Chory układ.

Jest to druga wersja opowiadania, poprawiona przez pewną osobę (informacja znajduje się także na końcu). Dziękuję p. Haniu. :D  

  Chory układ.. Znaczenie tych dwóch słów może być rozumiane na wiele sposobów. Ja opowiem wam o moim przeżyciu… O prawdziwie chorym układzie. Ale pierw kilka rzeczy o mnie.
Mam na imię Leo, swoich biologicznych rodziców nigdy nie poznałem. Z tego co mi wiadomo znalazłem się po bramą willi jakichś ludzi jak byłem mały. Wychowywałem się w rodzinie o wysokich standardach, od małego miałem wpajane zasady etyki, lekcje pianina, i inne gustowne sprawy na które nigdy by mnie nie było stać.  
  Firmie się powodziło, aż do czasu… Do czasu wejścia w interes z mafią. Niestety do transakcji nie doszło, a z całej masakry ocalałem tylko ja, i to z litości na to że miałem 11 lat. W zamian miałem zapomnieć co się tak wydarzyło. Niestety, nie zapomniałem. A oni byli tak naiwni że puścili mnie wolno. Jakiś miesiąc później cały ich oddział w naszym mieście został wsadzony do więzienia. Ja zostałem uznany, i trafiłem do kolejnej wysoko położonej rodziny. I tak dochodzimy do sytuacji w której się znajduję obecnie.  
Niestety nie jestem akceptowany przez inne osoby niż ojciec, i matka. Moje siostry mają mi za złe że jestem ich bratem i nie mogą ze mną zrobić czego im się podoba. Że mam takie same prawa, mimo że jestem adoptowany.  
  Pewnego dnia po powrocie ze szkoły zastałem ojca w domu, do tego wezwał mnie do swojego gabinetu. Było to niesamowicie rzadkie. Musiało ty być coś ważnego, więc przyszedłem jak najszybciej.
- Usiądź Leo. Musimy porozmawiać o Twoich rodzicach. – Usłyszałem coś czego nie chciałem słyszeć.
Ale się przemogłem i usiadłem z widocznym grymasem na twarzy.
- A więc? To musi być coś ważnego że mnie zaprosiłeś.  
- Racja… Musimy się rozstać. Masz już 19 lat, więc możesz przejąć firmę swojego ojca… - Nie dokończył. Wtrąciłem się.
- Nie ma mowy! Wiesz jak bardzo ona jest zadłużona? Nigdy tego nie spłacę! Nawet Ty byś miał z tym problemy! – Odszczekałem mu się. Nie zdarzało się to często. Nawet mógłbym powiedzieć że to pierwszy raz. Nie powiem, zdziwiło go to.
- Wiem, wiem. I tu przechodzimy do sedna… Musisz się spotkać z panem Urise.. – Gdy to usłyszałem to mnie zamurowało. Urise- nazwisko osoby która siedziała ‘’nad’’ ludźmi którzy mi darowali życie.  
Co prawda nie miał bezpośrednich kontaktów z tym gangiem, i prowadził najbardziej rozchwytywany bank w całym kraju. Właściwie to nie byłem mściwy, i nic nie miałem do tej osoby. Ale ta osoba by nie była szczęśliwa widząc mnie.
- Właściwie to nie miałbym nic przeciwko, ale…
- Nie chciałby się z Tobą spotkać? – jakby mi to z ust wyjął.
- Tak.. Zaraz! Skoro to wiesz, to dlaczego mi o tym w ogóle mówisz? – Już podchodziłem do tego o wiele spokojniej, ale nadal nie byłem w pełni spokojny.
- Nic bardziej mylnego.. Sam Cię zaprosił. – Ojciec nie zwrócił uwagi na moje zdziwienie, i podał mi zaproszenie. Na prywatne przyjęcie pana Urise. Gdy zobaczyłem tą pieczęć, serce o mało mi nie stanęło.
- To jakiś żart…? To na pewno musi być żart… - Jakbym mój umysł skurczył się do rozmiaru orzeszka. Tak się czułem. Nie mogłem dopuścić żadnej myśli, bo od razu ociekała.
