Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Seba

Seba
Dzisiaj opowiem wam historię, która spotkała mnie i parę lat temu, miałem wtedy 18 lat, a wtedy człowiek myśli inaczej. Zdecydowałem się na to dopiero teraz po pewnych przemyśleniach.

Matka z siostrą wyjechały na wakacje, ja nie miałem na to ochoty, ojciec jak na ojca przystało siedział za granicą odkąd sięgam pamięcią, był typowy letni wieczór, w drugi dzień po wyjeździe rodziny relaksowałem się przy dobrej muzyce. W pewnym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi, zdziwiłem się i chodziły mi po głowie nie koniecznie pozytywne myśli. W końcu podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Myślałem, że ze śmiechu puści mi pęcherz, a ciepły jeszcze mocz zaleje sobą niespodziewanego gościa. W drzwiach stał młody łebek, może 20 letni, który w pierwszym momencie przypomniał mi typowego Sebę z licznych, starych już internetowym memów. Gostek miał bladą eliptyczną twarz, łysy łeb i najwyraźniej heterochromię(jedno oko miał niebieskie, a drugie czerowne), ubrany był jak typowy dres, co powinno ci czytelniku wystarczyć. Odezwałem się pierwszy: „W czym mogę pomóc?”
W tym  momencie wyciągnął z kieszeni telefon, była to archaiczna „ceglana” Nokia. W następnej chwili chłopak zaczął wciskać mi sprzęt:
-Panie, zlituj się, telefonik niemal nowy, bierz pan, taka okazja się nie zdarza!
-Panie, na ch*j mi to”?!
-Dla pana 100% zniżki
-Spiepszaj pan, nie mam czasu
-Ojciec mnie zabije…
Po tych słowach mężczyzna uderzył mnie z całą siłą w twarz. Napływ adrenaliny nakazał mi walczyć, po chwili powaliłem go na ziemię, przepychaliśmy się w parterze jeszcze przez pół minuty. W pewnym momencie wyciągnąłem mu z ręki Nokię i uderzyłem go w twarz wybijając mu siekacza i trzonowca. Ogłuszony napastnik przez za chwilę rzucił się do ucieczki. Nabuzowany rozdeptałem starą Nokię która pośrednio przyczyniła się do zajścia. Po początkowym szoku, w końcu otrzeźwiałem, wróciłem do muzyki…
Na następny dzień już prawie nie myślałem o zajściu z poprzedniego dnia.
Wieczorem, oglądając telewizję znów usłyszałem dzwonek do drzwi, pomyślałem: „Oż ku**a mać”. Z drugiej jednak strony pomyślałem, że piorun nie uderza w to samo miejsce, myliłem się…
W drzwiach stała zakrwawiona kobieta, krzyczała, że ucieka przed zamaskowanym napastnikiem, wyglądała wiarygodnie, więc po krótkim wahaniu otworzyłem drzwi. W mgnieniu oka z cienia wyłonił się mężczyzna, uderzył mnie w twarz i zakneblował, następnie założył mi worek na głowę.
Przez następne godziny nie miałem pojęcia, co się ze mną działo i jakie zamiary mają porywacze. Jechaliśmy chyba jakąś furgonetką. Z tego co podsłuchałem było ich czterech, trzech mężczyzn i jedna kobieta. Porywacze przez większość drogi tryskali humorem:
-Ale będzie miał prze****e jak go dowieziemy do Rafała, nie Paweł?
-A jaaaak, zdrówko, ku**a nasza m****ć
Po tych słowach usłyszałem dźwięk kieliszków.
Paweł chyba był kierowcą i miał wyjątkowo słaby łeb, ewentualnie pił już wcześniej, bo w pewnym momencie uderzył z pełną prędkością w drzewo.
