Ścigany

Ze wszystkich sił starając się ignorować ból rozciętej nogi biegł przed siebie. Otaczający go las zdawał się dawać mu schronienie. Noc była nieprzenikniona, burzowe chmury pokryły niebo pozbawiając go blasku księżyca jak i gwiazd. Mrok nie pozwalał mu zobaczyć choćby własnych dłoni, nie wspominając o wystających korzeniach i gałęziach. Wiedział, że i tak go znajdą, sam doskonale czuł zapach upływającej z niego krwi. Dla łowców był to ślad równie oczywisty, co błysk pioruna. Jego uszu dobiegło ujadanie psów. Pchnięty stracham przyspieszył czego skutki odczuł niemal momentalnie. Ranną nogą zaczepił o wystający korzeń, ból pękających mięśni targnął jego łydką. Przygryzając dłoń poczuł smak krwi. Powstrzymując krzyk, przebił się przez skórę sięgając zębami kości. Nie mógł się zatrzymać, z każdą chwilą byli coraz bliżej. Z głuchym stęknięciem podźwignął się na wymacanej w mroku gałęzi. Wtedy właśnie poczuł pierwsze lodowate krople. Zgrzytając zębami, by nie wydać z siebie skomlenia znów ruszył przed siebie. Potężny błysk przebił się przez mrok, tuż po nim rozpoczęła się prawdziwa ulewa. Pomimo bólu uśmiechnął się lekko, los dawał mu drugą szansę. Chwila tej burzy wystarczy by pozbawić oprawców jego tropu. Była to jednak jedyna rzecz, w której deszcz mógł mu pomóc. Ciągłe grzmoty nie pozwalały mu usłyszeć nic więcej, błyski pozwalały jednak dostrzec drogę ucieczki. W jego sercu zatliła się nadzieja. Wsparł się o pień jednego z drzew. Wiedział, że krótki odpoczynek nie pozwoli mu uspokoić oddechu, palące z wysiłku mięśnie będą mu jednak wdzięczne. Wraz z kolejnym błyskiem ustalając kierunek ucieczki, chciał ruszyć przed siebie. Wtedy jednak prócz grzmotu, jego uszu dobiegł jeszcze jeden dźwięk. Dźwięk, który na krótką chwile zatrzymał jego serce. Tylko po to, by za chwile pozwolić mu bić jak oszalałe. Warczenie psa… Odwrócił się w ostatniej chwili, by przyjąć na siebie impet skaczącego nań dobermana. Powaliwszy go na ziemie starał się za wszelką cenę dopaść do jego gardła. Wtedy utrata krwi dała mu się najbardziej we znaki. Czuł, że nie zdoła się długo bronić. Ulewa nie pozwalała mu użyć mocy, musiał szybko coś wymyślić. Lewym przedramieniem wciąż powstrzymując nacierającego psa, prawą dłonią gorączkowo szukał czegokolwiek co pozwoliło by mu się bronić. Chwycił za coś co ciężarem i kształtem przypominało gruby odłam gałęzi. W tym momencie wydawało się idealne. Z największym zamachem na jaki mógł sobie pozwolić, rąbnął dobermana w pysk. Dźwięk łamanej gałęzi zmieszał się z chrzęstem trzaskanych kości. Przyciskająca go do podłoża masa, skomląc odskoczyła. Nie zastanawiając się czy uderzenie było wystarczające, zerwał się do ucieczki. Wyrzuciwszy prowizoryczną pałkę, spojrzał na rozjaśnioną kolejnym błyskiem drogę.  Nie był w stanie zobaczyć co znajdowało się na jej końcu, zdawał się on przesiąknięty mrokiem. Czuł jak z każdym krokiem rana na nodze się poszerza. Miał jednak wrażenie, że to jego najmniejsze zmartwienie. Czekał na kolejny błysk, licząc że pozwoli mu on ujrzeć więcej. Wtedy jednak piorun uderzył tuż obok niego. Odepchnięty jego siłą, odleciał kilka metrów od bolesnego upadku uchroniła go jednak przemoknięta  ziemia, stopniowo zmieniająca się w błoto. Wciąż pchany siła wybuchu przeturlał się kilkakrotnie ostatecznie zatrzymując na przewróconym drzewie. Pulsujący ból przepełnił całe jego ciało, zaraz potem przyszło puste odrętwienie. Każdy milimetr ciała błagał o litość, płuca paliły żywym ogniem, uszy wypełniał szum. Nie mógł się zatrzymać. Musiał uciekać. Wspierając się o zwalony pień, podniósł jeszcze mocniej kulejąc.  