- Nie… To prawda. Zaproponował że użyczy Ci swoich najlepszych ludzi do kierowania firmą, ponieważ nadal chodzisz do szkoły. A także odciągnie zadłużenie od firmy. Inny mi słowy przejmie w pewnym stopniu firmę, ale nadal bezpośrednio nie będzie w nią ingerować.
- Niech ją bierze.. Nie chce tego przekleństwa. Wystarczy że bym dostawał jakiś procent z zysków. – Powiedziałem mu co o tym myślę.  
- Spodziewałem się takiej odpowiedzi. Pan Urise zresztą też, i zaproponował Ci 50% zysków z firmy, kiedy ona będzie pod jego kontrolą. Jeśli będziesz czuć się na siłach będziesz mógł ją przejąć. – Ojciec tak jakby znał już moją odpowiedź się uśmiechnął.
- Kiedy jest to przyjęcie…? – Jutro. Jedź po nowy garnitur, już jest zamówiony.  
- Co?! – Wszystko przewidział… To był właśnie mój ojciec. Szykowałem się już do wyjścia kiedy jeszcze dostałem dziwne pytanie.
- Leo… Masz dziewczynę? – To pytanie zszokowało mnie najbardziej z całej rozmowy.  
- N- Nie… Dlaczego pytasz?  
- Nie ważne. Dowiesz się w swoim czasie. Aż dziwne, taki przystojny młodziak nie ma dziewczyny. – Miał rację, nie miałem dziewczyny ponieważ i tak nie było w całej szkole żadnej która by mi odpowiadała. Ale wtedy jeszcze nie miałem pojęcia co się święci. Pojechałem odebrać garnitur, wykąpałem się i poszedłem spać. Była już północ, jutro nie było szkoły, ale miałem coś o wiele bardziej stresującego na głowie.
  Obudziłem się o 11, ubrałem się i zszedłem na śniadanie. Wszyscy jakoś dziwnie się na mnie patrzyli. Czy ja o czymś nie wiem? Po śniadaniu poszedłem trochę pobiegać, poskakać po dachach. Lubiłem tego typu sporty.  
- Popływałbym sobie… Ukrop dziś. – powiedziałem do siebie i kontynuowałem. Nagle zauważyłem jakąś postać cykającą mi zdjęcia. Cholera! Byłem bez koszulki… Jak tylko zobaczył że patrzę w jego stronę uciekł. Zgubił wizytówkę. Chyba czeka mnie jeszcze dziś wizyta w mieście.
      Prywatny fotograf terenowy, Maria Rosallie.  
Był tam jeszcze adres, a także numer telefonu. Stwierdziłem że się tam przejadę, i zapytam co to ma znaczyć.
Jak powiedziałem tak zrobiłem, wykąpałem się. Ubrałem się jak należy, wezwałem kierowcę i pojechałem. Jak się okazało to sporo budynek, choć do naszego domu się nawet nie umywał.
Wszedłem do środka, i poczułem ładny zapach. Widać że dbają o to miejsce. Podszedłem do recepcji.
- Witam, w czym mogę pomóc?
- Dzień dobry, czy jest tu może pani Maria Rosallie?
- A w jakiej sprawie? Był pan umówiony wcześniej? – zadawała mi pytania, na które nie mogłem odpowiedzieć.
- Mam z tą panią do porozmawiania… Nazywam się Leo Fristhengart. Muszę kontynuować?
- N- Nie… Paniczu Leo. – Widać że zrobiło się jej słabo.
- Czyli mogę się spotkać z tą panią? – Spytałem z uśmieszkiem na twarzy za który osobiście bym się obraził.
- W-W t- tej chwili pani Maria ma klientkę, więc uważam że byłoby to niestosowne wparować tam w trakcie wizyty… - Cicho speszona mówiła do mnie.
- Spokojnie. Nie musi się pani bać, proszę mówić wprost. Nic się pani nie stanie, gwarantuję. – Złagodniałem ponieważ zauważyłem że mocno ją wystraszyłem.. To w końcu tylko pracownik.
- N-Na s- serio?  
- Przestań się jąkać. Nie mam zamiaru zachowywać się jak nie wiadomo kto tylko dlatego że moje nazwisko jest… Nie wiem nawet jak to określić.  
- W takim razie proszę chwilę poczekać. Pani Maria zaraz skończy z tamtą klientką. – Już uśmiechnięta odpowiedziała mi normalnie.
