Paczkę rozpakowywałam z drżeniem rąk. Nie spodziewałam się, że będzie taka duża. Niezły prezent na Mikołaja…
***
Znów zeszło mi dłużej w szkole. Byłam zmęczona, ale uznałam, że spacer dobrze mi zrobi. Zatem poszłam hen, przed siebie, gdzie nogi poniosą. Może nie byłam odpowiednio na taki spacer ubrana, bo z powodu konferencji w szkole założyłam dziś jedną z ulubionych sukienek. Długą, ciemną, sięgającą troszkę za kolana, dość mocno rozkloszowaną. Oczywiście nie byłabym sobą, gdyby całości nie dopełniały - koronkowy komplecik bielizny, czarne pończochy z szerokimi manszetami i obowiązkowym wąskim pasem do pończoch. Na nogach miałam szpileczki, z filigranowymi sprzączkami i paseczkami obejmującymi mi kostki, na wysokim obcasie. Jak ja lubię wyglądać tak kobieco, także w pracy.
Pogoda była piękna. Słoneczko, bezchmurne niebo, delikatny wiaterek miło chłodził twarz i rozwiewał włosy. Za szkołą była niewielka szutrowa dróżka prowadząca w stronę niedalekiego lasu. I tam się skierowałam. Do dalszej przechadzki zachęcał cień drzew nad ścieżką. Bez zastanowienia weszłam pod baldachim drzew. Nie myślałam o niczym ważnym, po prostu chciałam się trochę odstresować samotną przechadzką. Nic nie wskazywało ani nie zapowiadało tego co miało się zdarzyć już za moment. Dróżka skręcała, po lewej miałam niewielkie leśne jeziorko. Stanęłam na chwilkę by popatrzeć na wodę. I wtedy… Zobaczyłam na powierzchni wody coś dziwnego. Wyglądało jak jakiś wielki wąż. No ale anakondy w Polsce się nie pętają po leśnych jeziorkach. Jak zahipnotyzowana patrzyłam na sunące wodą ciemnoniebieskie z pomarańczowymi pasami i plamami cielsko. To coś dotarło w pobliże brzegu, przy którym stałam. Patrzyłam zafascynowana na to coś i zastanawiałam się, co to? Szkoda, że nie miałam telefonu, by zrobić fotkę i pokazać ją Beacie, biolożce ze szkoły. Po kilku chwilach zobaczyłam jak ten „wąż” jakby nagle pękł z przodu i z tak rozdziawionego stworzenia wyłonił się cały gąszcz elastycznych, sama nie wiem, wici, macek? No czegoś takiego.
Nagle macki z prędkością błyskawicy wystrzeliły w moim kierunku. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić owinęły się na moich kostkach, wokół nadgarstków i w pasie. Poczułam jak jestem unoszona w powietrze i sunę ponad taflą jeziorka w stronę przeciwległego brzegu. Tutaj mnogość krzaków okalających polankę, tworzyło ustronny zakątek. Właśnie tam zostałam delikatnie sprowadzona na ziemię. Gdy poczułam grunt pod nogami, spróbowałam się wyrwać. Szarpnęłam się kilka razy, ale jedynie po to, by przekonać się, jak jestem bezradna. Stalowy uchwyt „węża” był jednocześnie delikatny. Powoli, ale w zdecydowany i nie pozostawiający mi żadnego pola manewru sposób, zostałam położona na trawie. Poczułam jak moje ręce są wyciągane w bok, tak, że leżałam niemal ukrzyżowana. To stworzenie było nadal delikatne, ale czułam jego potężną siłę i totalną dominację. Wiedziałam, że może ze mną zrobić co zechce, a ja mogę jedynie czekać na dalszy bieg wydarzeń.
