- Wstawaj. Już po siódmej nikt nie będzie na ciebie czekać.
- No zaraz, zaraz czekaj no....
- Przecież mówię, że nie będę czekać.
Po tych słowach machnął ręką i wyszedł z mojego pokoju. Siódma czternaście a ja sobie w najlepsze leże w łóżeczku. Mój drugi ja wcale nie ma ochoty wstać, choć jakby to przemyśleć to pierwszy też nie chce. Mam ochotę przenieść się w dalekie miejsce, gdzie wszyscy będą się mnie słuchać, gdzie będzie cudownie, zero dręczenia, przymusu, tylko wolność, szaleństwo i miłość, ale nad tym ostatnim to bym się zastanowił, może przynieść ze sobą lawinę. Lawinę wszystkiego co spowoduje powrót do wcześniejszego miejsca. Ale po co ja fantazjuje, czas wstać do naszej kochanej budy, nie sądzicie?
Zanim się ogarnąłem była już ósma, ale przecież nie pójdę do szkoły jak oszołom. I tak powinniście mi podziękować za to, że nie jadłem śniadania, bez przeciągania, tak lepiej, prawda?
Szedłem powoli, nie śpieszyło mi się wcale, nie miałem chęci pisać testu z matmy, nie dlatego, że nie umiałem, nie chciałem widzieć twarzy nauczyciela, tego pedofila, szkoda, że nikt więcej nie wie że jest pedofilem, a może wie, trzymajmy się przy tym że nie wiedzą, co by było jakby się każdy dowiedział?
Jak dla mnie bomba.
Teraz, kiedy wszyscy co chcieli pisać tekścik pocą się jak świnie, ja siedzę sobie w moim ulubionym klubie, pełen luz, spokój, bez nerwów, prawie cudownie, tylko leci ta świąteczna piosenka, jakim trzeba być debilem żeby puszczać to miesiąc przez świętami, świętami za którymi wcale nie przepadam, nie lubię ich, nienawidzę, wspomnienia które ze sobą niosą są okropne, ciągle są w mojej pamięci. Choć tak patrząc z drugiej strony to nie wina tych oto świąt, lecz okresu czasowego w którym się odbywają, czyli co.... nienawidzę grudnia.
Jeszcze dwadzieścia minut i koniec matmy, a po niej wychowanie fizyczne, czyli przedmiot który zagwarantuje wam koniec z pięknymi włosami, koniec z przyjemnym zapachem, tylko smród i pot.
A więc po co mam dziś iść do szkoły na pięć lekcji?
Więc dziś wagarujemy, nie jest to mój pierwszy raz, robię to często po prostu chciałem udać przed wami, że jestem pilnym uczniem jak Igor i tak dalej, ale to bez sensu...
Z pewnością mój brat znowu wpadnie w furię, że robię sobie żarty, że nic ze mnie nie będzie tak jak z niego, on nie chce żebym skończył tak jak on. Jest najukochańszym bratem na świecie, przygarnął mnie kiedy mama umarła, choć tak naprawdę nie musiał tego robić, dzięki niemu mam dach nad głową, jedzenie, pieniądze, ubrania, wszystko, jakby nie on pewnie siedziałbym w jakimś ekskluzywnym burdelu, i nie ja byłbym klientem, ale niewolnikiem mojego pana, nie raz słyszę " zginął bo nie dał dupy", więc ciesze się, że mam tego brata.
Siedzę już półtorej godziny w klubie, aż mnie dupa i głowa zaczęły boleć i wtedy kiedy już miałem wstać i wychodzić, od tyłu ktoś kładzie rękę na moim ramieniu... Tym ktosiem okazał się nie kto inny ale Michaś, blondyn z brązowymi oczami, wyobraźcie sobie, cudowny.
I zaczyna się ta pełna stresu rozmowa...
- Co ty tu robisz? - na to pytanie odpowiadam uśmiechem.
- Wagaruje się... - dodał kiedy ja odpalałem pierwszego dziś papierosa, mówiłem że pale? Jestem nałogowcem, pewnie przez to szybciej umrę, moje uzależnienie - palenie.
- Nudzi mi się tu.. - zrobiłem dziubek i posłałem mu buziaczka.
- To może od razu seks, com ? - uśmiechnąłem się słodko.
- Weź, kusisz, Michaś... - poprawiłem sobie włosy przeglądając się w szklance wody.
- Ale tak naprawdę nie masz na mnie ochoty ? - mam, odpowiedziałbym ale nie daje mi dojść do słowa ! - Bo wiesz ja na ciebie mam, heh, chodźmy stąd - pociągnął mnie za rękę i wyszliśmy z klubu.
Stoimy tak nie całe pięć minut. Podjeżdża jakiś czarny wóz, no ładny, ładny...
- O braciszek po mnie przyjechał - patrze na niego jak głupi, bo co mogę na to odpowiedzieć? - chodź, jedziesz ze mną, chyba, że nie chcesz - i nagle przyciemnione szyby idą w dół, postać w samochodzie najwyraźniej mnie nie lubi bo pokazuje mi środkowego palca, niech go sobie w dupe wsadzi....
