Szatnia cz.2

Przerażonego chłopca nauczyciel zaprowadził do pielęgniarki, po czym poszedł do dyrektora, a gdy ten dowiedział się o tym incydencie, wpadł w furię. Jego pierwsza myśl, żeby natychmiast wyrzucić Kacpra ze szkoły, została szybko podważona przez polonistę, który uważał, że nikt nie uwierzy takiemu rozpuszczonemu gnojkowi. Dyrektor po chwili uspokoił się i poszedł do gabinetu pielęgniarki, aby wyjaśnić całą sprawę. Nastolatek wyglądał okropnie. Był cały roztrzęsiony a w pewnym momencie nawet bliski płaczu. Mimo starań pielęgniarki ani na chwile się nie uspokoił. Dyrektor zadawał mu pytania powoli i w miarę łagodnie powstrzymując się od wybuchu gniewu. Na żadne nie dostał odpowiedzi. Gdy już miał wychodzić, Kacper zaczął coś mówić.
Nadal cały dygotał, jednak mógł w miarę zrozumiałe rozmawiać. Powtarzał raz po raz, że ona była zła i że czeka na odpowiednią chwilę. Mimo wszystko nikt nie wiedział co chłopiec miał na myśli. Gdy Kacper doszedł już do siebie, że szkoły odebrała go jego mama. Przez całą drogę do domu cały czas myślał o postaci, którą widział i słowach, które do niego powiedziała. Tej nocy Kacper nie mógł spać. Gdy tylko próbował śnił się za każdym razem koszmar, z którego trudno było mu się wybudzić.
Rano z tego powodu zaspał do szkoły i spóźnił się, przychodząc na ostanie piętnaście minut matematyki. Gdy jednak wszedł do klasy stało się coś bardzo dziwnego. Matematyczka, która od zawsze nienawidziła chłopca, tym razem grzecznie go przywitała i nawet nie wstawiła spóźnienia ani nieobecności. Kacper był tak zaskoczony, że w pewnym momencie zapytał nauczycielkę czy aby na pewno dobrze się czuję, na co klasa wybuchnęła śmiechem.
Normalnie tego typu pytanie stawiało wyrok co najmniej jedynki na uczniu a tym bardziej Kacprze, ale nie tym razem. Na to dowcipne pytanko nauczycielka jedynie zachichotała i przystąpiła do zadania pracy domowej. Gdy zadzwonił dzwonek chłopiec, jak zwykle poszedł do sklepiku szkolnego kupić drugie śniadanie. Gdy przechodził korytarzem, poczuł dziwny, lodowaty dreszcz na plecach.
Zrobiło mu się zimno i słabo. Szybko usiadła na najbliższej ławce. Gdy zauważyła to jedna z woźnych podeszła do chłopca, a gdy ten uniósł głowę, krzyknął przeraźliwie i uciekł w stronę głównego wyjścia. Kobieta nie wiedziała czemu się jej przestraszył i już miała iść za chłopcem, kiedy nagle jedna z uczennic siedzące obok w momencie upadła. Wszyscy, którzy byli w pobliżu zaczęli panikować, bo dziewczyna po zbadaniu przez pielęgniarkę, która akurat tam przechodziła okazała się martwa.

marok

opublikował opowiadanie w kategorii szkoła, użył 472 słów i 2717 znaków.

Dodaj komentarz