Przybysze - Rozdział 4 - Niebo i Piekło (AKTUALIZACJA)

Przybysze - Rozdział 4 - Niebo i Piekło (AKTUALIZACJA)Thomas ostrożnie otworzył oczy. Było wciąż wcześnie. Dzienne światło dopiero leniwie zaczynało się przebijać do skromnie aczkolwiek elegancko umeblowanego mieszkania rozmiarem nie przewyższającego jego własnego. Tom usiadł na kanapie i przeanalizował sytuację. Nie jest w swoim mieszkaniu, jest kompletnie nagi a na dodatek nie był w łóżku sam. Odwrócił się i potrzebował chwili na zrozumienie, że jednak nie śni. Również naga, Alice leżała na boku odwrócona do niego plecami. Rozpuszczone czarne jak obsydian włosy sięgały jej do ramion. Perfekcyjne ciało powoli lecz coraz mocniej obmacywane  było przez pierwsze promienie słońca. Wyglądała jak żywcem wyjęta z obrazu jakiegoś renesansowego malarza. Na sam ten widok Tomowi robiło się słabo. Dodatkowo ten zapach. Biła od niej woń przypominająca zapach świeżych róż i mięty. Alice często używała różnej maści perfum przez co rzadko kiedy udało mu się zwietrzyć jej naturalny aromat. Tom powoli zbliżył się do wciąż śpiącej kobiety. Położył dłoń na jej biodrze i powoli zaczął zjeżdżać w kierunku brzucha. Po chwili zmienił nieco kierunek i zszedł poniżej pasa.  
- Mmmm… Masz ciepłe dłonie.
- Czyżbym odkrył twój fetysz ?
- Tej nocy odkryłeś już chyba wszystkie.
Alice odwróciła się do niego twarzą. Wciąż miała na ustach szkarłatną szminkę jednakże mocno już wyblakłą. Źrenice szmaragdowych ocząt momentalnie zareagowały na oświetlające je przez zasłony słońce. Pocałowali się. I by to jeden z dłuższych pocałunków. Przerwał im dopiero budzik w telefonie Alice.
- Cholera… - Wstała niezgrabnie i podeszła do niewielkiej ławy.  
Teraz dopiero zobaczył ją w całej okazałości. Był pewien, że jeżeli na tym świecie są jakieś boginie to w tym momencie zagryzają pięści z zazdrości. Był dość mocno przekonany iż znacznym czynnikiem wpływającym na jej wygląd były uczucia jakie do niej żywił mimo to był pewien, że nie zna innej równie pięknej kobiety..
- Jeżeli Bóg stworzył coś tak pięknego na ziemi to nawet nie chcę myśleć jak jest w raju.
- Panie Jackson ! Pan się zapomina…- Zaśmiała się cicho, wyłączając alarm.
Tom podszedł do niej i objął ją delikatnie zza pleców
- Alice… Zostańmy. Świat nie zawali się jeżeli raz sobie odpuścimy.
- Nie zapominaj że ostatnio odpuszczaliśmy sobie aż za często.  
- Wiem ale…
- Żadnego ale.
- Alice…
Odwróciła się i uciszyła go pocałunkiem.
- A więc tak to jest… - Odparł Tom po chwili.
- Idę wciąć prysznic. Tobie też radzę.
- Mam iść do siebie ?
- Jeżeli chcesz.
- W tym kłopot. Myślę że kapiąc się razem zaoszczędzimy dużo czasu i wody.  
- Ohh ?
- Wiesz… Trzeba oszczędzać wodę prawda ?
- Trzeba, trzeba.
- Sama widzisz…
Kąpiel zajęła im nieco więcej czasu niż myśleli. Głownie dlatego, że Tomowi nie w głowie było mycie się a raczej czynności idące zupełnie w odwrotnym kierunku. Po osuszeniu się i ubraniu wyszli z domu i ruszyli samochodem do Nory. Większość drogi zeszła im na krótkich wymianach zdań dotyczących napotkanych na drodze rzeczy lub osób. Kiedy zjawili się w BNP w centrali panował chaos. Funkcjonariusze różnego stopnia biegali po obszernym pomieszczeniu, każdy w innym kierunku raz coś niosąc a raz z krzykiem przekazując informację. Ci pracujący przy biurkach nawet na chwilę nie odrywali głów od ekranów komputerów. Z całego tego bałaganu wyłonił się nagle Toby.
