"Obiecaj" cz.1

Zeskakuję z motorówki na pomost i przycumowuję ją sprawnie do drążka. Przyglądam się zrobionemu własnoręcznie węzłowi. Tego akurat nauczył mnie ojciec. Jest to jedna z niewielu rzeczy, które zrobił dobrze, a nie spieprzył na starcie. Odwracam się od „mojego dzieła” i wyciągam z motorówki wędkę do łowienia ryb i pudełko z przynętami.
-I jak poszedł połów? – przy mnie pojawia się były marynarz, pilnujący aktualnie portu, Eryk Szpak.
-Niestety kiepsko. W ogóle nie biorą. Pewnie po tej wczorajszej burzy. – odparłem i oddałem mu wypożyczony sprzęt. – No to serwus Eryk. – Mówię i zeskakuję z pomostu na kamienną ulicę mojego ukochanego miasta: Gdańska. Większość ludzi nie przepada za zapachem morza i ryb. Natomiast ja jestem ich zdecydowanym przeciwieństwem. Tylko na morzu czuję się w pełni wolny, bo tylko tam mogę podejmować samodzielne decyzje, a nie robi tego za mnie mój ojciec. Zawsze starał się rozporządzać moim życiem. Wybierał mi szkoły i znajomych, a na końcu również zawód. Na początku hamowała go mama, ale kiedy rak zaatakował jej ciało i umarła, zniknęły wszystkie hamulce.
               Brukowana ulica nabrzeża kończy się wraz z dojściem do blaszanych hangarów na łodzie. To oznacza ponowne zejście na mokre deski pomostu. W tej okolicy nie ma nic ciekawego (prócz morza po prawej stronie, ale jest ono prawie w całości zasłonięte przez wystające maszty i żagle).  Jest jednak coś dziwnego, co przyciąga moją uwagę. Mianowicie zaparkowany między dwoma hangarami czarny mercedes. Wsiadam jednak do mojej nowej skody i odpalam silnik. Wyjmuję z kieszeni portfel oraz telefon i rzucam na siedzenie pasażera. Pech chciał, że telefon odbił się od tapicerki i spadł na dywanik. Schyliłem się aby go podnieść i nieuważnie nacisnąłem pedał gazu. Samochód ruszył gwałtownie i niestety wjechał prosto w mercedesa, stojącego przede mną. Takimi pojazdami jeździ już chyba tylko mafia. Oczywiście to żart, bo skąd miałaby się wziąć mafia w Gdańsku? Niemożliwe. Wysiadam ze swojego samochodu, podchodzę do tego obitego, podejrzanego pojazdu i zaglądam przez przednią szybę do środka. Przez przednią, ponieważ boczne są przyciemnione. Z tego co widzę, jest tam bardzo czysto, prócz czerwono-czarnej plamy na tapicerce siedzenia pasażera. Ktoś musiał rozlać kawę. Prostuję się i już zamierzam odejść, kiedy do głowy wpada mi pewna myśl. Rozejrzę się za właścicielem! Tak wypada, prawda? Mam do wyboru wejścia do dwóch hangarów oraz przeszukanie mnóstwa motorówek i żaglowców przymocowanych do pomostu. Super. To przecież znacznie ułatwia sprawę. Najpierw sprawdzę hangary, a jeśli tam nikogo nie znajdę, zostawię za wycieraczką wiadomość do właściciela i numer telefonu. Zaglądam do pierwszego. Pusto. No to drugi.
-Zamknij się i teraz to ty mnie posłuchaj. Przerzut odbędzie się za trzy dni i ani dnia później. Zrozumiano? – pyta jakiś damski głos, który słyszę podchodząc do drugiej bramy.
-Nie ma mowy. Teraz jest zbyt niebezpiecznie. Psy warują przy każdej możliwej drodze przemytu. – odpowiada drugi, tym razem męski głos. Lekko zachrypnięty, ale równie zdecydowany, co ten poprzedni, damski. Dostrzegam palety z wyłożonymi rybami z połowu. Nie pachnie to, nawet jak dla mnie, najlepiej, ale ciekawość ludzka jest zdecydowanie silniejsza. Chowam się za nim i lekko wyglądam. Hangar nie jest duży i tak jak wszystkie w tej okolicy zrobiony całkowicie ze srebrnej blachy. Pod każdą ze zbitych z sobą ścian piętrzą się palety i kontenery pełne ryb, prosto z połowu. Prócz mnie, w pomieszczeniu znajdują się jeszcze trzy osoby. Tyłem do mnie stoi kobieta, można to stwierdzić wyraźnie z uwagi na to, w co jest ubrana. Na długich nogach ma czarne spodnie i do tego buty na wysokim, ale grubym obcasie. Jej barki są przyodziane w skórzaną kurtkę, a włosy związane w długi, blond kucyk. Z tej odległości wydaje mi się, że na włosach widzę podciągnięte okulary. Pewnie firmy „Polaroid”. Wiem to stąd, że sam uwielbiam tę firmę. Przodem, zarówno do mnie jak i kobiety, stoją dwaj napakowani kolesie z tatuażami na bicepsach. Przedstawiają one, jeśli dobrze widzę, drut kolczasty rozciągający się na pewno od karku aż po palec wskazujący, którym właśnie grozi kobiecie.
