. Pojechaliśmy do sklepu, bo w międzyczasie zadzwoniła mama i powiedziała, że brakuje jej kilku składników do deseru. Podjechaliśmy pod sklep. Stało tam kilku ludzi i nie mogło oderwać wzroku od mojej bryczki. Czułem się dumnie, bo nie dość, że udało mi się upolować taki samochód pop tak niskiej cenie to jeszcze sam go naprawiłem. No ale nic, co dobre szybko się kończy więc musieliśmy wracać już do domu. Gdy dojechaliśmy do domu to mama zapytała mnie:
- Synku no i jak wszystko dobrze z samochodem?
- Tak mamo jest zaj... (i o mało nie powiedziałbym jednego słowa za daleko ) ...super. - odpowiedziałem z podekscytowaniem.
- Pewnie będziesz chciał jeździć nim do szkoły?
- Czy ja wiem, kilka razy się przejadę, ale na pewno nie każdego dnia. Nie wyrobiłbym na benzynę, a przecież on pali jak smok
Mówiąc to widziałem ogromne zdziwienie w oczach rodziców.
- Dobrze mówi! - odezwał się z salonu tata. - Będzie jeździł kiedy będzie chciał, ale najpierw trzeba pozałatwiać sprawy w urzędzie. Trzeba go zarejestrować, a potem opłacić.
Usiedliśmy do stołu. Jedliśmy pyszny obiad przygotowany przez mamę. Tylko tata się spieszył bo o godzinie 15. miał spotkanie z klientem. Na deser był tort do którego razem z tatą dokupywaliśmy truskawki i bitą śmietanę. Po obiedzie mama zaczęła sprzątać, tata poszedł do pracy, a ja do swojego pokoju. Odpaliłem komputer i zacząłem pisać z Nickiem. Opowiedziałem mu o samochodzie. Cieszył się i powiedział, że musimy się nim przejechać. Napisał mi swój adres i powiedziałem mamie, że jadę do kolegi.
- Tylko tam nie głupiejcie tym samochodem. - powiedziała mama.
- Spokojnie, nie jesteśmy dziećmi, mamo. - odpowiedziałem z uśmiechem na ustach.
Za około pół godziny byłem już u Dominika. Wyszedł przed dom i zaczął podziwiać moje cudo. Wsiadł do samochodu i pojechaliśmy zwiedzać okolicę. Opowiadałem mu ile miałem roboty,żeby go poskładać do kupy, odnowić i w ogóle. Pojechaliśmy za miasto, żeby tam trochę przydepnąć i zobaczyć na ile stać moją bryczkę. O ile dobrze obliczyliśmy do setki rozpędza się w około 10 sekund. Wracając podjechaliśmy na pizze. Gdy wjechaliśmy na parking zobaczyliśmy czarne BMW odpicowane na max. Weszliśmy do środka usiedliśmy i Nick pokazał mi, kto jest właścicielem tego sprzętu. Był to Tomek czyli ten gość, o którym głośno był w necie prawie tak samo jak o jego ojcu. Widząc jak wysiadaliśmy wcześniej z samochodu, podszedł do naszego stolika i zapytał?
- Ej nie wiecie czyj ten rzęch stoi na parkingu
Okropnie wkurzony odpowiedziałem mu:
- Mój.
- Nie stać twojego ojca na coś porządniejszego?
- Mój przynajmniej ma coś pod maską, bo widzę, ty stawiasz na bibeloty, którymi go obwieszasz.
Zobaczyłem wtedy, że złość wychodzi mu już uszami Jeden z trzech innych gości siedzących przy jego stoliku zaczął się wtrącać i powiedział:
- Nie miałbyś z nim szans. On położył na łopatki każdego.
- Widocznie tamci byli do bani... - odrzekłem z przekonaniem.
- To może chcesz się zmierzyć?- zapytał z impetem Tomek.
- Nie ścigam się z kimś kto jest słabszy ode mnie. - odrzekłem z uśmiechem na ustach
Dominik oczami pokazywał mi, żebym dał sobie z tym spokój.
- Człowieku zajmij się jedzeniem i ochłoń, bo na razie nasza rozmowa nie ma sensu. - powiedziałem.
- Jeszcze się policzymy... - odrzekł.
We czwórkę wyszli z pizzerii i zaczęli wsiadać do samochodu. Odjechali. Dominik zaczął mi tłumaczyć, że z takimi ludźmi nie ma się co zadawać. Ale na dobrą sprawę nie może myśleć, że każdy w szkole się go boi. Nagle pod pizzerie znowu nadjeżdża Tomek ze swoimi kolesiami. Na początku nie przejmowaliśmy się tym dopóki nie usłyszeliśmy dźwięku zbitej szyby...
Piszcie komentarze i oceniajcie
2 komentarze
Prunella
Czemu przestałeś pisać?
fruds162
Bardzo mi się podoba. Pisz dalej.