, którzy patrzli na mnie, jakby chcieli mnie zgwałcić, powodowało, że byłam mocno podniecona gdy do nich weszlam.
Poczęstowali mnie jakimś dziwnym trunkiem. Gdy poczułam się dziwnie, zastanawiałam się, czy nie dodali mi czegoś w podobie do pigułki gwałtu.
Pytali - czy się nie boję. A ja sama głupia - tp chyba wpłynął trunek - powiedziałam coś w stylu: - Gdy weszłam na tę klatkę schodową, zaczęłam obawiać się, czy nie zostanę zgwałcona. I to mnie cholernie podnieciło.
Ich też. Od razu ociągnęli wątek:
- No i co by pani robiła, gdyby tu jacyś próbowali panią doktor zgwałcić?
Już chciałam odpowiezieć - Uciekałabym, oczywista. - A jednak jakaś moja wewnętrzna, prowokacyjna część duszy, kazała odpowiedzieć coś prowokacyjnego.
Nie uwierzyłam sama, że coś takiego wypowiedziałam:
- Cóż... ja bezbronna kobieta... zapewne nie wybroniłabym się.
Najwyraźniej ich to podnieciło. Nie wiedzieli jak kontu=ynuwać wątek, ale bardzo chcieli.
- A tu sie pani nie boi, przebywać z trzema mlodymi facetami?
W ducu - czy boję? Podnieca mnie to jak cholera. Sam kierunek rozmowy... Myśl że siedzę sama... a gdybyście chcieli, to z latwością moglibyście mnie... zgwałcić... przelecieć...
Pewnie każdy z was miałby na to ochotę. Na bzykanie mnie... Boże, dlaczego te mysli tak mnie kręcą... dlaczego mysle tylko o tym? O tym, że każdy z nig mógłby mi wsadzić. Mogłabym poczuć trzy obce ciała w sobie... trzy jurne żywotne tłoki... Boże... czuję, że wilgotnieję. Czuję, jak bardzo bym tego chciała... Jak bardzo bym chciała, żeby choć rozmowa zmierzała w kierunku tematów związanych z seksem...
Pytanie o pończochy.
- Panowie, rozmowa zmierza w niepożądanym kierunku - wiem, że im kokietuję, przecież zmierza w bardzo pożądanym.
- No dobrze, te ze szwem, to pończochy.
- A czy teraz pani też ma na sobie pończochy?
Najpierw trochę ich zwodzę, wreszcie
- No tak...
- A czy nosi pani koronkową bieliznę?
Boże! Ależ to przyjemne dostawać takie pytania. Czuję się, jakby się dobierali do mojej intymności. Jakby mi zaglądali pod spódnicę...
Droczę się. Więc muszą się wysilić. Wywodzą -że skorom taka dama, elegantka, to stąd to pytanie i założenie.
Dziękuję im za komlement.
- R
- O nie, nie...
Jednak odchylam w końcu bluzkę i pokazuję ramiączko stanika.
Idą za ciosem.
- O, nie nie.
Tymczasem tak mnie podnieca mysl, że zadzierają mi spódnicę.
Przychodzi pan Gienek.
- Fajną kobitę sobie przyprowadziliście.
- Sama przyszłam.
- Podzielita się?
Czuję się nieswojo, ale jeszcze bardziej się podniecam. Ech ta moja wyobraźnia. Wyobrażam sobie teraz, jak się mną "dzielą" Że muszę uklęknąć przed panem Gienkiem...
- Ale ty jesteś bardziej w moim wieku niż ich. Lubisz młodych chłoopców?
- Ależ nie mogłoby być inaczej. Czy lubię? Uwielbiam.
Śmieją się.
- Ale my panią sprawdzilismy. Nie jest pani mężatką, i nie ma faceta.
ODTĄD ZAKONNIK
W naszej szkole lekcję religii zaczął prowadzić młodziutki zakonnik. Miał ciekawe imię - Nepomucen. Był przystojny, szczupły i bardzo nieśmiały. Czerwienił się, gdy patrzył na mnie. Zauważyłam, że obserwował mnie nieustannie. A ja lubiłam inicjować z nim rozmowy. Był niezwykle oczytany i miał wyważone, mądre sądy. Wyczuwałam u niego nieprzeciętną inteligencję. Przyznaję, uwielbiam go prowokować... A to nachylam się przy nim przy byle pretekście, żeby mógł zajrzeć mi w dekolt. A to proszę go, żeby mi zapiął naszyjnik - odchylam włosy... nadstawiam szyję... wyobrażam sobie jak działa zapach moich intensywnych perfum - i już czuję jak mu drżą ręce... i głos.
Kiedy szliśmy przez park, przez pagórek, zawiał nagle mocny wiatr. Miałam na sobie, co prawda, raczej długą spódnicę, ale bardzo szeroką i jakże bardzo zwiewną! Na wietrze moja spódnica wręcz zatańczyła, podfruwając wysoko! Nemo - bo tak sobie na niego mówiłam - zobaczył niewątpliwie moje nogi w pełnej krasie, a może nawet koronkowe zakończenia moich pończoch. Oczywiście udałam potwornie zawstydzoną. Pisnęłam! udając panikę - trzymałam się za spódnicę. Tymczasem prawdziwie zawstydzony był Nepomucen, poczerwieniał, nie mógł wykrztusić z siebie słowa.