W pewnym momencie poczułam jak coś przesuwa się po łydce i podąża w górę… Dotarło do kolana i sunęło się po udzie. Tu poczułam jak jakieś macki, miękkie macki, badają moje uda… Czułam się, jakbym była macana… Jakbym była obmacywana przez jakiegoś napalonego młodziaka, który wpakował mi dłoń pod spódnicę… Macki dotykały moich ud dość delikatnie, ale jakby metodycznie, jakby je na swój sposób chłonęły. Z jednej strony czułam się nieswojo, ale z drugiej… byłam podniecona… Niemal jak na jakiejś randce z nowopoznanym chłopakiem, który już na pierwszym spotkaniu postanowił wściubić swoje łapsko pod moją kieckę. Tymczasem macki badały misterną koronkę manszety pończochy, jakby starały się ją zapamiętać. Trwało to chwilę i już przesunęło się wyżej, na gołe ciało moich ud… Zadrżałam, jeszcze bardziej zaniepokojona. I jeszcze bardziej podniecona. Na nagiej skórze czułam dokładnie, że te macki nie dość, że są miękkie, to także lepkie, jakby wydobywał się z nich jakiś śluz…
Zmierzały wciąż w górę… jakby zygzakiem. Miałam olbrzymią chęć je powstrzymać, ale moje ręce, wciąż trwały w niewoli stalowego uścisku. Gdy macki zbliżyły się do moich majtek, cichutko zaprotestowałam, choć doskonale wiedziałam, że to i tak nic nie da. - Proszę… nie… Dręczyło mnie sto pytań - “Do czego to prowadzi? Co to stworzenie chce osiągnąć? Co zechce zrobić z moja cipką???”
Za moment poczułam dotyk na majtkach. To coś było coraz bardziej ciepłe i… coraz bardziej wilgotne. Zaczęło powoli przesuwać się po wzgórku i mojej cipce. Czułam jak naciska mi na płatki i lekko szoruje po nich. I trwa to… i trwa… Ku mojemu zaskoczeniu odczuwałam przyjemność… Czułam, że wilgotnieję… “Boże, jakieś monstrum uprowadziło mnie wgłąb lasu, dotyka mnie…, a ja się tym podniecam!” Znów próbowałam się szarpać i zacisnąć mocniej uda. Nie zrobiło to żadnego wrażenia na tym potwornym „wężu”. Uchwyt na moich nadgarstkach, kostkach i w pasie nadal był kamienny ale bardzo delikatny. Tak jakby owo monstrum nie miało zamiaru mnie skrzywdzić, ale miało wobec mnie jakieś inne plany… Poczułam kolejne wiotkie i cienkie macki chwytające ramiączka sukienki. Za moment zsunęły je z ramion i zdecydowanym ruchem zsunęły ją poniżej piersi. Poczułam jak znikają macki obejmujące mnie w pasie. Ale tylko na chwilę. Sukienka została zsunięta jeszcze niżej, już tylko moje biodra i pupa były nią okryte. Opaska w pasie wróciła. I znów czułam, że owija mnie potężnym uściskiem. To monstrum bez żadnego wysiłku uniosło mnie kilka centymetrów w górę. Leżałam więc opierając głowę i barki o trawę, ale moja pupa i nogi były w górze. Chwilkę był spokój, gdy nagle poczułam liczne cieniutkie „witki” sunące po skórze brzucha. I dążyły w górę. Czułam jak przesuwają się po piersiach, jak sięgają dekoltu… Chwilkę gładziły mnie po dekolcie i wtem… Macki pociągnęły mnie za ręce, tak, że usiadłam. Zastanawiałam się, co ma na celu to tajemnicze monstrum? Dlaczego mnie rozbiera? Co planuje? Nie wiem czemu, ale moje myśli meandrowały w kierunku tego, że zostanę wykorzystana... I to mnie jeszcze bardziej podniecało. Zwłaszcza po tym jak masował moją cipkę przez majtki.
