- Dwa piwa, tylko tyle – Mówiłem, zanim włożyłem do ust kolejną łyżkę pomidorowej.
Madzia siedziała naprzeciwko mnie przy małym stoliku i w skupieniu słuchała tłumaczeń. Widziałem że mi wierzyła.
- Tylko... nie wiem co się stało. Naprawdę. Nigdy bym nie ćpał. Obiecałem chłopakom.
- Nie próbowałeś gadać z Kamilem? – zapytała spokojnie.
- Próbowałem. Ale nie wierzy mi. I wyjebał mnie z domu na dodatek – Skończyłem jeść.
Wyszedłem na ganek. Moje włosy mokły, deszcz nie ustępował.
Kontemplowałem chwilę podwórko i szukałem w swojej głowie odpowiedzi na durne pytania. Jak, czemu, po chuj...
Walnąłem pięścią w barierkę i przygryzłem wargę, czując jak moje powieki powstrzymują płacz.
Nie zrobiłem nic... Nie chciałem nikogo skrzywdzić... A los postanowił nagle spieprzyć mi życie
Spuściłem wzrok, opierając się rękami o drewnianą balustradę. Czułem się chujowo.
Usłyszałem otwieranie drzwi. Magda wyjrzała.
- A jakbym ja zadzwoniła do Kamila?
Troszczy się o mnie, doceniam to. Ale bądźmy realistami.
- To nic nie da skarbie. Już mnie skreślił – wysyczałem. Flustracja we mnie wzrosła. Tak naprawdę, nie miałem nic. Domu, rodziny, pieniędzy, pracy... zero.
- Ja pierdole – Podniosłem głowę, widząc pojedyncze krople deszczu rozbijające się na ziemi. Byłem skupiony na wyluzowaniu sie, jednak to nie takie proste.
-Skarbie... – Usłyszałem ten słodki mruk tuż obok mojego ucha. Magda objęła mnie ramieniem.
Dodała mi otuchy, zrobiło mi się cieplej. Ale to nic, sytuacja przez to się nie poprawi.
- Kocham cię – powiedziałem, dotykając czołem jej czoła – Ale nic nie możesz zrobić.
- Będe z tobą, nie ważne co się stanie – zamrużyła oczy, tuląc się do mnie.
- Chce tylko wyplątać się z tego gówna – powiedziałem cicho, głaszcząc ręką tył jej głowy. Była taka spokojna i czula, podczas kiedy ja rozwalałem wszystko wokół siebie i niszczyłem jej psychikę. Pewnie wczoraj się o mnie bała.
- Nie skrzywdzę cię więcej, obiecuje – wyszeptałem do jej ucha. Czując mój ciepły oddech, nabrała rumieńców na twarzy.
Wróciliśmy do domu. Byłem świadomy że mam brudną twarz i muszę się odświeżyć. Kamil nieźle mnie skopał, jednak przy Magdzie już tego nie czuje. Jest jak narkotyk i paracetamol.
Stojąc nad umywalką, zdjąłem swoją koszulkę. Wpatrywałem się w włosy w nieładzie i zmarnowanego chłopaka w lustrze. Wyglądam jakbym przeszedł przez piekło i wrócił. W sumie tak było.
Skorzystałem z prysznica. Ciepła woda potrafiła mnie odprężyć. Zmyła brud, lecz wspomnień niestety nie usunie. Masowałem moje ramię na którym widniał duży siniak. Na policzku także lecz tego nie dotykałem. Za bardzo bolał.
Na klapie sedesu przygotowałem sobie ubrania. Kamil wsadził mi kilka do plecaka.
Założyłem czystą czarną koszulkę, czarne dżinsy i bieliznę. Zostałem w swoich Jordanach gdyż butów nie znalazłem w plecaku.
Gdy nadszedł wieczór, Magda leżała na kanapie i czytała książke. Przykryta kocem, zrelaksowana. Usiadłem obok jej stóp.
- Dobrze że ten dzień już się kończy – powiedziałem sam do siebie.
- Jutro może coś wymyślimy – powiedziała, nie dorywając wzroku od liter.
- Wątpie, jestem na dnie a drabiny ani śladu... – burknąłem z widoczną na twarzy obojętnością wobec siebie. Było mi wszystko jedno, jakbym zginął nic by się nie stało.
- Kochanie – Magda odrzuciła lekturę i położyła dłoń na mojej szyi – Nie możesz się poddać.
- A co mam robić? Pójść do chłopaków i się wykłócać?! – zapytałem zirytowany. Ogniki błyskały w moich oczach, ogniki wściekłości.
- Na przykład... – powiedziała tak słodko, ze stoickim spokojem który po chwili udzielił się mnie.
Z głową na oparciu, patrząc w sufit przyznałem jej rację. Znów czytała, kiedy rzekłem " Chyba tak zrobię”.
Spojrzała na mnie, jej wzrok nabrał radości. Usta lekko się uśmiechnęły.
- Ale to jutro – powiedziałem, nakrywając się kocem i szukając pilota od telewizora na stoliku.
Koło 22 ułożyliśmy się na tej kanapie. Obejmowałem Magdę ramieniem, będąc bez koszulki. Naprawdę, byłem jej wdzięczny że nie zwraca uwagi na mój transseksualizm. Taką ją kochałem.
Dodaj komentarz