- Whooo, co za szybka zmiana…
Czekałem jakieś 15 minut, po tym zostałem zaproszony do gabinetu. Już na wstępie zbladła.  
- D- Dzień dobry… Nazywam się Maria Ross….  
- Nie kontynuuj… Chcę się tylko dowiedzieć kto Ci zlecił robienie mi tych zdjęć, a najbardziej mnie ciekawi po co.. – Byłem zły, choć nie wiem dlaczego. Jeszcze chwilę temu minąłem się z piękną dziewczyną, która powiedziała mi ‘’do zobaczenia’’ co wydało mi się strasznie dziwne.  
- Niestety nie mogę powiedzieć. Takie informacje muszę zachować dla siebie, zresztą.. I tak niedługo się pan dowie…
- Nie obchodzi mnie to. Zaraz zadzwonię na policję za naruszenie prywatności… - już wyciągałem telefon, kiedy…
- Proszę! Nie rób tego! Przecież to tylko zdjęcia… - Ona się serio rozpłakała… To ma być zawodowy fotograf?  
- Nie mam pojęcia do czego te zdjęcia zostaną wykorzystane… Jakbym miał być spokojny!? - Zdenerwowany, a z drugiej strony szkoda było mi jej.
- Spokojnie, nie zostaną opublikowane! Zostały użyte tylko dla potwierdzenia Twojego wizerunku. – Nadal słyszałem szloch w jej głosie.
- Wizerunku…? – Spytałem zaskoczony.
- No wiesz.. Ktoś chciał się dowiedzieć jak wyglądasz. – Kompletnie tego nie rozumiałem.
- Kompletnie tego nie rozumiem. Ale skoro nie zostaną opublikowane chyba nie muszę dzwonić na policję.. Ale jaką mam gwarancję że to co mówisz jest prawdą? – Spytałem podejrzliwie.
- Niby nie masz żadnej pewności, ale też nie masz dowodu że mogę kłamać, prawda? – Powoli do siebie chyba wracała.
- Właściwie to mogłaś użyć tej wymówki tylko dlatego żeby się ochronić. Ale… Dobra. Powiedzmy że Ci wierzę. – W tej chwili spojrzałem na zegarek. Była już 19! A na 21 musiałem się stawić na przyjęciu.
- Cholera! Spóźnię się… Nie dobrze. Żegnam panią, i proszę żeby to był ostatni raz kiedy panią widzę!- Pięknie się pożegnałem i wybiegłem.  
Cudem zdążyłem się wykąpać i wsiąść w samochód. Jechaliśmy do sąsiedniego miasta, więc kawałek drogi przede mną. Jechaliśmy około godziny. 20: 45 byliśmy przed rezydencją. Co dziwne nie było tam żadnego samochodu, oprócz tej rodzinnej limuzyny. Coś mi tu nie grało, ale lokaj już na mnie czekał.
- Proszę tędy, paniczu. – Pomyślałem że te grzeczności są zbędne, ale nie obyło się bez pytań typu jak mi minęła podróż, czy trudno było tu trafić itd.
Po chwili wszedłem do sporego pokoju, z biurkiem na środku. Siedział tam pan Ursie, i się uśmiechał w moją stronę. Lokaj zamknął drzwi i wyszedł, zostawiając nas samych.  
- Napijesz się czegoś Leo? – spytał się, nadal się uśmiechając.
- Wody poproszę. – Grzecznie odpowiedziałem, tak jak nakazywała kultura.
- Masz słabą głowę? Przecież jesteś pełnoletni. – Tym razem się zaśmiał. Póki co byłem spokojny.
- Właściwie to wolałbym jak najszybciej dowiedzieć się dlaczego pan mnie tu ściągnął. A nie pić z panem, jak bardzo niegrzecznie by to nie brzmiało. – Nadal starałem się utrzymywać kulturę.
- Coś Ty taki w gorącej wodzie kąpany? Ale… W sumie można to zrozumieć. Nie wiesz po co tu jesteś? Staruszek nie powiedział Ci że chciałbym w pewnym stopniu przejąć firmę, biorąc dług na siebie?
- Tyle wiem. Tylko wątpię żeby przejął pan 10 milionów długu, firmy która już nie ma zbytniej przyszłości bez powodu. Chciałem go poznać. Na pewno to nie jest rekompensata za śmierć moich rodziców! – Odpowiedziałem, ale już nie mogłem się hamować.
