W końcu Jim trafił na miejsce. Spojrzał na wyświetlacz Namierzalnika, dwie migające kropki prawie nakładały się na siebie. Dotarł na złomowisko. Z daleka było słychać chrzęszczące odgłosy. Cała ziemia wibrowała. W samym centrum znajdowało się kilkadziesiąt robotów, wśród nich dostrzegł również swojego. Nie było sensu czekać, aż zrobi się gorąco. Wcisnął czerwony przycisk, starając się nakierować go na sam środek grupki maszyn. Nic się nie stało. Czyżby kolejny niedziałający sprzęt Freda? Jakoś nie było w tym nic dziwnego. Spróbował jeszcze raz, ale rezultat był taki sam.
Postanowił się bardziej zbliżyć. Może sprzęt ma określony zasięg. Gdy już był całkiem blisko, na ekraniku pojawiła się twarz Freda.
- Cześć. Zapomniałem ci powiedzieć, że musisz dwa razy nacisnąć niebieski przycisk, wpisać kod cztery-dwa-cztery, a dopiero potem użyć czerwonego przycisku, z podpisem TR, jak Totalny Rozpierdziel.
- Czekaj, powtórz!
Niestety Fred już się rozłączył. Jim postąpił według instrukcji, wybierając kod dwa-cztery-dwa. Nagle usłyszał zbliżające się odgłosy. Dostrzegł, że roboty ruszyły w jego kierunku. Pewnie ściągnął je krzykliwy głos Freda. Nie było czasu się zastanawiać. Wcisnął czerwony przycisk. W następnej chwili wszystkie roboty eksplodowały, ubarwiając okolicę różnobarwnymi płomieniami. Jim wybałuszył oczy. Chyba coś poszło nie tak.
- Muszę się zwijać – pomyślał.
Od strony miasteczka słychać było nadlatujący pojazd gliniarzy. Nieciekawa sytuacja. Jim wskoczył do jednego z wraków aut i próbował nie oddychać. Policjanci zaraz zjawili się na miejscu wybuchu.
- Niezłe pobojowisko – powiedział jeden z ich. – Niech no tylko dorwę drania, który to zrobił.
- Tak, pożałuje, że się w ogóle narodził.
- Może mnie nie znajdą – błagał w duchu Jim.
- Dobrze, że mamy nowy sprzęt – rzekł gliniarz. – Wykrywa każdą żywą istotę w promieniu kilkuset metrów. Na pewno drań nie uciekł tak daleko.
Jak oni tak szybko tutaj dotarli? Jak widać gliny nie szczędziły forsy na nowe technologie. Jim ostrożnie wyjrzał. Faceci w niebieskich mundurach wyciągnęli jakieś urządzenie, podobne do alkomatu i zaczęli nim skanować okolicę. Po chwili natrafili na kryjówkę Jima. Wykrywacz zaczął piskać.
- Mamy gagatka!
Nie było szans uciekać. Wyciągnęli Jima z wraku i zlustrowali od góry do dołu.
- To chyba jakiś włóczęga. Nie wydaje się być sprawcą tego zamieszania.
- Tylko jego wykryłem.
- Eeee… Ja tylko tędy przechodziłem – łgał Jim. - Mogę już sobie pójść?
- Zabieramy cię na komisariat. Tak łatwo się nie wywiniesz. Czeka cię długie i bolesne przesłuchanie. Co tu w ogóle się stało?
- Te roboty eksplodowały tak same z siebie.
- To ciekawe, bo mój kumpel znalazł takie dziwne urządzonko, na którym są twoje odciski palców.
Pokazali Namierzalnik. Jim musiał go upuścić zaraz po wybuchu. Jak oni to wszystko tak szybko odkryli?
- To Fred mi kazał – zaczął się usprawiedliwiać.
- Znam gościa. Jemu też urwiemy pewne części ciała - powiedział wyższy ze stróżów prawa.
- Ciiicho. Nie strasz podejrzanego – odparł drugi z nich.
Nagle niemal jednocześnie obaj policjanci zacharczeli i przewrócili się na ziemię. Jim chrząknął, ale nikt się nie odzywał. Postanowił więc jak najszybciej stamtąd uciec. Niestety już po chwili drogę zagrodził mu tajemniczy wybawiciel, którego wygląd wcale nie napawał optymizmem.
Dodaj komentarz