Infiltrator cz. 1

“Infiltrator”.


Andrzej obudził się później niż zwykle, chociaż na dworze było jeszcze szaro.
Ta będzie na puszki, a ta na butelki – otrzepał dwie zniszczone reklamówki.
Po chwili szedł już ulicą w stronę parku i położonych w głębi kortów tenisowych. Spieszył się, po zapełnieniu reklamówek musiał to wszystko sprzedać, a potem zdążyć do Urzędu Pracy. Dziś był jego termin, więc trudno, będzie musiał tam iść. Głowa bolała go coraz bardziej, jak zawsze gdy próbował wrócić myślami do wypadku, który tak bardzo... zmienił...wszystko... Ból stawał się nieznośny. Andrzej wiedział, że będzie musiał stawić czoła dociekliwej urzędniczce. Mógł bezradnie pokazywać dokumenty, wypis ze szpitala... Kiedy oni wszyscy zrozumieją, że naprawdę nic nie pamięta z okresu przed wypadkiem, ani samego wypadku. Podobno to był samochód, nagle wyjechał zza zakrętu prosto na niego.

Napij się ze mną i daj jednego papierosa, bo mi się skończyły – nieznajomy wskazał ręką na murek.
Usiedli. Ból powoli mijał. Nieznajomy miał na sobie brudnawe dżinsy i bluzę z dresu, w wieku trudnym do określenia. Był z tych ludzi, jakich codziennie mija się na ulicy niezauważonych.
Znam cię z widzenia. Jestem Edek.



W bazie powoli gasły światła. Jej mieszkańcy wracali na prywatne kwatery. Tegen rozpoczął nocną zmianę w Centrum Obliczeniowym. Leniwie śledził pornostrony, sensacje z życia ziemskich celebrytów, jakieś dyskusje. Pornografia zainteresowała go. Wiedział, że na Ziemi utrzymała się dwupłciowość i pierwotny sposób rozmnażania, wiedział też, że dla ziemian seks ma ogromne znaczenie, ale te krańcowe emocje na twarzach aktorów, te jęki... Ciekawe... Na Atlantydzie te sprawy od dawna wyglądały zupełnie inaczej, podział na płcie praktycznie zaniknął, a rozmnażanie przeprowadzano w specjalistycznych klinikach pod nadzorem lekarzy.
Urządzenia do analizowania danych z Ziemi jednostajnie mruczały, Tegen nudził się.
Co on teraz robi tam na Ziemi?
Tegen nie przypuszczałby wcześniej, że będzie aż tak bardzo tęsknić za bratem.



Trzy wielkie ciemnoszare pojemniki na śmieci. Musi je dokładnie przetrząsnąć, to ważne...
Andrzej nagle się obudził.
Za dużo wczoraj wypiłem z Edkiem. Skąd ja go znam? A tak, wczoraj go poznałem.
Znalazł butelkę z resztką piwa, wypił, zapalił papierosa. Gdy pół godziny później wychodził ze swoimi nieśmiertelnymi zniszczonymi reklamówkami, zainteresowały go pojemniki na śmieci.
Tam może być dużo butelek, puszek...
Sąsiadka Sandra przyglądała mu się z okna.
Z czego tacy ludzie żyją? Dorosły chłop, robotę by jakąś znalazł, leń jeden...

Śmietniki okazały się dobrym pomysłem. Andrzej policzył, że pieniędzy wystarczy mu tym razem jeszcze na następny dzień, może nawet na dwa. W telewizji zaczęły się reklamy. Jakaś blondynka szeptała drugiej na ucho "Zastosuj FOGEN, a na pewno...” Andrzej nie dosłyszał reszty. Nagły ból głowy prawie odebrał mu świadomość. Resztą sił wyłączył telewizor, doczołgał się do kanapy i zasnął.



