What about friendship?

What about friendship?Kiedyś w życiu przychodzi moment żeby się zatrzymać. Lecz to jeszcze nie jest ten czas…
Wiele miałem przystanków. Mam nadzieje, że w tym miejscu odnajdę spokój i normalne życie.
Lublin, Zemborki
Idę przez miasto. Pada lekka mżawka, niebo jest deszczowe. W czarnych dżinsach i skórzanej kurtce przemierzam Lublin. Jest jasno więc ciemne okulary nie utrudniają widoczności. Czarny snapback na głowie jest moim znakiem rozpoznawczym.
Zbliżam się do liceum. Dwupiętrowy budynek z pomazanymi zielonymi ścianami i dużym podwórkiem. Idę przez zatłoczony parking z krzywych płytek i dochodzę do drzwi.
Nieopodal wejścia do budynku stoi grupka dziewczyn. Coś szeptają między sobą. Spoglądam na nie i z winy wystającej płytki przewracam się na ścianę.
Nic mi się nie stało, ale zwróciłem na siebie uwagę stojących na podwórku ludzi. Jedna dziewczyna podchodzi do mnie i z uśmiechem pyta "Żyjesz?”
Wysoka, długie blond włosy i idealnie pasująca nich twarz. Sprawia wrażenie miłej.
-Tak, spoko - Uśmiecham się do niej
-Marcela - podaje mi rękę.
-Cześć. Dominik
-To jest Kaśka - przyciągnęła do siebie niższą ale też fajną koleżankę. Druga blondynka powitała mnie i obejmując ramieniem zaprosiła do budynku gdyż właśnie zadzwonił dzwonek.
Dziewczyny po drodze zahaczyły o szkolny barek.
-Skąd jesteś? - zapytała Kasia.
-Zemborzyce, niedaleko - odpowiedziałem czekając w kolejce. - Chyba powinienem już iść, cześć.
-Do zobaczenia potem - odpowiedziały.
Mieliśmy lekcje do godziny 14. Zwiedziłem budynek, poznałem parę osób a po lekcjach spotkałem się z dziewczynami na ławeczkach przed szkoła.
-Sama chemia - powiedziała Marcela jedząc kisiel.
-Dobre jest, lubię kisiel - Powiedziałem.
-Ale to chemia nie dała się przekonać po czym przymierzyła moją czapkę.
-Pasuje ci - Przeniosłem spojrzenie na Kiełbe - A tobie nie.
Strzeliłem palcami w daszek czapki Kaśki. Snapback spadł na ziemie i na białym daszku pojawiła się ziemia.
Wkurzona zaczęła na żarty się ze mną przepychać. Kiedy się uspokoiliśmy Marcela zadała mi pytanie : Co lubisz robić w wolnym czasie?
Zawahałem się chwilę
-Naprawdę chcesz wiedzieć? - Upewniłem się że z własnej woli chce wskoczyć na karuzelę życia.
-Tak - odpowiedziała. To samo zrobiła zainteresowana rozmową Kasia.
-Dobra, chodźcie - Wstałem z ławki i poszedłem na przystanek autobusowy ciągnąc za sobą te dwie niczego nieświadome dziewczyny. Zakładam że się tego nie spodziewały.
Pojechaliśmy do Zemborzyc do jednego z moich kolegów. U niego w garażu trzymałem moje cudeńko
Biały budynek z ciemnym dachem skrywał mój najcenniejszy skarb.
-Jeszcze nie widziałyście takiego cuda - powiedziałem otwierając bramę garażu.
W ciemnym garażu z jednym tylko oknem było dużo narzędzi. Warsztat był dobrze zaopatrzony. To tutaj odbywa się część mojego nocnego życia.
Na kanale stało w pełni sprawne Mitsubishi Lancer. Czarna matowa farba i czarne duże felgi dawały niesamowity efekt. Ulepszenia za kilka tysięcy pod maską doskonale do tego pasowały.