- Jeśli nagrywasz tą rozmowę lepiej nie licz że to zadziała. Są tutaj bardzo silne fale ultradźwiękowe które blokują w tym gabinecie działanie telefonów komórkowych, dyktafonów i tym podobnych. – Przybrał inny wyraz twarzy. Jakby też mu te grzeczności zbrzydły.
- Spokojnie, nie winię pana bezpośrednio za ich śmierć. Zresztą… Zemściłem się już, i nie żywię do pana urazy. Może mnie pan przeszukać jeśli chce. – odpowiedziałem już spokojny, wiedząc że dobrze myślałem o tym że czegoś ode mnie chce.
- Och? To świetnie. Wspomniałeś że czegoś chcę w zamian… To prawda. – wiedziałem! Teraz ciekawe tylko czego chce.
- Wiedziałem… Teraz pytanie czego pan chce? Mojego życia? Nie jest nic warte, więc niech je pan sobie bierze. – Jego mina zbladła. Chyba trafiłem w dziesiątkę.
- S-Serio? Chce pan mojego życia? – Trochę się przestraszyłem, ale po chwili moje wątpliwości zostały rozwiane.
- T- Tak.. Ale skąd o tym wiesz? – On też wydawał być się zaskoczony. W sumie nic dziwnego, przecież stało się coś niewiarygodnego.
- Skoro posłałem pańskich ludzi do diabła, byłem pewien że będzie się chciał mnie pan pozbyć…  
- Nie. Nie. Nie. Chcę Twojego życia, ale nie w takim sensie! – Odpowiedział widocznie uspokojony moją odpowiedzią.
- Słucham? Jak to nie w takim sensie?
- Ekhm… Chciałbym żebyś zaznajomił się z tą dziewczyną… Ma na imię Kano i jest moją córką. Jak długo będziesz utrzymywać należyte relacje z nią, będziesz na każde jej zawołanie, firma odżyje.
- Czyli mam być jej chłopcem na posyłki? – Odpowiedziałem zrezygnowanym głosem.
- Nie do końca… Ale przekonasz się o wszystkim gdy się spotkacie. Jutro przed południem może?  
- Wszystko mi jedno… Mam być chłopcem na posyłki, to nim będę. Ale żeby nie było to tylko dla uczczenia pamięci ojca. – odpowiedziałem mu gorliwie.
- Właśnie… Zrobisz wszystko to o co Cię poprosi..? – Zapytał, ale nie wiem co miał na myśli.
- Tak.. Właściwie to i tak nie mam nic do stracenia.  
- Bez względu co to by było? – Jego pytania coraz bardziej mnie ciekawiły, ale stwierdziłem że jutro się wszystkiego dowiem.
- Raczej tak… Chyba że karze mi kogoś zabić, wtedy odmówię.. – Zażartowałem, ale on chyba to na serio wziął.
- Nawet jeśli karze Ci kogoś zabić, masz to zrobić. Spokojnie, nie pójdziesz do paki. Gwarantuję Ci to. – Tak się uśmiechnął przy powiedzeniu tego że aż się przeraziłem… Co jutro będzie się działo? To pytanie nurtowało mnie cały wieczór.
- A! Bym zapomniał. Tu masz platynową kartę, Kono ma taką samą, ale lepiej będzie jeśli Ty będziesz płacić. Debet wynosi około 800 tys miesięcznie więc nie masz się co martwić o to że przesadzisz. Zresztą… Mam dla Ciebie małą radę, zachowuj się przy niej naturalnie i bądź w miarę delikatny. – Właściwie to nie mam pojęcia co on właśnie powiedział. Totalnie tego nie rozumiałem, ale słowo się rzekło.
- To wszystko? Mogę już iść? – Byłem już wykończony, i chciałem wrócić jak najszybciej do domu.
- Tak. Tylko uważaj na jej znajomych… To nie jest najlepsze towarzystwo, gdy będziesz widział że się z nimi spotyka, możesz tylko wtedy odmówić. Rozumiemy się?
- Tak. Tak. Dobranoc. – Pożegnałem się i wsiadłem do samochodu, rozmyślając o jutrzejszym dniu.  