Piotr był psychologiem z powołania. Wierzył, że jego praca ma głęboki społeczny sens. Ostatni raz przejrzał notatki:
"...typowe problemy osób długotrwale bezrobotnych to niskie poczucie własnej wartości oraz wynikające stąd objawy nerwicowe, jak...”
od dziś zaczyna się ten program dla bezrobotnych, ciekawe ilu ich przyjdzie na czas, mogą być niezdecydowani...
Do gabinetu zapukał pierwszy klient – Andrzej.
Naprawdę nic pan nie pamięta? Skąd pan pochodzi?
Andrzej posłusznie powtórzył to, czego się nauczył z posiadanych dokumentów.
A wypadek pan pamięta?
Nie całkiem, dopiero szpital. Zresztą krótko tam byłem i od tego czasu zawsze jak o tym myślę, to mnie boli, o tu – pokazał tył głowy.
A rodzina? Pomaga panu?
Nie mam rodziny.

Klasyczny przypadek, znerwicowany, pełen zahamowań, kompleksów, na pewno nie zaczęło się to teraz. Trzeba mu pokazać nowy cel, perspektywy, nauczyć wiary w siebie, tyle jest do zrobienia.
Piotr był pewien, że sobie poradzi. W końcu jak zaczynał studia, było 10 kandydatów na jedno miejsce. To o czymś świadczy. Potem już z dyplomem magistra psychologii wzywany był kilka razy do powodzian. Sprawdził się, przynajmniej tak uważali jego zwierzchnicy. Teraz musi się sprawdzić tutaj, pokazać tym wszystkim nieszczęśliwym i niezaradnym ludziom, że mogą pracować, doskonalić się zawodowo i w ogóle...



Sandra patrzyła z okna. Chciała jak najprędzej zobaczyć nadjeżdżającego Damiana. Czuła, że tym razem się nie pomyliła, Damian był cudownym mężczyzną. Zadzwoniła komórka. Niestety spotkają się dopiero późnym wieczorem u niej w domu. Sandra odeszła od okna. Spojrzała jeszcze raz na podwórko. Ten łazęga Andrzej skądś wracał.
Skąd się tacy biorą na świecie... Co innego Damian, taki energiczny, zaradny, i ten samochód... Szkoda tylko, że będzie tak późno.

Sandra zaczęła sprzątać mieszkanie.



W bazie był dzisiaj ważny dzień – podsumowanie kolejnego etapu projektu "Powrót na Ziemię”. Przez ostatnie pół roku zbierano o Ziemi wszelkie możliwe informacje, głównie z Internetu, ale nie tylko. Posłano też niedużą grupę tzw infiltratorów, czyli Atlantydów – ochotników, z zadaniem zobaczenia wszystkiego na miejscu. Osoby te otrzymały potrzebne dokumenty, najpotrzebniejsze przedmioty, jakieś mieszkania no i... nadajniki, wszczepiane pod skórę z tyłu głowy. Pozbawiały one czasowo pamięci, a nawet potrzeby przypomnienia sobie o własnej tożsamości. Automatycznie wysyłały zbierane przez infiltratorów informacje do centrali i jednocześnie umożliwiały delikatne sterowanie ich działaniami.
Było przy tym dużo sporów, dyskusji, najbardziej obawiano się, że jakiś nadajnik wpadnie w ręce Ziemian.
Poza tym... ta jedna wstydliwa sprawa... Na Ziemi istniały dotąd intymne kontakty między mężczyznami a kobietami. Jakby taka kobieta zbliżyła się do wysłannika, zaczęła dotykać... Podobno te międzypłciowe zbliżenia dawały jakieś niesamowicie intensywne doznania. Nadajnik mógł zostać wykryty, mógł eksplodować... Naukowcy mieli w tej sprawie wiele wątpliwości.
Tymczasem projekt przebiegał bez większych komplikacji, a dzisiaj zebrał się zarząd projektu, żeby wstępnie podsumować wstępny etap projektu. Mijał czas, wypełniony kolejnymi przemówieniami i niecierpliwym oczekiwaniem na specjalny wykwintny katering, przygotowany na tą okazję.  
"- My Atlantydzi nigdy nie zapomnieliśmy o naszych korzeniach. Po wielkim exodusie z Ziemi znaleźliśmy nowy świat, który zasiedliliśmy. Przyszedł jednak czas, aby powrócić do korzeni...”
Przemówienia trwały już jakiś czas, a Tegen wiedział, że i tak niczego ważnego się nie dowie. Gdzieś po drugiej stronie Księżyca była planeta Ziemia, a na niej Fogen, jego starszy brat.
"- Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czemu ma służyć projekt, czy chcemy tu wrócić, skolonizować planetę, czy interesują nas złoża metali, inne bogactwa naturalne...(...) cywilizacja Ziemian jest prymitywna, stosuje się tu jednak niektóre technologie, których dotąd nie znamy...”



