Zara podeszła do nich i przytuliła serdeczne.
– To będzie dobra decyzja – szepnęła.- Wcale mi się nie podoba w Nowym Yorku.
– W takim razie będzie ci trudno przez te dwa lata, córko - odrzekł zatroskany ojciec.
– Jestem dzielna, jakoś wytrzymam.
– Właśnie. Nie sądziłem, że jesteś taka odważna.
– To chyba był akt desperacji. Nie wiedziałam, co ryzykuję.
– Allach nad wami czuwał!
Na twarzy Zary mignął grymas. Ani Aisha, ani Mohamed nie zauważyli jej wyrazu twarzy, który definitywnie nie potwierdzał słów ojca.
– A, przypomniało mi się. Porucznik Grant pytał mnie, czy coś ćwiczysz. Skąd umiałaś te uderzenia? Kopnięcie a szczególnie uderzenie otwartą dłonią.
– Też się zastanawiam. Oglądałam kiedyś krótki filmik o samoobronie, może stąd.
– Dziwne, czy można nauczyć się efektywnej samoobrony po obejrzeniu filmu? – zamyślił się Ahmed.
– Człowiek ma czasem ukryte talenty, tylko o nich nie wie – Zara uśmiechnęła się krótko.
Dziewczyna poszła do swojego pokoju. Po chwili siedziała już przy biurku i studiowała książkę o układzie nerwowym człowieka. Miała egzamin i chciała wypaść dobrze. Wiedziała, że wówczas Ahmed będzie wielbił Boga i jego jedynego proroka. Zara była naprawdę dobrym dzieckiem.
Następnego ranka wszystko się zmieniło. Zaczynała zajęcia o dziesiątej i musiała wyjść z domu około dziewiątej. A około ósmej trzydzieści usłyszeli dzwonek do drzwi z dołu.
Właśnie kończyli śniadanie.
– Kto to może być? – zapytała Aisha.
– Och zapomniałem wam powiedzieć. Od dzisiaj będziecie miały opiekuna. Nie mogłem znaleźć muzułmanina, ale ten człowiek jest wyszkolonym ochroniarzem.
– Ahmed nie ustalałeś ze mną...
– Aisha, wasze życie i zdrowie jest dla mnie ważne. Wczoraj postanowiłem.
Po dwóch minutach w drzwiach pojawił się wysoki i dobrze zbudowany brunet.
– Proszę wejść, panie Ross. To moja żona, Aisha.
Brunet krótko się uśmiechnął i wyciągnął dłoń w kierunku kobiety.
– A to moja córka, Zara.
Mężczyzna miał około trzydziestki. Opalony, raczej przystojny. Niebieskooki. Zara podała mu dłoń.
– Ross będzie się wami opiekował. Zakupy, spacery.
– Ja dzisiaj nigdzie nie wychodzę – odrzekła stremowana kobieta.
– Zara ma zajęcia – rzekł szybko Ahmed.
– Chcesz powiedzieć, że potrzebuję opiekuna?
– To postanowione – głos mężczyzny wyrażał lekkie poirytowanie.
– Skoro mama zostaje w domu, biorę Mercedesa.
– Ależ córko! Przeważnie jedziesz metrem i autobusem.
– Ma pan samochód, panie Ross – Zara pierwszy raz zignorowała ojca.
– Oczywiście panienko, Rahman. Proponuję, byśmy pojechali moim samochodem...
– Jestem młodą dziewczyną. Nie jesteśmy zaręczeni. Z pewnością nie wsiądę z panem sama do samochodu.
Brwi Ahmeda zbiegły się na chwilę. Powstrzymał wybuch gniewu i z trudnością opanował.
– Pan Ross ma cię chronić. Będziesz wykonywać moje i jego polecenia. Bez dyskusji.
Brunetka spojrzała na ojca spokojnie.
– Nie tylko ty czytasz Koran. Chcesz złamać słowa proroka?
Zakłopotanie pojawiło się na twarzy Ahmeda Rahmana.
– Proszę wybaczyć, panie Ross. Wygląda, że będziecie jechać dwoma samochodami.
Ross zdawał się przyjąć wiadomość bez emocji.
– Oczywiście panie Rahman. Podzielam punkt widzenia pańskiej córki. Z tego, co zrozumiałem, kiedy panienka dojedzie do szkoły, wrócę i będę czekał na instrukcje pańskiej żony. Czy również nie będzie jechać ze mną samochodem? Proszę wybaczyć, ale czy w tym wypadku nie lepiej byłoby wynająć kobietę-ochroniarza?