Szedł w kierunku nieprzeniknionego mroku, pozostała mu jedynie nadzieja że da on mu schronienie. Widział że dzieli go od niej jedynie kilka metrów, był to jednak najtrudniejszy dystans jaki dane mu było przebyć. Kiedy stanął naprzeciw nieprzeniknionemu mrokowi, kolejny błysk pokazał mu czym jest jego jedyna szansa ratunku. Stał przed ogromnym urwiskiem, upadek z tej wysokości był pewną śmiercią. Największe szczęście nie pozwoliłoby mi tego przeżyć. Była jednak nadzieja, słyszał przytłumiony ulewą szum wody, jeśli zmysły go nie myliły. Tam na dole czekał na niego zbiornik wodny. Jeśli jednak przez utratę krwi nabawił się halucynacji, oznaczać to będzie niechybny koniec. Nie było innej drogi, wiedział że nie przeżyje drugiego starcia. Zza pleców dobiegło go tak dobrze znane mu ujadanie. Wybieranie między śmiercią a zabiciem się, życie zawsze było dlań szczodre. Rozłożywszy ręce osunął się z gzymsu. Strach ścisnął mu serce z siłą porównywalną do imadła. Wiedział, że teraz już nic nie zależy od niego. Kiedy się z tym pogodził przestał czuć cokolwiek prócz narastającego chłodu. Ujadanie i powarkiwanie dobermanów stopniowo cichło. Otaczający go świat zniknął, została tylko pustka. Pustka przepełniona chłodem. Na moment zapragnął pozostać tutaj na zawsze, było to jednak złudne pragnienie… Uderzył w taflę wody, wbijając się w nią głęboko. Lodowata woda wgryzła się w jego ciało. Nie sprawiło mu to jednak bólu, zdawało się  dawać swego rodzaju ukojenie. Otworzył oczy w tym samym czasie przestając dawać ima wiarę. To co widział zdawało się jednak tak prawdziwe. Angelika, była tam. Rozpoznał by ją wszędzie, te same kruczoczarne włosy, oczy pełne nadziei. Wyciągnęła do niego ręce, wystarczyło tylko do niej sięgnąć. Znów przestałby być sam. Cofnął gwałtownie dłoń, ona nie żyje. Oddając swoje życie pozwoliła mu uratować własne. Nie mógł tego zmarnować. Wykorzystując resztki siły woli, wypłynął na powierzchnie. Wziął w płuca potężny wdech życiodajnego powietrza… Nim zdołał dopłynąć do brzegu, jego umysł ogarnęła ciemność.
Świadomość powoli doń wracała. Pierwszym co dotarło do jego świadomości był głos. Cichy melodyjny kobiecy głos. Spojrzał w kierunku z którego dobiegał, jego przytłumiony wzrok potrzebował chwili by mógł cokolwiek dostrzec. Kiedy ostrość powróciła wciąż miał wrażenie, że to co widzi nie jest prawdą. Zobaczył kobietę, długie czarne włosy związane w wielki warkocz opadały jej na plecy. Smukłe ciało okrywało kimono. Była zwrócona do niego tyłem, nie mógł dostrzec rys jej twarzy. Nie to jednak sprawiało że nie wierzył w to co widział. Nie mógł uwierzyć w widok dziewięciu lisich ogonów. Było mu dane ujrzeć wiele tworów magii, to jednak było dla niego czymś niemożliwym. Kobieta odwróciła się w jego stronę. Zobaczył wtedy że ogony nie są jedynym co ją wyróżnia. Miała parę dużych, również lisich uszu oraz błyszczące złotem kocie oczy. Jej policzki natomiast przyozdabiało coś wyglądem przywodzące na myśl zadrapania. Uśmiechnęła się do niego życzliwie, ukazując lśniące białe zęby z nieco większymi siekaczami. Kiedy skierowała do niego swój krok poczuł, że powinien uciekać. Chciał się poderwać, skończyło się jednak na niewielkim podźwignięciu co poskutkowało bólem odrętwiałego ciała. Zakaszlał mocno, wypluta krew popłynęła mu po brodzie.  