Tegen zamyślił się. Jeszcze kilka miesięcy i Fogen wróci, jak pozostali wysłannicy. Ich konta zaokrąglą się, może już do końca życia będą spokojni o swój byt. A póki co – trzeba jeszcze trochę wytrzymać na tym paskudnym Księżycu.

Obrady trwały jeszcze przez dwa następne dni. Wnioski przesłano do Centrali na Atlantydzie.



Andrzeja obudziło pukanie do drzwi. To był Edek. Przez judasza pokazał reklamówkę, w której obiecująco brzęczały butelki.
Jakaś okazja?
Może...
Gdyby Andrzej był bardziej spostrzegawczy, uchwyciłby moment, w którym Edek szybko wsypał coś do otwartej butelki piwa, która przed nim stała. Może zauważyłby też, że piwo ma trochę inny, słodkawy smak.
Tego dnia "łupy” były wyjątkowo bogate, jak nigdy, lodówka była pełna.
Gdy Edek wyszedł, Andrzej zaczął myśleć o sprawach, których dotąd unikał.
Może ja mam jakąś rodzinę, może żyją, szukają mnie? Czemu nic nie pamiętam?
Jeszcze raz przejrzał posiadane dokumenty. Wynikało z nich, że kilka lat temu pracował w Zakładach Przemysłu Bawełnianego jako konserwator, mieszkał w innej dzielnicy miasta. Nazwa ulicy nic mu nie mówiła.
Gdy w końcu zasnął, śnił mu się Edek, który coś mu wyjaśniał, tłumaczył, śmiał się, zresztą oboje się śmiali.



Edek nie pojawiał się od kilku dni. Nagle, w jednym momencie, Andrzej zdecydował – musi tam pojechać, może gdy zobaczy swoje dawne mieszkanie, coś mu się przypomni, może ktoś go tu rozpozna. Gdy wysiadł z tramwaju w miejscu, które powinien znać, a przecież nie znał, usłyszał znajomy głos.
Co tu robisz?
A ty?
Posiedźmy tu chwilę, chyba że ci się spieszy.
Zamówili piwo.
Widzisz Edek, ja nic nie pamiętam, może lekarze ze szpitala coś będą wiedzieć?
Tam gdzie leżałeś po wypadku?
No chyba...
Edek przyglądał mu się przenikliwie. Przyjechał tramwaj i po chwili byli już na podwórku domu, w którym Andrzej mieszkał teraz. Minęli wychodzącą z domu Sandrę w obcisłej minisukience i szpilkach. Biegła na randkę i nie raczyła spojrzeć na sąsiada. W końcu gdzie mu tam do Damiana, czekającego za rogiem w samochodzie z przyciemnionymi szybami.



Andrzej bez entuzjazmu gapił się na ekran telewizora. Puszczali teleturniej, na żywo.
Przecież ja to wiem, to też, bardzo łatwe pytania, może by spróbował?
W końcu tam była całkiem niezła kasa.
Następnego dnia zadzwonił do stacji nadającej teleturniej. Zapisał następny termin naboru uczestników.



Pan ucieka od swoich problemów. Teleturniej nie jest dla pana żadnym rozwiązaniem. Czy szukał pan w ostatnim tygodniu jakiejś pracy?
….
A czy szukał pan pracy przez Internet, jak panu radziłem?

A CV pan napisał?