-I jak? - zapytałem. Stałem z założonymi rękami przed autem i patrzyłem na ich reakcje.
- Nawet ładny - powiedziała Kaśka.
Jeśli ładny ma też oznaczać szybki to się zgadzam - usiadłem na masce.
-Masz prawko? - zapytała Marcela.
- Nie. Ale to nie przeszkadza w fajnej zabawie.
- A jak cię złapią?
-Mnie nikt nie złapie - odpowiedziałem pewny siebie - Nikt.
- A dobrze tym jeździsz? - spytała Kaśka.
- Przekonasz się, wskakujcie - powiedziałem i wziąłem kluczyki ze stołu pod oknem.
Wsiadłem do samochodu i odpaliłem silnik. Dziewczyny siedziały z tyłu.
Ruszyliśmy a po kilku minutach przed nami ukazała się równiutka jak na polskie drogi prosta o długości 10km. Jechałem powoli.
-Uważajcie - powiedziałem.
- Na co? - zapytała Kaśka.
Nie zauważyły dwóch małych czerwonych przycisków na kierownicy.
Wcisnąłem jeden i auto dostało mocnego kopa. Rozpędziliśmy się, zużyłem trochę nitro dla frajdy. Ale potem musiałem przystopować, to zabawka na dzisiejszy wieczór.
- A co będzie wieczorem? - zapytała Marcela kiedy o godzinie 16 siedzieliśmy pod moim domem.
-Zobaczysz - Uśmiechałem się tajemniczo. - O północy przekonasz się po co mi taki napakowany elektroniką i nitro samochód.
Dziewczyny pojechały do domów a ja zamknąłem się w swojej świątyni. Kontemplowałem ten samochód, majstrowałem i modliłem się żeby był gotowy na wszystko.
O jedenastej spotkałem się z dziewczynami w umówionym miejscu.
-Co to za niespodzianka? - dopytywała Kaśka.
-Już niedaleko - skupiony na drodze nie chciałem się rozpraszać.
-Ale co można robić o tej godzinie na mieście? - Spojrzała na mnie Marcela siedząca na przednim siedzeniu.
Niespodziewanie, jak grom z jasnego nieba coś przed nami przemknęło z prędkością światła. Poznałem w tym kształcie Mazde Rx8 mojego znajomego. Szybko przemknął mi przed maską żeby wykonać perfekcyjny drift niedaleko
-Już wiesz? - Spojrzałem na oniemiała twarz Marceli. Przestraszona ale jednocześnie pod wrażeniem.
Puściłem muzykę z kilku głośników które miałem w samochodzie i podjechałem do Damiana który prawie pozbawił mnie zderzaka tym wyczynem.
-Patrz gdzie jeździsz mordo, nie mam kasy na nowy zderzak! - powitałem go przez otwarte okno. Kumpel podjechał do nas i tez otworzył szybę.
-A jednak jeszcze żyjesz. Miałeś fart - powiedział.
Damian ma 31 lat. Obstrzyżony na krótko z lekkim zarostem także uwielbia samochody. Wielbi warsztaty tuningowe tak samo jak ja. Ale my tego nie potrzebujemy. Jako najlepsi kumple dajemy sobie rade z tuningiem naszych aut w jego garażu.
-Wiem - Zaśmiałem się - Jedziemy zgarnąć trochę szmalu?
-Prowadź szefie - Damian pojechał za mną co nie było łatwe bo było ciemno a ja mam cały czarny samochód.
-Witajcie w moim świecie - powiedziałem kiedy za ogrodzeniem parkingu widać było kolorowe światła. Dziewczyny usłyszały też głośną muzykę.
Za bramą przez którą wjechałem ciemne niebo spotykało się z kolorowym światem nocnych imprezowiczów i kierowców. Skąpo ubrane laski, samochody czasem nawet lepsze od mojego i muzyka. Kolorowe neony, błyszczące naklejki, barwione szyby i ciągłe grzebanie w silnikach - to jedno łączy wszystkich znajdujących się teraz na oddalonym od miasta parkingu.