- Ach ! Jesteście w końcu… - Westchnął z ulgą.
- Co tu się dzieje do cholery ?
- Skylianie… Rozpętali prawdziwą wojnę w sektorze piątym. Wysłaliśmy tam już trzy oddziały QR.
- Co ? Dlaczego ? – Wtrąciła Alice.
- Po śmierci Tyliusa nie mają żadnego przywódcy. Walka o władzę. Doszło do podziału na trzy główne grupy które mordują siebie nawzajem oraz każdego w  okolicy.
- Kurwa ! Powinienem był to przewidzieć… - Tom podejrzewał, że gdy zabraknie Tyliusa skyliańska społeczność popadnie w chaos.
- Jak i my !
Tom odwrócił się i zobaczył wychodzącego z windy człowieka w średnim wieku z okularami na nosie i pokaźnym zarostem, ubranego w ciemny garnitur. Był to Samuel Hopkins. Główny dowódca BNP i były szef CIA jednocześnie.
Łowcę zdziwiło to, że pokazuje się w centrali. Zazwyczaj siedzi w gabinecie z resztą szefostwa i kontaktuje się tylko z niewielką grupka oficerów.
- Pan Hopkins ! – Alice niezwłocznie stanęła na baczność. Widać było po niej zestresowanie.
- Widzę, że sprawa naprawdę jest poważna ?
Hopkins zignorował Toma.
- Panno Santiago. Macie dwadzieścia minut na przygotowanie się po czym ruszacie w teren. Pan zaś panie Jackson niech lepiej postara się z całych sił pomóc ogarnąć bałagan do którego pan doprowadził zabijając Tyliusa.  
Thomas miał przez chwilę zamiar kłócić się co do swojego udziału w sprawie ale powstrzymało go pełne ognia spojrzenie Alice.
- Tak jest… - Zameldował z niezadowoleniem.
Ruszył z Alice w kierunku zbrojowni. Kiedy ona przebierała się on dobierał ekwipunek. Wybrał pistolet maszynowy MP5 ze zmodyfikowana lufą i pełna kolbą oraz pistolet Five-seveN MK2. Do tego uzbroił się w hartowany nóż i kamizelkę z kevlarem którą przykrył swym wiernym płaszczem oraz dwa granaty ogłuszające. Alice w tym czasie zamieniła swój elegancki ubiór na damski mundur BNP i podobnie jak Tom wyposażyła się w kamizelkę. W kaburze przy pasie trzymała pistolet USP w wersji compact.  
- Gotów ? – Zapytała wiążąc włosy w kok.
- Ty po prostu nie możesz przestać wyglądać bosko nawet na chwilę co ?
Uśmiechnęła się do niego po czym zbliżyła i wyszeptała do ucha.
- Wiesz co ?
- Hmm ? – odparł Thomas również szepcząc
- Mundury i broń naprawdę mnie podniecają.
- Może zacznę więc nosić mundur ?
Alice odeszła powoli w kierunku drzwi kusząco kręcąc biodrami. Thomas stał przez chwile w samotności zalany obrazami wytworzonymi przez jego bujną wyobraźnię.

Po mniej więcej godzinie podróży transporterem opancerzonym dotarli do sektora piątego. Slumsy wypełnione topornymi betonowymi chatami przypominały pod każdym względem strefę wojny. Wszędzie było pełno dymu i ognia. Na ulicy leżały ciała skylian jak i innych przybyszów. Co po chwila powietrze przecinały odgłosy wystrzałów i eksplozji. Wraz z czwórką innych odzianych w lekkie opancerzenie taktyczne funkcjonariuszy wysiedli na środku opustoszałego placu i ustawili się w kręgu.
- Jaki jest plan szefie ? – Spytał jeden z nich z twarzą ukryta pod kominiarką.