To co pan przez ten tydzień robił?
Zbierałem butelki.
Piotr był rozczarowany. Ci bezrobotni są beznadziejni, nie myślą realistycznie, nie planują przyszłości, nie wykazują społecznej dojrzałości. Wszyscy tak samo, "zbieram butelki”, "pracuję dorywczo”, "dali mi umowę o dzieło”, zamiast ambitnie i konsekwentnie budować własną karierę.
Na następne spotkanie przygotuje pan to, o czym dzisiaj rozmawialiśmy, Indywidualny Plan Rozwoju Osobistego, mogę na pana liczyć?
Tak.
Do widzenia.
Do widzenia.



Tegen czuł, że narozrabiał. Przekazywanie odpowiedzi w teleturnieju... Co mu odbiło? Jakiekolwiek przekazy informacji z Bazy na Ziemię były surowo zabronione. Trudno, miał nadzieję, że nikt się nie zorientuje. Tęsknił za bratem, a w bazie był ruch, hałas i nikt nikogo nie znał.



Sandra nie miała szczęścia w miłości. Owszem, była seksowna, budziła zainteresowanie, ale to zainteresowania najczęściej kończyło się rano, a w najlepszym razie po miesiącu. A ona tak bardzo chciała kogoś mieć. Żeby było jak w komediach romantycznych, trochę nieporozumień, kłótni, a na końcu ślub w pięknej białej sukni. Żeby się chociaż z nią kłócili, robili jakieś sceny, nie...
To ona czasem robiła im awantury. Poprzednik Damiana przy takiej awanturze złamał jej rękę i nic, nawet nie przyszedł do szpitala z kwiatami, tylko zmienił numer telefonu.
Damian był inny, była z nim już całe trzy tygodnie, przyniósł jej nawet butelkę wina.



Pamięć nie wracała. Andrzej postanowił działać bardziej energicznie. Zaczął od szpitala, w którym leczył się po wypadku. Niestety nie miał żadnych dokumentów potwierdzających to, chyba je gdzieś zgubił. Nie był też do końca pewny, czy to ten szpital, pod który przyjechał, czy może jakiś podobny. Czuł, że nie powinien tam wchodzić. Przemógł się i wszedł. Dziewczyna na Izbie Przyjęć kategorycznie zaprzeczyła, że go już kiedyś widziała. Chwilę kręcił się bezradnie po korytarzu, w końcu dał za wygraną. Był bardzo zmęczony. W domu czekało na niego zawiadomienie o terminie eliminacji do teleturnieju, do których został zakwalifikowany.
Następnego dnia odwiedził go Edek. Przyniósł jak zwykle piwo. Gdy wychodził, było już ciemno. Skierował się w stronę parku. Za nim niepostrzeżenie ruszyły trzy zakapturzone postacie. Gdy doskoczyli do niego, odwrócił się i wypowiedział kilka słów w dziwnym, nieznanym języku. Napastnicy zachwiali się i upadli. Mężczyzna otworzył wąskie metalowe drzwi w wysokim betonowym murze i wszedł do środka.
Pomieszczenie było bardzo skromnie urządzone, parę kanap, stół, fotel, jakieś szafy, panował tu wzorowy porządek. W jednym z foteli siedział mężczyzna, dobrze ubrany i elegancki.
I jak, nadaje się?
Trudno ocenić, za mało informacji, za krótko to wszystko trwa...
Przyda się?
Nie wiem...
Ale kontynuujemy?
Nie mamy wyboru...
Kiedy mu powiesz?
Powoli, muszę go przygotować.
Jak myślisz, jakie oni tym razem mają plany, co oni kombinują?
Ci z Bazy?
Nie wiem, ale jak się tu wszyscy zwalą, to nas wszystkich odkryją...
Skończą się dobre czasy, acha, jakichś paru gnojków chciało mnie napaść jak tu szedłem, leżą nieprzytomni, obudzą się z ciężkim kacem...
Nic nie zapamiętają?
Jasne.
A o co chodzi z tym teleturniejem?
O nic, brat mu z Bazy przesyła różne informacje, podpowiedzi, no wiesz...
Przez osobisty nadajnik? Można tak?
Widać można, a ja jestem za tym, niech chłopak ma jakąś rozrywkę...
Gdzie dzisiaj będziesz spał? Jedziesz do siebie?
Nie chce mi się, tu się prześpię.
Czekaj, a gdzie oni tym razem mają Bazę?
Prawdopodobnie jak ostatnio, po ciemnej stronie Księżyca.



