Prolog "Zwiadowcy" nasza wersja

Opadające tumany pyłu poprawiały widoczność dwóm pozostałym przy życiu Aralueńskich łuczników. Jeden był zwiadowcą, co można było wywnioskować po zielono-szarym płaszczu i wręcz idealnej celności strzał wystrzeliwanych z nieludzką precyzją. Drugi prawdopodobnie należał do Aralueńskich oddziałów łuczników, którzy dawał wojskom królewskim przewagę nad wrogiem. Pomimo, że wojna z bestiami Morgaratha już dawno się zakończyła niedobitki wargali jednak ciągle dręczyły mieszkańców królestwa. Obaj łucznicy wyruszali na zwiady w 12 osobowej grupie którymi przewodził niejaki Halt, bohater wojenny i jeden z najwierniejszych zwiadowców króla Duncana. Pomimo świetnego wyszkolenia łucznicy polegli ale i wargalowie ponieśli ogromne straty. Tym paskudnym stworom udało się nawet dopaść zwiadowcę, ale oprócz zranionej nogi nie ucierpiał w ogóle. Kiedy uznali że zagrożenie zostało wyeliminowane ruszyli w drogę powrotną na dwór barona Aralda. Zbliżał się zmrok, droga powrotna prowadziła przez gęsty las pomimo to jednak postanowili ruszać. Nie chcieli znowu natknąć się na wroga. Jechali więc konno przez las, a droga nie stanowiła dla nich problemu. Po trzy godzinnej jeździe musieli dać koniom odpocząć, sami równiesz potrzebowali zregenerować siły. Przygotowali sobie szybki, zimny posiłek, a ich konie pasły się spokojnie. Kiedy mieli wznowić podróż, szpakowaty zwiadowca zaniepokojony dobył łuku i gotowy był do strzału. To samo uczynił również jego tymczasowy kompan choć nie był pewien co zaniepokoiło Halta. Jednak zaraz potem spostrzegł jakiś ruch, zbliżający się do nich, a dokładniej do zwiadowcy. Mroczna postać uzbrojona w zabójczy sztylet rzuciła się pędem na zwiadowcę, gdy ten akurat spoglądał w innym kierunku. Jednak aralueński łucznik rzucił się na ratunek Haltowi, zasłonił go przed morderczym ciosem własnym ciałem. Napastnik wbił mu swój oręż w bok raniąc go śmiertelnie. Zwiadowca w tem pojął co się wydarzyło i dobył strzałę. Wystrzelił w wroga trafiając go w głowę. Rzucił się do umierającego towarzysza, aby usłyszeć ostatnie wypowiadane przez niego słowa.  
-Moje córki...  
-Mów Markusie.  
-Zajmij się...moimi córkami. -Obiecuję że się nimi zajmę.  
-Alison i Niala są w wiosce koło araluen nie oddawaj ich do sierocińca.  
-Tak zrobię.  
Szpakowaty zwiadowca ruszył w drogę pozostawiając umierającego towarzysza. Po całym dniu drogi dotarł wreszcie na miejsce. Zapukał do drzwi. Otworzyła mu drzwi kobieta w średnim wieku, prawdopodobnie niania dziewczynek wynajęta na czas wyprawy ich ojca. Powiedziała niepewnym tonem głosu  
- Co się stało ?  
-Mam nakaz od Markusa by zająć się dziećmi  
-Ale… Przerwał jej Halt  
-Umarł ratując mi życie  
Nie chcąc rozmawiać już z nianią wszedł do domu by zabrać dzieci. Wziął je na ręce wyniósł z domu zabrał najpotrzebniejsze rzeczy i posadził Alison oraz Niale na Abelardzie jego koniu zwiadowczym. Powiedział do wiernego konia  
- Przed nami długa droga przyjacielu.

fantazjaliter

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 510 słów i 3106 znaków.

1 komentarz

 
  • Karou

    pisz dalej, jest ciekawe :)

    20 lut 2015