- Słuchajcie sierżant Santiago !  
- Skylianie podzielili się na trzy grupy walczące o władzę w sektorze. Kiedy zlikwidujemy ich przywódców powinni się rozpierzchnąć a wtedy odzyskanie kontroli nad sektorem będzie bardzo proste. Naszym celem jest Rakka. Dowodzi największą grupą. Był głównym zastępcom Tyliusa. Znajduje się w  magazynie SZN cztery przecznice stąd na północ wraz z około dwoma tuzinami podwładnych. Grupy uderzeniowe Santos i Oklahoma zajmą się pozostałą dwójką watażków.
- Co z cywilami ? – Zapytał funkcjonariusz z długa szramą przecinającą jego prawy policzek.
- Są naszym drugorzędnym celem. Możemy im pomóc tylko wtedy jeżeli nie będzie to przeszkadzało w wykonaniu głównego zadania.
- Wszystko jasne ? – Zapytał Tom.
Cała czwórka potwierdziła chórem.
- To wymarsz !  

Ponad godzinę zajęło im przedarcie się przez zrujnowane ulice. Na szczęście napotkali tylko kilku skylian po drodze których szybko zlikwidowali oraz grupkę spanikowanych cywili różnych z ras którym kazali się ukryć. Przy magazynie Thomas zarządził postój.
Po mniej więcej dwóch godzinach byli już gotowi szturmować magazyn. Zdecydowali się zaatakować z dwóch stron. Alice wraz z zamaskowanym funkcjonariuszem miała zajść skylian od tyłu podczas gdy Thomas wraz z resztą szturmowaliby główną bramę kilkupiętrowego betonowego budynku.
Oszpecony funkcjonariusz zwany przez kolegów Buźką podłożył ładunki pod rozsuwaną blaszaną bramą. Wszyscy ustawili się pod ścianą gotowi do ataku. Buźka włączył detonator i po potężnym huku w powietrze wyleciała chmura pyłu i metalowych odłamków. Agenci nie tracili czasu i od razu wkroczyli do magazynu. Wewnątrz wypełnionego wielkimi metalowymi regałami budynku znajdowała się grupka kilkudziesięciu przybyszów w tym siedzący na drewnianej skrzyni Rakka najwidoczniej zajęty wcześniej konsumpcją lokalnego trunku podobnego do piwa. Funkcjonariusze oddali pierwsze strzały i kilkoro skylian padło trupem na ziemię.  Reszta w panice poszukała osłony przygotowując domowej roboty broń palną. Rakka schował się szybko za pobliskimi skrzyniami wydając rozkazy swoim ziomkom. Thomas wypuścił serię z MP piątki trafiając jednego ze skylian prosto między oczy. Reszta agentów szybko pochowała się za czymkolwiek się dało i poczęła częstować ołowiem szaroskórych przybyszów. Strzelanina trwała dobre pięć minut dopóki Alice wraz z zamaskowanym agentem nie zaatakowała skylian z niewielkiej kładki podwieszonej za nimi pod sufitem. Ci poczęli panikować zdezorientowani nagłym atakiem zza pleców. Część próbowała ratować się ucieczką przez tylnie drzwi. Większość jednak padła po drodze od kul agentów BNP. Po około kwadransie jednymi przybyszami w magazynie pozostali Rakka wraz z dwójką przybocznych.
- Jebane ludzkie ścierwa ! – Wykrzyczał zza skrzyń kiedy z jego broni wyleciały ostatnie kule po których nastąpiła salwa skyliańskich obelg i przekleństw skierowanych w kierunku pustego magazynka.  