Andrzej czuł, że mu się uda. Szybko rozwiązał test, podpisał się i wyszedł. Pozostało mu tylko czekać na wynik i na zaproszenie do następnego etapu teleturnieju. Wiedział, że będą go oglądać w całym kraju. Może ktoś go rozpozna, jakiś znajomy, sąsiad, ktoś z rodziny?  
Tymczasem jego brat siedział właśnie przy wielkim monitorze w Bazie po ciemnej stronie Księżyca i zwyczajnie mu zazdrościł. To on podsunął pomysł zaciągnięcia się do załogi Bazy. Marzył o podróżowaniu, odkrywaniu nowych miejsc, a tymczasem całe jego dotychczasowe życie toczyło się na przestrzeni dwóch wielkich kompleksów administracyjno -mieszkalnych na Nowej Atlantydzie. Mieli tam z Fogenem wszystko, czego potrzebowali – boksy mieszkalne, cały potrzebny sprzęt, stały darmowy dostęp do Centrów Rozrywki, mogli uprawiać dowolne dziedziny sportu, ich zawodowa kariera przebiegała bez zarzutu. Mieli też wielu przyjaciół. A teraz obaj są tu, w Układzie Słonecznym, tylko że Fogen jest tam na dole, na Ziemi, bada planetę, może podróżować, może nawet próbować kontaktów z kobietami, a on co? W wielkiej hali przy monitorze, jakby nigdy nie opuszczał Atlandyty. Kobiety... podobno kiedyś ludzie rozmnażali się dwupłciowo, nie w syntetycznych macicach w Centrach Rozrodczych. Dziwne to musiało być. Wszyscy wiedzieli o tym, że dwupłciowość była niebezpieczna, prowadziła do konfliktów, morderstw...
Na Ziemi się to jednak jakoś utrzymało. Po co?



Andrzej w dalszym ciągu nic nie pamiętał z wcześniejszego życia. Na dodatek zaczął miewać dziwne sny. Na przykład wczoraj śniło mu się wielkie miasto, ogromne wieżowce wysokie na kilkaset pięter, pełne światła. Mieszkał tam i rozmawiał z innymi ludźmi w jakimś obcym języku. Czuł się tam jak u siebie. Tymczasem trzeba było wstać, brać reklamówki i iść na codzienny obchód okolicznych śmietników.



Dzień był długi i męczący. Przed domem czekał Edek, zupełnie trzeźwy.
Dziś jest dzień bezalkoholowy, za to z atrakcjami. Na początek zrób herbatę.
Gdy szklanki z herbatą stały już na stole, Edek powoli sięgnął do kieszeni. Z wyciągniętego pojemnika wyjął dwie saszetki.  
Którą chcesz?
Z prawej ręki.
Edek wsypał jej zawartość do szklanki Andrzeja, a zawartość drugiej do swojej.
Co to???
Poprawia koncentrację, refleks, samopoczucie, zresztą już ci to dawałem. Acha, poprawia też pamięć... bardzo poprawia pamięć...
Andrzej nie miał nic do stracenia, wypił. Poczuł jeszcze charakterystyczny słodki smak, jak przedtem w piwie, tylko tym razem intensywniejszy.

Potem stracił przytomność.

Tymczasem Edek wyciągnął skądś futerał, wyjął z niego niewielki nożyk i ostrożnie przeciął skórę na szyi leżącego Andrzeja. Z rany wyciągnął mały czarny pojemnik i wytarł krew.

