Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Szkarłat w kolorze czerni cz 1

Szkarłat w kolorze czerni.

– Trochę inna betonowa dżungla – powiedziała Zara.
Rodzice wyjechali z jej rodzinnej Malezji, kiedy jej ojciec został przeniesiony z Kuala Lumpur do Nowego Yorku. Od dwudziestu lat pracował w sektorze bankowym. Zara pamiętała osiedle D'Mangan, w którym się wychowała. Z okien jej pokoju było widać Pertonas Twin Tower. A teraz z okien jej pokoju widziała stary wieżowiec Empire State. Właśnie skończyli obiad. Jej ojciec Ahmed Rahman właśnie zamykał swój czarny neseser w drugim pokoju, a mama, Aishah zanosiła talerze do kuchni.
Byli tu już dwa tygodnie, ale Zara nie mogła się jeszcze przystosować.
– Będę około ósmej – rzekł ojciec.
Ucałował żonę w policzek a Zarę w czoło.
– Niech Allah będzie z wami – dodał.
Dziewczyna usiadła na skórzanej kanapie. Matka stanęła przed nią i bacznie się przyglądała.
– Tęsknisz za Malezją? – zapytała matka.
– Tu jest inne powietrze. Inni ludzie, wszystko jest inne.
– Kochanie teraz tata zarabia osiem razy tyle.
– Nie byliśmy biedni.
– Masz miłe koleżanki na uniwersytecie? – Aisha zmieniła temat.
– Nie poznałam ich jeszcze. Kolegów również.
Zaakcentowała ostatnie zdanie. Na czole matki pojawiła się mała zmarszczka między jej czarnymi brwiami.
– Z chłopcami uważaj. Tata znajdzie dla ciebie dobrego chłopca.
– Muzułmanina, oczywiście.
– Zara, nie zaczynaj. Wiesz, że dla nas to ważne. Jest tylko jeden prawdziwy Bóg i jego prorok Mahomet.
Zara uśmiechnęła się ślicznie, pokazując rząd równiutkich zębów.
– A ty pochodzisz z rodziny buddyjskiej.
– Uwierzyłam w islam.
– Zrobiłaś to dla taty, przyznaj.
Aisha podeszła do kanapy i usiadła.
– Ze mną możesz tak rozmawiać, ale z ojcem nie próbuj.
Zara roześmiała się serdecznie.
– Nie jesteście radykalni. Nie nosisz burki. Poza tym jestem oczkiem w głowie taty. Rozmawiałam z nim o tym.
Aisha otworzyła szeroko oczy.
– Nic mi nie mówił...
Dziewczyna wpatrywała się prosto w ciemne oczy matki.
– Nie interesują mnie chłopcy.
Matka rozchyliła nieco karminowe wargi.
– Niemów mi, że... On by tego nie przeżył.
Dziewczyna objęła ją serdecznie.
– Mamusiu jak możesz. Po prostu może jeszcze nie dorosłam. A co do twoich obaw... najpiękniejszą dziewczyną, jaką znam, jesteś ty.
– Co ty pleciesz, Zara!
– Nic ci nie brakuje. Jesteś piękną kobietą, chyba wiesz.
Na buzi Aishy pojawił się rumieniec.
– Nie powinnaś tak mówić.
Dziewczyna uznała, że wystarczy takich żartów.
– Nie mam dzisiaj wykładów, co planujemy robić?
– Możemy pojechać do sklepów.
– Byłyśmy w zeszłym tygodniu.
– To pojedźmy do Central Parku.
– Dwie kobiety? To niebezpiecznie.
Matka popatrzyła na córkę.
– Tak, masz rację. Tu nie jest tak bezpiecznie, jak u nas.
Zara znowu spojrzała wnikliwie na matkę.
– Trzy lata temu byłyśmy w Bangkoku, tam jest bardziej niebezpiecznie.
– Tam byłyśmy zawsze z tatą.
– Wszędzie może się coś przytrafić.
– Naprawdę chcesz iść do parku?