Thomas niezwłocznie wychylił się zza żelbetonowego filaru i po kilku sekundach sprintu przeskoczył ponad głowami skulonych skylian. Szybko zastrzelił obydwoje z przybocznych. Celował już w Rakkę kiedy po pociągnięciu za spust usłyszał tylko głuche kliknięcie w mechanizmie broni. Rakka szybko wykorzystał sytuację  i z całej siły uderzył łowcę pięścią w pierś. Thomas padł na plecy oszołomiony niespodziewanym ciosem. Skylianin uniósł jedną ze skrzyń i użył jej jako zasłony przed kulami lecącymi w jego kierunku. Z rykiem wybiegł na zewnątrz taranując po drodze jednego z funkcjonariuszy. Thomas szybko wrócił na nogi i ruszył w pościg za watażką. Oddał kilka niecelnych strzałów w kierunki Rakki z szybko wyciągniętego pistoletu, wciąż za nim biegnąc. Po jakiś ośmiuset metrach w końcu dogonił przybysza i powalił go na ziemię. Skylianin wił się i krzyczał ale Thomas nie miał zamiaru tracić czasu. Przystawił Rakkce broń do głowy i pociągnął za spust.
Ciało watażki momentalnie zesztywniało po czym padło bezwładnie. Thomas wstał powoli dysząc ciężko i zauważył, że z jego boku wystaje żebro. Nie odczuwał tej rany więc na razie nie zawracał sobie nią głowy. Alice wraz z resztą drużyny przybiegła po chwili.
- O mój boże ! Thomas !
- Spokojnie to tylko wygląda strasznie.
- Cholerny idioto nie mogłeś chwilę poczekać ? Atkins już miał ich ściągać ! – Alice była dość mocno zdenerwowana.  
Zamaskowany agent kiwnął głową w potwierdzeniu.
- Daj już spokój, lepiej powiedz co teraz robimy ? – Zapytał Tom.
- Hopkins kazał wszystkim drużynom zameldować się w polowym sztabie w szpitalu nr.5 w centrum sektora.
- A więc tam zmierzamy. Buźka dzwoń po transport !  
- Tak jest ! – Odparł Buźka.
Pomimo wykonania zadania Tom miał przeczucie iż ten dzień szybko się nie skończy.  



Na piętrze szpitalu w którym znajdował się sztab panował niemały bałagan. We wszystkich oknach porozstawiani byli snajperzy zaś cała reszta personelu siedziała w jednej z sal operacyjnych żywo dyskutując nad jakimiś planami. Thomas wyłapał w tłumie Hopkinsa przypatrującego się uważnie mapie taktycznej sektora.
- Nie spodziewałem się że zastanę tutaj również i pana. – Powiedział Tom.
- Nie jestem jednym z tych ulizanych oficerków w garniturach którzy niczym dzieci bawiące się ołowianymi żołnierzykami wykrzykują polecenia zza biurek pijąc kawę i obżerając się ciastkami.  
- Cóż… Jestem z pana dumny !
- Daruj sobie durne żarty Jackson i raportuj.
- Melduję iż cel został zlikwidowany !
Hopkins zamyślił się przez chwilę.
- Dobrze więc. Gdzie jest panna Santiago ?
- Uzupełnia amunicję.
- Jak tylko skończy macie dołączyć wraz ze mną do grup Oklahoma i Santos. O ile Kegaw również nie żyje to Czarnoręki zbudował sobie niemałą fortecę na środku lokalnego rynku. Uderzymy w niego wszystkim co mamy.
- Tak jest !
Thomas odszukał Alice w zbrojowni wraz z resztą jego drużyny po czym poinformował wszystkich o nowych rozkazach. Po uzupełnieniu zasobu pocisków wyruszyli transporterami wraz z dowódcą w kierunku rynku znajdującego się w centrum sektora.

Na środku niemalże hektarowego rynku stała wykonana z gruzu i różnorakich śmieci mała twierdza. Wymiana ognia pomiędzy skylianami a BNP trwała w najlepsze. Thomas podążył za Hopkinsem do niewielkiego okopu.
- Meldować ! – Wykrzyczał Hopkins poprzez huki wystrzałów.
- Co najmniej dwudziestu ! Mocno się gnoje zabarykadowały ! Walimy do nich już od godziny i nawet ich nie tknęliśmy. Myślę, że trzeba będzie ściągać czołgi bo inaczej nie ma rady !  
Zameldował mężczyzna w średnim wieku uzbrojony w karabin M4A4 i odziany podobnie jak Buźka i reszta.  