Kiedy wysiadłem z samochodu na mój widok rozległy się krzyki. Nie chwaląc się, ja i Damian jesteśmy popularni w tym środowisku i w tym mieście.
Marcela z Kaśka też wysiadły.
- Trzymajcie się blisko mnie - powiedziałem kiedy szliśmy w kierunku kontenera mieszkalnego niedaleko.
-Yo C, co dzisiaj planujesz? - zapytałem Carlosa. Organizuje wyścigi w Lublinie od 2 lat. Co dwa tygodnie ten nieużywany parking ożywa. Staje się głośny i kolorowy.
-Dwie rundki dookoła fabryk, jak zwykle - Powiedział siedzący na niebieskim fotelu w kącie przybysz z Meksyku. Był w wieku Damiana. Był też naszym dobrym znajomym.
-A o co walczymy? - oparłem się o ścianę.
- Stawka dwa tysiące, plus możesz wystawić samochód
-Auto za auto?
-Wchodzisz w to? - Wstał - Musimy zaczynać.
- Bierz cash, Lancera nie tykaj - Wyjąłem banknoty z kieszeni położyłem na biurku. Wyszedłem z pomieszczenia.
Podeszliśmy z dziewczynami do mojego samochodu przy którym znowu gromadziły się dziewczyny. Damian gadał z jakimś kolesiem.
-Zaczynamy - klepnąłem go w ramię i przerwałem rozmowę.
Przecisnąłem się przez oklaskujący mnie tłum i ustawiłem samochód na linii startu.
Obok mnie zobaczyłem Dodge’a Challangera, Nissana Skylina i podrasowanego Dużego Fiata co było dużym zaskoczeniem. Niby klasyk ale prezentował się nie gorzej od nas.
Linia startu mieściła się na jezdni przy bramie wjazdowej. Namalowana czerwonym sprayem była dobrze widoczna. Ustawiliśmy przednie koła równo przed nią.
Moje pasażerki z tyłu były podekscytowane. Dla mnie to już normalka. Niezła zabawa ale i sposób na życie.
Po obu stronach ulicy na trawie stał tłum ludzi. Krzyczeli imię faworyta. Najczęściej słyszałem” Dominik!”
Carlos wyszedł na ulicy. Odliczył od 3 do 1. Na wykrzyknięte głośniej Jeden z naszych rur wydechowych pofrunęły płomienie.
-Jazda!
Carlos krzyknął, a gdy zdążył się odwrócić już wąchał nasze spaliny. Cztery samochody znikały w oddali. Szybciej, wolniej… wyścig toczył się swoim rytmem.  
Trasa wiodła dookoła czterech starych budynków. Jedno okrążenie zajmowało 3-4 minuty. Przez prawie cały wyścig utrzymywałem się między 3 a 2 pozycją. Cisnąłem pedał gazu ani myśląc zwalniać na zakrętach. Komputer w samochodzie pokazywał trasę, prędkość i inne istotne lub mnie szczegóły. Ja patrzyłem na drogę a Marcela z Kaśką ucieszone nowym doświadczeniem siedziały na tyle.
Nitro skończyło mi się w połowie ostatniego okrążenia. Byłem na 2 miejscu kiedy wtrysk podtlenku azotu odmówił współpracy
-Damn… - przekląłem cicho.
-Co jest? - spytała Marcela.
-Wszystko pod kontrolą, wygram to.
Zdany na naturalna moc dobrego silnika pędziłem przez asfaltową drogę. Na ostatnim zakręcie trochę za bardzo mnie zniosło. Driftując straciłem kontrole nad samochodem. Upłynęło jakieś 3 sekundy zanim wróciłem na tor zza krzaków.