Teraz Zara objęła matkę za ramiona.
– Tu pachnie betonem, potrzebuję powietrza.
Za godzinę wysiadły z Mercedesa. W zasadzie mogły wziąć metro, na jedno by wyszło. Dotarły do parku około wpół do drugiej. Słońce grzało miło, chociaż była dopiero połowa maja. Aisha miał na sobie ładną kreację w kolorze dojrzałej trawy. Nie musiała się malować. Miała usta w kolorze wiśni i czarną oprawę oczu. Miał trzydzieści osiem lat, ale nikt by jej tylu nie dał. Zara miała dwadzieścia, ale również nie wyglądała na swój wiek. Miała tylko sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i ważyła niecałe czterdzieści pięć kilogramów. Miała rysy matki i oczy ojca. Tek twierdziła Aisha. W końcu i ona i jej mąż mieli brązowe. Aisha miała dłuższe włosy niż jej matka. Rozpuszczone sięgały do bioder, ale przeważnie jej lśniące włosy w kolorze smoły miała spięte w kok lub warkocz. Lubiła sukienki i spódnice, ale dzisiaj założyła zwykłe jeansy marki Wrangler. Miała jaskrawą, żółtą bluzkę.
W parku spacerowało wielu ludzi. Niektórzy założyli już szorty. W nasłonecznionych miejscach temperatura dochodziła do trzydziestu stopni.
– Usiądziemy? – zapytała matka.
– Zamęczyłaś się?
– Nie, ale słońce tak miło grzeje.
Usiadły i przez chwilę nic nie mówiły. Siedziały na ławce z zamkniętymi oczami.
– Sądzisz, że tata robi uczciwe interesy?
Aisha spojrzała na córkę.
– Co ci przyszło do głowy, kochanie. Pracuje w bankowości. Wszystko jest przepisowo.
– Tak tylko zapytałam. Banki to jedna wielka klika złodziei.
– Zara!
Dziewczyna spojrzała na matkę.
– No może nie na szczeblu gdzie pracuje tata. Mówię o samej górze.
– Za dużo oglądasz stron konspiracyjnych na internecie. Taki jest świat. To już rozumiem, dlaczego wybrałaś psychologię, a nie finanse.
– Nie dlatego. Człowiek jest bardzo interesującą istotą. Skrajną. A co do świata to jest zły. Bo źli są ci, którzy nim żądzą.
Aisha popatrzyła znowu na córkę tym razem z obawą w oczach.
– Mam nadzieję, że nie będziesz szukać kontaktu z radykalnymi muzułmanami.
– Albo ktoś jest muzułmaninem, albo nie jest. Słowo radykalny jest wymyślone przez media.
– Och, nie sądziłam, że jesteś religijna. Ahmed byłby dumny, gdyby...
– Nie jestem religijna. Wierzę, że jest Bóg, ale wcale nie wierzę, że jedynym prorokiem jest Mahomet.
– Zara, nie waż się tego mówić przy ojcu i nie daj Boże przy innym wierzącym.
– Ty nadal w sercu jesteś buddystka, dlatego ci to powiedziałam – w głosie Zary nie można było odczuć żadnej emocji.
Aisha długo milczała.
– Nie o tym mów mu, nie wiem, jak to odczułaś. Staram się być najlepszą żoną muzułmanina.
– Jesteś dobrą żoną i najlepszą matką. Poza tym tata wie.
Zdziwienie i niedowierzanie rozlało się na pięknej twarzy brunetki.
– Skąd wiesz?
– Wiem, po prostu wiem. Możemy iść dalej? Przyrośniemy do tej ławki.
Wstały i zaczęły maszerować. Spacerowały jeszcze około godziny.
– Zaschło mi w gardle, zapomniałam wody.
Zara otworzyła torbę i wyjęła pół litrową butelkę.
– Co ja bym bez ciebie zrobiła, córeczko.
Wypiła połowę i oddała resztę córce. Miały jeszcze może trzysta metrów do samochodu.