- Nonsens ! Jackson !
- Tak szefie ? – Zapytał Tom
- Musisz użyć tego swojego czary mary i podłożyć jakoś c-4 pod bramę na czole fortyfikacji.
- Sir, nie wiem za bardzo w jaki sposób mam wykorzystać moje moce.
- Potrafisz odkrywać pola maskujące więc również musisz umieć je tworzyć prawda ?
- Nigdy tego nie robiłem ale podejrzewam iż jest to możliwe.
- Dobrze więc… Masz dwadzieścia minut czasu operacyjnego po czym załatwiam czołgi a wtedy lepiej dla ciebie żebyś nie wrócił!  
Toma nieco przestraszyła powaga dowódcy podczas wypowiadania tego ostatniego zdania. Przedstawił sytuacje Alice i reszcie. Choć kobieta początkowo się buntowała to po chwili pogodziła się z faktami.
- Nawet nie myśl o tym żeby tam zginąć jasne ? – powiedziała wręczając mu paczkę z materiałem wybuchowym wraz z bezprzewodowym detonatorem.
- Spokojnie… Wciąż muszę odkryć jeszcze kilka twoich zboczeń.
Alice uśmiechnęła się do niego lubieżnie i oddaliła w kierunku pobliskiego okopu.
Thomas skoncentrował całą swoją uwagę na powietrzu dookoła niego.  Po chwili przez jego zabłysły na sekundę.  
- Działa ? – Spytał Alice.
- Na to wygląda. Jakbyś zupełnie rozpłynął się w powietrzu.
- Okej…
Nie tracąc czasu przebiegł przez okopy wypełnione agentami BNP strzelającymi w kierunku skylian. Ci zaś odpowiadali ogniem z chałupniczych karabinów i prowizorycznych granatników. Tom wymijał zarówno kule jak i wybuchy biegnąc z całych sił w kierunku ufortyfikowanej bramy za którą kryli się ostatni zbuntowani przybysze. Żaden z szaraków wychylających głowę poza barykady zdawał się nie zauważyć jak podkłada kilkukilogramowy ładunek. Był już gotowy się wycofać gdy nagle powietrze przeszył potężny ryk
- TEEEERAZ !!!
Zza bramy wyleciała sporych rozmiarów druciana sieć przykrywając go i krępując. Po chwili przez sieć popłynęła potężna dawka prądu. Tom wił się z bólu rażony milionami woltów. Po minucie skylianie odcięli zasilanie. Łowca był kompletnie sparaliżowany. Próbował dosięgnąć detonatora i przynajmniej dokończyć misje lecz naprzeciwko niego pojawiła się potężna sylwetka Czarnorękiego. Watażka odziany był w pancerz skonstruowany z różnorakich metalowych płyt. W charakterystycznej czarnej prawej ręce znajdował się skyliańskiej produkcji karabin szturmowy. Na tego typu broń mogli sobie pozwolić  tylko najpotężniejsi z nich. Podobną do pyska goryla twarz szpeciły różnej wielkości blizny będące świadectwem doświadczenia Czarnorękiego.
-Jak… Ty…
- Cha ! Podczerwień panie Łowca ! Jedyne co udało ci się stworzyć to pole zakrzywiające światło widzialne. My skylianie widzimy również w podczerwieni o czym chyba zapomniałeś. Dobra, czas zakończyć tę farsę.
- C-co ?  
- CHŁOPAKI ! DO ATAKU ! – Wykrzyczał stwór.
Thomas zauważył jakiś ruch w pobliskich alejkach. Po chwili był już wstanie dobrze dostrzec hordę skylian szarżujących w stronę okopów. Skylianie wbili się pomiędzy oficerów BNP wyżynając ich jednego za drugi. Tom cały czas próbował odzyskać władzę w kończynach jednakże potężna dawka energii wykluczyła je z użytku na dłuższą chwilę. Był zmuszony obserwować jak jeden po drugim jego koledzy są zarzynani przez zbuntowanych przybyszów.  
- Muszę coś zrobić… Alice ! Muszę ją stamtąd wyciągnąć !