Na trzecim miejscu dotarłem na metę. Wszyscy gratulowali chłopakowi w Dodgu.
-Niech się cieszy, chodźcie stąd - Wkurzony odjechałem stamtąd. Podwiozłem Kaśkę do domu a kiedy jechałem z Marcelą rozwinęła się między na mi rozmowa.
-Starałeś się, było dobrze. - powiedziała po jakiś 10 minutach milczenia.
-Gdyby poszło zgodnie z planem wracałbym do domu bogatszy o 6 tysięcy - Nie patrzyłem na nią.
-Ale nie zawsze można mieć wszystko czego się chce. Ciesz się chociażby tym twoim cackiem. Ten samochód wygra jeszcze wiele razy, tylko w to uwierz.
- Wiele razy to słyszałem. Jestem debilem, wielu uważa mnie za super gościa ale tak nie jest
- I nadal uważasz się za debila? Nie mów tak o sobie.
- A nie jestem?
- Jesteś fajnym kolega, to się liczy
Podjechałem pod jej dom
-Wiesz, dzięki. Potrafisz pomóc człowiekowi - Uśmiechnąłem się do niej.
- Dzięki. Jest druga w nocy więc już usze spadać. Dzięki za fajny wieczór Dom.
Odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi. Kiedy je zamknęła odjechałem stamtąd i pojechałem do opuszczonego garażu za miastem. Nazywałem go ”swoim azylem”. To nic że stary i może się zawalić, przynajmniej jest miejsce na samochód i dla mnie. Jest dach, nie przecieka kiedy pada. Można tam spokojnie pomieszkiwać.
Zbudowany z suporków mały budynek był moim domem. Miałem tam lodówkę turystyczną, płytę grzewczą, przenośny kaloryfer i materac na który teraz padłem.
Następnego dnia poszedłem do szkoły. Na podwórku gdzie dwa dni temu poznałem Marcelę i Kaśkę zebrał się duży tłum.
- Nie bój się, było dobrze! - Dla mnie wygrałeś ten wyścig! - Nie lubie rozgłosu
-Może tak ciszej, co? Nie lubie rozgłosu.
Byłem wkurzony sam na siebie i nie chciałem wracać do sytuacji sprzed 7 godzin. Przeżyłem dzień. O 14 wychodząc ze szkoły natknąłem się w tym samym miejscu co rano na moje dwie koleżanki.
-Sory że tak głośno. - powiedziała Kiełba.
-Spoko - podszedłem do nich. Dziewczyny stały pod budynkiem oparte o ścianę.
-Co robicie wieczorem? - zapytałem biorąc łyk pepsi.
- Nie wiem, chyba nic - powiedziała Marcela i zaciekawiona popatrzyła na mnie.
- Ja też nudy. A co planujesz? - zapytała Kasia.
-A, Damian robi takie małe spotkanko kameralne. Pomyślałem że wpadniecie. Nie ma nic do was, chyba mogę was zaprosić.
O 21 spotkaliśmy się pod domem Damiana gdzie poznały mój samochód. Zebrało się tam kilku moich znajomych więc podwórko stało się wersją mini parkingu na którym odbywają się wyścigi.
Piliśmy piwo i gadaliśmy o głupotach. Potem Damian zaproponował pokera. Miałem ze sobą portfel pełny dochodów z poprzednich wyścigów. I chciałem je rozmnożyć.
Po kilku partyjkach byłem bogatszy o 400 złotych. Na wyścigach wygrywam 10 razy tyle ale żadna kasa nie śmierdzi.
Była głośna muzyka, była Marcela nosząca moją czapkę i Kaśka wygłupiająca się ze mną. Ogólnie noc minęła spokojnie bez większych awantur jak to zwykle z nami jest.
-Muszę już uciekać - powiedziała Kaśka koło północy.
