Zostawiłam przyjaciółkę z nowo poznanym kolegą, i czując się jak u siebie w domu, zgarnęłam z blatu w kuchni flaszkę Jacka Danielsa. Piwo jakoś nie pasowało mi, postawiłam więc na whisky.
Wyjęłam pierwszą lepszą szklankę i napełniłam ją do pełna. Byłam sama w pomieszczeniu i czułam się bardzo swobodnie.
Upijając pierwszy łyk, sprawdziłam czy gdzieś w pobliżu nie znajdują się moi przyjaciele. Zaczęłam chodzić po domu, co raz wpadając na przypadkowych ludzi.
Impreza była duża i głośna. Ludzie stali grupkami, jakieś pary się obściskiwały, ogólnie panował niezły rozgardiasz.
Ale to moje naturalne środowisko.
Chodziłam samotnie, słuchając Chainsmokers, których muzyka roznosiła się po całym domu.
Gdy z mojej szklanki zniknęła już połowa picia, a nogi poniosły mnie przed dom, rozejrzałam się jak ludzie wsiadają do samochodów i niektórzy odjeżdżają. Doszłam do wniosku, że niedługo zrobi się spokojniej.
Postanowiłam, nie wracać do Ally ani już nie szukać Chrisa... po prostu przeszłam się na spacer.
Nie zaszyłam się daleko, po prostu szłam słabo oświetloną ulicą.
Czasem potrzebowałam samotności, choć na co dzień miałam jej nadto. Takie samotne spacery to jej jedyny rodzaj, który lubię.
Po paru minutach, bez chęci powrotu, spoczęłam na murku obok jednego z domów. Zimny beton nie był najwygodniejszy, ale nie miałam narazie ochoty na towarzystwo ludzi.
Odpaliłam papierosa i napisałam smsa do brata. Było późno a mnie nie było w domu. Matka pewnie już wysyła mnie do piekła.
Powinna przywyknąć, że nie jest na do siebie po drodze i ustąpić. Tak jak ja to robię, po prostu jej unikam.
A ta chce się kłócić i zamknąć w czterech ścianach, po to by móc jeszcze bardziej się nade mną znęcać.
Niedoczekanie. Nigdy tego nie dostanie.
Robert odpisał.
"Szuka cię i obiecuje że zabije. Powinnaś wrócić, spróbować ją udobruchać".
Nawet nie musiałam się zastanawiać.
"Po moim trupie" - odpisałam bez zastanowienia i poczułam że napinają mi się mięśnie. Znów przez matkę i ten spierdolony świat.
Westchnęłam ciężko. Nie spostrzegłam dwóch zbliżających się postaci.
Zauważyłam ich, dopiero gdy usłyszałam ich kłótnie. Był to chłopak, z dziewczyną.
- Jesteś pierdolonym dupkiem! A nazywasz mnie suką!
- Puściłaś się z cwaniakiem i myślisz że ci to wybacze?! Że wam to wybacze?! Zdechniecie oboje, jeszcze tej nocy!
Przepychali się. Nie reagowałam, nie moja sprawa. Chciałam stamtąd odejść, ale ciekawił mnie rozwój tej sytuacji.
- Tknij go, a dzwonie na policje - dziewczyna podniosła ton i palcem groziła chłopakowi.
- Odpierdol sie, nie jesteś mnie warta, szamto - Ten parsknął i spoczął na krawężniku. Usłyszałam jak odstawia przezroczystą, szklaną butelke na beton.
-Dupek - powiedziała kobieta. Potem słyszałam już tylko oddalający się stukot obcasów.
Jakbym nie wiedziała, że ten ktoś tam siedzi, nie wiedziałabym. Oddychał cicho, jakby był nieobecny myślami.
Spoglądałam na niego, chcąc odgadnąć myśli krążące po orbitach jego podświadomości. Wyglądał na załamanego.
Wstałam jednak, nie chcąc swoją obecnością zakłócać jego rozmyślań.
Odchodziłam. MIjając go, kątem oka zobaczyłam, że podniósł wzrok.
- Widziałaś całe to gówno? - wychrypiał. Poznałam, był pijany i szlochał.
Nie wiedziałam, czy go zignorować czy... wesprzeć.
- Widziałam - powiedziałam - Ale to nie mój biznes.
Odchodząc, czułam na sobie wzrok chłopaka.
- A masz papierosa? - krzyknął, zatrzymując mnie.