-Ojej... widzi ojciec, jak to źle być kobietą... ciągle jest się narażoną na takie sytuacje... A można sobie wyobrazić jak niewybrednie komentowaliby to jacyś ordynarni mężczyźni...
Nepomucen czerwinił się jeszcze bardziej, ale po jego minie dało się wyczytać, jak bardzo chciałby ode mnie usłyszeć, co by mowili tacy mężczyźni. Więc brnęłam dalej.
-Kiedyś właśnie w parku wiatr zadarł mi spódnicę do góry. Akurat siedziało sobie trzech panów i popijało alkohol. Ależ spotkały mnie wtedy wulgarne zaczepki. "Ależ podniecające by bylo, gdybym mu teraz powiedziała jak się wyrażali... - Cipo... kurwo... szkoda, że tego nie mogę mu powtórzyć..."
-Dopadli mnie... sami zadarli mi spódnicę... ależ ja się wtedy bałam...
Pytające spojrzenie Nemo prześwidrowało mnie na wskroś.
-Nie nie... na szczęście mnie nie zgwałcili... Ale byli blisko... brutalni... Wytarmosili mnie ostro.
-Co ich powstrzymało? - wydukał zakonnik.
-Opierałam się... ale sama nie obroniłabym się. Jestem zbyt słabą kobietką... Na szczęście nadeszli jacyś ludzie...
Nepomucenowi musiał w głowie zrodzić się obraz jak leżę w parku w poszarpanym ubraniu... z podciągniętą spódnicą... Czułam że się podniecił.
Chodząc do kościoła - polowałam na to, żeby się wyspowiadać właśnie u Nemo. Wreszcie nadarzyła się taka okazja.
- Proszę księdza... zgrzeszyłam... tak bardzo wstydzę się o tym mówić... przespałam się z mężczyzną... właściwie młodym chłopcem...
Wyobrażałam sobie, jakie napięcie wywoła w nim moje wyznanie. Słyszałam jak sapie. Pokasłuje ze zdenerwowania. Wreszcie wydusza z siebie:
-Jak do tego doszło...?
Udawałam, że się bardzo krępuję, że nie chcę o tym mówić, ale w głębi duszy miałam wręcz ochotę opisać ze szczegółami jak ten gówniarz mnie przeleciał. Jak ostro mnie wypieprzył...
-Proszę księdza... poszłam z nim na randkę... i to wtedy zgrzeszyłam...
Dopytywana przez Nemo - mówię więcej:
-Oczywiście broniłam się... opierałam... ale najwyraźniej dość słabo... Dlatego mnie posiadł...
-Zniewolił cię?
-Tak... był silniejszy... jestem tylko słabą kobietą... zadarł mi spódnicę do góry... nie udało mi się uchronić przed stosunkiem... mimo, że błagałam go, żeby mi tego nie robił...
Domyślałam się, że obrazowe wyznanie - "zadarł mi spódnicę", słowa: "stosunek", "błagałam go" - zrobią na młodym klesze piorunujące wrażenie. Wręcz miałam wrażenie, że wsuwa rękę pod sutannę. Niewątpliwie chciał, pragnął wręcz, zadać mi kolejne pytania, ale albo nie wiedział jak, albo nie miał dość odwagi. Zastanawiałam się, jak to dalej ciągnąć? Bo potwornie mnie to podniecało.
-Muszę wyznać, ojcze duchowny, że... to moja wina... Nie powinnam przychodzić na randkę tak wystrojona... Byłam w krótkiej minispódniczce... W dodatku obcisłej... Podobnie obcisła była moja bluzeczka... i do tego z dużym dekoltem... W dodatku, nie powinnam się zgodzić iść do niego...
W tym momencie klecha bez wątpienia zastanawiał się, czy miałam na sobie stanik i... majtki...
-Ależ córko... przecież mówiłaś, że nie dałaś mu przyzwolenia?!
-Nie dałam... oczywiście, że nie dałam... - a pomyślałam sobie - ale dupy mu dałam...
-A może córko, prowokowałaś go jeszcze w jakiś sposób?
-Tego się obawiam... za dużo mu pozwoliłam... całowałam się z nim już na pierwszej randce... zapewne zbyt mało stanowczo protestowałam, gdy wpychał ręce mi pod bluzkę... i pod spódnicę...
Kolejna sytuacja zdarzyła się na wiosnę, gdy moja klasa jechała do Częstochowy, pomodlić się o udaną maturę. Wieczorem byliśmy w teatrze. Siedziałam obok Nemo. Oczywiście miałam wytworną kreację wieczorową. Długą obcisłą spódnicę, z wielkim rozporkiem. Bluzeczka, lśniąca, prześwitywała - dyskretnie ukazując koronkowy stanik. Skromny dekolt i tak robił swoje - delikatnie widać było rowek między moimi piersiami. Perfumy wybrałam najbardziej kuszące. Słyszałam jak nieśmiały zakonnik przełykał ślinę.
W pewnym momencie na scenie rozległ się grzmot. Udałam wielkie przestraszenie i odruchowo chwyciłam Nemo za rękę. Ścisnął ją i do końca spektaklu nie puścił...
Ten uścisk dłoni młodego zakonnika, był dla mnie bardziej erotycznym doznaniem niż ostry seks z wyrafinowanym kochankiem...
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.