Czy marzyłeś kiedyś o tym, by posiadać klucz, który otwiera wszystkie zamki? Co byś zrobił, jakie drzwi byś otworzył? Ja, gdybym posiadał ten przedmiot, wykonany zapewne z dziwnego, plastycznego metalu, w konsystencji przypominający rtęć z rozbitego termometru, wykorzystał bym do celów bardzo prymitywnych - włamanie. Tobie pewnie również przychodzi do głowy pomysł włamania się, na przykład do banku - wypchania kieszeni pachnąca gotówką. A może pomyślałeś by kluczem tym otworzyć drzwi atrakcyjnej sąsiadki, by wkraść się do jej intymnego życia - podglądać nocne wybuchy namiętności, nieposkromione żądze, orgie miłości. Tak, o tym też pewnie pomyślałeś. W pierwszej chwili również nawiedziły mnie wizje wkradania się do cudzych domów, ale szybko je przegoniłem, nie dałem się nimi zawładnąć. Podglądanie lub wypychanie kieszeni banknotami było by bardzo prymitywnym i głupim wykorzystaniem właściwości owego narzędzia. Klucz, który otwiera wszystkie drzwi, wszystkie tajne skrytki. Skup się i pomyśl - wszystkie. Mógłbyś poznać tajemnice dostępne tylko dla ludzi z cienia, odkryć przerażające prawdy, stać się panem tajemnic. Ja już wiem jakie drzwi bym otworzył. Wielu już próbowało otworzyć te tajemnicze wrota, lecz kończyli jako szaleńcy. Lekko tylko uchylili wrota, końcem języka liznęli prawdy, ale nigdy nie poznali niepoznawalnego. Słuchaj.
Wyciągam z kieszeni klucz - miękki i srebrzysty. Przede mną drzwi. Podnoszę rękę, zamykam oczy i wymacuję dziurkę, w którą to z drżeniem rąk wkładam klucz. Cisza. Nie przekręcam, waham się. Czy aby dobrze robię otwierając te wrota do nieznanego? Trudno, decyzja podjęta. Słychać szczęk zamka. Drzwi otwarte. Wyjmuję klucz i z powrotem chowam do kieszeni. Moja ręka powoli wędruje w stronę klamki. Lekko naciskam zimny kawałek metalu. Powoli otwieram drzwi. Przez szparę przedostaje się blade światło. Drzwi uchylają się mocniej. Mogę już zajrzeć do środka. Czy powinienem tam wchodzić? Może nie przemyślałem tego do końca. Przecież to może źle się dla mnie skończyć. Marzyłem o absolutnym poznaniu, lecz ta wiedza może mnie zniszczyć, pomieszać mi zmysły. Z drugiej strony, otrzymałem możliwość poznania niepoznawalnego. Trzeba wykorzystać ten dar. Czy wiedza może zabić? Jeżeli nie zaryzykuję, to się tego nie dowiem. Zamykam oczy. Boję się. Chowam się za powiekami, lecz wiem, że strach i tak nie minie. Podnoszę prawą nogę, lekko wysuwam ją do przodu, pochylam się. Za nią rusza lewa noga. Słyszę jak bije moje strwożone serce. Jestem już w środku. Otwieram oczy.
Znalazłem się w ciemnym pokoju. Nie potrafię określić jak duży on jest. Ściany pokryte są ciemnością. Tylko gdzieś po środku stoi stół, a na nim świeczka. Płomień tańczy swój taniec śmierci. Stoję wpatrzony w ogień. Podchodzę do stolikach. Odgłos moich kroków rozchodzi się głucho po nagich ścianach przeszywając jak strzała złowrogą cisze.
Jestem już koło stolika. Moją twarz oblewa blade światło. Wyciągam rękę by chwycić świecę. Kim jesteś? Czego pragniesz? Emocje. Ból. Przeznaczenie. Szepty. Chyba nie jestem tutaj sam. Mój strach wzrasta. Chcę odwrócić głowę, ale się boję. Kim chciałbyś być? Odwracam się. Ciemność. Nikogo tam nie ma. Szepty również umilkły. Może to moja fantazja, urojenia spowodowane strachem? Biorę głęboki wdech i liczę do dziesięciu. Uspokoiłem się. Chwytam świeczkę. Gorący wosk parzy mi dłoni. Idę w stronę drzwi. Podchodzę do ściany. Nie ma, nie ma drzwi. Zniknęły. Jak ja się teraz wydostane? Moje myśli plączą się. Blask świecy pada na czarną ścianę, a tam... pojawił się obraz w drewnianej, zdobionej ramie - pustkowie, ciemnoczerwona, spękana ziemia, w oddali zgarbione, suche, białe drzewo. Przesuwam świece w bok by zobaczyć dalszy ciąg obrazu. Zimny, szary głaz. Na nim siedzi jakaś postać w obdartej koszuli. Przybliżam świecę. Wygląda na starego karła. Jego twarz...nie ma twarzy. Tam gdzie powinny być oczy są czarne dziury. Nos, usta - nie ma tego, jest skóra naznaczona znakiem czasu. Karzeł bez twarzy, suche, pomarszczone pustkowie, umarłe drzewo. Skąd wziął się tutaj ten dziwny obraz? Przecież jak wchodziłem to nic tutaj nie wisiało. A może w ciemności zgubiłem orientację i to nie jest ta ściana, na której powinny znajdować się drzwi? Odwracam się i idę w drugi koniec pokoju.
Przechodzę koło drewnianego stolika. Już jestem koło ściany, lecz tutaj też nie ma drzwi. Jest natomiast kolejny obraz. Tym razem to portret - piękna, blada kobieta, czarne lokowane włosy opadają na ramiona, jej oczy przypominają dwa, zimne kryształki lodu. Chyba kiedyś widziałem tą kobietę, ale teraz nie jestem sobie w stanie przypomnieć gdzie i kiedy. Kim ona jest? Niezwykłe są jej usta - krwistoczerwone, soczyste jak dojrzała pomarańcza. Aż człowiek ma ochotę skosztować tej czerwonej słodyczy, zatopić zęby, wpić się w soczyste wargi. Patrzy na mnie tymi swoimi lodowatymi oczami, aż poczułem przeszywające zimno. Cały drżę. Chaos. Niepokój. Śmierć. Zmartwychwstanie. Znowu te szepty. Ktoś tutaj musi być. Odwracam szybko głowę, lecz nikogo nie ma. Jestem tylko ja i dama z obrazu. Przekręcam głowę w stronę obrazu. Cóż to? Blada dama zniknęła. Teraz wisi na jej miejscu inny obraz - łąka, kwiaty, bezchmurne, błękitne niebo, strumyk płynie sobie wesoło. Tylko ten koń, a raczej końskie zwłoki. Białe, tłuste robaki zjadają rozkładające się końskie ciało. Wyłażą z oczodołów, z nozdrzy. Powoli konsumują padnięte zwierze. Odraza. Przerażenie. Wolność. Zniewolenie. Gnicie. Znowu te szepty. Kręci mi się w głowie. Coraz głośniej. Zaraza. Obłąkanie. Forma. Miłość. Seks. Pierdolenie. Orgia. Ciało. Choroba. Psychopata. Psychoza. Zbrodnia. Mord. Gwałt. Ucieczka. Prześladowanie. Ciemność. Chaos. Przyszłość. Wieczność. Marność. Czas. Otchłań. Czerń. Pustka. Nicość. Śmierć.
Dodaj komentarz