Westchnęłam. Ulitowałam się i poczęstowałam siedzącego na trawie fajką.
Gdy odpalał, przemówił "Siadaj. Chcesz wina?".
"Wypiłam whisky i piwo" mówiły moje myśli.
- Tak, poczęstuj. Nie mam nic lepszego do roboty.
Nieświadoma, co naprawde robie, przysiadłam się i upiłam łyk dobrej cieczy. Lubiłam wino. Zawsze gdy matki nie było a ja miałam zły dzień, zaglądałam do jej barku i upijałam co nieco z butelek. Alkohol zawsze był moją ucieczką.
- Oszukała mnie. Puszczała się z kilkoma naraz, a całą wine zwaliła na mnie. Że ja się nie potrafię nią zaopiekować, że nie dbam...
Słuchałam, lecz co odpowiedzieć, nie wiedziałam. Może chciał abym tylko milczała i robiła za psychologa?
- Może inaczej sobie wyobrażała tą twoją opieke? - zagadnęłam.
- Pff, ta. Seks rano, wieczorem, w kościele i w aucie, gdy tylko jej się zachce. Ale dla mnie nie na tym to polega.
Wyczułam szczerość w jego głosie. Zagłębiał się w tematy które lubie.
- A na czym to według ciebie polega? - zapytałam, spoglądając na jego ciemne oblicze. Chciałam zobaczyć twarz tego chłopaka, ale nie dostrzegłam nic. Była ciemna noc.
Posiedziała kilka sekund w ciszy, jakby myślał.
- Na szczerości. Na zaufaniu... Na pomocy, wsparciu... Takie rzeczy się liczą.
Słuchałam go, czując jak te słowa przebijają się przez moją powłokę, którą sama utworzyłam. Utworzyłam ochronę przed fałszywymi ludźmi. A on ją rozwalił tymi słowami.
- Masz 100% racji. Walić dziwki i puszczalskie - powiedziałam i upiłam jeszcze troche wina. Nie zauważyłam nawet, ile wypiłam podczas tej krótkiej konwersacji.
- Walić dziwki i puszczalskie - powiedział tym męskim głosem i wziął ode mnie flaszkę. Napił się, po czym wytarł usta ręką.
- Sama tu jesteś? Tak chodzisz po ciemku, jeszcze ktoś cię napadnie...
- Jestem na imprezie, powinnam być... Ale nic mnie tam nie trzymało i wyszłam na spacer.
Wstałam i zdecydowałam się wrócić. Może teraz to oni szukają mnie?
- Odprowadze cie, czekaj - Gość gwałtownie wstał. Przez jego stan upojenia bałam się, aby nie stracił równowagi. Zachwiał się na wszystkie strony.
- Żyjesz? Może lepiej tu zostań, odczekaj troche... - Dłuższe troche, dodałam w myślach.
- Dam rade, nie gadaj głupstw - rzekł i snuł się za mną, gdy oddalaliśmy się stamtąd.
Przez kilkuminutowy spacer, dowiedziałam się jeszcze kilku zbędnych mi rzeczy. Ma na imie Johny, mieszka w mieście w wynajmowanym mieszkaniu, spędził z tamtą dziewczyną 5 lat i jest uzależniony od narkotyków... Bardzo interesowały mnie te rzeczy.
Kiedy tak gadał, ja zniecierpliwiona wyczekiwałam aż dojdziemy do domu. Na co mi jego życiorys czy lista dziewczyn które go oszukały, a kilka ich było?
Jego słowotok ustał, gdy staliśmy już pod chatą gdzie była impreza. Z domu biły światła, więc zdecydowała się zobaczyć jak wygląda ten chłopak.
Odwróciłam się do niego.
- To tu chyba się żegnamy...
Gdy powiedziałam te słowa, dopiero do mnie dotarło.
- Ej, za...zaraz, czy myśmy się już nie...
- Nie, nie spotkaliśmy się! - krzyknęłam, zaczynając niespodziewanie szlochać.
Widziałam go już dzisiaj dwa razy. Raz w zaułku, potem w jego domu. Ten dupek ma naprawdę głębokie wnętrze...
Za głębokie bym pozwoliła sobie w nim utonąć.
Ocierając pojedyncza łzę, zniknęłam w tłumie ludzi. Myślałam że mi zaimponował. A to tak naprawdę nic nie warty bezdomny menel...
Dodaj komentarz