-Uważaj sobie maleńka, bo może Ci się stać coś złego, jeśli nie przestaniesz się tak rządzić – mówi z lekką kpiną w głosie tak, jakby mówił do małego, nierozumnego dziecka. W jego głosie wyczuwam jakiś akcent. Wydaje mi się, że rosyjski, ale nie jestem pewny.
Ku mojemu zdziwieniu, kobieta zaczyna się drwiąco śmiać. Po chwili dołączają do niej dwaj oprychy. Pewnie to jakaś scenka, którą musieli odegrać. Muszę przyznać, że wyszła im bardzo przekonująco. Powinienem się już ujawnić. Właśnie zbieram się, aby wstać i porozmawiać z nimi, rzucić coś w stylu „Świetnie wam to wyszło”, lecz w tym momencie śmiech raptownie cichnie. Hmm.. coś się stało. Wychylam się niepewnie zza palet i widzę, że kobieta celuje w mężczyzn pistoletem, a oni odwdzięczają się tym samym. Cholera jasna!
-A teraz posłuchaj mnie mądralo. – niepokojąco cicho odzywa się kobieta. – Mogę robić, co mi się żywnie podoba, bo to wy macie tańczyć, jak wam zagram.
-Zobaczymy laleczko! – warczy pierwszy z mężczyzna i strzela. Zamykam oczy, oczekując jakiegoś krzyku bólu i odgłosu upadku ciała na belki, ale zamiast tego słyszę kolejne strzały i stukot obcasów, a chwilę później obok mnie, za belki wskakuje kobieta i oddaje kolejny strzał, po czym się chowa. Na początku wcale mnie nie zauważa i przez krótką chwilę mam cichą nadzieję, że mnie nie zauważy. Niestety, odwraca się w moją stronę, a jej twarz przecina jakiś błysk emocji. Nie jestem wstanie stwierdzić co to było. Wściekłość? Strach? Konsternacja? Nie wiem.
-Co ty tu ku*wa robisz !? – przekrzykuje dźwięk wystrzałów. I pomimo mojego przerażenia całą sytuacją i tym, co ze mną zrobią, jak już zobaczą, że tu jestem i wszystko słyszałem, odpowiadam z prostotą.
-Siedzę. – Kobieta otwiera usta. A potem je zamyka i znów otwiera. Nie wie co powiedzieć. Ja sam nie wiem co powiedzieć! Zamiast tego wychyla się i oddaje strzał. Po czym wraca do poprzedniej pozycji i pyta:
-Czy my się już kiedyś spotkaliśmy? – prostota tego pytania jest powalająca. Zamieram.
-Strzelają do nas i pewnie zaraz nas zabiją, a ty się mnie pytasz, czy nie widzieliśmy się wcześniej? – odpowiedź pytaniem na pytanie nie jest żadną odpowiedzią, ale nie mogę się powstrzymać. Ona w odpowiedzi, mruży oczy. Oddaje kolejny strzał, słychać uruchomienie silnika, a następnie wszystko cichnie.
-Zapytam jeszcze raz: Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? Nie lubię się powtarzać, więc dobrze Ci radzę, odpowiedz.
W ręku nadal trzyma broń, więc rzeczywiście dają sobie chwilę na zastanowienie. Mnie też wydaje się znajoma, ale skąd.. Ma zmarszczone brwi, co jest oznaką, że intensywnie o tym myśli. I nagle – olśnienie.
-Dawid. Dawid Król. – mówi stanowczo. O kurczę! Ona mnie zna. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek miał do czynienia z czymkolwiek nielegalnym. Nie pamiętam też, aby ktokolwiek do mnie strzelał.
-Rzeczywiście to ja – mówię i sam marszczę brwi. Intensywnie staram sobie przypomnieć kiedy mogłem się na nią natknąć, ale mój mózg jakoś nie chce ze mną współpracować. Trudno. – Przepraszam, ale jakoś nie mogę Cię skojarzyć.
- Nic nie szkodzi. Mam nadzieję, że kiedy już się ockniesz i sobie mnie przypomnisz, łatwiej Ci będzie mi wybaczyć. – mówi.
-O tak. Z pewnością – uśmiecham się do niej i wtedy coś zwraca moją uwagę. – Hej! chwila, ale jak to „Jak się ockniesz” ?!

     Wita mnie potężny ból w czaszce i utrata świadomości.

     Mój organizm stara się mnie doprowadzić do stanu użytkowania, ale jakoś nie może. Moja podświadomość trzyma mnie gdzieś na krawędzi snu i jawy, a kiedy tylko zbliżam się do krawędzi i już, już mam otworzyć oczy, przeszywa mnie potężny ból i czuję się, jakbym za każdym razem dostawał kamieniem w głowę. Skąd znam tę dziewczynę? Pytanie to dręczy mnie przez cały czas. Pojawia się nieproszone i kiedy próbuję się go pozbyć, pojawia się ze zdwojoną natarczywością. Blond włosy. Zielone oczy. Szczupła. Wysoka. Skąd ją znam? Pytam: SKĄD!? Brak odpowiedzi na dręczące pytanie doprowadza mnie do szału.
-Dawid? Słyszysz mnie? – pyta miękki głos, wcale nie podobny do tego, który słyszałem wcześniej – Obudź się. Już czas.

HakunaMatata

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1533 słów i 8805 znaków.

1 komentarz