Andrzej otworzył oczy i odruchowo próbował dotknąć ręką karku.
Nie ruszaj, musi się zagoić.
Co się stało?
Jak się nazywasz?
Fogen, nie, Andrzej.
Jak się tu znalazłeś?
Przyszedłem z tobą, nie, wcześniej ściągnęli mnie tu bezpośrednim kanałem łącznościowym, z Bazy...
Andrzej znowu zemdlał. Po chwili obudził się.
Kim jesteś i gdzie jest mój nadajnik?
Tu jest, nieuszkodzony, chcesz go z powrotem?
Po co to robisz?
Ten pojemnik zawiera nadajnik, miałeś go pod skórą na karku. Automatycznie rejestrował wszystko co robisz, zbierał dane i przekazywał do Bazy. Miał też blokować twoją pamięć i wywoływać ból przy próbach przypomnienia sobie czegoś, oczywiście dali ci też fałszywą osobowość, jakieś miejscowe dokumenty, mieszkanie.  
Ale dlaczego grzebałem w tych śmieciach?
Prawdopodobnie dlatego, że śmietniki dostarczają ważnych informacji o życiu tych, którzy je wyrzucają, no i...z facetem grzebiącym w śmietnikach nikt nie będzie za wiele rozmawiał, miałeś być niewidoczny dla innych i byłeś.
A ty kim jesteś?
Jedyną szansą dla ciebie i twojego brata, Tegena. A nadajnik jest teraz wyłączony, chwilowo. Muszę go teraz zabrać. Za parę dni wrócę i dokończymy rozmowę.
Dobrze, i jeszcze jedno. Zostaw mi jakieś pieniądze, na parę dni. Mam już dość tych śmieci.
O.K.
Mężczyzna wyjął z kieszeni dwa pogniecione banknoty o takich nominałach, jakich dawno na tej ulicy nie widziano i wyszedł. Przechodząc przez podwórze usłyszał jeszcze odgłosy ostrej kłótni z mieszkania Bożeny i podniesiony męski głos. Tym razem w parku nikt go nie zaczepił. Zamknął za sobą metalowe drzwi i skierował się prosto do windy. Zjechał dwie kondygnacje niżej, do pomieszczeń laboratoryjnych. Przystąpił do dokładnych oględzin nadajnika.



Było ich tu nie więcej niż czterdziestu, dotąd niezauważalnych, skutecznie chroniących swoje tajemnice. Kilkaset lat temu przy podobnym projekcie także zostali wysłani na Ziemię. Na ich szczęście pojazd transportowy rozbił się, w Bazie uznali ich za martwych, tymczasem przeżyli wszyscy. Ziemia zachwyciła ich. Była taka czysta, nieskażona i piękna. Szybko zniszczyli swoje nadajniki i nie było już odwrotu. Wyglądali jak Ziemianie i mieli nad nimi miażdżącą przewagę technologiczną. Postanowili się nie ujawniać i korzystać z nowego życia, jakie zostało im dane. Mieli ze sobą trochę przydatnych urządzeń, narzędzi i lekarstw, mieli też broń, ale starali się jej nie używać. W kontaktach z tubylcami udoskonalili sztukę hipnozy, nie musieli nikogo zabijać. Nikomu nie szkodzili, ale też nie pomagali, żyli własnym życiem. Zbudowali system kryjówek, połączonych podziemnymi tunelami, zatroszczyli się o sprawy materialne, z czasem zgromadzili duże majątki. Ziemianie rodzili się i szybko umierali, a oni trwali, prawie że nieśmiertelni, chociaż po tych kilku setkach przeżytych tu lat czuli się coraz starsi.
Kiedy myśleli, że spokojnie dożyją tu swoich dni, zjawili się nowi wysłannicy z Atlantydy. Kupowali jakieś rudery, kompletowali obowiązujące na Ziemi dokumenty osobiste, ubezpieczenia, prawa jazdy.
W końcu zjawili się infiltratorzy – niepozorni, zaniedbani, biedni. Pracowali na budowach, bazarach, grzebali w śmietnikach. Tasirius został przydzielony do jednego z nich. Po zakupieniu kilku piw w osiedlowym markecie zjawił się u jednego z nich i przedstawił jako Edek.