Dojechaliśmy po kolejnej godzinie. Było już późno, a ja zapomniałem się zapytać dlaczego tylko ja byłem w całym domu na rzekomym przyjęciu. Stwierdziłem że nie ma co nad tym się zastanawiać, jakoś mi ot nie przeszkadzało.  
Przyjechaliśmy, od razu się przebrałem i zignorowałem pytania jak było. Chciałem się położyć. Jutro ostatni dzień wolnego, a muszę go spędzić z córką pana Ursie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem że tak będzie wyglądać większość moich dni.
*********************************************************************************  
  Nastał długo wyczekiwany, a może wcale nie wyczekiwany dzień. Spotkanie z tą całą Kono.  
Nie miałem zamiaru zakładać znów garnituru, ale ubrałem się w miarę elegancko. Przecież to córka samego pana Ursie… Zapomniałem już prawie o tym wszystkim co się wydarzyło 8 lat temu. Nie miałem mu tego jakoś za złe, raczej czułem żal że mnie pozostawili przy życiu z całym tym ciężarem.
Miałem zamiar sprawdzić ta całą Kano. Nikt oprócz mnie nie wiedział że nie byłem biologicznym synem rodziny która umarła, więc nasz status był podobny. Również wiek, byliśmy nawet z tego samego miesiąca. Ale miałem zamiar okazywać jej szacunek, i dać jej do zrozumienia że jestem jej niewolnikiem. Przy czym byłem pewien że przekonam się na czym będzie polegać moja robota.  
Podczas doboru ciuchów poprosiłem siostrę, która była mocno wkurzona że będę robić za niewolnika jakiejś innej dziewczynie niż ona. No cóż, to już nie była moja wina. Po ubraniu wziąłem kartę którą dostałem od jej ojca, i wsiadłem do samochodu. Jechaliśmy na stację, prawdopodobnie dlatego że była w centrum, a także dlatego że obok niej były ekskluzywne sklepy. Ten drugi powód wydaje mi się bardziej prawdopodobny. Po dojechaniu wysiadłem, i zobaczyłem śliczną dziewczynę stojącą pod filarem i trzymającą w dłoni telefon.  
  Podszedłem do tej osóbki, bez zbytniego entuzjazmu. Sądziłem że będzie pusta jak but, ale wolałem nie wydawać wyroku przez to że tak wygląda. Mimo że była niesamowicie śliczna, po ubraniach poznałem że to będzie ona. Raczej rzadko można zobaczyć osobę w ciuchach od tego samego projektanta od którego zazwyczaj kupuję ubrania. Podszedłem do niej, i zapytałem się kłaniając się.
- Panienka Kano?
- Tak-k… - jej reakcja też nie była raczej wypełniona entuzjazmem.
- Będę pani dziś towarzyszyć… I nie tylko dzisiaj prawdopodobnie. Niestety, teraz moje życie należy do pani. Może pani zrobić ze mną co chce, ale zakładam że już pani to wie. – nadal się kłaniałem.
- Podnieś głowę… jesteśmy w podobnym wieku, nie musisz się do mnie zwracać Per Pani. – widać że była z tego niezadowolona.
- Ależ oczywiście że muszę. Jesteśmy w tym samym wieku, nawet z tego samego miesiąca. Ale jestem od dziś pani n- i- e- w- o- l- n- i- k- i- e- m. – W momencie wypowiedzenia tego uśmiechnąłem się i podniosłem głowę czekając na reakcję.
- Przestań! Ludzie się patrzą, co jest z Tobą nie tak? – zapytała widocznie rozzłoszczona.
- Okej, zdałaś. Musiałem Cię sprawdzić, nie mógłbym spędzać czasu z pustą lalą która po prostu ładnie wygląda. – Trochę aroganckie to było, ale musiałem to zrobić.
- Już od początku mnie irytujesz… Ale prawda że wyglądasz na żywo lepiej niż na zdjęciach. W tym momencie przygryzła trochę dolną wargę.  