-Dobra, dzięki za przyjście. Kiedyś to powtórzmy - Po wykorzystaniu do końca zapasów trawy Damiana nie mogłem zaproponować jej niczego na droge. Zrobiliśmy na tej imprezie dobry użytek zz małego schowka w jego samochodzie. Opróżniliśmy go do końca.
- Ja wrócę z Dominikiem, zadzwonię jutro - krzyknęła do niej Marcela i wróciła do wylegiwania się z najaranym mną na kanapie.
-Chcesz? Ostatni - Zaproponowałem Marceli ostatniego blanta w tym domu.
- Ja nie chce, ty też nie. Trochę przesadzasz - położyła zioło na stoliku.
- Nie wolno marnować dobrych rzeczy - Widziałem ją przez dym. Nakopcone było tu nieźle.
- A wolno doprowadzać się do takiego stanu? - uśmiechnęła się do mnie czule.
-Ja zrobiłem to samo.
Posiedzieliśmy tam do 1 w nocy. O tej godzinę zakomunikowała mi że jest zmęczona i chce iść do domu.
-Czekaj, mam cos dla ciebie - poszliśmy za garaż.
Tam zobaczyła 2 Mitsubishi Lancery. Jeden jasnozielony, drugi granatowy metalic.
- Który chcesz? - zapytałem.
Marcela była zdziwiona pytanie.
-Żartujesz? Skąd je masz? - Uśmiechnięta zadała mi pytania.
-Wygrałem kiedyś. Miały być dla moich kumpli ale jak widać trafiły się kumpele.
Staliśmy tam uśmiechnięci. Po chwili powiedziała:
- Biorę zielony.
-Damian! - krzyknąłem.
Napity zdołał doczłapać do garażu.
-Jutro weźmiesz ten niebieski Lancer i podprowadzisz pod dom Kaśki, tej mojej znajomej. Zapamiętasz?
-Dźwięk przypominający "Tak” wydobył się z jego ust.
- Ja piłem, więc ty prowadzisz - wyjąłem z kieszeni kluczyki i podałem je Marceli.
Wsiadła do samochodu, odpaliła silnik. Ja bacznie, na tyle ile mogłem uważałem żeby nie skończyła na latarni albo drzewie.
Na szczęście w jednym kawałku dojechaliśmy do jej domu.
-Dzięki - powiedział i wysiadł z samochodu. Zrobiłem to samo.
-Dasz sobie rade? - powiedziała do naćpanego chłopaka usiłującego iść.
-Tak, spoko - Powiedziałem i udałem się w stronę mojego garażu.
Szedłem jakieś 10 minut. Kiedy przechodziłem koło zamkniętego już sklepu usłyszałem za sobą głośne kroki. Mniej niż sekunda, nawet się nie odwróciłem do końca, a zostałem przewrócony na ziemie. Upadłem na brzuch. Jakaś postać szarpnęła mnie za ramię i zaciągnęła między sklepik a sąsiadującą z nim kamienice. Była tam mała zagracona butelkami uliczka
Napastnik rzucił mnie na żwir, po czym nie otwierając oczy usłyszałem że zbiera się tam ich więcej. Leżałem. Po chwili zaczęto okładać kopać mnie po tułowiu. Jeden kop trafił w policzek przez co doznałem braków w uzębieniu. Kopniaki w plecy przyczyniły się do siniaków, a po chwili obolały usiłowałem się podnieść. Kiedy już byłem na klęczkach gotowy żeby się podnieść znowu coś przewróciło mnie na ziemie. Uderzyłem o ziemię. Kiedy znowu resztką sił wstawałem oberwałem kijem w twarz. Z nosa zaczęła cieknąć krew. Leżałem tam, słaby i wycieńczony. To miało się już nigdy nie zdarzyć.
Zasnąłem w tym zapaskudzonym miejscu. Rano znalazł mnie Damian. Wszystko mnie bolało kiedy leżałem na tylnik siedzeniu mojego Lancera. Kiedy dojechaliśmy do domu Damiana spojrzałem na zegarek. Była 15. Miałem chwilowe odzyski i utraty przytomności, mało pamiętam z poprzedniego dnia i ostatnich godzin.
