"Obiecaj" cz.3 ostatnia

-O jak dobrze! – mówię zdławionym, zachrypniętym głosem – policja. Proszę Pana, porwano mnie, a potem dom został ostrzelany przez przemytników broni i Elizabeth, no właśnie, czy znaleźliście Eli..
-Proszę Pana, niech się Pan uspokoi i pójdzie za mną. – Pomaga mi wstać, a kiedy już dochodzę do siebie i mogę ustać samodzielnie, wyjmuje przenośne radio i mówi:
-Do wszystkich patroli, znalazłem mężczyzną i wiozę go do nas. Powtarzam, znalazłem i wiozę do nas. Bez odbioru. – kończy w momencie kiedy przedzieramy się przez krzaki na polanę i widzimy siedem policyjnych radiowozów. Otwiera jeden z nich i pomaga mi wsiąść. Sam wsiada za kierownicę i odpala  wóz. Jedziemy w milczeniu, jest to aż nienaturalne biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, ale podejrzewam, że jest to cisza przed burzą. Jazda przez las trwa wieczność, same dziury na drodze, a ja, któremu aktualnie wyparowała silna wola, podskakuję jak worek kartofli.
-Dokąd jedziemy? – pytam. Jestem bardzo zmęczony, a moje powieki robią się coraz cięższe.
-Na komendę – odpowiada policjant i zerka na mnie w lusterku wstecznym – może Pan się chwilę zdrzemnąć, ale droga nie potrwa długo.
-A co z Elizabeth? – pytam, ale nawet jeśli odpowiedź nadchodzi, ja już jej nie słyszę. Pozostaję na skraju świadomości. Myślę o niej. O tej pięknej kobiecie, którą spotkałem zaledwie wczoraj (chodź tak naprawdę nie wiem czy to było wczoraj, czy parę dni temu) i która nic mi nie wytłumaczyła, ale której ufam z niewidomych pobudek. Prawda jest taka, że kochałem ją jako nastolatek, a potem jej nie było i wydawało mi się, że to uczucie zniknęło, jednak kiedy zobaczyłem ją tego dnia, rano zaraz po obudzeniu, to uczucie wróciło ze zdwojoną siłą. Jak gdyby to uderzenie w głowę, obudziło dawno uśpione uczucie do niej…
-Proszę Pana, jesteśmy na miejscu – mówi głos, który znów wyrywa mnie z otępienia. Jestem w samochodzie przed komendą. Ciężkie mam życie. Wysiadam z samochodu i wlokę się obok policjanta w stronę wejścia na komendę. Kiedy tylko przechodzimy przez drzwi, kobieta w mundurze, siedząca przy okienku otwiera nam kraty, abyśmy mogli wejść głębiej w budynek.
Zostaję poprowadzony prosto do jakiegoś pomieszczenia bez okien, tylko z lustrem weneckim naprzeciwko krzesła, na którym mnie posadzono.
Pomieszczenie jest bardzo małe. Mieści się tam tylko stół, dwa krzesła i jedna stojąca lampa. Ma ona bardzo silną żarówkę i do tego razi mnie trochę po oczach. Ściany są białe, podłoga zwykła, szara jak beton, a stół pusty. Krzesło niestety bardzo twarde, a jedyny zegar wiszący w pomieszczeniu wydaje się strasznie wolny, choć to pewnie tylko moje przywidzenia.
Po chwili czekania do pomieszczenia wchodzi kolejny mężczyzna, a policjant, który był tu wcześniej wychodzi.
-Dzień Dobry. Jestem Podkomisarz Robert Skonieczny. Na samym początku przesłuchania chciałbym poprosić pana o podpisanie umowy o zachowaniu poufności, ponieważ sprawa o której będziemy rozmawiać jest ściśle tajna.
-A jeśli nie podpiszę umowy? – pytam. Mogę ją podpisać, bo w sumie to nie miałbym się z kim podzielić tą wiedzą. Z drugiej strony, kto by mi w to uwierzył?
-W takim wypadku, niczego się pan nie dowie, a nakazem sądowym zmusimy Pana do zatrzymania informacji dla siebie. Czy jest to dla Pana zrozumiałe? – pyta i teraz to już wiem na pewno, że podpiszę tę umowę.
-Podpiszę – mówię z nutą rezygnacji w głosie. Podsuwa mi na stole kartkę z umową i długopis. Szybko przebiegam wzrokiem pismo i dochodzę do wniosku, że coś podobnego podpisywałem przy umowie ze szpitalem, że nie będę zdradzać informacji o pacjentach. Szybko składam podpis w wykropkowanym miejscu i odsuwam pismo w stronę podkomisarza.
-Dobrze w takim razie możemy zacząć – mówi, ale nie daję mu powiedzieć nic więcej.
-Gdzie jest Elizabeth? – pytam. Ona obchodzi mnie teraz najbardziej. Mężczyzna przygląda mi się przez chwilę, a potem bardzo spokojnie mówi:
-Do tej kwestii również dojdziemy. A teraz proszę mi opowiedzieć jak poznał się Pan z Eliz?
-Cóż znamy się jeszcze z czasów szkolnych. Potem jej rodzice zmarli, a ona wyjechała. Nasz kontakt się urwał. Zobaczyliśmy się ponownie chyba ze trzy dni temu, może mniej może więcej, ale nie jestem do końca pewny, ponieważ uderzyła mnie w głowę i straciłem na jakiś czas przytomność – uśmiechnąłem się jednym kącikiem ust, na wspomnienie tego, jak mnie znokautowała.
-Proszę kontynuować – ponagla mnie Robert.
-Obudziłem się w jakimś domu i w sumie zaczęło się normalnie. Zjadłem śniadanie, potem dała mi zadzwonić do ojca…
-Dała Panu zadzwonić do ojca? – unosi brew i lekko kręci głową.
-Po telefonie postanowiłem zadzwonić na policję – kontynuuję, nie zwracając uwagi na reakcję policjanta – niestety Elizabeth zorientowała się, co robię i przejęła telefon. Była wściekła, pokłóciliśmy się. Później chciałem ją przeprosić, ale przez przypadek po raz kolejny podsłuchałem jakąś jej rozmowę. Najpierw o przemycie, a potem… sam nie wiem, rozmawiała z kimś i pytała co ma robić, ale chyba nie uzyskała odpowiedzi, której by się spodziewała i kiedy już mnie zauważyła i miała zacząć wyjaśniać mi sytuację, nadjechał jakiś samochód i zaczął się ostrzał. Kazała mi obiecać, że będę biegł ile mam sił i ucieknę przez las. Potem znalazł mnie policjant i przywiózł tutaj. – kończę swój wywód i patrzę podkomisarzowi prosto w oczy.
-Czy to wszystko? – pyta. Przypominam sobie, jak jej delikatne usta musnęły moje, a później obiecałem  jej, że ucieknę. Nie, on chyba nie musi znać szczegółów.
-Tak, to wszystko – mówię twardo, patrząc mu prosto w oczy i starając się nie mrugać.
-Dobrze, w takim razie, teraz to ja mogę przedstawić Panu moją wersję. Elizabeth Bednarz jest naszą czujką. – mówi, a mnie opada szczęka.
-Słucham? – nie mogę uwierzyć własnym uszom. Eliz pracuje w policji?! Niedorzeczne! – Przecież ona ustalała nielegalny przemyt broni!
-Robiła to na nasz rozkaz. – spokój z jakim mi odpowiada jest bardzo irytujący. – Pracuje w Służbach Specjalnych. Jakieś trzy miesiące temu dostała zlecenie na rozpracowanie nielegalnego przemytu broni i z tego, co Pan mówi, podsłuchał Pan kiedy ustalała z przemytnikami termin przerzutu i jednocześnie termin zdjęcia ich wszystkich, do którego oczywiście nie doszło, z racji na ostatnie wydarzenia. Skąd zna Pan tych dwóch mężczyzn? – Podsuwa mi dwa zdjęcia. Na każdym z nich jest mężczyzna, którego skądś kojarzę…
-To są Ci dwaj, z którymi Eliz ustalała przemyt – mówię, przypominając sobie tatuaż w kształcie drutu kolczastego.
-Udało im się uciec z więzienia. Chcieliśmy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. –szepcze mężczyzna wpatrując się w zdjęcia. – W domu przy lesie zaatakowali was ludzie zamieszani w przemyt, oni również byli wśród nich. Pojmaliśmy ich i zamknęliśmy na dożywocie. W przeciwnym razie ani Pan, ani Eliz nie bylibyście bezpieczni.
-Czy w końcu powie mi Pan, co z Elizabeth?! – patrzę na niego wściekle, a on się uśmiecha.
-Eliz żyje i ma się dobrze. Przy odrobinie szczęścia, niedługo się zobaczycie. A teraz myślę, że możemy skończyć przesłuchanie i w końcu może Pan wrócić do domu.
***
Od tych pamiętnych dni minął już miesiąc, a ja jestem właśnie w tym samym punkcie wyjścia co na początku przygody. Pakuję właśnie na swój jacht prowiant na parę dni i wędki na ryby. Zamierzam spędzić teraz trochę czasu w samotności. Od czasu ucieczki z domu, nie widziałem się z Eliz. Nie odzywała się, a ja nie wiem jak miałbym się z nią skontaktować. Zaraz po wypuszczeniu z przesłuchania, starałem się dowiedzieć, gdzie ona jest, ale nikt nie chciał mi nic powiedzieć, więc w końcu dałem za wygraną. Próbowałem już chyba wszystkiego, żeby ją znaleźć. Szukałem na portalach społecznościowych, w książkach telefonicznych, wpisach i rejestrach policyjnych, które nie były utajnione. Nic nie znalazłem, ale nie poddam się bez walki. O nie! Z ojcem nie mam kontaktu i nie powiem, aby było mi z tym jakoś szczególnie źle.