- Wiesz nie pojadę, właśnie sobie przypomniałem że muszę coś zrobić... - tylko to przyszło mi do głowy, chyba poskutkowało...
- No trudno kiciu, to ja jadę, cześć - buziak w policzek od Michasia to coś nowego, szczerze podobało mi się.
Teraz już idę sam, o czym tu myśleć, może o buziaku, mhm może lepiej to nazwać cmoknięciem. NO nie wiem, czemu w ogóle to zrobił? Chyba tylko po to żeby jego brat jeszcze bardziej mnie znienawidził, prawda?
A jak nie to? To co? Taki podryw? Podryw który mi się spodobał.
I jeszcze jedno 'ALE' powiedział do mnie "kiciu", kiciu, może wtedy był czas na miauczenie, miau miau... Nie wiem, ale po co mam wiedzieć, to głupie, zastanawiać się jak jakiś.. eh jakiś.
Jestem, aż tak zamyślony, że spokojnie mogę tracić dziewięć żyć, a i tak tego nie zauważę..
Dobra, koniec, koniec z iściem dalej, um, siedzę na peronie, istna nuda, nic się nie dzieje, jak w zoo..
bo w końcu w zoo czas tak jakby stoi w miejscu, zwierzęta w klatkach czekają na ludzi którzy będą je komentować i dokarmiać, co jest z pewnością zakazane, pamiętam jak pytałem mamy " Mamusiu czemu nie wolno ich karmić?" na co ona odpowiadała, że są karmione przez pracowników.
Szkoda, bo zawsze wyglądają na niekarmione, głodne, ogólnie chude stworzenia w więzieniu, z którego nic ich nie uwolni, no chyba że śmierć, tak samo nas, tylko śmierć może uwolnić nas od tego ciągłego cierpienia...
Życie nazywam cierpieniem, nieźle, prawda?
W jednej sekundzie możemy umrzeć i wtedy co dalej?
Niektórzy myślą, że jest drugi świat, w którym jest lepiej, tak zwane niebo...
Dalej siedzę na peronie, nuda.. Wyciągam telefon z torby, powolne włączanie komunikatora mnie denerwuje, a gdy już się włączy mam ochotę rozwalić komórkę.
Jestem chyba VIP'EM czyli osobą bardzo ważną, bo 26 osób się o mnie martwi, zacznę czytać te ich myśli o mnie, zaczynając od najważniejszej dla mnie...
" Skarbie, przepraszam, nie powinienem tak się odzywać, zachowywać, nie ma Cię już tydzień, 5 minut to dużo, a tydzień to wieczność, wyolbrzymiam sobie? Nie, tylko jestem tak przywiązany do Twojej osoby. Kocham Cię, bardzo kocham, daj mi jeszcze szanse, TY najsłodszy chłopaku na świecie, i to w dodatku mój.. Mój Olivierek < 3... Odbierz telefon, dzwonię, ale jak nie poczta to inne gówno. Chcę porozmawiać, pilnie. Muszę kończyć. Kocham < 333"
.......... wyolbrzymia sobie strasznie, powiedzmy, że mu wierzę w to że mnie kocha, o i przypomniałem sobie, że mam na imię Olivier, mówiłem, nie....
i rzeczywiście 46 nieodebranych.. nie mogło być więcej? what? 18 smsów, dobra jak ja mogłem tego nie zauważyć?.. większość od niego, czyli Kornela, mojego chłopaka na odległość. Poznaliśmy się na jakimś czacie, to mało istotne. Czytam smsy, które są strasznie podobne do tamtej wiadomości i nagle wibracje, dzwoni, kto dzwoni?
.. Korniś, jaki? Opiekuńczy, kochany, bla bla bla....
Co mi tam, odbieram....
- yyy, Kornel... um - mówię pierwszy...
- Skarbie, Oli... - słyszę to, ale ledwo co, on chyba szepcze..
- No ja, i co dalej? - cisza, a tak w ogóle chamski jestem?
- Przepraszam, wybaczysz mi? - to pytanie do mnie, czy mu wybaczę, no ok, może być...
- Zapomnijmy już. - kochany jestem, prawda? Taaaaak!
- Dziękuje... Mogę Cię o coś poprosić, idź do domu... - że co? PO CO ?!
- Po co? - Hehehehe....
- Tako, a nie siedzisz na peronie...- jakby nie ten hałas pociągu i krzyk konduktora nie wiedziałby..
- NO dobra, idę do domu, pozwól że się rozłączę, nie lubię iść i gadać...
... i się rozłączyłem, nie czekając na odpowiedź, ale jestem niegrzeczny... teraz pytanie, co on knuje?
2 komentarze
anonimek
czekam na kolejna cześć,wreszcie jakies świetne opowiadanie!!!!!!!!!
Nowa
Kiedy 2 czesc ?
Mam nadzieje ze szybciutko sie pojawi ;*