Infiltrator cz. 2 - Tropiciel

INFILTRATOR c. d.

Tropiciel.

Cezary na zawsze zapamiętał ten dzień. Miał wtedy osiem lat i bawił się w policjanta. Wyobraził sobie, że przechodzący ulicą mężczyzna jest przestępcą i postanowił go śledzić. Tamten wyglądał przeciętnie, czyli biednie. W mieście było bardzo duże bezrobocie i takich szarych, przygarbionych mężczyzn widziało się na każdym kroku. Czarek szedł za nim jakiś czas, po przejściu kilku ulic nieznajomy skierował się na plac za spożywczą hurtownią. Stał tam jeden samochód, a raczej wrak samochodu z napisem TAXI. Mężczyzna wsiadł do auta. Czarek poczuł, że naprawdę coś się zaczyna dziać, że to już nie zabawa. Mijał czas, wnętrze samochodu wyglądało na puste, nikt też z niego nie wysiadł. Zapadł zmrok.
Czarek powoli podszedł do auta. W środku było pusto, stara tapicerka śmierdziała moczem. Zaczął naciskać różne guziki, tak dla zabawy. Zapomniał o mężczyźnie, którego śledził. Nagle poczuł, że spada. W podłodze samochodu otworzyła się jakaś ukryta zapadnia i Czarek nagle znalazł się pod ziemią.  
Było to niewielkie, ciasne pomieszczenie. Do włazu na górze prowadziła metalowa drabinka. Z drugiej strony były drzwi i przycisk w ścianie.
Wtedy Czarek zrobił coś, co określiło całe jego dalsze życie – nacisnął ten przycisk.

Winda ruszyła w dół. Gdy stanęła, chłopiec znalazł się w korytarzu, szerokim, czystym i dobrze oświetlonym. Było tu kilka drzwi. Spoza jednych dobiegała rozmowa. Czarek uchylił drzwi, jeden z mężczyzn odwrócił się i spojrzał na niego. To był on, człowiek, którego śledził. Czarek nagle poczuł strach, odwrócił się i rzucił pędem do ucieczki. Korytarz, winda, metalowa drabinka, stare auto, ulica...
Było już ciemno. W nocy, po wielkiej awanturze na temat godziny przychodzenia do domu, dostał wysokiej gorączki. Chorował potem przez kilka dni, ale nikomu nie powiedział, co go spotkało.

Teraz był już dorosły. Pracował w policji i dobrze mu szło, dokształcał się, awansował, powierzano mu coraz bardziej odpowiedzialne zadania. Do dziwnej przygody z dzieciństwa nie chciał już wracać. Wiedział, że był wtedy chory, miał gorączkę i coś mu się dziwnego wydawało. Raz tylko, jako kilkunastoletni szczeniak poszedł tam sprawdzić, czy ten wrak taksówki jeszcze tam jest. O mało co nie wpadł w kłopoty, bo tam już była całkiem inna hurtownia, chyba sprzętu komputerowego i ochroniarz wziął go za złodzieja. Po krótkiej rozmowie zgodził się zaprowadzić Czarka na plac z tyłu budynku. W miejscu, gdzie kiedyś stało tamto auto, wylany był beton. Ochroniarz nic więcej nie wiedział.

Po jakimś czasie przypadkowo zetknął się z poprzednim właścicielem hurtowni, tej spożywczej. Tamten też nic nie wiedział, chociaż … to nie on wylał ten beton, nawet kiedyś przepytał pracowników w tej sprawie. Ale w końcu tyle było bieżących spraw, o wiele ważniejszych...
Czas mijał. Kiedyś Cezary poznał interesującą osobę – znanego psychologa i psychoterapeutę, Piotra. Gdy obaj panowie zdążyli się już nieco zaprzyjaźnić i wypić wspólnie kilka butelek, Cezary odważył się opowiedzieć koledze tamtą historię. Tamten uważnie go wysłuchał, potem dał parę wizytówek – hipnoterapeutów.
Widzisz, tam się wtedy coś stało, coś bardzo dla ciebie ważnego, a ty chcesz o tym zapomnieć, może... byłeś napastowany seksualnie? Może jak wróciłeś do domu, rodzice cię jakoś skrzywdzili?
No, dostałem po d..ie za to, że późno wróciłem.
To wiele wyjaśnia, kary cielesne to potężny stres i wstrząs dla dziecka, powinieneś był to gdzieś zgłosić.

Minął kolejny rok. Cezary musiał coś załatwić w banku, a właściwie w Centrali banku, jego głównej siedzibie. Nieco onieśmielony eleganckim otoczeniem skierował się przez wielki hall w stronę windy. Na ławce przy fontannie siedział mężczyzna – TO BYŁ ON, jego nieznajomy z tajemniczego korytarza. Cezary przytomnie wyciągnął komórkę i zrobił mu zdjęcie, potem podszedł i pokazał legitymację. Tamten też się wylegitymował. Był holenderskim dyplomatą, próbował coś mówić w nieznanym języku i grzecznie się uśmiechał. Potem wstał, ukłonił się i odszedł.

