Na pokładzie statku kosmicznego „Deep hole” kapitan Magusta wpatrywał się w gwiazdy. Wiedział, że gdzieś tam jest życie, bo wyruszył z Ziemi i zgubił się w odmętach kosmosu. Był znany z tego, że wszystko, czego się chwycił obracał w perzynę. Mogła to być też sprawka jego podwładnych, ludzi, którym nawet szczur by nie zaufał. Obok kapitana stanął jego podwładny, Han Multi.
- Witaj, kapitanie. Jak tam?
- A do dupy. Dziękuję.
- Mogę w czymś pomóc?
- Tak, zamknij się. Myślę jak nie rozbić się na kosmicznych skałach.
W głośniku rozległ się głos technika, Chcebaka.
- Mamy problem. Ściga nas niezidentyfikowany obiekt latający klasy „ Not Fast Enough”.
- W takim razie wystrzelcie rakietę „Shit fucking”. Będzie rozróba.
- Tak jest.
Kapitan wpatrzył się w ekran.
- I co, wystrzeliliście? Ten dupek dalej leci.
- Ekhm… Chyba poszło w drugą stronę. Zestrzeliliśmy własną jednostkę.
- O, kurczę.
Pozostałe jednostki widocznie pomyślały, że zostały zaatakowane przez wroga lecącego za nimi i przystąpiły do kontrataku. Rozpętała się kosmiczna bitwa, tylko statek kapitana Magusty szybko oddalał się z terenu walk.
- Czemu im nie pomożemy? – zapytał Han Multi.
- Dadzą sobie radę. Tylko problem w tym, że nasz komputer już zidentyfikował ten obiekt lecący za nami. To kosmiczny statek wycieczkowy „Tiffanic”. Wybrał się w swój dziewiczy rejs. To prototyp, dlatego tak długo zeszło z identyfikacją.
- Kapitanie, zbliżamy się do planety ziemiopodobnej! – zawołał Chcebaka.
- Nasza Ziemia na horyzoncie! Nareszcie! – wykrzyknął Magusta, spoglądając na monitor, na którym pojawił się obraz planety.
- Skąd ta pewność?
- Chyba widzę Wielki Mur Chiński.
- Nie, to mucha nasrała na ekran.
- W każdym razie lądujemy. Trzeba poznawać nowe cywilizacje i nawiązywać z nimi przyjazne stosunki.
- Kurk, nie ten guzik!- zawołał Chcebaka. – Pieprzony praktykant.
- Cholera, chyba przez przypadek wystrzeliłem resztę rakiet „Shit fucking”. Zniszczą połowę planety.
- Cała naprzód! – rozkazał kapitan. - Jakby co, nas tu nie było.
1 komentarz
Margerita
łapka w górę