Siedzieli teraz w parku. Fogen z uwagą słuchał towarzysza.
Musisz to z powrotem założyć, za długo już nie ma od ciebie sygnału, to będzie podejrzane.
Sam nie założę. A tak naprawdę – dlaczego mi to wszystko powiedziałeś, przecież mogłem dalej robić to, co miałem, potem wrócić do Bazy, pięćset lat tu jesteście w tajemnicy i nagle wszystko mi mówisz. Dlaczego?
Założę ci to w laboratorium i wyjaśnię cały plan, nie tylko mój zresztą.
Skierowali się w stronę ukrytych drzwi w murze. W środku jak zawsze było ciemno i brudno. Po kilku krokach Tasirius nacisnął przycisk, otwierający drzwi do windy. Tu już było inaczej, jasno i bardzo czysto. Jechali w dół, potem w linii poziomej i znowu do góry.
Fogen milczał. Nie miał na to wszystko wpływu.
Winda zatrzymała się. Znajdowali się teraz w dużym, bogatym domu, na ścianach wisiały obrazy, meble były drewniane, ozdobne i stare. Na zewnątrz był chyba ogród, czy park, śpiewały ptaki.
Rozgość się, to jeden z naszych domów, tu chyba jest lepiej rozmawiać, niż u ciebie? W Europie mamy kilkanaście takich, tyle wystarczy. Mamy też mniejsze pomieszczenia, laboratoria, warsztaty.
Nikt się na Ziemi dotąd nie zorientował?
Musieliby najpierw uwierzyć, że istniejemy, a my potrafimy przekonywać, że nas nie ma. Hipnoza to potężna broń, tu na Ziemi niedoceniana.
Czego ode mnie chcecie?
Widzisz, nie żyjemy wiecznie, niektórzy z nas są już starzy, a inni młodsi. Ci młodsi chcieliby jeszcze pożyć, a jest dużo do zrobienia. Jak tego nie zrobimy, może przyjść kataklizm jeszcze większy od tego, który kiedyś wygnał nas z Ziemi. Mówi ci coś nazwa Yellowstone? To jest wielki, podziemny wulkan, jak kiedyś wybuchnie, będzie bardzo źle, dla Ziemian i dla nas. Zresztą jest tu jeszcze parę podobnych rzeczy, Yellowstone to nie wszystko. Potrzebujemy nowych ludzi, a nie chcemy wtajemniczać Ziemian. Ten wasz projekt spadł nam jak z nieba – w sensie dosłownym też. Teraz jesteś jednym z nas. Innych wysłanników też zwerbowaliśmy.
A jak się nie zgodzę?
To będziesz śmieciarzem do końca życia, bo do Bazy już nie wrócisz, twój nadajnik jest u nas. Powiem ci coś jeszcze... nie wszczepimy co go z powrotem, sami nadajemy sygnały do Bazy, a oni myślą, że to ty.
Tam jest mój brat, chcę go zobaczyć.
Przewidziałem to, spróbujemy coś zrobić, a konkretnie ściągnąć go tutaj.
Macie transportery?
Nie, ale spróbujemy coś zrobić, powinno się udać. Nie chcemy cię tu trzymać na siłę, tylko nie mamy wyjścia. Powoli wymieramy.
A nie dało się zrobić jakiejś komory reprodukcyjnej, Centrum Rozrodczego?
Nie dało się. Próbowaliśmy pierwotnych ziemskich sposobów, ale się nie udało. Na razie napij się wina. Jest chyba lepsze niż to, co piliśmy u ciebie.
Wino smakowało rzeczywiście o wiele lepiej niż to, co dotąd razem pili. Po jakimś czasie Fogen zasypiał przekonany, że wszystko się jakoś ułoży i może za jakiś czas będą pili takie samo wino razem z bratem. Może nawet tu zamieszkają?



Tegen czuł, że coś tu nie gra. Dlaczego brat zrezygnował z udziału w teleturnieju? Jego meldunki też były jakieś inne. Wprawdzie były wysyłane automatycznie przez nadajnik i Fogen nie był świadomy ich treści, ale coś się zmieniło. Choćby częstotliwość pobierania danych – informacji o śmieciach, co ludzie wyrzucają, w jakich ilościach, jaką żywność, jakie papiery, czy ubrania. Zmieniła się też ilość danych. Czasem było ich bardzo dużo, a czasem prawie wcale. No i jeszcze jedno... te meldunki wysyłane były z nowego miejsca, niby bardzo blisko, ale dlaczego brat się przeprowadził?