Zara dostrzegła go katem oka. Wyglądał normalnie, ale coś ją tknęło.
– Widzisz tego faceta? Dzwoń na policję.
Aisha rzuciła krótkie spojrzenie w kierunku córki.
– Dzwoń. Zara otworzyła torebkę i wsunęła tam swoją drobną dłoń.
Mężczyzna mógł mieć koło czterdziestki. Trochę mniej niż sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Szczupły. Miał brązowe, krótkie włosy i małą bliznę na policzku. Zara wiedziała, że matka się boi i nie wyjęła komórki. Najbliższa para znajdował się około stu metrów za nimi. Facet bezczelnie zastąpił im drogę.
– Ładny dzień mamy, paniusie.
Nieszczery uśmiech pojawił się na jego niezbyt urodziwej gębie. Aisha zdrętwiała.
– Dawać portfele.
W prawej dłoni błysnęło ostrze.
– Niech nam pan nic nie robi, nie będziemy krzyczeć – szepnęła blada jak ściana matka.
Wyjęła bordową portmonetkę.
– Mam tylko karty kredytowe, nic panu po nich.
Gość wyszarpnął portfel z rąk roztrzęsionej kobiety.
– Ja mam gotówkę – powiedział Zara.
Bandyta odwrócił twarz w kierunku dziewczyny. W tej samej chwili na jego twarz poleciał silny strumień gazu. Zaskoczona Aisha jak w powolnym filmie zobaczyła, że facet zgina się z wyrazem bólu na twarzy. Nie zdołała dostrzec, że ułamek wcześniej lewa stopa Zary wylądowała na jego kroczu. To trwało jeszcze krócej. Kompletnie zaskoczona kobieta nie zdołała niczego dostrzec, bo stało się to naprawdę błyskawicznie. Prawa, otwarta dłoń Zary dotarła do jego podbródka. Facet padł jak rażony piorunem. Aisha cały czas stała jak zamurowana. Tymczasem córka wyrwała nóż z dłoni nieprzytomnego mężczyzny. Odrzuciła go kilka metrów w bok i przycisnęła prawą stopą jego tchawicę.
– Dzwoń – wyszeptała.
Po chwili pojawiło się może pięć osób.
– Dlaczego trzyma pani stopę na jego szyi? – zapytała szpakowaty mężczyzna z lekka nadwagą.
– Napadł nas i czekamy na policję. Jeśli chce pan zeznawać, proszę zostać – odrzekła rezolutnie Zara.
Facet pospiesznie się oddalił. Dziewczyna obserwowała napastnika. Zaczął dochodzić do siebie. Kiedy brunetka to wyczuła, przycisnęła lekko stopę. Chudzielec zaczął charczeć.
– Zara, zabijesz go – szepnęła nadal wystraszona matka.
– Nie dzisiaj – odparła Zara.
Po pięciu minutach podjechało dwóch policjantów na koniach. W oddali słychać było odgłosy wozów policyjnych. Zanim policjanci zdołali otworzyć usta, Zara powiedziała.
– Proszę zabezpieczyć nóż tego bandyty. Leży tam – wskazała ręką.
Po chwili napastnik skuty kajdankami wsiadał do policyjnego wozu.
– Musimy spisać zeznanie – rzekł policjant.
– Czy musimy jechać z wami? – zapytała Zara.
– Obawiam się, że tak – odrzekł ten sam policjant.
– Czy mogę zadzwonić do męża? – zapytała nadal rozstrzępiona Aisha.
– Może pani to zrobić.
Kiedy matka zdawała relacje z zajścia mężowi, policjant wypytywał dziewczynę o szczegóły.
– Narażała pani życie. Czy zdaje sobie pani sprawę, co by było, gdyby był szybszy? Ma pani pozwolenie na gaz?
– Oczywiście. Proszę być bardziej uprzejmym. Mój tata ma znajomości.
– Nie wątpię. Proszę do wozu.
Po chwili jechały. Zara zadzwoniła do ojca.