-Dom? - stała nade mną Kaśka. - Jak się czujesz brachu?
Słowa docierały jakoś w wolniejszym tempie.
-Jestem debilem…
-Nie mów tak - Marcela siedziała na drugim końcu kanapy na której leżałem.
- Oni nie mieli mnie znaleźć…
- A kto to był? - zapytała Kasia.
- Ścigają mnie po całym kraju. Miałem odejść z tej branży ale tego nie zrobiłem. Teraz się mszczą bo wygrałem od nich wszystko. Zostali na lodzie i nie chcą się z tym pogodzić.
- To skończ z tym - powiedziała Marcela i podała mi wodę.
-Za bardzo kocham prędkość. A, nie zmarnujcie tych samochodów
-Ja już to zrobiłam - Kaśka się lekko uśmiechnęła.
-Jak to? - Byłem zaskoczony.
-Stoi rozbity u Damiana w garażu - W tym momencie wszyscy się zaśmialiśmy.
Ale mi nie było do śmiechu. Musiałem znowu zacząć od nowa. Ale żeby zacząć od nowa trzeba najpierw zakończyć jeden rozdział.
Zostawiłem u Damiana kilka kopert z pieniędzmi dla dziewczyn, a kiedy trochę doszedłem do siebie pojechałem do mojego zawaliska na obrzeżach. Tam stał mój samochód. O 20 wyjechałem na Lubelskie ulice.
Jechałem wylotówką z miasta. Kierowałem się na północ. Było ciemno, w tym aucie po ciemku mogę pojechać gdzie chce i pozostać niezauważonym.
Toczyłem się z normalną prędkością gdy nagle na mojej drodze stanęła blokada. Nie pociąg czy przebiegający jeleń. Samochód jak mój, tylko niebieski.
Marcela wysiadła z auta, ja też. Staliśmy przy przednich kołach, żadne z nas nie chciało odzywać się pierwsze.
-Dlaczego to robisz? - zapytała w końcu.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Podeszła do mnie.
-Nie można ciągle uciekać, Dominik.
- Nie chcę żebyś miała przeze mnie kłopoty. Ani ty ani Kiełba.
Usiadłem z nią na masce mojego samochodu.
- Ja tak żyje. Kilka dni tu, kilka dni tam. Ciągle jeżdżę od miasta do miasta.
-Znasz historie o kowbojach uciekających za granicę żeby uniknąć kary? - Pokazałem ręką w dal - Tam jest mój Meksyk.
Chwila ciszy.
-Kocham Zemborki ale moja podróż się tu nie kończy. Kiedyś znajdę miejsce gdzie zatrzymam się na stałe. Ale jeszcze nie teraz.
Wstałem z samochodu i nałożyłem jej moją czapkę na głowę.
-Pozdrów Kiełbę… i pamiętaj o mnie
-Spoko… - uśmiechnęła się.
Wsiadłem do swojego samochodu, popatrzyłem na nią przez chwilę. Chciałbym żeby pojechała ze mną ale niestety… Musimy się rozstać abyśmy mogli żyć.
Odpaliłem silnik. Zamykam ten rozdział.
Marcela patrzyła jak w mroku znikają dwa czerwone światła. Jak powoli zatapiają się we mgle by za chwilę zniknąć na dobre. Na zawsze.
Siedziała chwilę na masce po czym też odpaliła silnik i odjechała. Dwa identyczne światła jak te wcześniej zniknęły we mgle. Na miejscu zostały tylko ślady ostrego hamowania i znamię zostawione przez rozerwaną przyjaźń.

Dla Kiełby i Marceli. Love ya girls ;) <3

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 3462 słów i 18798 znaków.

1 komentarz

 
  • kryspin27

    Piękne.

    6 lis 2013