-Spokojnie.- położyła mu dłoń na piersiach delikatnie kładąc z powrotem- Straciłeś dużo krwi.  
Spojrzał na dłoń popychającej go by znów się położył. Miała długie zadbane paznokcie do pewnego stopnia przypominające szpony. Odnosił wrażenie, że były one dla niej czymś więcej niż ozdobą. Zauważył również sporą ilość oplatających go bandaży, w tym nagą klatkę piersiową. Skoro go opatrzyła, oznaczało to że widziała naznaczenie. Zdawała się jednak nie przejmować tym kim jest, lub nie dawała tego po sobie poznać. Sam nie był pewien którą z opcji by wolał. Znów na nią spojrzał, starła mu z ust świeżą krew. Ujrzał w niej coś co chciała zamaskować. Pośród gęstych i długich rzęs, w złocie jej oczu. Zobaczył smutek, osadzony głęboko w jej sercu i przykryty pozorami.
-Opatrzyłam większość twoich ran.- mówiąc delikatnie wodziła dłonią po jego klatce piersiowej- Nie potrafię jednak zrobić więcej używając dostępnych mi środków, będę musiała pomóc ci w nieco inny sposób.  
Jej dotyk tuż nad sercem stał się ciepły, kuszący. Czuł przyspieszające w nim tętno, spojrzenie nabrało innej barwy. Mimowolnie musnął spojrzeniem głęboki dekolt, przyjrzał się nagim ramionom. Wreszcie spojrzał na pełne usta barwione szkarłatem, zapragnął poczuć ich dotyk. Znów się uśmiechnęła, tym razem był to zalotny uśmiech. Pochyliła się nad nim, przylegając ciałem. Jej dotyk…  zdawał się palić lecz mimo tego, pragnął go. Pragnął go o wiele więcej niż mógł otrzymać. Złączyła ich usta, był to zwykły całus. Ten sam którym matka uspokaja płaczące dziecko.  Nie minęła jednak chwila a przerodził się w żarliwy pocałunek. Wraz z wzmagającą się przyjemnością którą mu dawała, ciepło powoli ogarniało jego wnętrze. Ciepło którego pochodzenia nie był w stanie pojąć, było to pożądaniem daleko wybiegające poza ludzkie postrzeganie. Kiedy żar otulił jego serce ona zatrzymała się na chwilę, było to zaledwie mgnienie oka. Niewielkie zawahanie, moment niepewności tak łatwy do przeoczenia. Nie potrwał on na tyle długo bo zdążył się nad nim zastanowić. Zaraz po tym, dopełniając rozkoszy pogłębiła pocałunek. Żar naparł na jego serce, wraz z nim napłynął ból.  Ból dający mu poczucie, że wyrwano z niego jakąś jego cząstkę. Nie zdążył jednak zdać sobie sprawy jak wiele stracił. Pochłaniające go zapomnienie, przysłaniając lukę przyniosło mu ukojenie w cierpieniu. Rozdzieliła ich usta gasząc jednocześnie płonące w nim ciepło.  Spojrzał jej w oczy, które teraz zdawały się błyszczeć. Nie widział w nich już samotności, jedynie czyste uczucie. Była to miłość…

NiktIstotny

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 1836 słów i 10244 znaków.

3 komentarze

 
  • Sinned

    Seems leggit. A w sumie to nawet zajebiste :d

    24 sie 2017

  • Krystian244

    Czytając to wiem że spełniłbyś się w kategorii fantasy. Zachęcam cię do napisania czegoś z kategorii fantasy. A samo opowiadanie fantastyczne.

    25 maj 2017

  • Krystian244

    @NiktIstotny Ja przykładowo zaczynałem pisząc słabe erotyki. Lecz gdy przypomniałem sobie Sagę o Wiedźminie to natchnęło mnie na fantasy

    25 maj 2017

  • Somebody

    Super, dobrze napisane i trzyma w napięciu od początku do końca <3

    25 maj 2017