Bolała go głowa, powoli wracała świadomość. Był we własnym mieszkaniu, chyba za dużo wypił, ale gdzie był, co pił i z kim? Zadzwoniła komórka, zajrzał i zobaczył zdjęcie. Przypomniał sobie wszystko – bank, nieznajomego, potem już nic nie pamiętał. Powoli uświadomił sobie to, co najgorsze – pomimo upływu lat tamten mężczyzna wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy, podczas pierwszego spotkania, nie zestarzał się, nie zmienił.
Cezary zwymiotował.

Piotr podejrzewał, że Cezary po prostu nie ma się z kim napić. Zaprosił go do swojego domu i teraz czekał. Mieszkał sam, kilka lat wcześniej rozstał się z żoną. Gdy gość wszedł, Piotr zrozumiał, że to nie będzie zwykłe towarzyskie spotkanie. Cezary był blady, ręce mu drżały. Wyciągnął telefon komórkowy.
To on. To ten człowiek z podziemnego korytarza.
Ja go znam, a właściwie kiedyś znałem. Był bezrobotny, chodził do mnie na takie szkolenia aktywizujące, wiesz, z Urzędu Pracy...
Kiedy?
Mniej więcej wtedy, kiedy go spotkałeś, w tym samym roku, albo trochę wcześniej.
Teraz już obaj nic nie rozumieli.

Poszukali starych dokumentów. Znaleźli jakieś nazwisko i jakiś adres. Pod tym adresem nikt go już nie pamiętał, a nazwisko? W żadnej dostępnej Cezaremu bazie danych nie było takiej osoby. Nie było też osoby tajemniczego holenderskiego handlowca.

Kilkadziesiąt kilometrów dalej stał dom otoczony dużym ogrodem, a w nim dwie osoby rozmawiały na temat Cezarego i jego spraw.
Takie są skutki niedbalstwa i nieostrożności. Dlaczego mu wtedy nie wykasowałeś pamięci?
Uciekł, nie wiedziałem gdzie go szukać, no i mogę się tam teraz nie pokazywać.
Ma twoje zdjęcie i wie że jesteś, nie odpuści ci. Dobrze że chociaż tamto wejście zostało zlikwidowane.
Może dałoby się zrobić operację plastyczną?
Nasi nigdy tego nie robili, bo nie było potrzeby, a Ziemianie zaraz by się zorientowali, że coś jest nie tak.
Nie będę się tam pokazywał, będę ostrożny.
Fogen, wiem że byłeś wtedy jeszcze nowy i mogłeś się zagapić, ale to jest dla ciebie przestroga na przyszłość.
I co dalej?
Będziemy trzymać rękę na pulsie, mnie na szczęście nie zna.
Tasirius czuł, że w tej sprawie będą jeszcze kłopoty.

Po kilku miesiącach do Cezarego znowu uśmiechnęło się szczęście. Już trzeci raz zgłoszono włamanie do hurtowni sprzętu komputerowego – TEJ hurtowni.
Śledztwo w sprawie toczyło się powoli i ślamazarnie. Powierzono je początkującym pracownikom wydziału. Nie zabezpieczono dowodów, nie przesłuchano wszystkich świadków i podejrzanych. Cezary zobaczył swoją szansę. Poprosił zwierzchnika, żeby powierzono mu tę sprawę. Tamten zgodził się po dłuższej rozmowie. Pytał Cezarego o wiele rzeczy, niekoniecznie służbowych, o nowy samochód, kredyty, sprawy rodzinne, w końcu dał mu sprawę.
Cezary jeszcze raz wszystkich przesłuchał. Każdej osobie pokazywał na koniec fotografię tamtego mężczyzny i pytał, czy go zna. Nikt nie znał. Potem zaczął dokładnie oglądać pomieszczenia hurtowni i sprawdzał wszelkie dostępne dokumenty.
Włamania powtarzały się regularnie, co trzy, cztery miesiące. Ktoś w końcu poinformował go o spodziewanym terminie następnego włamania. To była anonimowa informacja, ale zawsze coś. Gdy przygotowywał się do odpowiednich działań, dostał anonim "Zapomnij o hurtowni, jeśli nie chcesz dużych kłopotów”.
Teraz Cezary już wiedział, że trafił na ślad – włamań, a może czegoś o wiele ważniejszego.

Tasirius od dawna obserwował Cezarego. Musiał to wszystko załatwić. Ostrożność była priorytetem, od samego początku. Nikt nigdy nie mógł się dowiedzieć o ich istnieniu. Gdy pojawiało się ryzyko zdemaskowania, mobilizowali wszystkie siły. Tym razem jednak Tasirius czuł, że nie będzie to potrzebne. Dzięki umiejętności czytania ludzkich myśli wiedział co nieco.  
Szkoda faceta – pomyślał...