– Nie brałem tego pod uwagę. Stanowisko mojej córki jest słuszne z sutrami, a co do żony...
– Nie jesteśmy radykalni. Dostosuję się do zdania męża. O tym również mówi Koran. - Aisha chciała jak najmniej komplikować
– Aisho, pan Ross ma nieposzlakowaną opinię. Wybrałem go, bo był ochroniarzem innej zamożnej muzułmańskiej pary. Jego zasady są zgodne z naszymi.
– W takim razie, jeżeli będę chciała czy musiała, będę jechała z panem, panie Ross. To nazwisko czy imię.
– Tak to humorystyczne. Nazywam się Alan Ross. Ross to moje nazwisko.
– W takim razie, czy mogę mówić po imieniu?
– Oczywiście, pani Rahman.
– Aisha. Tak będzie łatwiej. Nie masz nic przeciwko, Ahmedzie?
– Oczywiście, że nie, kochanie.
Zara wyszła ze swojego pokoju.
– Wychodzę za pięć minut.
Chmury zeszły już z twarzy ojca. Kłóciła się w nim urażona duma, a jednocześnie pochwalał decyzję córki, której postawa wskazywała na silne przywiązanie do spisanych praw Najwyższego.
– Wybacz córeczko, że się uniosłem. Jestem jednak z ciebie dumny. Allach obdarował mnie nie tylko dobra i mądrą żoną, ale i doskonałą córką.
Zara posłała krótki uśmiech i bardzo szybko ucałował policzek ojca.
– A co będzie tatku, jak ciebie ktoś napadnie, to jest jednak niebezpieczne miasto.
Brunet nie wyczuł żadnej aluzji.
– Ważne jest dla mnie wasze bezpieczeństwo. Ja polegam na Bogu.
Zara się uśmiechnęła i rzekła.
– Chyba wszyscy na nim polegają. Nie zbadane są wyroki boskie. Panie Ross, jedziemy. Nie chcę się spóźnić.
Pocałowała szybko matkę i już jej nie było.
– Proszę wybaczyć.
Alan zniknął w drzwiach.
– Nie spodziewałem się tego – Rahman opadł na fotel. Chyba dobrze ją wychowaliśmy?
– Najlepiej jak umieliśmy. Zuch dziewczyna.
Tymczasem Zara zapaliła C 550. Wyjechała z podziemnego garażu i stanęła obok zaparkowanego czarnego Audi a 8. Miała prawo jazdy już od trzech lat. Przy kupnie samochodu wyszło dopiero, jak bardzo jest córką tatusia. Ahmed i Aisha chcieli czarny samochód. Jedak Zara wyprosiła ciemnoniebieski. Dodatkowo prosiła o złote felgi. Złote klamki i znak firmowy mercedesa, ale na tym nie kończyły się jej prośby. Normalne ten model Mercedesa z 2017 roku ma 500 koni i osiąga setkę w cztery sekundy. Samochód państwa Rahman kosztował prawie dwadzieścia tysięcy więcej niż normalny model. Miał specjalne sprężarki, które dawały mu moc powyżej 650 koni i osiągnięcie stu kilometrów na godzinę w 3.5 sekundy. O tym Alan nie wiedział. Sam był dobrym, a nawet wyśmienitym kierowcom. Nic nie wiedział o umiejętnościach młodej, pięknej wyglądającej jak dziecko, Zary. Dostrzegł ją za kierownicą. Chciał podejść, ale dziewczyna pokazała znacząco na zegarek. Wobec czego wszedł do audi i zapalił silnik. Zapiął pas. Przez kilka minut jechali normalnie. Ruch był jak zawsze w mieście, które nigdy nie śpi. Stali na światłach. Tablica rejestracyjna miała cztery litery AZAR. Alan domyślił się oczywiście znaczenia. Zapaliło się zielone. Zara opóźniała się, ale mężczyzna nie śmiał jej popędzać. Dostrzegł dłoń dziewczyny. Pomachała mu. Uśmiechnął się pod nosem.
– Cute kid – szepnął do siebie.
Po sekundzie zmienił zdanie o bardzo drobnej brunetce. Obok pojawił się dym z opon. Ciemnometaliczny wóz wystrzelił jak z procy.
– Co ta mała wyrabia – szepnął.
Ryk audi zagłuszył jego wypowiedź. Po kilku sekundach Ross odkrył zamiar grzecznej córki tatusia, a po kilku następnych jej niesamowite umiejętności. Dziewczyna podjeżdżała blisko do zderzaków poprzedzającego ją samochodu, co z pewnością powodowało napad gorąca u kierowcy, następnie szarpała w bok i błyskawicznie zbliżała się do następnego.