-Jest pewien sposób…
- Co ? Kto to ?
Dobrze wiesz kto…
- N-nie ! Zostaw mnie ! – Wykrzyczał w panice Tom.
- Co ty tam pierdolisz Jackson ? – Zapytał Czarnoręki
-Beze mnie zginiesz tak ty jak i twoi towarzysze…
- A co tobie do tego ?
-Wraz z twoją śmiercią zniknę również ja…
- Bo się popłaczę…  
-Jest jednak jedno wyjście jak wcześniej wspomniałem.
- Ta ? Jakie niby ?
- Zamknij ryj Jackson psujesz mi przedstawianie ! – Wykrzyczał watażka
- Oddam ci kontrolę. Dam ci swoją moc ale pozwolę tobie sprawować władzę nad nią. To jedyny sposób na uratowanie twoich bliskich.  
- Znowu zamienisz mnie w monstrum ?
- Tym razem jednak to ty będziesz u steru…
- Gdzie jest haczyk ?
- Aby tego zrobić musimy dokonać kompletnego połączenia. Musimy scalić nasze esencje. Stać się jednym.
- Nigdy !
- Powiedziałem stul pysk ! – Skylianin kopnął go potężną stopą w twarz.
- Jeżeli to zrobimy to już na zawsze będziesz miał kompletną kontrolę nad przemianą jak i również podczas niej. Uwolnię cały twój potencjał. Dodatkowo byle paralizator nie będzie już oddziaływał na mnie co zawsze tak mocno obijało się na tobie. Nawet miliony woltów nie będą wstanie powstrzymać gniewu który się w tobie rozpali. Co prawda od tego momentu będziesz słyszał moje myśli a ja zaś poznam wszystkie twoje ale to nie jest chyba coś aż tak strasznego ?  
- Skąd mam wiedzieć że mnie nie oszukasz ?
-  Nie jestem w stanie…
-  Gdyby… gdyby tylko był jakiś sposób…
-  Niestety nie ma innego…
- Wiem to. Ahh… W porządku… Co mam zrobić ?
-  Otwórz swój umysł Thomas !
¬Tom poczuł jak Szepczący wwierca się w jego świadomość powoli wtapiając się w nią i dochodząc do najskrytszych zakamarków jego umysłu. Mężczyzna doświadczył pełnię potęgi jego bytu i został zalany masą obrazów i uczuć. Kiedy te ustały wszystko stało się dla niego jasne. Wszystko było takie oczywiste. Był zszokowany że nie dostrzegł tego wcześniej. Zrzucił z siebie sieć i powstał.
- Co do cholery ?! -  Zaklął Skylianin.
- JESTEŚMY JEDNOŚCIĄ !  

Potężny wybuch zabrzmiał w całej okolicy. Czarnoręki wstał z ziemi podpierając się swoim karabinem. Wszyscy w okolicy zamarli. W miejscu w którym wcześniej był Thomas stała obecnie naga potężna trzymetrowa postać o czarnej skórze i muskularnym ciele. Z jego pleców wyrastały dwie macki zwieńczone jadowitymi kolcami. Na głowie stwora znajdowały się czarne włosy zaś twarz z czerwonymi oczami uzbrojona była w szczęki o wielu ostrych i masywnych zębach. Dłonie kreatury przekształcone były w kilkucentymetrowej długości czarne szpony. Tom po raz pierwszy poczuł moc jaką dysponuje.
- Czym ? Czym ty kurwa jesteś ?!
- CZYM JESTEM !? JESTEM ZNISZCZENIEM ! JESTEM KOŃCEM WSZYSTKIEGO ! AVATAREM DESTRUKCJI ! NIECHAJ ŚWIAT SPŁONIE W MOIM GNIEWIE !!!
Tom chwycił watażkę za głowę i uniósł go do góry po czym jednym machnięciem ręki rozerwał brzuch stwora wyrzucając wszystkie jego wnętrzności na pobliska ścianę. Odrzucił wciąż drgające truchło Czarnorękiego i pobiegł w kierunku okopów. Po drodze siekał wszystkich Skylian jak warzywa.  