Słyszę stukot na belkach pomostu i odwracam się. Uśmiech powoli rozlewa się po moich ustach, kiedy widzę jej falujące na wietrze włosy. Jej twarz rozpromienia się na mój widok.
-Cześć – mówi, a jej głos brzmi tak słodko, jak nigdy – przepraszam, że tak długo musiałeś czekać, ale nie mogłam się wcześniej zjawić.
-Nie ma sprawy. Ważne, że w ogóle mnie znalazłaś. Już wiem o wszystkim. – mówię i podchodzę do niej. – Wiesz, nie mogę Ci niestety zaproponować, ani strzelanin, ani przemytów, ale zdecydowanie mogę Cię porwać – mówię kiwając lekko głową w stronę jachtu, na co jej uśmiech staje się jeszcze szerszy.

-Tak, zdecydowanie możesz mnie porwać. Powiem więcej – przyciąga mnie bliżej do siebie i szepcze do ucha – Ja pragnę być przez Ciebie porwana – po tych słowach składa pocałunek tuż pod moim uchem.  
-Mam prośbę, nie myślmy teraz o przyszłości, po prostu bądźmy sobą razem..
-Wiesz mi, o niczym innym nie marze - odpowiada a ja szczerzę zęby w uśmiechu i podnoszę ją. Razem przechodzimy na pokład jachtu, a następnie odcumowuję liny i razem wypływamy na pełne morze, w stronę zachodzącego słońca…  
Koniec..

HakunaMatata

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1698 słów i 9617 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik NIEjestemBARBIE

    Idealne zakończenie ;D Szkoda tylko, że to ostatnia część:) Naprawdę jestem pod wrażeniem ;)

    4 lut 2016

  • Użytkownik HakunaMatata

    @NIEjestemBARBIE  Cieszę się, że dobrze ci się to czytało! :)

    9 lut 2016

  • Użytkownik NIEjestemBARBIE

    @HakunaMatata Bardzo dobrze mi się czytało :) Jednym tchem :) Jedno z lepszych opowiadań tutaj ;D Nie przestawaj pisać, bo robisz to genialnie :)

    9 lut 2016