– Co ona wyrabia do cholery!
Dawał z siebie wszystko, ale Mercedes coraz bardziej się oddalał.
– Fuck – zaklął siarczyście, co mu się często nie zdarzało.
Podjął szybką decyzję. Wiedział, że może stracić licencje i prace, ale męskie ego wzięło górę. Wskoczył na przeciwny pas ruchu. Mercedes był około trzystu metrów przed nim. Natomiast po przeciwnej stronie było około pół kilometra wolnej przestrzeni. No prawie. Ross wiedział, że na filmach jest inaczej. Samochody są ustawione. Przecież wystarczyłoby, żeby dwa jechały obok siebie i ... duże mega bum, gotowe. Obroty skoczyły do siedmiu tysięcy. Minęły go dwa samochody z ostrym klaksonem. Gwałtownie zmieniły pasy. Trzeci. Prawie się obtarł. Dostrzegł metaliczny granat c 550. Wjechał z powrotem prawie na zderzaki wozu Rahmana. Zara dał sygnał i skręciła w boczną uliczkę. Zatrzymała się. Alan czuł pot na karku. Z trudnością opanował drżenie rąk.
Ku jego zdziwieniu dziewczyna wysiadła. Na dziecięcej buzi panował spokój Buddy.
– Co robisz do cholery! Myślisz, że jak masz tatę bankowca to wszystko ci wolno!
Brunetka nie dała mu chwili, by kontynuował.
– Co ja robię? Co ty robiłeś panie Ross? Jechałeś, przeciwnym pasmem ruchu i przekroczyłeś dopuszczalną prędkość z sześćdziesiąt kilometrów na godzinę, ale jeździć potrafisz.
– A ty? Tego uczy prorok Mohamed?
– Wówczas nie było jeszcze samochodów, panie Ross. On sam nie był miłym facetem. Miał mnóstwo wrogów. Jego pierwsza żona, właśnie Aisha miała 9 lat, więc sam rozumiesz, panie Ross. Wszystkie sporne sprawy kwitował, że anioł Gabriel mu tak przekazał. Nie mówmy o tym. Aha. Zetrzyj swoje tablice z przodu i z tyłu. Przewidziałam taką sytuację. Czarnych Audi a 8 jest sporo w Yorku, poza tym sądzę, że i tak nikt by nie zdołał zapisać pańskich numerów. Minęliśmy tylko jedną kamerę, właśnie na tych światłach, kiedy ruszyłam nieco szybciej.
- Nieco szybciej – burknął pod nosem.
Zaszokowany ochroniarz podszedł do swojego pupilka. Trójka była ósemką, C zamieniła się w O.
– Nie jesteś aniołkiem – szepnął już nieco mniej zły.
Zara pokazała swoje śliczne ząbki.
– Szybko przeszedłeś na ty, panie Ross.
Mężczyzna szybko się opanował.
– Proszę wybaczyć, panienko Rahman.
– Dobra, Alan. Musimy zawrzeć układ. Gdzie mieszkasz?
– Co? Co proszę! Co to, to nie. Mógłbym być twoim ojcem.
– Wam facetom zawsze jedno w głowie. Byłbyś bardzo młodym ojcem, nieprawdaż? Chcę zrobić test, a nie z tobą spać. Koran zabrania bez ślubu – zrobiła minkę grzecznej dziewczynki.
Zrezygnowany brunet podał jej wizytówkę.
– Kończę o drugiej. Mam dzisiaj tylko trzy klasy. Będę za piętnaście trzecia. Nie musisz za mną jechać do uniwerka. Chyba że chcesz znowu jechać przeciwnym pasem. To trochę ryzykowne, nie sądzisz?
Wsiadła do wozu i odjechała z piskiem opon.
– No zaczyna się ładnie. Jak pani Rahman też udaje dobrą żonę to już chyba wolę stracić pracę.
Nie otrzymał wiadomości od pani Rahman. Zrobił zakupy, wypił kawę, zjadł szybki lunch około pierwszej. Dojechał do domu przed drugą.
Alan nerwowo patrzył na zegarek, dochodziła za dwadzieścia trzecia.
,,Dałem się ponieść emocjom. A to miała być łatwa praca. I po jaką cholerę dałem jej adres. Mam nadzieję, że nie ma głupich pomysłów” - pomyślał.