Cezary postanowił złapać włamywaczy osobiście. Czekał w samochodzie. Tuż po północy powinni się pojawić.
Teraz! Już są!
Trzy ciemne postacie przeskoczyły ogrodzenie. Policjanci wyskoczyli z samochodu i pobiegli w kierunku tamtych. Złapali ich przy drzwiach wejściowych. Złodzieje nie bronili się, wyglądali na rozbawionych całą sytuacją. Byli młodzi i dobrze ubrani. Cezary był szczęśliwy.

Następnego dnia w pracy nikt z kolegów nie chciał z nim rozmawiać. Przyglądali mu się ukradkiem, ale gdy do kogoś podchodził, ten szybko zabierał się do jakiejś pilnej roboty.
W końcu się dowiedział. Burmistrz był na serio oburzony. W nocy bezprawnie aresztowano jego syna, gdy ten spokojnie wracał z kolegami z klubu. Młodzi trochę wypili, skakali przez płot, a jakiś nadgorliwy policjant skuł ich kajdankami i wsadził do aresztu. Chłopców rano wypuszczono, a komendant osobiście przeprosił burmistrza.

Minęło pół roku. Cezary już nie pracował w policji. Musiał odejść ze służby ze względu na stan zdrowia. Toczyło się wobec niego postępowanie dyscyplinarne w sprawie sprzed dwóch lat, w której podobno przekroczył swoje uprawnienia. Wynik dochodzenia zależał od zeznań świadków – urzędników magistratu.
Siedział teraz w pubie. Po trzecim piwie świat znowu stawał się interesujący.
A on wtedy zniknął, normalnie wszedł w ścianę, a ja...
Cezary momentalnie otrzeźwiał. Poszukał wzrokiem tamtego mężczyzny. Podszedł i postawił mu następne piwo. Wyszli z pubu.

Obudził się w parku na ławce, z bólem głowy i bez pieniędzy.


Likwidujemy go?
Szkoda mi go. No i … nie wolno nam ingerować w życie Ziemian.
To co z nim zrobimy? Masz pomysł? Będzie węszył do końca życia.
Trzeba to załatwić, ale nie róbmy mu krzywdy. Ja to zawaliłem, a on płaci.
Sprawa jest poważna, musimy się zebrać i zagłosować. Możliwości są dwie – albo go gdzieś wywieziemy, albo zginie.
A jego rodzina?
Już jej nie ma.

Postępowanie rozwodowe zakończyło się szybko i sprawnie. Cezary nie protestował, podpisał wszystkie papiery. Mieszkał teraz u siostry. Coraz więcej pił. Pewnego zimowego wieczoru, gdy wracał z pubu do domu, na prawie pustej o tej porze ulicy zaczepił go mężczyzna. Cezary zamarł. To był ON, człowiek, którego ścigał od dzieciństwa. Poczuł silny ból i stracił przytomność. Z mroku wyłoniły się ciemne postacie, podjechał samochód. Po chwili ulica była pusta.

Leżał nieprzytomny na oświetlonym podwyższeniu. Wokół stali ONI. Było ich tu około piętnastu, reszta połączona była zdalnie z tym miejscem za pośrednictwem czegoś w rodzaju Internetu.
Fogen zreferował zebranym wszystko, co wiedział w sprawie. Potem kolejno pozostałe osoby zabierały głos. Przedstawiono całe życie Cezarego, profil osobowości, kontekst społeczny i na koniec różne możliwości dalszych działań. Na koniec zarządzono głosowanie – życie lub śmierć.  

Obudziło go słońce i delikatny wiatr. Otworzył oczy. Hamak lekko kołysał się, palmy dawały miły cień. Cezary wstał i rozejrzał się. Brzeg morza był niedaleko, fale lizały plażę. Drzwi bungalowu otworzyły się i stanęła w nich półnaga hostessa. W środku leżały jego rzeczy, osobisty bagaż, dokumenty. Cezary obejrzał karty kredytowe, bardzo solidne i obiecujące. Wreszcie był spokojny. Sprawa się wyjaśniła, a chłopcy z wywiadu okazali się przyzwoici i... hojni.

Tasirius i Fogen stali w milczeniu przy łóżku pacjenta.
Panowie są z rodziny? Pytam, bo dotąd nikt do niego nie przyszedł.
Pielęgniarka jeszcze raz spojrzała na monitor aparatury, do której podłączony był nieprzytomny mężczyzna.
Nigdy się nie obudzi?
Niestety jego mózg już umarł, trudno.
Pielęgniarka wyszła.
Więc tak wygląda remis?
Tasirius przytaknął.
Pięćdziesiąt procent głosów było za uśmierceniem go, a drugie pięćdziesiąt za wysłaniem go na ciepłe wyspy. Teraz wszyscy są zadowoleni.
Ale jego mózg nie umarł?
Nie, na pewno nie.
Nieprzytomny Cezary jakby lekko się uśmiechnął. Mężczyźni wyszli.

drabina

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 2091 słów i 12451 znaków.

Dodaj komentarz