Oszołomiony, wyczołgałem się z wraku, wciąż byłem okryty workiem, a moje ręce były związane. Przeciąłem sznur o kawałek blachy, po czym zdjąłem worek im knebel. Nigdy tak nie ucieszył mnie widok wypadku drogowego, który przecież kojarzy się negatywnie. Po krótkich oględzinach zauważyłem, że kierowca ma resztki mózgu wciśnięte w kierownicę, żaden z porywaczy nie miał zapiętych pasów, poza kobietą, która wyleciała przez przednią szybę, leżała na masce odbiwszy się od drzewa, w oczach miała jeszcze kawałki szkła, pozostałych dwóch mężczyzn siedziało ze mną na tylnym siedzeniu, wydawali się nieprzytomni. Radość z nagłego oswobodzenia przeszła jednak, gdy rozejrzałem się dookoła i zauważyłem, że jestem w czarnej(bo był środek nocy) dupie(po prostu tak się mówi…). Znajdowałem się na wąskiej drodze pośród drzew, wokół poza nimi nie było nic, telofon został w domu, musiałem więc zdać się na instynkt. Wróciłem do wraku, jeden z potencjalnie żywych mężczyzn przestał właśnie oddychać, w ręce trzymał otwartą butelkę wódki. Co ciekawe nie wszystko się wylało. Wypiłem z gwinta na odwagę. Ostatni porywacz na szczęście jeszcze oddychał. Natychmiast związałem go swoim niedoszłym sznurem, po czym ocuciłem mocnym klaskaczem.
-k***a mać, co jest do ch**a
-Ty mi powiedz, gdzie my ku**a jesteśmy
-w czarnej dupie
-to wiem, tracę cierpliwość!
-ja skończyłem podstawówkę, nie geografię
-masz ostatnią szansę; 1, 2…
-Ku**a serio, Paweł wiedział, szef się gdzieś przeniósł…
-Szef?
-Rafał Enter, nowy w tym w tym światku, ale zapłacił za ciebie kupę szamlu…
-czego chce?
-Upokorzyłeś jego syna, Sebę
-A, tego chu*ka, hahaha
Niespodziewanie mój rozmówca zdechł, nie jestem ekspertem ale wyglądało to na szkorbut, Zmarli porywacze zaczęli śmierdzieć, więc musiałem myśleć szybko. Zaznaczam, że byłem podpity więc nie myślałem do końca racjonalnie. Postanowiłem pójść na ryzyko, zabrałem telofon Pawła, który cuchnął najmniej i wyszukałem numeru do niejakiego Rafała Entera. Znalazłem i wtedy zrodziły się wątpliwości, ale lepsze to niż iść mroczną ulicą w nieznanym kierunku. Zrobiłem to, wybrałem numer do Rafała, czekają na sygnał usłyszałem czasoumilacz w postaci utworu „The Unforgiven”, przez chwilę pomyślałem nawet, że to swój chłop. Odebrała starsza kobieta:
- Czy ja z szefem?
-Z jego żoną
-Pani(yyy, ku**a, ku**a) Grażyno…
Zanim kobieta odpowiedziała, usłyszałem donośny męski głos: „Grażyna, ile razy ci mówiłem o odbieraniu moich telefonów, wypi*****aj do garów, RAUS!”
-Tak Paweł?
Alkohol zaczynał słabnąć, a wraz z nim moja odwaga, ręce trzęsły mi się tak, że trudno było mi utrzymać telefon, zdawałem sobie jednak sprawę, że to sprawa życia lub śmierci.
-Paweł gryzie glebę, tak jak cała żenująca reszta, którą wysłałeś, następny będzie twoja żona i twój upośledzony syn!
-Hmm, takich skur*****ów szukam, a Pawła i mojej żony i tak nie lubię, jestem z nią tylko dla dziecka. Co powiesz na spotkanie? Jutro o 18:00, Kujew ul. upośledzona 13
-(O ku**a, udało się) z przyjemnością panie Rafale
Wbrew pozorom to był wtedy najlepszy pomysł, tylko wkupując się w jego łaski mogłem to zakończyć. Problem był jednak taki, że wciąż byłem na środku niczego…
Zabrałem spluwę jednego z porywaczy i trochę gotówki którą mieli przy sobie i ruszyłem niedoszłym kierunku jazdy furgonetki. Po około dwóch godzinach wyczerpującego marszu ujrzałem przed sobą tabliczkę informującą, że wchodzę do Kujewa. Rozejrzałem się po okolicy i zamówiłem noc w hotelu, gdzie jako tako przygotowałem się do spotkania, na moje szczęście(albo fabularne uproszczenie) ktoś zostawił w szafie czyste, pasujące ubranie. Rano zorientowałem się, jak trafić na podany adres. Ujrzałem piękną rezydencję, którą zapewne zamieszkiwał Rafał Enter. W końcu nadeszła 18, stresu nie było końca, więc kupiłem flaszkę w pobliskim monolplowym. Po kilku minutach trafiłem pod bramę rezydencji. Po chwili wypatrzył mnie ochroniarz.
-Czego tu szukasz gówniarzu?!
-Ja do Rafała
-Jak już do do PANA ENTERA, wypie*****j stąd, bo psami poszczuję!