Ahmed bardzo się zdenerwował.
– Nic ci nie jest, kochanie?
– Przyjedź z kimś, żebyś mógł zabrać samochód i powiadom kogoś ważnego, żeby to długo nie trwało. Mama trochę to źle zniosła.
Składanie sprawozdania trwało około pół godziny.
Siedziały koło oficera dyżurnego. Po chwili podszedł do nich dość przystojny jegomość po cywilnemu.
– Jestem porucznik Grant, proszę do mojego gabinetu.
Kiedy weszły, zapytał miło.
– Coś do picia? Kawa, herbata. A może woda czy pop?
– Dla mnie woda – rzekła Zara.
– Czarną kawę, bez cukru, jeśli można – powiedziała cicho Aisha.
– Proszę wybaczyć pani Rahman, chciałbym wiedzieć, co się stało.
Aisha popatrzyła błagalnie na porucznika.
– Jestem w szoku...
– Ja panu opowiem. Szybko, wyraźnie i nie będę dwa razy powtarzać. Chcemy iść do domu. Adwokat jest w drodze.
Dziewczyna opowiedziała wszystko ze szczegółami. Grant patrzył na nią wnikliwie.
– Nóż jest bardzo groźną bronią. Gdyby...
– Tak, już to słyszałam. Powinniśmy mu oddać grzecznie torebki. A jaka daje pan gwarancję, panie Grant, że facet by nas nie dźgnął?
– Tak. Jest pani albo szalenie odważna, albo kompletnie naiwna i miała pani dużo szczęścia. Sprawdziliśmy go. Miał już problemy z prawem. Długo nie zobaczy wolności.
Po kwadransie przyjechał Ahmed ze swoim adwokatem. Za godzinę cała trójka była już w domu. Aisha doszła już trochę do siebie.
– Allach cię chronił, córeczko. Załatwię wam ochronę. Koniec wychodzenia na miasto.
Zara nic się nie odezwała.
Po tygodniu zaczęły się kłopoty. Po pierwsze, Harry Flins wyszedł za kaucją, a jego adwokat oskarżył Zarę o przekroczenie obrony cywilnej. Oskarżenie wytoczył bandzior. Ahmed nie mógł wyjść z podziwu. Co dziwne, Zara zachowywała się zupełnie spokojnie. Cała sprawa toczyła się powoli i między adwokatem Rahmana i mecenasem z rządu, który reprezentował stronę Flinsa.
Trzy tygodnie później stało się coś nieprzewidzianego. Po kolacji Ahmed Rahman odebrał telefon od swojego adwokata Ronalda Hampseya. Kiedy skończył rozmowę, jego twarz przypominała kolorem ścianę.
– Oskarżenie zostało wycofane.
Aisha patrzyła na męża.
– Co skłoniło tego bandytę do wycofania oskarżenia. Hampsey wynegocjował mniejszy wyrok dla tego Flinsa?
– Nie, żono. Ktoś poderżnął mu gardło. Policja podejrzewa, że miał porachunki z jakimś większymi łotrami. Prowadzą dochodzenie. Ronald dostał wiadomości, że to robota fachowców. Żadnych śladów. Nie chcę opowiadać ze szczegółami. Podobno cięcie było idealne.
– Och, Ahmed. To straszne!
Zara stała w drzwiach salonu.
Tydzień później ojciec przyniósł nowe rewelacje.
– Złapali mordercę. Okazało się, że to kumpel z więzienia. Flins miał z nim porachunki. Chodziło o jakieś pieniądze. Tamten gość go już raz pokaleczył. I przez to siedział dwa lata dłużej. Kiedy policja chciała go zatrzymać, strzelał. Został zabity, ale znaleziono w jego domu narzędzie zbrodni. Zaczynam żałować, że wziąłem tę pracę. Mieliśmy dobre życie w Malezji. Za dwa lata kończę umowę. Wrócimy.
– Dobrze, mężu.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii dramat i fantasy, użył 2212 słów i 12952 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.