- T-Tom ?  
Kryjąca się za jednym z okopów Alice zauważyła biegnącą w jej kierunku istotę. Thomas zatrzymał się naprzeciwko niej. Pobliscy agenci BNP pospiesznie wycelowali w niego swą broń.
- CO TO DO CHOLERY JEST !? – Wykrzyczał jeden z nich.
- Wstrzymać ogień !
Zza rogu wybiegł Hopkins w towarzystwie dwóch innych agentów. Zmierzył Toma wzrokiem po czym powiedział.
- Ten stwór jest po naszej stronie ! Załatwi za nas Skylian podczas gdy my będziemy się wycofywać !
- Ale szef…
- ŻADNE ALE ! WYCOFAĆ SIĘ JUŻ !
Wszyscy agenci zgodnie rozpoczęli odwrót w kierunku sztabu. Tom nie marnując czasu zignorował zszokowana kobietę i ruszył ku reszcie Skylian. Ci nie mieli z nim żadnych szans. Kule odbijały się od niego zaś jakiekolwiek inne rany goiły się na jego oczach. Gniew który go palił zdawał się rozrywać jego wnętrzności. Nic nie było wstanie go powstrzymać. Bezlitośnie masakrował buntowników którzy poczęli uciekać w popłochu. Jednakże Tom był od nich szybszy. Znacznie szybszy. W pewnym momencie jeden ze Skylian wciąż będących w twierdzy na środku rynku wystrzelił z jakiejś wyprodukowanej najprawdopodobniej przez przybyszów rakietnicy w jego stronę. Wybuch rzucił Tomem w kierunku domostw. Przeleciał przez betonowe konstrukcje jakby były z papieru po czym wylądował na stercie śmieci.  Powstał i z rykiem rzucił się w kierunku twierdzy. Przebiegł dystans kilkuset metrów w zaledwie sekundy. Jednym kopnięciem posłał w powietrze wrota fortyfikacji po czym wtargnął do środka. Jeden za drugim Skylianie byli rozrywani na strzępy, pożerani, siekani oraz miażdżeni. Tom wyrżnął wszystkich co do jednego. Niedobitki czołgały się w różnych kierunkach powoli się wykrwawiając. Jedni stracili kończyny inni mieli zmasakrowane twarze. Wszyscy którzy jeszcze nie skonali zginęli w przeciągu sekund. Krew przybyszów pobrudziła ciało Toma i skapywała powoli z jego szponów. Ich szczątki pokrywały całą okolicę jak krwisty dywan.
- Tom… Ty… Ty…
Thomas obrócił się i zobaczył  Alice stojącą w bramie fortyfikacji. Jej mundur był postrzępiony w wielu miejscach. Gdzieniegdzie rzucały się  w oczy szkarłatne plamki krwi. Większość prawdopodobnie nie była jej. Powoli zbliżyła się do niego i spojrzała mu prosto w jego rozżarzone czerwone ślepia.
- Ciii… Już jestem. Już po wszystkim.
Łowcy przeleciały przed oczami wspomnienia z tego feralnego dnia kiedy ujrzał ją po raz pierwszy. Spojrzała na niego niemal identycznie jak wtedy. Tym razem jednak był świadom wszystkiego. Zrobił to z własnej nie przymuszonej woli. I to właśnie przerażało go najbardziej. Szał bitewny powoli zaczął słabnąć aby po chwili całkowicie opuścić jego duszę. Jego ciało również poczęło wracać do swojego pierwotnego stanu. Nie minęła minuta gdy leżał już skulony i nagi na ziemi czerwonej od posoki przybyszów z głową na kolanach Alice.
- Dobra robota… A teraz zaśnij i zapomnij o tym piekle.
- To piekło… Będzie za mną podążać do końca moich dni…
Alice usłyszała jego słowa lecz Tom nie zdążył usłyszeć jej odpowiedzi. Mrok zalał jego umysł i nie był świadom niczego więcej.

scypat

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 4065 słów i 23493 znaków, zaktualizował 8 gru 2015.

Dodaj komentarz