W końcu zrozumiał – jego brat mieszka z kobietą. Usidliła go, zmanipulowała, wykorzystała. Tegen niejednego się tu nauczył. Widział ziemskie filmy, na których kobieta ubrana w czarny błyszczący kombinezon znęcała się nad mężczyzną, a w ręce miała bat. Tylko czy "góra” się domyśliła, jaki będzie dalszy los brata, trzeba go będzie natychmiast stamtąd zabrać, tylko czy to możliwe?

Tegen cierpiał, wiedział że jak zwierzchnicy zaczną to badać, dowiedzą się o teleturnieju i o jego nielegalnych podpowiedziach. Co z jego własną karierą?

W meldunkach brata jakby mimowolnie pojawiała się kobieta o imieniu Sandra. To chyba ona – myślał – brat jest stracony, już się nawet nie kryje.
Kiedy więc po kilku dniach został wezwany na rozmowę do Biura Zarządu Projektu, szedł jak na ścięcie. Musiał najpierw wysłuchać bardzo dużo na temat własnej niefrasobliwości związanej z nielegalnym przekazywaniem bratu informacji (chyba chodziło o ten nieszczęsny teleturniej) i o konsekwencjach, jakie zostaną wyciągnięte. Potem zaczęto go wypytywać o wszystko, co było związane z Fogenem – jego wszelkiego rodzaju upodobania, zdolności, o wszystkie znane Tegenowi wydarzenia z jego życia. Na koniec urzędnik oznajmił Tegenowi, że zostało wszczęte przeciw niemu postępowanie dyscyplinarne i karne. Gdy załamany Tegen zabierał się do wyjścia, jeden z urzędników nagle złagodniał.
Jest sposób, aby to wszystko naprawić, uratować i siebie i brata. Pojedź po niego i sprowadź go z powrotem. Wtedy może nie będzie z tobą aż tak źle, no i twojemu bratu będziemy mogli pomóc. Może jeszcze nic złego się nie stało, może nie opowiedział jej o nas, o projekcie, może ona jeszcze nie znalazła nadajnika.
Ale jak miałaby to zrobić?
One dotykają całego ciała, uciskają, ugniatają, liżą, nie widziałeś na filmach? Mają taką jakąś moc, wydobywają wszystkie informacje i biegną z tym gdzieś tam... Już może jest za późno, na Ziemi o nas wiedzą, projekt nie tylko się nie uda, ale też przyniesie nam ZAGROŻENIE! Wtedy czeka was sąd wojskowy i nikt wam już nie pomoże!
A ja dostanę nadajnik?
Po co? Żebyś go oddał jakiejś Sandrze lub innej kobiecie? Dostaniesz tylko prosty sygnalizator. Jak będziecie gotowi do powrotu, daj znać, a przyślemy transporter.



Tegen zabrał ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Drżącymi ze zdenerwowania rękami otworzył transporter. W następnej chwili był na Ziemi. Ostrożnie wyszedł, w tym momencie transporter zniknął. Był w ziemskim mieszkaniu brata. Drzwi się otworzyły. Stał w nich Fogen i jeszcze jedna osoba. To nie była kobieta.

Tasirius – przedstawił się nieznajomy.
Mamy sobie wiele do opowiedzenia...
Po chwili mężczyźni ruszyli w drogę do najbliższej posiadłości Tasiriusa. Tam otworzyli butelkę dobrego wina i zaczęli sobie wszystko wyjaśniać – o kobietach, o hipnozie, sztuce sugestii, sztuce wprowadzania w błąd, podpuszczania i o innych takich rzeczach. A potem zniszczyli komunikator i nadajnik. Rano wyruszyli w podróż dookoła świata.

drabina

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 4527 słów i 27138 znaków.

Dodaj komentarz