W ułamku chwili premknęło mu mnóstwo obrazów. Wojna w Iraku, śmierć kolegi, a potem stanęła mu przed oczami Sara. Piękna brunetka o błękitnych jak jego oczach. O dziecięcej buzi i budowie ciała. Nawet trochę podobna do panienki Rahman.
– Cholerna gówniara. Zawsze dolary robią im sieczkę z mózgu.
Jego wypowiedź przerwał dzwonek. Rzucił szybko wzrokiem na zegarek.
,,Punktualna to jest"– pomyślał. Wskazówka wskazywała dokładnie za kwadrans trzecia. Otworzył drzwi.
– Proszę wejść. Kawy czy herbaty, panienko Rahman?
– Daj spokój Alan. Ok, przy nich możesz, jak musisz. Mnie powinno być trudniej. Ty jesteś Amerykaninem. U was wszyscy są na ty. To ma dobre i złe strony. Złe, bo tracicie respekt już w przedszkolu. Dobre, bo... jak się ma respekt, to jest właściwe
– Wspominałaś, panienko... Zara o jakimś teście. Nie bardzo rozumiem i prawdę mówiąc, trochę żałuję, że na to poszedłem.
– Za późno.
Alan poczuł, że krew odpływa mu z twarzy, a włosy na karku staja dęba. Zara zdjęła kurtkę i zamierzała zdjąć bluzkę.
– Mówiłaś...
Dziewczyna zatrzymała się.
– Narobiłam ci stracha, co? Nieustraszony komando. Podwójnie nagrodzony orderem za odwagę, a boi się młodej dziewczyny. Pewnie dlatego, że przypomina mu pewną brunetkę.
Tego było za wiele. Gdyby się zastanowił, ale nie zdążył. Skoczył do niej i zamierzał postawić ją na baczność. Sam nie wiedział, co właściwie zamierzał. Tak, oczywiście. Chciał ją złapać za ramiona i lekko potrząsnąć. Jego dłonie złapały powietrze. Nie mógł zrozumieć, jak dziewczyna mogła tak szybko się odsunąć.
– Dobrze, przepraszam. Ty z pewnością zapoznałeś się, kim są twoi ludzie do ochrony. Ojciec cię sprawdził, mama z pewnością nie. A ja? Troszkę szperałam, wybacz.
– Czego chcesz? – zapytał wprost.
– Jesteś dobrym ochroniarzem. Wyszkolonym, umiesz się bić, strzelać. Doskonale prowadzisz samochód. Wybacz jeszcze raz, że wspomniałam zmarłą narzeczoną. Chodzi mi o spokój. Nie potrzebuję ochrony, ale wiem, że moje słowa ci nie wystarczą. Zawrzyjmy układ. Jeżeli uda ci się mnie dotknąć, będę grzeczną dziewczynką. Zmienię zdanie i pozwolę się wozić twoim autem do szkoły sklepu i do parku. Gdzie tatuś sobie zażyczy. Jeżeli nie uda ci się, będziemy się spotykać na dole przed gmachem uniwersytetu, kiedy skończę. Będziemy w kontakcie, gdyby coś się stało. Korki czy wypadek. Dostosuje się do zaleceń.
– Co znaczy, jeżeli uda mi się cię dotknąć. Nie mam zamiaru cię dotykać.
– Och! Myślałam, że chociaż trochę ci się podobam. Uraziłeś moją kobiecość.
– Nie kpij. Mów, o co ci chodzi. Nie jesteś grzeczną dziewczynką i prawdę mówiąc, przetrzepałbym ci tyłek paskiem.
Zara się uśmiechnęła.
– Dobra, znaj moje miękkie serce. Dorzucę lanie, jeżeli mnie dotkniesz. Umiesz się przecież bić.
– Bić? Chcesz się ze mną bić?
– O Boże! Nie wyrażam się jasno? Nie wyglądasz na blondynkę. Uderz mnie.
– Za nic.
– Panie Ross. Gdziekolwiek. Twarz, brzuch. Tors. Obojętne.
– Wykluczone.
Nawet nie zauważył ciosu. Lekko zapiekł policzek.
– Uderz mnie – powiedziała twardo.
Ross wyczuł coś. Nie chodziło o to, że to nie jest panienka z dobrego domu. To wiedział już dawno. W tym pięknym prawie dziecięcym ciele siedział twardziel. O tak! Wyczuł to.
– Walnij mnie albo będę musiała to powtórzyć. Potraktuj to jako sparring. Proszę!
Alan przyjął postawę. Zwykłą jak w boksie. Wyprowadził sierp, z pewnością nie zrobi jej krzywdy, celował w ramię.