- Nie mam zamiaru wnikać, ale przynajmniej się dowiedziałem kto mnie ostatnio cały czas fotografował. Złożyłem wizytę tej pani, ale prawie niczego się nie dowiedziałem. A zatem gdzie idziemy?
- Zakupy, będziesz nosić moje torby. Jakiś sprzeciw?
- Co do tego nie kłamałem.. Jestem na każde Twoje zawołanie.  
- Wiem o tym, musisz zrobić wszystko to co Ci powiem. Ciekawe czy spiszesz się lepiej niż poprzedni.
Och.. dowiedziałem się że nie byłem pierwszy. To było podejrzane, ale nic mi do tego. Chodziłem z nią, doradzałem jej. Płaciłem za nią, co wywołało jej zdziwienie. Poszliśmy także do ekskluzywnej restauracji. Mogłem się tego spodziewać.  
  Na koniec odprowadziłem ją do hotelu. Tak, mieszkała w hotelu tłumacząc to tym że nie lubi spać w domu. Zaniosłem jej torby pożegnałem się i chciałem już wyjść, kiedy…
- Nie pozwoliłam Ci jeszcze iść, prawda?  
- Przepraszam, ale przecież już się położyłaś więc…  
- Póki nie zasnę, nie możesz stąd wyjść. Rozumiesz? A jedynym sposobem żebym zasnęła jest…
  Podeszła do mnie i uniosła głowę, zmuszając mnie do spojrzenia w jej oczy.
Potem objęła mnie za szyję, przyciągnęła moją głowę do swojej i pocałowała. Pocałunek
był długi i namiętny. Owionął mnie zapach jej perfum i poczułem, jak moje ciało zaczyna reagować.
Musiałem szybko coś wymyślić, jeśli zaraz czegoś nie zrobię, to… Gwałtownym ruchem odsunąłem ją od siebie.
- Co Ty do cholery…?! - zacząłem, ale urwałem w połowie, bo spojrzała na mnie tak, że nagle cały mój gniew gdzieś się ulotnił.  
- Chcę, żebyś "ukołysał” mnie do snu. – powiedziała, znacząco akcentując słowa.
  Zaczynałem rozumieć, do czego byłem jej potrzebny i czego ode mnie oczekiwała. Zawahałem się. Nie byłem prawiczkiem, ale zazwyczaj to ja wybierałem sobie dziewczyny do łóżka, a nie odwrotnie. A teraz role miały się odwrócić.  
  Przypomniałem sobie słowa jej ojca: "Zrobisz wszystko to, co Ci karze? Absolutnie wszystko?” Cóż, słowo się rzekło, obietnica to obietnica. A że dziewczyna była śliczna i do tego, jak się wydaje, więcej niż chętna, co mi szkodziło. Mogłem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: dotrzymać słowa i jeszcze mieć z tego przyjemność, choć wiadome było że obietnica to tylko pretekst.
Spojrzałem na nią. Stała kilka kroków ode mnie. Nie odzywała się, jakby czekając na moją decyzję. W końcu się uśmiechnęła, a ja znowu poczułem, że dżinsy robią się ciasne, pomyślałem że to zły znak że na sam jej uśmiech robi mi się ciasno. Podszedłem do niej i oboje już wiedzieliśmy, że to musi się stać.
Obudziłem się następnego ranka, nie bardzo wiedząc, gdzie jestem i co tu robię. Powoli docierały do mnie wspomnienia z wczorajszego dnia, a zwłaszcza ostatniej nocy. Spojrzałem na drugą połowę łóżka- pusto, tylko ślad na poduszce dowodził, że ostatniej nocy nie spałem sam. Rozejrzałem się po pokoju ani śladu dziewczyny. Usłyszałem tylko szum wody.
Acha, bierze prysznic.  
                                                                                  c.d.n.
Jest to wersja poprawiona przez pewną osobę, co sprawia że opowiadanie nie jest już w 100% moje.
Mam nadzieję że mi to wybaczycie, ale tak przynajmniej się je lepiej czyta, a także nie czuję już zażenowania wynikającego z pisania scenariusza z pornografii, a nie opowiadania erotycznego.