Wąż nie próżnował. Widziałam jak owija się wokół miejsca gdzie leżałam. Byłam jakby rośliną w klombie, otoczoną przez cielsko nieznanego stworzenia. Jak na razie nie używał wobec mnie siły, nie zmuszał mnie do niczego… Nagle pojawiła się kolejna macka. Dużo większa i grubsza od wszystkich, które widziałam dotąd. Powoli uniosła się nade mną i zaczęła się zbliżać do mojej twarzy. Dotknęła czubka nosa. To prawie jak moja mama w dalekiej przeszłości, gdy całowała w nos swoją małą córeczkę. Po chwili zaczęła zmieniać kształt i okryła mi usta i nos. Zablokowała możliwość oddychania. Odruchowo otworzyłam usta. I wtedy poczułam jak coś wsuwa się w nie. To coś uwolniło mi nos więc mogłam na powrót oddychać swobodnie. Poczułam jak dotyka mojego podniebienia i lekko naciska na język. Miałam nieodparte wrażenie, jakbym miała w ustach… penisa. Tak samo ciepły, i tak samo nagle zaczął w mojej buzi rosnąć i twardnieć… I tak samo zaczął się poruszać… Czułam się, jak posuwana w usta… jakbym miała komuś robić loda… Jedyna różnica była taka, że nie mogłam objąć go dłonią, bo obie tkwiły uwięzione. Twardziel napierał i wdzierał się do mojego gardła, aż zaczęłam się krztusić. Wtedy na moment odpuszczał, by dać mi złapać oddech. Ale potem znów nacierał. Gdy przyspieszył, czułam się ewidentnie rżnięta w buzię… Traktował ją, jak cipkę… Po jednym z mocniejszych pchnięć w moich ustach pojawił się jakiś płyn. Gęsty, ciepły i… słodki. Nie wiedziałam co to. Chciałam wypluć, ale usta miałam szczelnie otulone macką, która mi to uniemożliwiała. Znów to coś zatkało mi nos. Nie miałam wyjścia, rozluźniłam gardło i połknęłam substancję. Miałam wrażenie, jakbym połykała spermę…
Macka zniknęła jakby chowając się w cielsku węża. Po chwili poczułam jak robi mi się błogo i lekko znów się podnieciłam. Znów poczułam, że moja cipka robi się coraz wilgotniejsza, a sutki naprężają się i unoszą. “Czyżbym dostała jakiś afrodyzjak? To coś chce mnie niecnie wykorzystać…?” Co dziwne, nie przerażało mnie to, wręcz zaczynałam drżeć w oczekiwaniu na swój dalszy los. Po krótkiej chwili byłam już rozpalona jak po długich i intensywnych pieszczotach. Macki cały czas mocno trzymały mnie. Nagle przystąpiły do działania. Moje nogi zostały szeroko rozłożone na boki. Czułam jak moja szparka rozchyla się, gdy macki rozwarły mi uda szeroko, prawie do szpagatu. Znów pojawiła się ta masywna macka która poprzednio wsączyła coś do moich ust. Tym razem jednak pochyliła się nad moim wyeksponowanym łonem, osłoniętym delikatnym materiałem skąpych stringów. Poczułam jak na majtkach ląduje coś mokrego i lepkiego. Ale nie widziałam tego. Dawno, niemalże nigdy, nie byłam tak podniecona i rozpalona. Leżałam szeroko rozkraczona, bezbronna i niezdolna do jakiejkolwiek akcji by się bronić lub przeciwstawiać. I wtedy się zaczęło. Nie widziałam wszystkiego, tylko dwie macki z końcówkami w formie jakby ssawek zmierzające nad moje piersi i kolejną podobną do maski na twarz celującą w moją buzię. Ssawki zsunęły w dół miseczki stanika i przylgnęły do moich piersi. Poczułam jak, jednocześnie, jakby lizały całą ich powierzchnię, ssały sutki i lekko je uciskały. Maska oparła się na mojej twarzy. Czułam jakbym była lizana i całowana po całej twarzy. Moje usta zostały zamknięte jakby innymi ustami. I wtem, nagle poczułam jak coś zrywa ze mnie majtki i wciska się w moją cipkę. Dość cienkie, ale dociera do samego końca. Oparło się o szyjkę macicy i poczułam jak zaczęło błyskawicznie wręcz rosnąć. Za chwilę było olbrzymie. Rozpychało moją norkę, jak nic co w niej kiedykolwiek gościło. I zaczęło się poruszać. W przód, w tył. Z początku powolutku, jakby testując moją pochwę, by za moment przyspieszyć i posuwać mnie w tempie rozszalałego królika. Szczytem był moment, gdy poczułam jak coś wbija się w szyjkę macicy, rozszerza ją i wnika do jej wnętrza. Miałam wypełnione usta więc jedynie mogłam pojękiwać cichutko. Moja cipka płonęła, nie wiem sama, jak często osiągałam kolejne orgazmy. Nigdy wcześniej, kiedykolwiek byłam brana