Zara wydawała się stać w miejscu. Jego prawica trafiła w pustkę. Odruchowo chciał ją strzelić w policzek. Jak do cholery jej twarz znalazła się z drugiej strony? Czary? Skupił się. Lewy prosty wystrzelił jak z procy. Nic, zero. Buzia brunetki była o stopę obok. Teraz już się z pewnością zapomniał. Cztery błyskawiczne ciosy pruły powietrze. Każdy z nich, gdyby doszedł celu, skończyłby się knockoutem. Spróbował kopnięcie z pół obrotu. Chybił.
– Nie jesteś dżentelmenem. Kopać kobietę, fe.
– Co to ma być? Kim jesteś?
– Dobra, wystarczy. Mówiłeś coś o herbacie. Kawę pijam tylko w sobotę. Umowa stoi?
– Nie rozumiem. Jestem szybki. Mam czarny pas w karate i walczyłem na ringu. To niemożliwe.
– Udaje mi się, tylko tak mogę to określić.
– Nie zmyślaj. Musiałabyś ćwiczyć od urodzenia, a nawet wówczas byłoby ci trudno.
– Sama tego nie rozumiem. To stało się pół roku temu. Odkryłam to wówczas. Koleżanka siedząca obok strąciła długopis. A moja dłoń tam już czekała. To nie szybkość, to czas. Chyba wiem, co się stanie kilka sekund później, ale jak to wiem... nie mam pojęcia.
Alan popatrzył na nią trzeźwo.
– A wtedy w parku?
– Miałam pewność. Nic nie ryzykowałam. Nie rozumiem, ale wiem, że to działa. Więc rozumiesz, że raczej nic mi nie grozi.
– Ale to moja praca!
– Dobrze, nie mam nic przeciwko tobie. Czasami będziemy jechać razem. Musisz zachować to dla siebie, co usłyszałeś.
Alan zrobił herbaty.
Zara patrzyła na niego. Starała się robić to subtelnie, ale wyczuł.
– Co?
– Coś cię gryzie.
– Wydaje ci się.
Nagle twarz Zary się zmieniła, a jej ciałem szarpnął emocjonalny skurcz. Spojrzała na niego inaczej niż do tej pory.
– Sara, tak miała na imię, prawda?
Teraz brunet patrzył na nią inaczej.
– Jak... skąd wiesz. Tego z pewnością nie było w aktach.
– Nie wiem, przed chwilą mi przyszło.
– Tak, miała na imię Sara. Pokłóciliśmy się i...
Alan wytarł dyskretnie łzę.
– Nie powinienem jej wówczas pozwolić wyjść. Była roztrzęsiona. Zabiła się. Wypadek, zapomniała zapiąć pasów.
Zara wstała i objęła mężczyznę. Stali tak przytuleni może pół minuty. Patrzyła mu w oczy. On coś wyczuł.
– Ty coś wiesz... Powiedz, proszę.
Brunetka nadal patrzyła mu prosto w oczy.
– Nie wiem, czy mi uwierzysz. Nigdy wcześniej mi się tak nie zdarzyło. Czy ona była drobna jak ja? Czarnowłosa?
– Tak.
Ross wysunął się delikatnie z jej ramion.
– Zaczekaj chwilę.
Wrócił po minucie ze zdjęciem. Podał go dziewczynie.
Zara patrzyła chwilę.
– Widziałam ją. To jest niesamowite, ale nie czuję się przerażona. Ta kurtka, w którą jest ubrana na zdjęciu. Masz ją, prawda?
– Tak, to moja jedyna pamiątką, poza tym zdjęciem.
– Możesz ją przynieść? – Zara mówiła powoli i wyraźnie.
Mężczyzna poszedł jeszcze raz do swojej sypialni. Po chwili wrócił. To była cienka letnia kurtka. Zara wzięła ją delikatnie z jego dłoni i przybliżyła do twarzy. Przymknęła oczy. Po chwili je otworzyła.
– Przykro mi, Alan. Ona miała guza. Mogła jeszcze żyć najwyżej dwa miesiące, a równie dobrze kilka dni.
Dziewczyna wsunęła dłoń do wewnętrznej kieszeni i wyjęła wizytówkę. Podała ją zaskoczonemu mężczyźnie.
– Dr. Howard Ramsey, phd neurochirurg.
Popatrzył na dziewczynę
– Nie musisz sprawdzać, możesz mi uwierzyć.
– Jesteś jasnowidzem?
– Widocznie – uśmiechnęła się. Musimy już jechać, mama będzie się niepokoić.
Wyszli. Tym razem Zara jechała normalnie.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.