Spod drzwi rozległ się znany mi już głos.
-Przemek, wpuść go ku**a!
-yyy, taaak, panie Ent…
Strażnik otworzył bramę, a ja powoli, acz pewnie podszedłem do szefa.
-A więc to ty…
-Tak to ja, ale przejdźmy już do rzeczy…
-Nie pier****sz się, to lubię!
Weszliśmy do środka.
Rafał Enter wyglądał jak XIX wieczny dżentelmen, nosił długie sumiaste wąsy i lekko zapuszczone czarne włosy. Ubrany był w szarą marynarkę i dresy! Brakowało mu tylko kapelusza(albo łysego łba).
On i Seba to jedna krew, to wtedy stało się jasne. Po wyjściu z korytarza znaleźliśmy się w salonie. Na stole już leżał stos flaszek z całego świata, jakby Rafał czytał mi w myślach.
Przy stole siedzieli: Grażyna, żona Entera i Seba, z którym już miałem do czynienia. Grażyna wbrew zgodnie z wbrew memom była piękną, rudowłosą kobietą po czterdziestce. Za Entera wyszła pewnie dla godnego życia, ale chyba się przeliczyła. Odezwał się Rafał.
-To co, do dna, a potem interesy?
-A jakże, ku**a mać
-Zdrówko!
To był pierwszy kieliszek, wbrew zapewnieniom Entera wcale nie przeszliśmy do rzeczy, Rafał wolał wypytywać o pierdoły, mógłbym zareagować, ale rozmawiało mi się z nim jak z bratnią duszą. Przez następne dziesięć kieliszków rozmawialiśmy o polityce, kobietach, pracy, hobby, modzie itp…
Kiedy byliśmy już nieźle podpici temat zaczął zbliżać się do tego właściwego.
-Grażyna, ty do garów! Seba, zostań; panie…
-Arek
-O czym to my mieliśmy porozmawiać?
Nie chciałem już przechodzić do tematu Seby, zaimprowizowałem. Enter wydawał się znacznie bardziej podpity ode mnie, miałem przewagę.
-Miał mi pan opowiedzieć dowcip, panie Rafciu
-Acha, no tak. A więc: Przychodzi dwóch czarnych do zoo i…
W tym momencie wóda znów uderzyła do głowy i wybuchnąłem śmiechem jeszcze zanim Rafi dokończył żart, machnąłem odruchowo ręką i przewróciłem niedawno otwartą butelkę wódki, która rozlała się na podłodze. Rafał momentalnie wpadł w szał zapominając o naszej dobrze zapowiadającej się relacji. Wóda była dla niego rzeczą świętą.
-Zabiję…ku**a zabiję…
Enter wyciągnął pistolet i wycelował we mnie, nacisnąłem na krzesło przewracając się z nim do tyłu przez co ominął mnie pocisk. Rafał jakby zapomniał o broni palnej,  podniósł pustą flaszkę i ruszył w moją stronę. Szczęśliwie dla mnie Enter poślizgnął się o rozlalny trunek i niefortunnie wpadł głową na pobliską komodę rozbijając sobie czaszkę. Seba tymczasem jak można się domyślić wpatrywał się w zajście zszokowany. Po chwili poczuł chyba przypływ odwagi, bo rzucił się w moją stronę, odskoczyłem w stronę pukawki Entera(moją skonfiskowano przy bramie). Seba był jednak równie szybki i po chwili odkopnął mi broń z ręki, choć zdążyłem co prawda wystrzelić, ale trafiłem tylko w nogę. Syn Entera zawył z bólu i złapał się za nogę skacząc na lewej. Nieszczęśliwy los sprawił, że skacząc do tyłu trafił na rozlaną wódkę i przewracając się pechowo trafił głową na kraniec stołu rozbijając sobie łysą głowę. Pokój był już pełny krwi, a hałas zwabił żonę Rafała Entera i kilku ochroniarzy, którzy momentalnie stanęli dęba. Grażyna po chwilowym szoku odezwała się.
-Dziękuję. Puśćcie go. Wyświadczył nam dzisiaj przysługę. Adrenalina w końcu opadła i ruszyłem do wyjścia, zapomniałem jednak, że rozlany napój wciąż jest na miejscu, poślizgnąłem się i wpadłem na ciało Rafała paprając się krwią, z której czuć było jeszcze alkohol.

PathologyBear

opublikował opowiadanie w kategorii komedia, użył 2009 słów i 11143 znaków. Tagi: #śmieszne #satyra #kryminalne #inne #absurd

Dodaj komentarz