przez jakiegokolwiek mężczyznę, nie miałam tak intensywnych doznań. I wtedy… Poczułam jak moje nogi są unoszone w górę i pupa odrywa się od trawy. Kolejna macka wślizgnęła się między moje pośladki i nieomylnie trafiła w moją ciasną dziurkę. Bezczelnie, bez żadnego wstępnego przygotowania. Czułam, jak będąc już głęboko, zaczyna rosnąć rozpychając mnie niesamowicie. Jednocześnie macka w mojej cipce szalała, poruszając się bardzo szybko i głęboko. W macicy czułam jak przesuwa się po jej ścianach. Poczułam jak jakaś kolejna ssawka przylgnęła do mojej łechtaczki… Wtedy pojawiło się kolejne odnóże. Znacznie większe od poprzedniego. Pokazało mi się przed oczami, jakby po to, żeby zademonstrować swą długość i grubość. Zdobione było w okrągłe duże macki, osadzone jedna przy drugiej. I tuż po prezentacji, natychmiast natarło na moją piczkę. Krzyknęłabym, gdyby moje usta były wolne… Potwór naparł i wkrótce moją cipkę rozpychały dwa odnóża zbrojne w macki… Nie sądziłam, że moja pochwa jest w stanie przyjąć coś takiego… Miałam wrażenie, że to niezwykle ostre wykorzystywanie każdego otworu mojego ciała trwało bez ustanku. Macki wydawały się nie męczyć. Nieustanny ruch we mnie i ocieranie się o ścianki moich dziurek trwał… i trwał. Nie wiem nawet ile. Wreszcie, ledwo żywa ze zmęczenia i od nieustannych orgazmów wstrząsających moim ciałem, poczułam jak macki zaczynają się ze mnie wysuwać. Wtedy zaczęły z nich tryskać strugi białej mazi. Coś jak męskie nasienie. Całymi litrami. Wkrótce cała byłam zalana tą substancją. A macki tryskały dalej! Myślałam, że to się skończy, ale odnóża potwora wróciły do moich otworków. I znów zaczęły tryskać, napełniając mnie tą mazią. Czułam jak wlewa się strumieniami do mojej pupy, cipki, jak trafia mi do ust. Wszystko to wylewało mi się z ust na brodę i na piersi. Pupa też nie dawała rady by przyjąć takie ilości i czułam jak wprost tryska ze mnie chlapiąc wszystko wokół. Najwięcej płynu trafiło do mojej pochwy. Była pełna już po sekundzie, ale wtedy poczułam jak cienkie macki rozszerzają wejście do macicy i ta maź zaczyna wypełniać mój brzuszek…
Zobaczyłam wkrótce wzdęty brzuch, jakbym była w bardzo zaawansowanej ciąży. Byłam przerażona. Jak ja się tak pokażę? Tę maź wkrótce zmyję z siebie, choćby w tym leśnym jeziorku, ale brzuch? Jak ja to wytłumaczę? W tym małym i konserwatywnym miasteczku znają wszyscy wszystkich. Sąsiedzi doskonale wiedzą, że nie mam, żadnego narzeczonego, czy chłopaka, a tu nagle będę paradować z takim bębnem. Do tego będę wracać do domu w porwanej sukience… Ale to nic, w porównaniu z pytaniem o to, co takiego znajduje się w moim brzuchu? Co powiem wścibskim sąsiadkom? Że zostałam przeleciana przez potwora…? A co będą o mnie gadać? “Sama nie wie, przez kogo została wyruchana!”
***
Powoli, bardzo powoli, zaczęłam dochodzić do siebie. Prezent mikołajkowy, jaki sama sobie poczyniłam, okazał się strzałem w dziesiątkę. Dobrze, że kupiłam ich aż tyle… wszystkie zostały wykorzystane. Powoli wysuwałam z siebie wszystkie didla w kształcie macek ośmiornicy. I tą z tyłka i te dwie z pochwy. Obie dziurki bolały mnie jak cholera... Ale było warto. Wysunęłam także mackę włożoną pod stanik, ulokowaną między piersiami. Zdjęłam też kajdanki w kształcie macek. Najbardziej się jednak zdziwiłam, że zużyłam tyle kisielu…
3 komentarze
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
pisarzowy
Nie lubię takich klimatów, ale spodobało mi się, przeczytam kolejne
artur2794
Może napiszesz drugą część w której Marta wraca do lasu żeby znaleźć tego węża i znowu mu się oddać...
japanlover
Jesteś duuużo lepsza ode mnie. Świetnie zmodyfikowałaś moje opowiadanko i bardzo zgrabnie dodałaś smaczki do niego.
Brawo droga Pani Profesor!
Historyczka
@japanlover
Chyba razem dobrze by nam się pisało.
Z przyjemnością rozpisywało mi się a i redagowało Twoje dzieło
japanlover
@Historyczka
To byłby zaszczyt współpracować z Tobą
Jeśli tylko mógłbym pomóc, to pisz bez wahania.
Historyczka
@japanlover
Zatem ja już jestem w gotowości...