Sledzik985

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 3816 słów i 20979 znaków.

12 komentarze

 
  • Seks seks seks seks

    Mało seksu ale takto
    super

    27 lutego

  • Starzec

    Marnie ta osoba poprawiała. Karze sąd, a dziewczyna raczej każe!

    9 lis 2019

  • Sledzik985

    @Starzec Było to prawie 5 lat temu, szczerze to dziwne, że znalazło się tam tak mało błędów.

    13 lis 2019

  • Erica

    Pamiętam, że niedawno wspominałeś o napisaniu dalszego ciągu tego opowiadania. Była mowa o przerwie zimowej. Prawie to obiecałeś. Cóż, ferie już są ... Czekamy więc. XDDD

    16 sty 2016

  • Sledzik985

    @Erica Prawie obiecałem. To duża różnica. :v
    Odnośnie drugiej części... może jak będę na drugim końcu Polski- u ojca, zachce mi się ją napisać. Póki co nie ma sensu nawet marzyć o drugiej części. :>

    17 sty 2016

  • Erica

    @Sledzik985 :'( Szkoda. Tak myślałam, że asekuracyjnie uczepisz się tego słówka "prawie". Trudno. Ja jednak jestem dobrej myśli i wierzę, że moje ulubione opowiadanie doczeka się kiedyś kontynuacji. Znasz mnie przecież. "Nadzieja umiera ostatnia". ;)

    17 sty 2016

  • Karou

    da się przyzwyczaić do pisania takich opowiadań :D ale jeśli nie będziesz kontynuować to wielka szkoda bo naprawdę fajnie się czytało :)

    25 sty 2015

  • klamra

    Nadal czekamy na kontynuacje :P. Opowiadanie naprawde super

    24 sty 2015

  • NIe mam nicku.

    Genialne opowiadanie. Czekam na kontynuację.

    13 sty 2015

  • Sledzik985

    Miło się czyta takie komentarze. ;)  Przepraszam za te literówki, ale całość ma ponad 3.3 tysiąca wyrazów, więc kilka literówek w porównaniu do tej liczby to prawie tyle co nic. Seksu będzie więcej, po prostu muszę się przyzwyczaić do tego typu opowiadań, ponieważ są mi obce.
    Do następnej soboty powinienem skleić znów też podobnej długości.

    10 sty 2015

  • klamra niezalogowana

    Fajne

    10 sty 2015

  • kosku

    Świetne :) Czekam na kontynuację.

    10 sty 2015

  • Paweł

    pisz pisz pisz
    to jest genialne. Nastepnym razem wiecej sexu :P

    10 sty 2015

  • Jolaa

    Pisz dalej. Wiecej seksu proszę :-)

    10 sty 2015

  • pierwszyrazkomentuje

    Spędzam na tej stronie duuuzo czasu :) i z reguły nie komekomentuje opowiadań :) jedno z lepszych jakie czytałem, wciągające a zarazem erotyczne, jesli rozwiniesz w następnej części sceny seksu to będzie to najlepsze opowiadanie a jako pisarz raczej to umiesz :) powodzenia.

    10 sty 2015