Dzienniczek pacjentki cz. 2

-Gdzie są wszyscy-zapytałam.  
-Większość osób jest na zajęciach na 2. piętrze. Ty już też tam powinnaś być. Zostaw swoje rzeczy i chodźmy na górę.  
-Dobrze, ale chciałabym się przebrać.  
-Bardzo proszę. Ja poczekam-odpowiedział sanitariusz szyderczo się uśmiechając.  
-Ale ja będę również zmieniać bieliznę i spodnie.  
-Przykro mi, ale mam obowiązek nie spuszczania Cię z oczu. Jedynym usprawiedliwieniem jest toaleta, ale tam również
wejdziesz po gruntownym przeszukaniu, czy nie masz czegoś niebezpiecznego przy sobie. To kolejna z naszych zasad.  
Znasz więc już dwie. Parę dni w naszym ośrodku i zaznajomisz się ze wszystkimi.  

Sytuacja zrobiła się bardzo niezręczna. Stary, posiwiały facet ma patrzyć, jak przebiera się mała dziewczynka?! A jeżeli to jest zasada wymyślona przez
tego sanitariusza, który chce tylko zaspokoić swoje zboczenie i na widok mojego młodziutkiego ciała od razu zrobi mu się twardo w majtkach? Nie omieszkałam skontrować jego wypowiedzi i w dość ostrym tonie wygłosiłam myśli, które przechodzą mi przez głowę.  

-Może do łóżka również musimy chodzić z opiekunem lub sanitariuszem? A może z oboma na raz?! Taki trójkącik w ramach leczenia upadłej duszy?!  
  
-To ty powiedziałaś. Nikt Cię tu nie zapraszał. To nie jest sanatorium dla starszych ludzi, lecz szpital. A tutaj My ustalamy zasady, a nie Ty moje dziecko.  

-Nie jestem Pana dzieckiem!-wykrzyczałam.  
-A te zasady to chyba ustala Pan w porozumieniu ze swoją niekontrolowaną rządzą-dodałam.  
-Słuchaj. Chciałem Cię powoli wprowadzać w życie szpitala, ale widzę, że ten proces będzie musiał nastąpić szybciej. Przebierasz się, czy nie?
-Tak, przebiorę się... na Pańskich oczach-odpowiedziałam z zażenowaniem. Niech Pan sobie trochę popatrzy-zakończyłam z politowaniem na twarzy.  
-Dobrze. Jeżeli to Pani pomoże, to odwrócę się plecami, choć na co dzień nie wolno mi tego robić.  
-Przynajmniej tyle-odpowiedziałam szeptem.  

Bardzo szybko rozsunęłam suwak w swojej walizce i znalazłam majtki, spodnie oraz bluzkę. Starałam przebierać się najszybciej jak potrafię, ponieważ bałam się, że ten Sanitariusz nagle się odwróci i zobaczy mnie nagą, czego jak przypuszczam, On by bardzo chciał.  

Już-odpowiedziałam.  

Zapraszam, więc Panią do naszej świetlicy-powiedział.  

Sanitariusz chwycił za klamkę i otworzył mi drzwi, jak prawdziwy gentlemen, tak jak mój Tata robił w stosunku do Mamy, choć w tym wypadku bałam się, że będę czuła jego oddech na plecach i wcale niekoniecznie musimy dotrzeć do tej świetlicy. Pamiętam również, że czułam się również, jak kierowca taksówki, który jest instruowany przez pasażera, jak ma dotrzeć pod wskazany adres. Co chwilę słyszałam:

-Lewo
-Prosto
-Prawo

Szedł za mną krok w krok. Jak cień. Doszliśmy (To słowo w jego towarzystwie nie brzmi dobrze), a raczej dotarliśmy do tych wielkich drewnianych schodów, które widziałam po raz pierwszy, gdy pojawiłam się w szpitalu.  

-Ostrożnie-powiedział Sanitariusz. Margaritte "Wypastowała" całą podłogę.  

Kiwnęłam tylko głową i pomyślałam, że Pani Margaritte musi bardzo dużo zarabiać, skoro mam tyle stopni schodów do wypastowania. Wyobraziłam sobie również taką pracę, jako karę w piekle. Wieczne pastowanie niekończących się schodów. Na tą myśl od razu zrobiło mi się niedobrze.  

Schody były bardzo stare. Przy każdym kolejny nastąpieniu, skrzypiały tak głośno, jakby miały się zaraz rozlecieć na tysiąc różnych kawałków. Po ciężkiej przeprawie w górę schodów, wreszcie doszliśmy (Znów użyłam tego słowa) na drugie piętro.  

-Za około 30. metrów po lewej stronie jest sala 202. Właśnie tam znajduje się świetlica, w której odbywają się zajęcia. Idz tam. Przedstaw się i poproś o Johna. Johna Scratlle. To Twój opiekun-Powiedział sanitariusz, czym mnie ogromnie zdziwił. Przecież przed chwilą chciał patrzeć, gdy się przebieram, a teraz pozwala mi przejść samej duży odcinek korytarza. Skąd On wie, czy ja w drodze do tej świetlicy nie wyjmę żyletki z kieszeni i nie pochlastam sobie gęby?! Lub nie skręcę w któreś z drzwi wcześniej i tam się nie zabije? Kurwa, a może wszystkie drzwi są zamknięte? A to jest swego rodzaju test? I każdy go przechodzi, gdy pojawia się po raz pierwszy w szpitalu? Miałam natłok myśli i sama nie wiedziałam, co się do końca dzieje w mojej głowie.  

-A zasady?-Zapytałam sanitariusza.  
-Nadala obowiązują, lecz każdy nowy pacjent szpitala wchodzi do świetlicy sam-odpowiedział z dość wymowną miną.  

Naprawdę, wtedy już nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Jednak, tak jak Tata zawsze powtarzał do snu: "Jeżeli nie wiesz, co myśleć idz prosto przed siebie, a Bóg rozjaśni Twoją drogę". Samobójczyni, która liczy na to, że Bóg jej pomoże w trundej chwili? Przecież to niedorzeczne-pomyślałam. Jednak zwróciłam krok w kierunku świetlicy, co chwilę oglądając się za siebie, czy sanitariusz nadal znajduje się w miejscu, w którym przed chwilą i ja byłam. On jednak stał niewzruszony, nasłuchując moich kolejnych kroków. Sprawiał wrażenie superbohatera, który w przypadku, gdy coś niedobrego się wydarzy On za chwilę będzie przy mnie, mimo, że była to ostatnia rzecz, której chciałam w tamtym momencie.  

CDN

Wojtas89

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 940 słów i 5417 znaków.

3 komentarze

 
  • EduardTomson

    Z ładem i składem. Dobre, jednym słowem :)

    19 lut 2013

  • Delfin

    ciekawe zapraszam do siebie

    19 lut 2013

  • Gość

    Bardzo mi sie podoba :D czekaam na czesc dalszą

    19 lut 2013